Kochanków rozmowy… cz. 4

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Ponieważ moje, trwające już półtora roku, życie w związku obfituje w codzienną porcję dialogów, które uwielbiam, jakiś czas temu zaczęłam prowadzić na swoim fejsbukowym profilu cykl „Kochanków rozmowy”. Ponieważ cieszy się on dużą sympatią i popularnością wśród znajomych, postanowiłam publikować go w postaci blogowych wpisów.
Wybór takiego właśnie tytułu, jak zwykle u mnie, nie był przypadkowy, lecz głęboko przemyślany. Podkreśla dwie rzeczy, bez których udany związek nie istnieje: nieplatoniczność relacji oraz rozmowę. Mam w ogóle wrażenie, że rozmawiamy ze sobą bezustanNie, nawet milcząc, choć już słyszę uchem wyobraźni przytyki Kochanka, że ja milczę zdecydowanie rzadziej. Niech Mu będzie!

Zapraszam na kolejny, czwarty już, wpis „Z cyklu kochanków rozmowy”.

☎️ Z cyklu telefoniczne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy przez telefon…

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
Wysłałam Kochankowi swoją sesję fotograficzną do szykowanego właśnie wpisu blogowego [to znaleziony w fejsbukowych wspomnieniach dialog sprzed roku]:
– Na tym zdjęciu wyglądasz jak Sienkiewicz.
– HENRYK? 😱😱😱
– KRYSTYNA! 😒😒😒
#Uff #KamieńZSerca #DoWyboruByłJeszczeKuba

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Sorry, że to tyle trwa – mówię, czekającemu na mnie w samochodzie już od kwadransa Kochankowi, mimo że wyszłam tylko na chwilę do sklepu, – ale nie uwierzysz, co się stało. Nie! Nie! Nie wstawaj, co robisz? Kładź się z powrotem!
– Słucham? 🧐
– Nie, sorry, to nie było do Ciebie! Kurczę, no bo taka sytuacja… Idę do sklepu, a tam na chodniku leży facet. Oczywiście inni też idą i go widzą, ale nie reagują, więc pada na mnie. Próbuję do niego zagadać, ale nie reaguje, leży za to w pozycji bocznej bezpiecznej i widzę, że oddycha, a w ręku trzyma papier toaletowy, więc na wszelki wypadek wolę nie podchodzić za blisko. Dzwonię na 112 i mówię, że jest najprawdopodobniej pijany, ale nie umiem ocenić, czy potrzebuje karetki, czy wystarczy policja. Miła pani mówi, że posyła patrol, ja go zostawiam i idę szybko do sklepu, a teraz wracam i widzę, że się podnosi i chwiejnym krokiem idzie, a patrolu ciągle nie ma.
– 😂😂😂
– Co? Kurczę, powiedzieć mu, żeby się położył z powrotem?
– 🤣🤣🤣
– Ej no, to sytuacja beznadziejna, a Ty się ze mnie śmiejesz…
#WKońcuNicMuNiePowiedziałam #ZnaczyTemuCoCudowniePowstał #IBądźTuDobryDlaLudzi

🛒 Z cyklu sklepowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy w sklepie…

Z cyklu sklepowe kochanków rozmowy…
– Bierzemy fryty? – pyta w Biedrze retorycznie Kochanek.
– No jacha! 🍟🍟🍟 A Ty zlałeś już poprzedni tłuszcz z frytownicy?
– Zlałem.
– Wow! 😍 Serio? 🤔 Kiedy? 🧐
– No… Miałem to zrobić, ale… zlałem.
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #IJakGoNieUwielbiać #ZnakZapytania

🚗 Z cyklu samochodowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy w samochodzie…

Z cyklu samochodowe kochanków rozmowy…

Planujemy zjechać z autostrady i na pasie do zjazdu, będącym jeszcze autostradą, wleczemy się za grupką samochodów z prędkością 30 km/h. Kochanek nie wytrzymuje i zadaje pytanie retoryczne:
– Kto tam, k…, napier…la z taką prędkością, że aż można buty zgubić?
🤣🤣🤣 #NoKto #ZnakZapytania

Z cyklu samochodowe kochanków rozmowy…
Jedziemy do Castoramy i zachwycam się kolorami drzew…
– Jak pięknie! Ta trasa jesienią przypomina mi wyprawę na egzamin z prawa jazdy. W sumie… o każdej porze roku mi ją przypomina 🤷‍♀️
– 🙉🙉🙉
#MożeNiePowinnamMuTegoMówić #BoNigdyNieDaMiPoprowadzić #ZaCzwartymPodejściem #AleZdałam #Plus #LataBrakuDoświadczenia

Z cyklu samochodowe kochanków rozmowy…
– O, Brzeszcze… – mówi z zawadiackim uśmiechem Kochanek, kiedy dojeżdżamy do tychże.
– Przyznaj się, że jak jedziesz sam, to do niej wpadasz.
– Zawsze!
– Wiedziałam! Wiedziałam, że mnie z nią zdradzasz 🙉 W sumie trudno się dziwić, to tak bardzo Twój docel 🤷‍♀️ Wiek, aparycja… No i… cyc jest…
– … broszka jest!
– Wiedziałam!
🙊 #WyszłoSzydłoZWorka

👟 Z cyklu spacerowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy na spacerach…

Z cyklu spacerowe kochanków rozmowy…
Drogę przebiega nam kot.
– Jejku, popatrz jak on przebiera tymi nogami. Ma cztery, a zobacz, jaki synchron! To w sumie, jak się zastanowić, takie niesamowite! – stwierdzam, zachwycona.
– Chyba rozumiem, czemu Ci się to nie mieści w głowie.
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #PiłDoMojejGracji #ARaczejJejBraku #Złośliwiec

Z cyklu spacerowe kochanków rozmowy…
– Czasem jak ktoś mnie wk…i – zaczyna Kochanek, wstając z drewnianego leżaka – to bym mu jeb…ł, ale jak sobie pomyślę, że mógłbym nie trafić, przewrócić się, a potem nie móc wstać, to mi się odechciewa 🤷‍♂️
#StaryCzłowiek #INieMoże

Z cyklu spacerowe kochanków rozmowy…
Zachwycona złotą polską jesienią w pewnym podhalańskim raju, macham do stojących daleko krów 🐄🐄🐄…, nie zauważając stojącego przy nich rolnika.
– Weź, bo zaraz pan pomyśli, że jemu machasz – zaczyna Kochanek – i przyjdzie Cię wydoić!
🤣🤣🤣 #Hmm #ToByłobyCałkiem #Intrygujące

Z cyklu spacerowe kochanków rozmowy.
– Przybyli z pałami pod okienko… – intonuje Kochanek.
– Ooo! Dokładnie takiego pornola kiedyś widziałam!
– 😒😒😒 Ja o policji akurat śpiewałem 🙄🙄🙄
– A, to nie. To takiego nie widziałam 🤷‍♀️
#KażdemuMożeSięCzasemPomylić #ChoćMnieSięAkurat #MyliZawsze

☕ Z cyklu poranNe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy rano…

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– A kto to jest Ixa Ygreka? – pytam, widząc nowego lajka pod naszym wspólnym zdjęciem na fejsie od osoby, której ze znajomych z Kochanka, których mi kiedyś przedstawiał, nie pamiętam.
– Nie wiem, podbiła do mnie. Mam coraz więcej znajomych, których nie kojarzę. Wiesz, tak to jest, jak zaczynasz być popularny…
– Nie no, rozumiem, ale żeby zaraz podbijać do mojego chłopaka zamiast do mnie?… 🤔🧐🤨
#MożeDlategoNieDoMnie #ŻeJakCośWydaMiSięPodejrzane #ToOdRazuBlokuję #APodejrzane #WydajeMiSięNaOgół #Wszystko 🤷‍♀️

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Przeglądam swoją pato biblię, czyli wielką, 900-stronicową „Psychopatologię” i postanawiam:
– Nie przeczytam raczej wszystkiego od deski do deski, ale na pewno przeczytam w całości dział poświęcony lękom i zaburzeniom seksualnym, choć ten drugi może nie w całości, bo…
– … mogłoby tam być coś o braku seksu, a to Cię przecież nie dotyczy – kończy za mnie Kochanek.
🤣🤣🤣 #ChodziłoMiOTranspłciowość #AleWSumie #CoRacja #ToRacja

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Co to dokładnie są gonady? Można powiedzieć, że „ale masz fajne gonady”, czy to raczej coś, co jest w środku? – pytam, leżącego w dezabilu Kochanka.
– Był taki serial „Gonady Tygrysa”.
– 🤣🤣🤣
– Czekaj, sprawdzę dokładnie w Wikipedii – Kochanek wyjmuje komórkę. – I ch…j, przekrój meduzy! 🙈 No k..a mać, a chciałem sobie coś pooglądać!
🤣🤣🤣 #MaPrzecieżMeduzę #CzyMeduzaToPies #ZnakZapytania

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– To smutne – stwierdzam po wiadomości o śmierci Colina Powella. – Ile miał lat?
– Nie wiem nawet, dużo – odpowiada Kochanek. – Ale to nieistotne, bo generalnie nic przecież nie trwa wiecznie.
– Ojej… – mówię zasmucona, wtulając się w Kochanka i deklarując – ale Ty na zawsze pozostaniesz w mojej pamięci…
– 😒😒😒 Sp…alaj, nigdzie się nie wybieram!
😌😌😌 #Uff #Spróbowałby

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Ja, opracowując stylizację do blogowego wpisu [kolejny znaleziony w fejsbukowych wspomnieniach dialog sprzed roku]: :
– Na przykład Syrenka Arielka, jaki byś jej zrobił kolor ust, żeby była wiarygodna?
– A kto to jest Syrenka Arielka?
– Yyyy, no postać z bajki…
– Mnie się to skojarzyło z facetem sprzedającym niemiecką chemię z Syreny Bosto na targu.
🤣🤣🤣🤷🤷🤷 #Dobra #CoDoNaszychDzieci #OnWeźmieNaSiebieEdukację #GeograficznąBiologicznąChemicznąFizycznąIHistoryczną #AJaOgarnęBajki

🫖 Z cyklu popołudniowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy po południu…

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– To, że kobiety oskubują mężczyzn po rozwodzie, to nie stereotyp, tylko często fakt – wyjaśnia mi nieseksistowskość pewnego dowcipu Kochanek.
– W sumie masz rację, tak często się zdarza.
– Inna sprawa, że to mężczyźni doprowadzili do tego, że niektóre kobiety nie mają kariery i siedzą z dziećmi w domu.
– Też prawda.
– Plus często prawa do opieki nad dzieckiem sądy automatycznie przyznają matce, a nie ojcu, co też nie zawsze jest fair.
– No pewnie, że nie jest! Ja bym Ci od razu oddała prawa do opieki nad dziećmi!
– No właśnie, k…a, wiem… 🙉🙉🙉
#Chciał #ToMa #KobietęIdealną

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Patrz! – proszę Kochanka. – Dziś weszłam na wyższy level miłości i kiedy Ci zabrakło, to… oddałam Ci swój własny makaron z talerza! 😊😊😊 Inna sprawa, że trochę z poczucia winy, że nałożyłam Ci mniej niż sobie… no ale Ci oddałam.
– Wow… Czy jestem pierwszym mężczyzną, z którym dzielisz się jedzeniem?
– Hmm… no w sumie tak. I znaj moje wielkie serce, bo choć pisałam, że miłość to nie ból, to jednak… był to ból….
– Jezu, jaką Ty będziesz matką? – zapytał Kochanek, po czym sam sobie odpowiedział – … najedzoną!
🤣🤣🤣 #ParentsFirst #HappyWifeHappyLife #ChoćToJednakNieOTym #AleBlisko #Tak #JakByKtoPytał

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Dobra wiadomość jest taka, że znalazłem kluczyki do samochodu, więc nie muszę kupować nowego, żeby do Ciebie wrócić – zwierza mi się Kochanek.
– Och! To doskonała wiadomość! ❤
– Tak, będę się musiał z tym rupieciem męczyć jeszcze kilka lat.
– Ej, nie mów tak o mnie!
🤷‍♀️🤷‍♀️🤷‍♀️ #NoNiechNieMówi

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Piszę recenzję tegorocznej WJ, do czego studiuję swoje notatki oraz książkę programową. I dzielę się z Kochankiem:
– Przeczytam Ci, jak ładnie opisał swój utwór kompozytor z tego poniedziałkowego koncertu ze stołami. Nazywa się SukJu Na.
– Jak? Fuck You Too?
– 🤣🤣🤣
🙈🙈🙈 #ŻartZNazwiska #Najgorzej #INajlepiejRównocześnie

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Widzę, że Kochanek bez słowa wpatruje się w jeden punkt. Dopytuję więc:
– Ej, wszystko dobrze?
– Tak. Tylko głośno myślę.
🤣🤣🤣 #NoIDopiero #SięWystraszyłam

🍻 Z cyklu wieczorne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy wieczorem…

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…

– Wiesz, nawet mi się podoba, że staliśmy się w tym roku abstynentami – zwierzam się Kochankowi, bo początki naszego związku obfitowały we wzmożone wspólne picie. – W sumie bycie abstynentem z Tobą jest tak samo fajne, jak bycie alkoholikiem, a wychodzi taniej 🤷‍♀️
– 🤣🤣🤣 Dokładnie!
#DomowyBudżetZGumyNieJest

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
– Kurczę, właśnie doznałem olśnienia! – stwierdza Kochanek.
– Dajesz! Może się nam to uda spieniężyć!
– Nie no, tego właśnie nie spieniężymy. Raczej dostaniemy jeszcze większej depresji… 🤷‍♂️
#Super #TegoMiByłoTrzebaWłaśnie #WPaździerniku

🛏 Z cyklu nocne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy w nocy…

Z cyklu nocne kochanków rozmowy…
Kiedy wchodzę do naszej alkowy, Kochanek już śpi, więc nachylam się nad Nim, szepcząc Mu do ucha:
– Dziękuję, że jesteś 😘
– Dziękuję… – zaczyna odpowiadać mi przez sen.
– 😍 🥰 🤩
– … że mnie budzisz.
#NaJawie #CzyWeŚnie #NiezmienNieSarkastyczny #ZaToTeżGoUwielbiam #ChoćCzasami #JednakPomimoTego

🤯 Z cyklu o snach kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy też o… moich snach…

Z cyklu o snach kochanków rozmowy…
– To nie fair! – oburzam się zaraz po obudzeniu ja.
– Jeszcze śpisz i bredzisz, czy już się obudziłaś? – sprawdza Kochanek.
– Nie, bo wynajmowaliśmy taki dom, czy kanciapę, czy tam coś. I on mi powiedział, że jeśli ja będę chciała uprawiać z nim seks, to muszę mu zapłacić 140 zł (a to potem w ogóle się okazało, że 160 zł), a z kolei gdyby on chciał ze mną, to to będzie 20 zł i on już je płaci w czynszu!
– 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣
– Ej, co się śmiejesz! Czuję się wydy…na… w dodatku podwójnie 😠😠😠
– 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣
#ZeroWsparcia #AToNaMaksaNieFairByło #DoTerazCzujęNiesmak

P.S. A kiedy nie rozmawiamy, włączamy na pełny regulator naszą ulubioną płytę Kur (którą onegdaj Kochanek wydał w swojej wytwórni) i śpiewamy razem np. tę piosenkę:

Co znaczy „kochać siebie”?

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Pod jednym z wpisów dostałam od swojego wiernego Czytelnika komentarz, który mocno mnie poruszył. (Właściwie nastąpiła wymiana kilku komentarzy.) Nie naruszę tajemnicy korespondencji, cytując fragmenty, bo nasze wiadomości znajdują się w dostępnym dla wszystkich miejscu, jednak celowo nie będę go wskazywać.

Co znaczy „kochać siebie”? Jestem sam, samotny źle mi z tym, ale wszyscy mówią „pokochać siebie”. Ok, ale co to znaczy? Wydaje mi się, że to o coś innego chodzi. Ja nie potrafię znaleźć tego włącznika, aby ktoś mnie pokochał. […] chętnie przeczytam, jak Ty to widzisz. Mam blokadę, której kompletnie nie rozumiem. Nawet nie potrafię do tego podejść od jakiejś strony. To straszne uczucie. To jest tak, jak bym nie mógł dokończyć puzzli, bo brakuje mi tego jednego kawałka. Samotność to straszne uczucie. To ból, który trudno opisać. Brak dotyku drugiej osoby. Podłe odczucie. Czekam aż napiszesz.

– napisał Czytelnik

Bardzo mi przykro. Myślę, że ten ból jest często interpretowany jako brak innej osoby, ale tak naprawdę nikt oprócz nas samych nie jest w stanie wypełnić naszej pustki. Szukamy na zewnątrz, ale rozwiązanie jest w nas samych. Też wpadam w tę pułapkę i bycie w niej w związku jest jeszcze gorsze niż samemu, bo przerzucamy na partnera nierealne oczekiwania, których nie może spełnić. Rozwiązaniem naszej samotności nie jest drugi człowiek. Postaram się stworzyć jakiś wpis o tym.

– odpowiedziałam

Minęło trochę czasu. Z różnych powodów pomysł napisania o tym, jak się pokochać i co to w ogóle znaczy, zaczął mi się wydawać swoistą ironią losu, zważywszy na stan psychiczny, w jakim się znalazłam. Z drugiej strony poruszający komentarz, w którym wyczułam oprócz zdumiewającej otwartości i szczerości także bezradność, bezsilność oraz wołanie o pomoc sprawił, że nie umiałam przejść obojętnie wobec dość jednak jasno wyartykułowanej prośby o wpis. Spróbuję sprostać.

💊 Jesienna deprecha

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Zacznę od obniżenia nastroju, stanów lękowych i depresyjnych, na które prawie wszyscy jesteśmy podatni podczas tej pięknej, ale trudnej dla naszej psychiki pory roku. Chociaż to pozornie nie na temat, jednak na przykład towarzyszące nam od dłuższego czasu poczucie samotności może się nasilać i sprawiać wrażenie przeszkody, z którą sobie sami nie poradzimy. Prawda jest natomiast taka, że rzeczywiście możemy sobie nie poradzić sami, ale nie z samotnością (lub każdym innym przytłaczającym nas problemem), tylko ze stanem psychicznym, z którym trzeba się po prostu udać do lekarza. Wszyscy do znudzenia powtarzają, więc powtórzę i ja: jeśli złamiemy nogę, boli nas ząb lub drastycznie pogorszy nam się wzrok, idziemy do lekarza. Niektórzy z nas mają może pewne opory, ale większość jest jednak zgodna, że nie ma co ze złamaną nogą leżeć i dywagować, czy przypadkiem samo nie przejdzie. Raczej wiemy, że nie przejdzie. Zdrowie psychiczne jest mniej oczywiste, niedużo o nim wiemy, być może czasem boimy się – nie umiejąc się przecież sami zdiagnozować – czy nasza sytuacja się już kwalifikuje do odwiedzenia psychiatry, czy jeszcze nie. (Mnie długo powstrzymywały takie właśnie opory.) Analogicznie mogę tylko napisać, że idąc do internisty z objawami przeziębienia rzadko kiedy zakładam, że to na pewno grypa, albo na pewno angina. Nie wiem. Często to ani jedno, ani drugie. Jednak jeśli moje samopoczucie utrudnia mi codzienne funkcjonowanie, a w dodatku boję się, że kogoś tym zarażę, wolę sprawdzić. Nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby internista mnie wyśmiał, że przychodzę do niego z głupotą.
Myślę, że jeśli jest w nas „trudny do opisania ból”, który nie trwa dzień czy dwa, ale dłuższy czas, to nawet, jeśli go sobie racjonalizujemy (chociażby tym, że jesteśmy sami), warto odwiedzić psychiatrę i sprawdzić, czy to, co się z nami dzieje, mieści się w jakiejś normie, czy nie. Mądry psychiatra nie tylko przypisuje leki, jeśli stwierdzi, że są one pacjentowi potrzebne, ale też potrafi wskazać odpowiednią terapię. A jeśli trafimy na kiepskiego (ja się trochę naszukałam w życiu), nie poddawajmy się i szukajmy do skutku.

Załączam krótki filmik o tym, o czym napisałam wyżej, który nagrałam i zamieściłam na swoim kosmetycznym fanpage’u:

oraz piosenkę z jednej z najciekawszych polskich płyt „P.O.L.O.V.I.R.U.S.” Kur:

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

💊 Miłość

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Co znaczy „kochać siebie”? Myślę, że problem z odpowiedzią na to pytanie jest taki, że dla każdego prawdopodobnie znaczy trochę co innego. Staram się nie dawać ludziom rad, bo wiem, że to, co mi służy, nie musi wcale służyć drugiemu człowiekowi. Spróbuję więc opisać swoje własne doświadczenia.

Ok, ale co to znaczy? Wydaje mi się, że to o coś innego chodzi. Ja nie potrafię znaleźć tego włącznika, aby ktoś mnie pokochał. […]

– napisał w cytowanym wyżej komentarzu Czytelnik

Zdaję sobie sprawę, że sformułowanie: szukaj w sobie, nie poza sobą może zabrzmieć jak wyświechtany frazes. W dodatku bez dogłębnego jego zrozumienia, niezwykle trudny do wprowadzenia w życie. Bardzo mądrze mówi o tym Iyanla Vanzant, warto jej posłuchać:

Wracając jednak do treści komentarza, ten włącznik jest w każdym z nas i miłość innych osób jest czymś w rodzaju bonusu, a nie celem samym w sobie. Uświadomienie sobie tego jest bolesne, bo przewraca do góry nogami nasze dotychczasowe myślenie, ale mogę obiecać, że jak już sobie wszystko poukładamy w ten nowy sposób, doświadczymy szczęścia, jakie nam się nawet nie śniło.
To, co mnie najmocniej poruszyło w słowach Czytelnika, to krzyczące z nich poczucie samotności i braku. Jestem przekonana, że sposobem na najtrudniejsze nawet problemy jest zmierzenie się z nimi. Innymi słowy, jeśli czujemy samotność, nie umniejszajmy jej, ale spróbujmy się w nią właśnie zagłębić. Odpowiedzmy sobie na pytanie, jak ją interpretujemy. Czym dla nas jest (mogę zagwarantować, że dla każdego będzie czymś nieco odmiennym). Najlepiej spiszmy to sobie na kartce; w punktach. Potem zastanówmy się, jak każdy z tych punktów można rozwiązać. Jeśli marzymy o królewiczu na białym koniu czy zafascynowanej nami królewnie, odbieramy sobie możliwość rozwiązania tego problemu lub raczej zaspokojenia tej potrzeby we własnym zakresie, bo cały ciężar naszego szczęście przerzucamy na kogoś, kto ma przyjść i nam je dać, a takie myślenie prowadzi do budowania związków toksycznych. Jeśli rozłożymy poczucie samotności na czynniki pierwsze, szybko zobaczymy, że niektóre z naszych potrzeb da się zrealizować szybciej niż inne. Jeśli brakuje nam kontaktu z ludźmi, spróbujmy częściej wśród nich przebywać (lokale, grupy dyskusyjne lub nawet grupy wsparcia), a jeśli nie mamy takiej możliwości, poszukajmy jej w internecie. W mediach społecznościowych jest wiele wartościowych grup tematycznych, gdzie możemy spotkać osoby podzielające nasze pasje lub światopogląd. Jeśli brakuje nam głębszych rozmów z drugim człowiekiem, a nikogo takiego nie mamy w pobliżu i to nas frustruje oraz obniża nasze samopoczucie, warto sprawdzić możliwości psychoterapii dostępnej dla osób w naszym miejscu zamieszkania (w Ośrodku Interwencji Kryzysowej można uzyskać bezpłatną pomoc, nawet nie posiadając ubezpieczenia). Czy to alternatywa dla kawy z przyjacielem czy długo wyczekiwanej randki? Oczywiście nie, ale jeśli za naszym poczuciem samotności stoją poważniejsze problemy np. w nawiązywaniu relacji, dobry terapeuta to wychwyci i zaproponuje terapię dostosowaną do naszych potrzeb (ewentualnie odeśle nas tam, gdzie dostaniemy fachową pomoc).
Zdefiniowanie miłości własnej wymaga od nas zdefiniowania, czym w ogóle jest dla nas miłość do drugiej osoby. Często łatwiej nam się nad tym zastanowić dopiero, kiedy odpowiemy sobie na pytanie, kim jest ta osoba oraz kim jest dla nas. W tym miejscu odsyłam do tekstu „Kim jestem”, w którym opisałam wspaniałe ćwiczenie zaproponowane przez wspomnianą Iyanlę Vanzant, pomagające nam samym się zdefiniować. Skoro mamy się pokochać, musimy się najpierw lepiej poznać.
Na ogół też niestety traktujemy siebie gorzej niż innych, więc myślę, że pierwszym krokiem do wprowadzenia w życie tej enigmatycznej miłości własnej może być zmienienie stosunku do siebie na taki, jaki mielibyśmy do kogoś, kogo byśmy kochali.

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

💊 Czułość

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

W dzisiejszym, bardzo z wielu powodów podzielonym, świecie brakuje czułości. Na mnie stres związany z toksycznymi zachowaniami innych ludzi bardzo mocno oddziałuje i potrafi zaburzać moją samoocenę. Nauczyłam się nie oceniać już, czy to dobrze, czy źle, czy powinnam mieć tak, czy siak. Czy powinnam to i tamto zmienić, czy nie. Mam tak i już. I teraz posiadając tę wiedzę na swój temat, staram się podchodzić do siebie sama z maksymalną łagodnością i czułością. Efektem ubocznym tego zachowania jest zresztą umocnienie własnej samooceny i większa odporność na to, na co nie mam wpływu.
W tej chwili całkowicie wyeliminowałam nazywanie siebie i w żartach, i w myślach słowami obraźliwymi i przemocowymi (co się kiedyś zdarzało: „ależ idiotka ze mnie!”, „jestem głupia, totalnie zapomniałam”, „widać nie starczyło mi intelektu”). Jestem mądra period. Jestem inteligentna period. A czasem coś mi nie wyjdzie, tak jak bym chciała (lub jak ktoś by sobie życzył), o czymś zapomnę, czegoś nie skojarzę na czas – każdy miewa gorszy dzień. Dziś jestem na tyle wrażliwa na dowalanie sobie samemu, że interweniuję nawet, jak ktoś w moim towarzystwie robi to sobie. Może psuję zabawę, może go peszę czy wysadzam z siodła, ale z serdecznym uśmiechem, proszę:

Nie mów takich rzeczy o sobie w moim towarzystwie. Bardzo źle się z tym czuję.

Na ogół atmosfera na chwilę wtedy gęstnieje, ale trudno. Wierzę, że wzbudzam swoją postawą w ludziach chociaż chwilową refleksję.
Nie mam już problemów z przemocowym zwracaniem się do siebie, ale w momentach stresu bywam sobą zniecierpliwiona i wtedy wychodzą ze mnie wszystkie poupychane w podświadomości nieprzyjemne odzywki innych na mój temat. Kiedy zaczynam się lekko besztać, popychać czy pospieszać w myślach, szybko już to wychwytuję i zarządzam natychmiastowy reset. Przywołuję wszystkie swoje nNi do porządku, głęboko oddycham i przytulam sama siebie (nie, to nie jest ani głupie, ani śmieszne). Rozumiem, że im jest mi trudniej, tym łagodniej i czulej muszę sama do siebie podejść. Zmiana sposobu mówienia do siebie (nawet w myślach) jest zmianą ogromną, otwierającą nas nie tylko na samych siebie, ale też na innych ludzi.

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

💊 Pokarm

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Wydaje mi się też, że jakąś formą miłości własnej jest zadbanie o odpowiedni pokarm zarówno dla naszej duszy, jak i naszego intelektu, bo to sprzyja rozwojowi. Co dokładnie mam na myśli? Przede wszystkim świadomą selekcję wszelkich treści, które przyswajamy i dbałość to, by były wartościowe. U mnie punktem zwrotnym była całkowita rezygnacja z oglądania telewizji (a ponad rok temu również z posiadania telewizora). Stopniowo, rezygnując z tego nośnika, zaczęłam też rezygnować z telewizyjnych propozycji dostępnych w internecie. Dziś oglądam wyłącznie bardzo starannie wyselekcjonowane przez siebie treści, które wzbogacają moją wiedzę z różnych dziedzin (często równocześnie pomagając mi przyswoić język obcy), pobudzają do myślenia lub mają walory artystyczne. Siedzenie przed telewizorem to pozwalanie się karmić gotową, ogłupiającą papką (nawet, jeśli włączymy go w celu obejrzenia konkretnego filmu, dopadną nas prędzej czy później reklamy). W internecie to my decydujemy, co chcemy, a czego nie chcemy oglądać.
Kolejnym ważnym pokarmem są książki, które czytamy i sztuka, której doświadczamy (płyty, filmy, sztuki plastyczne). Ich zadaniem jest nie tylko dostarczanie rozrywki i wypełnianie naszego czasu; dobrze, by w nas coś zasiewały, pobudzały do refleksji, rodziły w nas zachwyt lub przeciwnie – obrzydzenie czy bunt. Ambitna literatura i sztuka ma wielką moc. Warto podejść do niej z pokorą, odrzucając snobizm (lub lęk o to, że zostaniemy o niego posądzeni) i mając na uwadze wyłącznie własny rozwój.
Pokarmem są także ludzie, jakimi się otaczamy. Ograniczajmy sobie czas z tymi, z którymi czujemy się źle, którzy są toksyczni i wpływają na nasze samopoczucie negatywnie (czerpmy z tego lekcje, bądźmy za nie wdzięczni, ale póki nie uda nam się złapać potrzebnego dystansu, dawkujmy sobie ich towarzystwo). I, analogicznie, dążmy do tego, by spędzać więcej czasu z tymi, którzy pomagają nam wzrastać.
Mnie osobiście bardzo pomogło też odstawienie fast foodów, takich jak: plotki czy ocenianie. Z plotkami łatwo poszło, bo nigdy nie byłam nimi specjalnie zainteresowana, ale dziś nie zdarza mi się już też bezmyślnie klikać w jakieś nastawione na klikalność nagłówki (co łączy się również z bardziej świadomym korzystaniem z internetu). Nie odpowiadam też na pytania: Co u kogoś?, Z kim się spotyka?, Dlaczego się rozstał? nawet – a może przede wszystkim – kiedy znam na nie odpowiedź. Wychodzę z założenia, że nie jest moją rolą przekazywanie dalej ekscytujących fragmentów z czyjegoś życia. Chętnie za to wyciągam telefon, wybieram numer do omawianej osoby, by sama, jeśli sobie życzy, odpowiedziała na nurtujące innych pytania. Mnie nie nurtują.
Z ocenianiem sprawa ma się o tyle gorzej, że niektóre rzeczy zostały nam wdrukowane w dzieciństwie i trudno się od tych złych nawyków zupełnie uwolnić, ale próbuję. Jeśli złapię się na ocenianiu kogoś lub siebie samej, z dużą wyrozumiałością i spokojem próbuję sobie przypomnieć, jak bardzo świat jest zróżnicowany i nieoczywisty, wobec czego jak bardzo nasze prywatne oceny są oderwane od rzeczywistości obiektywnej, jeśli ta w ogóle istnieje.

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

💊 Akceptacja

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Akceptacja siebie, ale też punktu, w którym się chwilowo znajdujemy to chyba najtrudniejsze zadanie, bo wymaga od nas zdjęcia wszystkich filtrów, przez które patrzymy na świat – np. takiego, że potrzebujemy drugiej połówki, że dopiero czyjaś bliskość nas dopełni, czy że samotność jest naszym przekleństwem. To, że naprawdę możemy tak myśleć i czuć to jedno, ale to, że są to jedynie filtry, które mogą nam przesłaniać prawdę, to zupełnie inna sprawa.
Mój tata, który był jedną z najmądrzejszych osób, jakie znałam, zawsze mi powtarzał:

Nie będziesz szczęśliwa w związku, jeśli nie nauczysz się być szczęśliwa sama ze sobą.

– Józef Patkowski

Zawsze mi się te słowa podobały, ale minęło bardzo wiele lat, zanim zrozumiałam, co naprawdę oznaczają. Tylko my sami wiemy (czasem ta wiedza jest głęboko ukryta i musimy trochę się jej w sobie naszukać), jak się uszczęśliwić i co nam służy. Jeśli przerzucimy to na drugą osobę, która takich kompetencji nie ma, to w najlepszym wypadku będziemy rozczarowani, że nie dostajemy od niej tego, czego i tak nam nie może dać, a w najgorszym zostaniemy wykorzystani (świadomie lub nieświadomie).
W moim życiu momentem przełomowym było rzeczywiście spotkanie Drapieżnika, a potem dalszy z Nim rozwój wypadków, ale wcale nie dlatego że mnie dopełnił. Wręcz przeciwnie! Dopiero, kiedy zrozumiałam, ile jest we mnie siły, jak bardzo zintegrowana ze sobą potrafię być i jak bardzo umiem sobie wyobrazić swoje życie samej już do końca bez czekania na księcia z bajki, żalu, frustracji czy poczucia braku spełnienia, okazało się, że Drapieżnik jest właśnie TYM CZŁOWIEKIEM. Nawet się jakoś specjalnie z tego powodu nie ucieszyłam, bo poczułam barkami wyobraźni spadający na mnie właśnie ciężar odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale też (w połowie, ale zawsze) za związek, w który wchodzę. Dziś jednym z fundamentów naszej relacji jest świadomość odrębności i to, że w chwilach słabości oczywiście się wzajemnie wspieramy, ale pamiętając o tym, że słabość i zależność to sytuacje przejściowe, a zdrowy związek to nie dwie połówki, tylko dwie odrębne, samostanowiące całości.
Innymi słowy, jeśli wiemy, co jest zdrowe, łatwiej wychwycimy to, co takie nie jest, żeby móc się wyleczyć. Zdrowa nie jest ucieczka od samego siebie w ramiona innego człowieka (jeśli sami ze sobą nie wytrzymujemy, on z nami nie wytrzyma tym bardziej). Zdrowa jest taka relacja z samym sobą, w której nie będziemy odczuwać żadnego braku i pustki. Zbudowanie jej jest możliwe. A jeśli, już uleczeni i szczęśliwi sami ze sobą, poznamy kogoś również wewnętrznie zintegrowanego i poczujemy się gotowi na stworzenie związku, to pięknie. Jednak wtedy będziemy go chcieli, a nie potrzebowali. Wszystko, czego potrzebujemy mamy w sobie!

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

P.S. Na deser łączę magiczną piosenkę Björk.

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Kochanków rozmowy… cz. 3

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Ponieważ moje, trwające już ponad rok, życie w związku obfituje w codzienną porcję dialogów, które uwielbiam, jakiś czas temu zaczęłam prowadzić na swoim fejsbukowym profilu cykl „Kochanków rozmowy”. Ponieważ cieszy się on dużą sympatią i popularnością wśród znajomych, postanowiłam publikować go w postaci blogowych wpisów.
Wybór takiego właśnie tytułu, jak zwykle u mnie, nie był przypadkowy, lecz głęboko przemyślany. Podkreśla dwie rzeczy, bez których udany związek nie istnieje: nieplatoniczność relacji oraz rozmowę. Mam w ogóle wrażenie, że rozmawiamy ze sobą bezustanNie, nawet milcząc, choć już słyszę uchem wyobraźni przytyki Kochanka, że ja milczę zdecydowanie rzadziej. Niech Mu będzie!

Zapraszam na kolejny wpis „Z cyklu kochanków rozmowy”.

☎️ Z cyklu telefoniczne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy przez telefon…

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Właśnie tak patrzę na moje łóżko – wyznaje Kochanek – i stwierdzam, że się rozlatuje. Muszę mu dokupić nowe drewniane poprzeczki pod materac, żeby goście nie narzekali.
– Aaaa! W apartamencie na górze, który wynajmujesz! Bo już myślałam, że psuje Ci się Twoje łóżko i się przestraszyłam, że to za sprawą Twoich ciężkich kochanek.
– Moje ciężkie kochanki nie weszłyby po schodach na ostatnie piętro. Jednak kobiety po osiemdziesiątce generalnie mają problemy z chodzeniem 🤷‍♂️
#ZnaczyZTychŻyjących

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Dobra, to ja zadzwonię, jak dojdę – mówię, idąc coś Kochankowi załatwić.
– Ty zawsze dochodzisz… 🥴
– I zawsze dzwonię! 🤷‍♀️
– 🤨🤨🤨
#ZawszeDzwonię #KomunikacjaToPodstawa

 Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…

– Zacznij od najprostszego, żeby Ci było łatwiej – radzę zawalonemu ogromem zadań do wykonania Kochankowi.
– Może od samobója?
– Ej, nie śmieszą mnie takie żarty. Znaczy śmieszą, ale nie o Tobie. Nie chcę Cię w ogóle tracić, a już zwłaszcza w taki sposób…
– Dobra, przyznaj, że przemawia przez Ciebie pragmatyzm – wiesz, że nie znajdziesz nikogo, kto zmywa, jak ja!
– Bardziej zastanawiałam się nad przykrą koniecznością praktykowania w takim wypadku nekrofilii, ale ze zmywaniem też masz w sumie rację 🤷‍♀️
#MiłośćWarunkowa #JestZaBardzoDemonizowana

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– I serio mnie tak ukradkiem macniesz na Warszawskiej Jesieni? 😍 – pytam Kochanka.
– Tam, zaraz ukradkiem! Na samym środku filharmonii Cię macnę! A swoją drogą ostatnio jakiś prokurator na golasa wszedł do sklepu, więc pewnie, gdybym się rozebrał w filharmonii i zaczął do Ciebie dobierać, ludzie wzięliby mnie po prostu za członka PiS-u 🤷‍♂️
– No, gdyby ktokolwiek wziął Cię za członka PiS-u, to musiałabym przemyśleć, czy nadal bym chciała, żebyś się do mnie dobierał 🤷‍♀️
#NoMusiałabym #JednakSąGranice #TrzebaSięSzanować

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Wiesz, ja naprawdę dostrzegam Twoją wyjątkowość. Objawia się to też świadomością, że jest z Tobą czasem ciężko.
– Czy w ten zawoalowany sposób wytknąłeś mi właśnie moją wagę? 😱😱😱
– Ojprdl… 🙉🙉🙉
#NoCo #WszyscyDoradzają #SzczerąKomunikację #ToWolałamDoprecyzować

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
Kochanek odkrywa zdecydowane polepszenie swojego życia towarzyskiego od jakiegoś czasu.
– Można nawet zaryzykować tezę – zaczynam, – że wszystko zaczęło się w Twoim życiu idealnie układać, od kiedy jesteś ze mną!
– To NIE JEST wszystko…
🤣🤣🤣 #UwielbiamJegoZachowawczość

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Jeśli to dla Ciebie nie problem, że jeszcze będziesz mieć w samochodzie mnie i mój bagaż, to rzeczywiście spotkajmy się w 3City i pojedźmy razem – ustalam ja.
– Nie no, po prostu nie będę się, jak zazwyczaj, zatrzymywać przy każdej prostytutce, tylko poproszę o pomoc Ciebie 🤷‍♂️
Deal! W tych niepewnych czasach lepiej oszczędzać pieniądze!
– 🤣🤣🤣🙈🙈🙈 Dealdo! Twój pragmatyzm mnie powala.
#NoCo #ZnakZapytania #TrzebaDbaćODomowyBudżet

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Kurczę, zastanawiam się teraz, jak to ująć, żeby zabrzmiało sensownie…
– Nie uda się 🤷‍♂️ – sprowadza mnie na ziemię Kochanek.
#OnToZnaMnieJakZłySzeląg

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Wiesz, fantazją wielu mężczyzn – uświadamia mnie Kochanek – jest świat, w którym wszystkie kobiety, które oni uważają za niesamowicie atrakcyjne, uchodzą za przeciętne i dzięki temu łatwiej im je zdobyć, mając mniejszą konkurencję.
– No to przecież tak całe życie miałeś właśnie! 🤷‍♀️
– Próbujesz być złośliwa? 🤨
– Nie, raczej pokazuję Ci, że spełniłeś fantazję wielu mężczyzn 🤷‍♀️
– Jak się czujesz, podobając mi się?
– Próbujesz być złośliwy? 🧐
– Nie próbuję – jestem 🤷‍♂️
– 🤣🤣🤣 Czuję, że dzięki mnie, nie spełniasz już tej fantazji 🤷‍♀️
#ŻebyBawićSię #ŻebyBawićSię #ŻebyBawićSięNaCałego

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
Planuję opowiedzieć Kochankowi o moim przedwarszawskojesiennym zakupie eleganckiego płaszcza za… 35 zł (😍😍😍). I zaczynam:
– Wiesz, szukałam jakiegoś eleganckiego okrycia na jesień…
– … już ja Ci uwierzę – przerywa mi Kochanek, – że akurat eleganckiego okrycia szukałaś! Przecież Cię znam i wiem, że tak naprawdę szukałaś eleganckiego odkrycia!
#NoNieDaSięUkryć #ATakNaprawdęToSzukałamKrycia #NiekoniecznieEleganckiego #ChociażJednakNie #NieSzukałam #LubięLumpexy #AleBezPrzesady

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– No i co powiedziała pani doktor? – dopytuję.
– Że mam anginę. Dostałem antybiotyk.
– Oj, Bidaku mój 😟 Pamiętaj tylko, żeby wziąć ten antybiotyk do samego końca, nawet jak się będziesz czuć już lepiej.
– Ej no, głupi nie jestem! Wiem przecież, że antybiotyk to nie byle dziewczyna, którą można w każdym momencie rzucić 🤷‍♂️
– Och, to zupełnie jak ja! Jestem jak antybiotyk – to takie romantyczne… 😍😍😍
#JestemNiczymNaturalnyWtórnyProduktMetabolizmuMikroorganizmów #KtóryDziałającWybiórczoWNiskichStężeniach #WpływaNaStrukturyKomórkowe #LubProcesyMetaboliczneInnychOrganizmów #HamującIchWzrostIPodziały #JestemTeżJakCzosnek #TylkoPrzyjemniejPachnę

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Idę cykać fotki, mam na sobie stylizację. Mogę Ci się pokazać na Messengerku?
– Jasne!
– Czekaj, ale jesteś sam?
– Hmm… To masz na sobie stylizację, czy nic na sobie nie masz?
– Nie no mam, tylko…
– Tylko co?
– Tylko zapomniałam założyć bluzki…
– Zapomniałaś? Tak przypadkiem? Dlaczego mnie to nie dziwi?
#NoZapomniałam #AleBezNiejOkazałoSięDocelowoFajniej

🛒 Z cyklu sklepowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy w sklepie…

fot. Marianna Patkowska

Z cyklu sklepowe kochanków rozmowy…
– Brać te pomidory? Bo są z czosnkiem – wykazuję się przedkoncertową czujnością ja.
– Ch…, że z czosnkiem, gorzej, że są z papieżem! 😱
– 🤣🤣🤣 Z jakim papieżem? 🤣🤣🤣
– No co jest tam na etykiecie? Nie zamach na papieża?
🤣🤣🤣 #NoIMusiałamJeWziąć #NibyBiedra #APrawieJakPocztaPolska

🚗 Z cyklu samochodowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy w samochodzie…

Z cyklu samochodowe kochanków rozmowy…
Jedziemy przez Bieruń. Kochanek, patrząc przez okno:
– „Galeria mebli”, „Świat obuwia”, „Solarium Sahara”, k…wa, ikonografia copywritingu, normalnie!
🤣🤣🤣 #NieDaSięUkryć

Z cyklu samochodowe kochanków rozmowy…
Wyprzedzamy rozkraczony na środku ulicy samochód z przyczepą. Przyglądam się kierowcy i stwierdzam:
– Pan ma chyba ze 150 lat. Tyle, co ta przyczepa.
– Nie no – prostuje Kochanek. – Przyczepa jest dużo młodsza!
– Hmm… Stary pan z młodą przyczepą… Brzmi znajomo…
🤷‍♀️ #No #Brzmi

Z cyklu samochodowe kochanków rozmowy…
– A odwiedzimy Tymańskiego? – dopytuję ja.
– Pewnie tak, zwłaszcza, że za kilka dni ma urodziny.
– O, pięćdziesiąte trzecie?
– Tak.
– Kurczę, szkoda że już wyrzuciłam świeczki w kształcie trójki i piątki, którymi oblecieliśmy rok temu najpierw moje trzydzieste piąte, a potem Twoje pięćdziesiąte trzecie urodziny… 😒
– Wbijemy mu pięćdziesiąt trzy zapałki. „Pierwsza, by zobaczyć twoje usta, druga, by zobaczyć twoje oczy…” – zaczyna intonować Kochanek.
– … chyba nie chciałabym dojść do pięćdziesiątej trzeciej zapałki… 🙈🙈🙈
#ZCałymSzacunkiem #IMiłościąDoTymona #Ale #NoNieChciałabym

🎼 Z cyklu warszawskojesienNe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy na Warszawskiej Jesieni…

Z cyklu warszawskojesienne kochanków rozmowy… Kochanek, jako jeden z najstarszych (stażem) wegetarian w tym kraju, zapytany przez znajomą, czy wszyscy wegetarianie i weganie mają potrzebę naśladowania mięsnych smaków, odpowiada:
– Jestem z tych, którzy nie zadowalają się substytutami.
– Na co jestem najlepszym przykładem! – stwierdzam, dumnie prężąc pierś… jedną i drugą.
#Substytutka #DoMojejŻony

Z cyklu warszawskojesienne kochanków rozmowy…
– Ale jak to Cię podrywał w łazience? W sensie, że Cię zaczął obłapiać tu i tam? – dopytuję po queerowym koncercie Kochanka.
– Nieee, no co Ty! Uśmiechnął się do mnie w łazience, a mężczyźni na ogół nie uśmiechają się do siebie w łazienkach, więc uciekłem.
– Ty to naprawdę jesteś jakimś dzikusem…
– Tak, powinienem zostać. Może miałbym swój pierwszy seks z kompozytorem.
Fair enough, ja już miałam. … Z niejednym 🤷‍♀️
#INiejeden #KompozytorToZawszeWyższyLevel #OdTam #Kogoś

Z cyklu warszawskojesienne kochanków rozmowy…
– Może to zabrzmi zarozumiale, ale gdybym przysiadł fałdów, mógłbym stworzyć naprawdę bardzo dobry i wartościowy utwór – stwierdza podczas braw Kochanek.
– Masz rację!
– Naprawdę? 😲
– Tak – to zabrzmiało zarozumiale.
– 🤣🤣🤣
🤷‍♀️ #JestTakiPrawdomówny

☕ Z cyklu poranNe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy rano…

Z cyklu poranne kochanków rozmowy….
Omawiamy mój blogowy wpis dotyczący dyskryminacji. W trakcie rozmowy Kochanek stwierdza:
– Nie każdy rodzi się ze świetnym mózgiem. Są tacy, którzy dostali od losu mózg republikański i muszą nad nim po prostu więcej pracować 🤷‍♂️
#OjSąTacy #OjMuszą

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– To nie wygląda dobrze – kończy swój wykład o zostawianych przeze mnie do ostygnięcia odpadach biologicznych (torebki po herbacie i wyściskane cytryny) w zlewie Kochanek.
– A wiesz, co wygląda dobrze?
– Co?
– Moje cycki! – odpowiadam, podnosząc koszulkę.
– Nie próbuj mnie rozpraszać!
– Nie próbuję – rozpraszam!
🤷‍♀️ #MuszęWymyślićCośNowego #BoCałeŻycieMogęNaTymNiePojechać #AleNaRazieDziała

Z cyklu z Tymańskim poranne kochanków rozmowy…
– A gdyby tak – snuje wizje Kochanek – zapisać się do PiS-u i zarabiać na byciu w ich szeregach grube hajsy…?
– To się, Kochanie, nazywa „prostytucja” – podsumowuję.
– Cholera, to też? 😒
– No i Ci wyjaśniła 🤷‍♂️ – stwierdził Tymański.
#ZDrugiejStronyChybaRozsądniejSięProstytuowaćZaPieniądze #NiżZaDarmo #AleWSumieNieWiem #BoNieMaWTejKwestiiDoświadczenia

🫖 Z cyklu popołudniowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy po południu…

fot. Marianna Patkowska

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Och, jak słodko – mówię ja. – Zobacz, ta kurka wygląda zupełnie jak chłopczyk z penisem… Albo tam… matka z córką…
You are sick
#AMówiąŻeSeksToZdrowie

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Ty to masz taki mózg – zachwycam się mózgiem Kochanka ja, – że chciałabym go tak wyjąć, ucałować i włożyć z powrotem…
– Sp…alaj, Hannibalu Lecterze!
🤣🤣🤣 #JakOnUmiWWołacze

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Czy często inne dzieci nie chciały się z tobą bawić? – pyta, nie bez złośliwości, Kochanek.
– 😯 To tam były też inne dzieci? 😱🤣
#Kurczę #MusiałamNieZauważyć

🍻 Z cyklu wieczorne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy wieczorem…

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Ustalając jutrzejsze pranie, pytam:
– Kochanie, czy te jeansy…
– … mogą kłamać?
– Chyba nie 🤷‍♀️ 🧐 🤔
#PralkaJużWie #JużZnaTęHistorię

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Kochanek wychodzi z łazienki w turbanie… Więc mu mówię, zachwycona:
– Wyglądasz tak pięknie… jak ten… no, ten… z tego głupiego serialu, co go nigdy nie widziałam… Jak on się nazywał? Nie „Korona królów”, tylko…
– Koronawirus?
– Nie! 🤣🤣🤣 Wiem! „Wspaniałe stulecie”! Co prawda… ten aktor przypominał też odrobinę Macierewicza, ale…
– … nic więcej nie mów…
🤷‍♀️🤷‍♀️🤷‍♀️🤣🤣🤣 #ToCzasemNajlepszaRada

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
– Wiesz, Ty naprawdę powinieneś jeździć po kraju z odczytami – mówię ja. – Opowiadałbyś ludziom o życiu po wypadku, swoim uszkodzeniu mózgu i powrocie do zdrowia.
– No nie wiem… Pewnie wyszedłbym na mównicę i powiedział: „dzień dobry, chętnie bym państwu coś odczytał, ale przez uszkodzenie mózgu nie pamiętam liter” 🤷‍♂️
– No ja bardziej myślałam, że to będzie coś w stylu: „przeżyłem i powiem wam jedno – życie nie ma sensu” 🤷‍♀️
#TakCzySiak #ZOdczytamiPowinienJeździć #WyczuwamPotencjał

🤯 Z cyklu o snach kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy też, zazwyczaj przez telefon, o… moich snach…

Z cyklu o snach kochanków rozmowy…
– Śniło mi się – mówię ja, – że byliśmy w Rosji i miałeś przyjść na spotkanie ze mną, ale się spóźniałeś i w końcu, jak przyszedłeś, to cały posiniaczony z podbitym okiem, bo ktoś Ci zajechał drogę, więc się z nim biłeś. Mógłbyś się nie bić z nikim w Rosji?
– Mogę Ci obiecać, że nie pojadę do Rosji. Bo gdybym pojechał, to właśnie po to, żeby kogoś pobić 🤷‍♂️
Fair enough!
#JeśliJesteścieCiekawi #JakieToUczucie #OcalićPutina #PowiemŻe #DosyćMieszane

Z cyklu o snach kochanków rozmowy…
– Ale miałam sen!
– 😱😱😱
– Śniło mi się, że byłeś w dwóch osobach i ja bardzo chciałam być i z Tobą, i z Tobą równocześnie. Bo jeden Ty dawał mi jedzenie i seksy, a drugi Ty dawał mi tylko seksy. No i nie mogłam się zdecydować, z którym wolę być. I zaczęłam płakać…
– Hmm… Jeden ja dawał Ci jedzenie i seksy…
– Tak!
– A drugi tylko seksy.
– Tak!
– I ty zrezygnowałaś z pracy z seksuologiem? …bo dietetyka do tego nie dołączymy…🤔🤷‍♂️🙉
#NoZrezygnowałam #NoNieDołączymy #ChoćNieWiemNadCzymSięWTymŚnieZastanawiałam #BoJednakCoJedzenie #ToJedzenie #NieMaToTamto

P.S. A kiedy nie rozmawiamy, improwizujemy razem w BOTO:

Kochanków rozmowy… cz. 2

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Ponieważ moje, trwające już ponad rok, życie w związku obfituje w codzienną porcję dialogów, które uwielbiam, jakiś czas temu zaczęłam prowadzić na swoim fejsbukowym profilu cykl „Kochanków rozmowy”. Ponieważ cieszy się on dużą sympatią i popularnością wśród znajomych, postanowiłam opublikować go w postaci blogowego wpisu.
Wybór takiego właśnie tytułu, jak zwykle u mnie, nie był przypadkowy, lecz głęboko przemyślany. Podkreśla dwie rzeczy, bez których udany związek nie istnieje: nieplatoniczność relacji oraz rozmowę. Mam w ogóle wrażenie, że rozmawiamy ze sobą bezustanNie, nawet milcząc, choć już słyszę uchem wyobraźni przytyki Kochanka, że ja milczę zdecydowanie rzadziej. Niech Mu będzie!

Miesiąc z maleńkim haczykiem temu umieściłam pierwszy wpis „Kochanków rozmowy…”, ale że rozmawiamy cały czas, postanowiłam utworzyć odrębną blogową kategorię „Z cyklu kochanków rozmowy”, w której sukcesywnie będą się pojawiać kolejne części naszych dialogów.

☎️ Z cyklu telefoniczne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy przez telefon…

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
Kochanek dzwoni do mnie, kiedy słucham podcastu kryminalnego, więc na wszelki wypadek się upewniam:
– Nie chcę nic sugerować, ale… tak zupełnie hipotetycznie oczywiście… JAK weźmiemy ślub, to nawet jak się napijesz, nie będziesz mnie podczas wesela (czy tam, czegoś) dusił, a potem nie zepchniesz mnie ze schodów…
🤨🤨🤨 Yyyy, no nie.
– … razem ze swoją mamą?
– Aaa, że z matką jeszcze?! 🙉 Nie uradzę 🤷‍♂️
#WolałamZapytać #NoAleTrudno #NieMożnaMiećWszystkiego #Plus #JakoKobietaPoPrzejściach #OrazKobietaZPrzeszłością #ZnamTeKlimaty

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– I nie zapomnij do psychiatry zadzwonić! – rzucam na odchodne.
– Do jakiego, k…, psychiatry?
– Znaczy neurologa. Jejku, pomyliło mi się, bo to lekarz też od głowy jest. Tak czy siak, zaraz po naszej rozmowie zadzwoń i się umów, żeby nie zapomnieć.
– Przecież jest niedziela… 🤨
– Aaaaa! To nie dzwoń dziś, bo się nie dodzwonisz! Widzisz, jak to dobrze, że mnie masz?
– … jakiego, k…, psychiatry? 🙉🙉🙉
#MożeDoMojego #Właśnie #DobrzeŻeSobiePrzypomniałam #AleNieDzisiaj #BoJestNiedziela #ISięNieDodzwonię

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Możesz mówić – instruuje mnie, odbierając ode mnie telefon Kochanek, – ale głupoty, żebym nie musiał ich słuchać, bo robię właśnie księgowość i jak się j…nę, to będzie słabo.
– Ej! Ale ja zawsze mówię głupoty i mam nadzieję, że ich słuchasz…
– No widzisz… nie zawsze 🤷
#BiednejToZawszeWiatrWOczy #ŻycieJestPełneRozczarowań

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Wiesz, odkąd w pracy rzadziej bywa mój ukochany piesek, tak jakby bardziej za Tobą tęsknię – zwierzam się Kochankowi.
– O, czyli gdyby pies był tam częściej, tęskniłabyś za mną mniej?
– Kurczę, szybko się uczysz mojego sposobu zadawania pytań. Ale ja też się szybko uczę Twoich na nie odpowiedzi, więc ujmę to tak: „tego nie powiedziałam” 🤷‍♀️
#NoNiePowiedziałam #AleDojrzałamDoSzczeniaka

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy.
– Jejku, ale Ty jesteś mądry – zachwycam się mądrością Kochanka ja.
– Jak ja sobie pomyślę, jaki ja jestem, k…, mądry, to… aż mi się nie chce myśleć…
#NaJegoMiejscuMiałabymTakSamo #OhWait #PrzecieżJestemNaJegoMiejscu

Z cyklu poranne telefoniczne kochanków rozmowy…
Omawiamy badania okresowe, przypominam sobie o konieczności wybrania się do endokrynologa, na co Kochanek poleca mi kogoś:
– Jest najlepszym specjalistą w Europie!!! … co prawda od krów, ale to też ssaki 🤷‍♀️🙉🙉🙉 #CzyOnMiWłaśniePowiedziałŻeJestemGruba #ZnakZapytania #NoAleCoPrawdaToPrawda #ZTymSsaniem #ZnaczySsakiem

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– A kochasz mnie ta…
– Kocham!
– …ką jaką jestem?
– A, taką jaką jesteś? A, to nie!
🤣🤣🤣🙈🙈🙈
#CałeSzczęścieŻeDoprecyzowałam #BoŻyłabymWNieprawdzie

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Ej, no przecież niska jestem!
– Jesteś najwyższą dziewczyną, jaką miałem.
– No skoro wybierałeś się na łowy po krainie liliputów, to nie dziwota 🤷‍♀️ Mam metr 69 (😈 przypadek? 😈). Modelką mogłabym zostać dopiero za 6 centymetrów 🤷‍♀️
– No i całe szczęście, że nie zostałaś modelką! Już widzę te memy z Twoich upadków, bo „nie trafiłaś w wybieg” 🙉
🤣🤣🤣 #CoRacjaToRacja #ZgrabnośćRuchów #IGracja #NieSąMoimiNajmocniejszymiStronami #AleMamZaToŚwietnyBiust #INieZawahamSięGoUżyć

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
Poirytowany Kochanek:
– Kupiłem ekspres do kawy. Ma funkcję wyświetlania w siedmiu językach. K…a, ekspres poliglota, a nie umie kawy zrobić!
#MyślęŻeMimoWszystko #WartoDocenićJegoWalory

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Hej! Jak masz bułkę i kroisz ją na dwie części, to… jak nazwać każdą z nich? – pytam Kochanka.
– 😳😳😳 No… górna połowa bułki i dolna połowa bułki… 😳😳😳
– I tak ludzie serio mówią?
– Yyyy, no tak.
– A, ok, dzięki.
#MójŁącznikZeŚwiatem #TrudneŻyciePisarza #ProzaŻycia #TakaSkomplikowana

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
Zaczęłam terapię online i opowiadam Kochankowi, że w odróżnieniu od innych terapeutów, ten robi notatki, co jest ważne, zwłaszcza na początku.
A na to Kochanek, racjonalnie:
– Może też ma uszkodzenie mózgu?
🤣🤣🤣🙈🙈🙉 #JakOnJużCośPowie #BoPamiętacieŻeMiałWypadek #IPoważneUszkodzenieMózgu #Prawda #ZnakZapytania

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
Kochanek w delegacji, więc jako kobieta idealna załatwiłam mu nocleg… Wiem już, że muszę się trochę podciągnąć w tej kwestii, bo chyba znalazłam mu najgorszą dziurę do spania na całym Śląsku. No więc dzwonię do niego rano.
– Cześć, nie przeszkadzam?
– Czekaj! Laski, sio mi z tu z łóżka! Hej, już nie!
– … mówiłeś do karaluchów?
#ZJakiegośPowodu #WydałoMiSięToLepszymScenariuszem #NiżMówienieDoSiebie

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Chciałabym – odpowiadam na jakieś nieistotne pytanie Kochanka.
– „Ssałabym, ssała” – intonuje mi przez telefon piosenkę Formacji Nieżywych Schabuff Kochanek. – Wiesz, w ogóle przeróbmy ten tekst i zróbmy parodię. Ja się przebiorę za takie wielkie prącie.
– A ja za wielkie usta!
– Ciekawe tylko, gdzie wypożyczyć kostium wielkiego prącia i wielkich ust 🤔
– Kurczę, nie chcę Cię martwić, ale to mi przypomniało taką scenę z filmu „I kto to mówi”, kiedy John Travolta i Kirstie Alley śpiewają i tańczą nad swoim dzieckiem z deską klozetową, a ono tak na nich patrzy i myśli: „mam rodziców głupków” 🤷‍♀️
– Spoko, nasze będzie śpiewać ”Jeb…tych rodziców mam” 🎶🎶🎶
🤣🤣🤣 #NaBankTakWłaśnieBędzieŚpiewać #ObyCzysto #PoMnie #IRytmicznie #PoKochanku

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Już po? I jak? Kupiłeś wszystko w Biedrze?
– Nie no, jeszcze trochę w niej zostało 🤷‍♂️
🤣🤣🤣 #CałeSzczęście #Kupuj #IDajKupowaćInnym

☕ Z cyklu poranNe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy rano…

Z cyklu poranne  kochanków rozmowy…
– Kurczę, właśnie poznałam nowy psychologiczny termin: „regres psychiczny” . Polega to na tym, że kiedy jakaś sytuacja przypomni ci traumę z przeszłości, to cofasz się emocjonalnie do wieku, w którym spotkało cię coś złego – np. lat 5, 7 czy 12… To tyle tłumaczy u mnie w ogóle! Wow! – opowiadam Kochankowi.
– Czy Ty nie mogłaś mi na początku związku dać jakiejś instrukcji obsługi do Siebie? 🙉
– W sumie… mogłam, ale się bałam, że jak ją przeczytasz w całości, to nie będziesz już chciał ze mną być…
– Wiesz, dla takich cycków jestem w stanie wiele wytrzymać.
– Naprawdę?
– No a nie widzisz, ile już dla nich wytrzymałem?
– W sumie racja 🤷‍♀️
#PrzedmiotoweTraktowanieJestZaBardzoDemonizowane #ACzasemJestReceptąNaUdanyTrwałyZwiązek #BoŻeMózgMamŚwietnyToPrzecieżSamaWiem

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Rano budzi nas tupanie ptaków (mieszkam na poddaszu).
– Co to? – pyta mocno zdziwiony Kochanek.
– To tylko ptaki – odpowiadam zaspana i przyzwyczajona.
– Ale… wszystkie? 😱  Że się tak umówiły, że „idziemy potupać do Patkowskiej”?
🤣🤣🤣 #NaToWychodzi #ZwłaszczaŻeLubięPtaki #Zwłaszcza #CoNieBędzieZaskoczeniem #Duże

Z cyklu poranne kochanków videorozmowy
– Już chciałam powiedzieć, że jesteś taki seksowny – zaczynam,  – ale zauważyłam fragment Twojej piżamki i przypomniałam sobie, że ma długie rękawy 🙈
– Nie gadam z Tobą!
#PiżamyToZłoWCzystejPostaci

🫖 Z cyklu popołudniowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy po południu…

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Wiesz, tak się właśnie zastanawiam – zaczynam. – Pamiętasz, jak dwa dni temu wieczorem powiedziałam ci, że znalazłam w internecie dużo nagrań (trwających od trzech do ośmiu godzin) deszczu w bibliotece i ty na to powiedziałeś, że „to ciekawe”?
– No, pamiętam.
– To właśnie coś mnie tknęło i zaczęłam się zastanawiać… Czy ty przypadkiem nie mówiłeś ironicznie?
– 😯 Yyyyy…. No przecież… oczywiście, że mówiłem.
– No, to jakby Asperger mi się cofał, bo… zauważyłam to!
– Zauważyłaś po jednym dniu i uważasz, że Asperger ci się cofa?
– Po dwóch dniach!
– Po dwóch dniach… 🙉🙉🙉
#AleZauważyłam #TegoŻeMniePodrywałNaPrzykładNieZauważyłam #CieszmySięZMałychAleJednakPostępów

🤯 Z cyklu o snach kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy też, zazwyczaj przez telefon, o… moich snach…

Z cyklu o snach kochanków rozmowy…
– Miałam mega dziwny sen. Najpierw gdzieś pojechałam i musiałam zdążyć na autobus powrotny, a to były Czechy w ogóle i się przestraszyłam, że ten autobus na mnie nie poczeka…
– … nie poczecha…
– 🤣🤣🤣 Tak. A potem okazało się, że to pułapka i chcieli mnie zgwałcić… Tak się bałam…
– Już ja uwierzę, że się gwałtu bałaś!
– No ok, nie bardzo, ale trochę się bałam.
– … że jacyś tacy rachityczni ci gwałciciele?
– … tak.
#TrochęHardcorowaOSnachRozmowa #AleŻycieToNieTylkoPotylicznaPoprawność #Tak #NapisałamPotyliczna

Z cyklu o snach kochanków rozmowy…
– No czasem opadają mi ręce – stwierdza Kochanek po wysłuchaniu mojego snu. – Masz w pracy nieprzyjemną sytuację z jakimś pijakiem, a potem Ci się śni, że jestem agresywnym alkoholikiem, który Cię bije… 🙈
– Wiesz, mam różne lęki, które przez podświadomość dostają się do moich snów…
– To też mnie martwi. Widzisz, z jednej strony jesteś bardzo mądra, a z drugiej, niektóre Twoje lęki są kosmicznie nielogiczne.
– Lęki z założenia nie są logiczne. Ale dobra wiadomość jest taka, że ja myślę na tych dwóch płaszczyznach równolegle. Myślę logicznie, rozumiem Twoje racje i umiem ocenić, co w moich lękach jest absurdalne, nawet jak je równocześnie czuję. Wiesz, to trochę tak, jak telefon z dwiema kartami SIM.
– Tylko że Ty masz drugą kartę SIM do innego świata! Jedna uznaje grawitację, a w drugiej grawitacja nie istnieje! 🙉 Tak to jest, jak spotka się materia z antymaterią. Kompletna anihilacja.
#NadalNieRozumiemCoWTymZłego #JestNaPewnoCiekawie #INaPewnoNieMożnaSięZeMnąNudzić

Z cyklu o snach kochanków rozmowy…
– Taki dziwny sen miałam…
– Ooo!
– Tak. To ciekawe w ogóle, bo wczoraj w realu kupiłam w Biedrze najtańszy płyn do mycia naczyń i nawet specjalnie patrzyłam, żeby był za dwa złote z czymś, a nie trzy! Kupiłam taki różowy. I dokładnie on mi się śnił. Że pojechałam gdzieś z nim tramwajem i zgubiła mi się do niego zakrętka. I byłam taka zła… Nawet zła podwójnie, bo po skasowaniu biletu uświadomiłam sobie, że bardziej mi się opłacało wziąć jednak dobowy. No i poszłam do sklepu kupić siatkę, żeby ten mój różowy płyn się nie rozlał. W sklepie naszła mnie refleksja, że może jednak kupić nowy płyn z zakrętką, ale wszystkie Ludwiki były za 15 złotych i jak pomyślałam, że ten mój był taki tani, to zrobiło mi się tak przykro i szkoda, że wzięłam darmową siatkę i się obudziłam.
– No tak… Taniego płynu bardziej szkoda, niż drogiego – w sumie logiczne 🤷‍♂️ – stwierdza Kochanek.
– O kurczę, a wiesz, że tak teraz… po przemyśleniu, to faktycznie… może nie było to najbardziej logiczne… 🤔🤔🤔
– 🙉🙉🙉
#ATrzebaWamWiedzieć #ŻeJestemOsobą #KtóraPoZakupieBiletuDobowego #PotrafiNaTrasieJednegoTramwaju #AlboAutobusu #PrzesiąśćSięKilkaRazy #ObyTylkoJedenPrzejazd #WyszedłJakNajtaniej #ChociażWSumie #WcaleWamNieTrzebaWiedzieć

P.S. Na deser łączę pasującą przesłaniem piosenkę Dolly Parton, gdyż oboje z Kochankiem jesteśmy ogromnymi fanami jej cudownego biustu!

Kochanków rozmowy…

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Ponieważ moje, trwające już ponad rok, życie w związku obfituje w codzienną porcję dialogów, które uwielbiam, jakiś czas temu zaczęłam prowadzić na swoim fejsbukowym profilu cykl „Kochanków rozmowy”. Ponieważ cieszy się on dużą sympatią i popularnością wśród znajomych, postanowiłam zrobić dziś sobie prezent urodzinowy, publikując go w postaci blogowego wpisu.
Wybór takiego właśnie tytułu, jak zwykle u mnie, nie był przypadkowy, lecz głęboko przemyślany. Podkreśla dwie rzeczy, bez których udany związek nie istnieje: nieplatoniczność relacji oraz rozmowę. Mam w ogóle wrażenie, że rozmawiamy ze sobą bezustanNie, nawet milcząc, choć już słyszę uchem wyobraźni przytyki Kochanka, że ja milczę zdecydowanie rzadziej. Niech Mu będzie!

☎️ Z cyklu telefoniczne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy przez telefon…

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Brakuje mi Ciebie – zaczynam zalotnie ja.
– W sensie nazbierało Ci się w zlewie naczyń do mycia?
– Tak.
#ZaDobrzeMnieZna #NieZNimTeAkuratNumerki

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– No po wypadku to w ogóle nie mogłem oglądać nawet jazdy na nartach w telewizji, bo mi się kręciło w głowie i ta myśl, że ktoś się przewróci i połamie sprawiała, że odczuwałem fizyczny ból – zwierza się Kochanek.
– Doskonale to rozumiem! To powód dla którego nie oglądam pornoli z czarnoskórymi mężczyznami. Też od patrzenia wszystko mnie w środku boli.
– … dlaczego Twoja analogia mnie nie dziwi…
#ZupełnieNieWiem

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
Wysłałam Kochankowi piosenkę, którą właśnie nagrałam a cappella  w szafie.
– Kurczę, nie mieści mi się w głowie, że można mieć taki słuch i śpiewać tak bezbłędnie czysto. Nie lubię Cię.
– Jak coś – podpowiadam, – to moja mama ma jeszcze lepszy.
– Ale przynajmniej nie śpiewa. Nie dość, że masz najlepsze cycki, to jeszcze najpiękniejszy głos i niesamowity słuch. Spadaj, nie gadam z Tobą. Może jutro mi przejdzie.
„Kurczę, biedny” – pomyślałam. – „Na jego miejscu też bym sobie zazdrościła… biustu” 🤷‍♀️
#Proste

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Cholera, potrzebuję dwudziestkępiątkę – stwierdza Kochanek.
– Ej, no już bez przesady! Masz trzydziestkępiatkę! To 18 lat różnicy, weź wyluzuj, Chłopie! – bulwersuję się ja.
– …a mam pięćdziesiątkę – kontynuuje On.
– No pięćdziesiątkę już miałeś.
– LEKARSTWA LICZĘ, Głupolu! 🙄😑🙉
#NoINieMógłTakOdRazu #TylkoWNiepewnościCzłowiekaTrzyma #ATakByTheWay #TrzydziestkipiątkiSąNajlepsze

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Jak pracowałam w wypożyczalni strojów narciarskich, za każdym razem musiałam wietrzyć po Chińczykach. Nie chodziło absolutnie o higienę, tylko prawdopodobnie to, co jedzą. To był zawsze bardzo specyficzny zapach smażonego ryżu. I chyba oleju. Nie chcę, żeby to zabrzmiało rasistowsko… 🙈
– … po prostu czułaś ryżkomfort 🤷‍♂️
🤣🤣🤣 #KochanekMaZawszeNajlepszePuenty

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
Ja, wykończona po pracy:
– Ale nie myślisz, że jestem cieniasem?
– Podejdź do lustra i sprawdź, bo naprawdę NIE JESTEŚ!
– NO WIESZ??? Już mogłeś sobie darować takie przytyki do mojej wagi!!!
– 🙉🙉🙉
#NoJużNaprawdę #Mógł

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– I naprawdę tak za mną tęsknisz? – pytam pozytywnie zaskoczona ja.
– Naprawdę. A co Ty myślisz, że ja wyjeżdżam do Gdańska, żeby od Ciebie uciec?
– Tak!
– 🙉🙉🙉
#Zapytał #ToMuOdpowiedziałam 🤷

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– A dumnyś, że masz taką piękną, mądrą i utalentowaną kobietę?
– Ale przecież z Tobą jestem! 🤷
 #SzczerośćWZwiązkuJestZdecydowaniePrzereklamowana 🤣🤣🤣

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Chodzi o to… – zaczynam swój wywód z zakresu fizyki i językoznawstwa.
– …żeby nie wpaść w błoto! – przerywa mi elokwentnie Kochanek.
– …a zwłaszcza bez płaszcza!
– Uuuu, ale wybrnęłaś!
– Z Tobą wybrnąć to czysta przyjemność 😈😇🥰
– A z Tobą wybrnąć, to jak zabrnąć 🤷‍♂️
🤣🤣🤣 #UznamToZaKomplement

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Koleżanka dostała od klienta Prosecco – informuję Kochanka.
– To można leczyć?
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #ŚmieszekTaki #TakiŻartowniś

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Super, że ten nowy samochód jest cichy! A ten poprzedni czemu był taki głośny? – dopytuję Kochanka.
– Bo miał uszkodzone łożysko.
– Aaa! A w ogóle to prawda, że koty zjadają swoje łożyska?
– No większość ssaków zjada swoje łożyska. Sam widziałem, jak moja suczka po urodzeniu zjadła wszystko.
– Właśnie! Bo nigdy nie miałam psa. Jak to jest, jak zaczyna się psi poród? Wzywa się weterynarza położnika?
– Tak, k…, psa położnika, a koty podają ręczniki 🙈🙈🙈
🤣🤣🤣 #NoSkądMamToWiedzieć #JakNigdyPsaNieMiałam

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
Po omówieniu moich urodzinowych potrzeb, Kochanek siada do zrobienia przelewu:
– Jak nie zrobię go teraz, to zapomnę. Ok, mam Cię w zdefiniowanych odbiorcach. Tylko co wpisać w tytule przelewu? “W podzięce za seks” może być?
– 🤣🤣🤣 Taaaak! 😍
– Powinno być wtedy nieopodatkowane.
🤷‍♀️ #Powinno #ChociażKtoIchTamWie #NoI #OnNaSerioZrobiłTakiTytułPrzelewu 🤣🤣🤣

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Tymański jest moim guru harmonii – zwierzam się Kochankowi.
– … kuru harmonii.
🤣🤣🤣 #PozdroDlaKumatych #AlboWytłumaczę #ByłTakiZespół #Tymańskiego #Kury

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– To gdzie będziesz spał, jak powynajmujesz wszystkie swoje apartamenty?
– Uwiję sobie gniazdko w piwnicy.
– Hmmm – zaczynam (w swoim odczuciu zalotnie) – A zrobisz tam jakieś miejsce w łóżku dla drugiej osoby?
– 🤔?
– … czyli mnie…
– Aaaaa! Ciebie! A, to tak, bo już się zastanawiałem na ch… mi druga osoba w łóżku…
🤣🤣🤣 #NoWSumieLepiejNieNaCh…

☕ Z cyklu poranNe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy rano…

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– A gdybyś np. zobaczył Salmę Hayek, to też byś mnie nie rzucił? – pytam ja, wcale nie taka pewna, co sama bym odpowiedziała, będąc na jego miejscu.
– Przecież już ją widziałem i Cię nie rzuciłem 🤷
🤣🤣🤣 #NoLogiczne #APozaTym #MężczyźniWoląBlondynki #TrueStory #PotwierdzoneInfo

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Scrollujemy fejsa i napotykamy na mema z mrówkojadem.
– Co to? – pytam ja.
– Mrówkojad – odpowiada Kochanek.
– A mrówkojad nie ma dłuższej trąbki?
– To chyba zależy. Bo jeszcze są pancerniki, ale one mają bardziej ekstremalny wygląd.
– Yyyyuuuu – wzdrygam się ja. – One mnie autentycznie przerażają swoim lookiem. Ty też się boisz pancerników?
– Tak. Zwłaszcza Potiomkina.
🤣🤣🤣 #Kpiarz #AJaSięPancernikówNaprawdęBoję

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Zwierzam się Kochankowi z bólu różnic środowiskowych.
– Wiesz, moje dzieciństwo zrobiło mi krzywdę, bo otaczały mnie od najmłodszych lat tak wielkie osobowości i osobistości świata sztuki, że pół życia na serio myślałam, że nieartyści to ludzie upośledzeni. Jak wzrastasz w takim wyjątkowym świecie, to potem, stykając się z resztą Polaków, doświadczasz szoku.
– Rozumiem to. Ja miałem ogromne szczęście w podstawówce i ogólniaku do niesamowicie inteligentnych, wybitnych i przez to inspirujących jednostek. Ale jak tak sobie pomyślę, że np. trafiasz do klasy, w której są tylko dwie inteligentne osoby… i tej drugiej nie lubisz… 🤷
#Najgorzej #WSumie #NadalMyślęŻeNieartyściToLudzieUpośledzeni

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Przeniosłam się do nowego telefonu i chcę kilka rzeczy pozmieniać w aparacie, ale nie wiem jak, więc się irytuję.
– Poczytaj instrukcję – radzi Kochanek.
– Nie znoszę instrukcji! Nic z nich nie rozumiem ☹️
– Wiesz, życie to nie tylko pukanie. To też czytanie instrukcji 🤷
– Pukania?
– 🙈🙈🙈
– Ale wiesz, to ciekawe, bo w poprzednich związkach też słyszałam, że powinnam czytać instrukcje.
– O, czyli sytuacja się powtarza. Jaki z tego wniosek?
– Przyciągam do siebie mężczyzn lubiących czytać instrukcje?
#SwojąDrogąPocieszyłoMnieBardzoKiedyś #JakProfesorBralczykZwierzyłSięNamNaZajęciach #ŻeTeżNicNieRozumieZInstrukcjiPralki

Z cyklu poranne kochanków rozmowy.
– Leż tak i się nie duś! – ustawia mnie Kochanek, kiedy się wtulam.
– Ale właściwie czemu?
– Bo nie mogę zasnąć, kiedy się dusisz.
– Ale… ja się lubię dusić… Ojej, naprawdę nie możesz zasnąć? W sensie, że się o mnie martwisz? 😍
– Nie no, aż tak, to nie. Po prostu mnie to irytuje.
#SzczerośćWZwiązkuJestPrzereklamowana #WspominałamJuż #ZnakZapytania #TeżNamSię #FundamentTrafił

Z cyklu poranne kochanków rozmowy.
– Wiesz – stwierdzam, – powinieneś zrobić uprawnienia i oprowadzać ludzi po Trójmieście. Niesamowicie opowiadasz, cudownie klniesz, narzekasz na bandyckie architektoniczne rozwiązania, a Polacy kochają narzekanie, no i masz taką wiedzę o architekturze 🥰 Może dodasz taką usługę do wynajmu apartamentów? To by było coś…
– No co Ty? Zaj..bałbym, gdyby ktoś mnie nie słuchał!
– To musiałbyś brać pieniądze z góry 🤷‍♀️
#NoMusiałby #NiktZaDarmoNieBędzieTyrać

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Ja wczoraj rano:
– Wiesz, Tymon powiedział mi wczoraj, że „za to, że Cię tak szybko zmobilizowałam do zrobienia takiego porządku, mam wielki, ogromny plus gdzieś tam… na niebie”, a ja go zapytałam „w sensie, że krzyż… z Kochankiem?” 🤣 Ej, czemu się nie śmiejesz? Przecież to śmieszne było…
– Spier…laj!
🤣🤣🤣🙈🙈🙈
#JaSięTamŚmiałam #ZWłasnegoDowcipu

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Skąd Ty to wszystko wiesz? – pytam ja, zafascynowana znajomością Kochanka codziennej drogi Słońca po nieboskłonie.
– Wiesz, 53 lata obserwacji 🤷‍♂️
– Ok, to Ty będziesz uczyć nasze dzieci geografii!
– No z pewnością Ty nie powinnaś! 🙈
– Dobra, to Ty bierzesz: geografię, biologię, chemię, fizykę i historię, a ja wezmę resztę. Cholera… coś w ogóle jeszcze zostało? 🤔 A, no przecież! Polski! No i matematyka – spokojnie do piątej klasy podstawówki mam ogarniętą – stwierdzam z nieuzasadnioną dumą.
– To akurat wystarczy… do robienia zakupów w biedrze.
#AleMnieZgasił #AWiem #JeszczeFilozofięChętnieNaSiebieWezmę #IAngielski

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Zawinęłaś mnie, jak naleśnik i unieruchomiłaś kolanem, a potem pytasz, czy jest mi miło, a ja prawie oddychać nie mogę – marudzi Kochanek.
– Oj tam, bez przesady. Moim zdaniem oddychanie jest generalnie przereklamowane.
– No ja się do niego dość mocno przyzwyczaiłem…
#TrafiłMiSię #Delikatny

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– I naprawdę nie wkręcasz mnie z tą trójką dzieci?
– Nie, trójka to już rodzina.
– Pomysł super, szkoda że za mnie nie urodzisz, ale jestem na tak.
– Wiesz, jedynacy są na ogół nieprzystosowani do życia. Znaczy nie wszyscy, znam kilku normalnych…
– … na przykład mnie 😊
– O jprdl… Robimy trójkę! Postanowione!
🤣🤣🤣 #ITakąRobotę #ToJaLubię

🫖 Z cyklu popołudniowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy po południu…

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Zrobiłam chyba dobre proporcje drinków, bo wódki jest więcej niż coli – mówię ja.
– Bardzo prawidłowo, gdyby było na odwrót, w drinkach byłoby zbyt dużo cukru, a to nie jest zdrowe – odpowiada fachowo dr Kochanek.
🤣🤣🤣 #PoTrzechSzklankachCzujęIdealnyPoziomCukruWeKrwi

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Musimy zrobić porządek z tymi skrzatami z korytarza – stwierdza Kochanek.
– Skrzatami? Co pijesz i czemu beze mnie?
– Widzisz, one są strasznie złośliwe. Mogłyby rozrzucać wszystkie buty, a… rozrzucają tylko twoje…
🤷🤷🤷🤣🤣🤣 #FaktFaktem #SąZłośliwe

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Ile potrwa ta sesja? – pyta Kochanek, bo zamarzyłam sobie zdjęcia na urokliwym wysypisku, więc jedziemy je robić.
– 40 minut maks maksów. A spieszysz się gdzieś?
– Nie no, umawiam się, ale się dostosuję. Czyli spokojnie o 19.00 będę wolny?
– No to zależy.
– Od czego?
– No od tego, na co się umawiasz. Bo jeśli na seks, to obawiam się, że o 19.00 nie będziesz jednak wcale wolny. Sorry – uroki życia z monogamistką 🤷‍♀️
– O jprdl, z kim ja żyję 🙈🙈🙈
– Z monogamistką 🤷‍♀️
#CoZrobiszJakNicNieZrobisz

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Porządków ciąg dalszy. Po umyciu wszystkich okien, pozbyłam się wszelkiego zła, jakim są żaluzje i zasłony. No i kiedy Kochanek się rozbiera, trzyma się za siusiaka, jak cnotka niewydymka i mruczy pod nosem:
– Żebym we własnym domu musiał się zakrywać…
– Jejku, weźże nie przesadzaj! Kto Cię tam w ogóle zobaczy, a nawet jeśli, to kto się będzie tym ekscytować? Przypominam, że kobiety, którym się ciągle podobasz już dawno nie…
– … żyją.
– Chciałam być uprzejma i powiedzieć „niedowidzą”, ale co racja, to racja 🤷‍♀️
#NiedowidząTeNieliczneŻyjące

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Może jak wyjmiemy szafę z samochodu, to – korzystając z tego, że jesteśmy już ubrani – pójdziemy na spacer? – proponuje Kochanek.
Ja… po kilku minutach intensywnej rozkminy:
– A nie będzie nam trochę niewygodnie iść na spacer z szafą? 🤔🤔🤔
#BoPoSchodachNieByłoWygodnie

Z cyklu popołudniowe na spacerze kochanków rozmowy…
– W bluzie mi za ciepło, ale bez bluzy za zimno – skarży się Kochanek.
– To może po prostu wyjmiesz na wierzch swojego…
– Ej, ale ja chcę, żebyśmy o jakiejś normalnej porze wrócili dziś do domu, a nie po 48 godzinach…
🤷 #WSumie #MiałSłusznego

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Po całym długim wykładzie Kochanka, że życie to nie wyścigi, że punktem odniesienia dla siebie samych jesteśmy my sami, że nie ma sensu się porównywać do nikogo i rywalizować, bo jestem jedyna w swoim rodzaju, podsumowałam:
– Ale ja się nie porównuję. Chcę tylko być lepsza od innych 🤷
– K…, jak bym Tymańskiego słyszał 🙈🙈🙈
Niedługo później… W jakiejś rozmowie Kochanek stwierdza:
– Ty masz prawie tak duże problemy z ego, jak Tymański.
– Ej, ale jak to PRAWIE? 🤔
– 🙈🙈🙈
A trzeba Wam wiedzieć, że Tymon jest jedynym mężczyzną, który bardzo niechętnie przyznał, że ma gorszy biust od mojego, usprawiedliwiając to szybko różnicą wieku 🙈🙈🙈
🤣🤣🤣 #KochamObuPanów #ChoćKochankaNajbardziejNaŚwiecie

🍻 Z cyklu wieczorne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy wieczorem…

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Kochanek leży w łóżku i szuka swojej komórki, więc idę na przeszpiegi po mieszkaniu, ale jej nie znajduję, więc dzwonię ze swojej na jego numer, zostawiam swój telefon na biurku i nasłuchuję. Słyszę! Coś dzwoni w korytarzu, więc do niego biegnę. Dzwoni kieszeń kurtki Kochanka, a ja – zaaferowana – zapominam, że to ja przecież dzwonię. Więc rzucam się na tę kieszeń, chwytam Jego komórkę, wyświetlaczem do tyłu, bo mam lekką obsesję na punkcie niezaglądania sobie w osobiste rzeczy i lecę z nią do Kochanka, krzycząc, że ktoś dzwoni oraz że nie patrzę. On, myśląc, że sobie kpię, patrzy na wyświetlacz i mówi:
– O, jakaś lafirynda do mnie dzwoni!
No i zaczęło się – natłok myśli 🙈 W mojej głowie wyglądało to mniej więcej tak: „Dlaczego tak brzydko nazywa koleżankę? Z drugiej strony, czemu ona tak późno dzwoni? Może naprawdę jest lafiryndą? Ale po co jakiejś starej lafiryndzie jego numer? A jeśli to młoda lafirynda? Przecież on nawet nie lubi lafirynd. W sensie ja jestem wyjątkiem. A… jeśli to telefon z tych tragicznych, ostatecznych? Nawet nie wiem, w co się ubrać na pogrzeb… No i czy wypadałoby mi z Nim na niego jechać…”
W tym momencie Kochanek pokazuje mi wyświetlacz z moim zdjęciem. Wytrącona z rozmyślań, zadaję sobie pytanie kluczowe: „Po ch…j do niego dzwonię, skoro stoi obok?” I… wtedy sobie przypomniałam… 🙈🙈🙈
🤣🤣🤣 #NajbardziejJestemDumnaŻeNieSpojrzałamWJegoEkran #PrywatnośćToŚwiętość

Z cyklu wieczorne kochanków z przyjaciółką Kochanki rozmowy…
– Wiesz, chyba masz jednak zaniżone poczucie własnej wartości, bo skoro wybrał Cię ktoś tak wyjątkowy, jak Marianna, to znaczy, że naprawdę musisz być wyjątkowy! – mówi Mu moja przyjaciółka.
– No właśnie! Ale kiedy ja mu to powtarzam, to twierdzi, że jestem egolem 🤷
#NoTakaPrawda #TakTwierdzi #AleJakPowieMuKtośInny #ToPotakuje

Z cyklu wieczorne spacerowe kochanków rozmowy. Kochanek, jak zawsze na spacerach po Wrzeszczu, opowiada mi o architekturze. I nagle stwierdza:
– A teraz opowiem Ci o ulicy Żeleńskiego i to Ci się spodoba, bo ona nie przecina, tylko DOCHODZI!
– 🥰🥰🥰
#JakOnMnieZna

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
– Już się umyłam – mówię po zdecydowanie dłuższym prysznicu.
– Gratuluję! – odpowiada Kochanek.
– Czy to była zakamuflowana próba powiedzenia mi w twarz, że jestem gruba?
– DKJprdl… 😱 🙈
– No, myślałam, że miałeś na myśli to, że miałam taką powierzchnię do wymycia, że aż mi gratulujesz, że podołałam.
– 🙈🙈🙈
– Czyli… źle myślałam 🤷
#KażdemuSięMożePrzydarzyć #MnieSięNaTenPrzykładPrzydarzaCodziennie #PoKilkaRazy

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
– Chciałabym przygotować z Tobą i Tymonem piosenkę Indii.Arie „The Truth”, bo ten tekst jest tak bardzo o nas – zwierzam się Kochankowi. – Przeczytać Ci całość?
– Jasne!
– „I remember the very first day that I saw him
I found myself immediately intrigued by him”. No dobra, akurat dwa pierwsze wersy nie są o nas 🤷‍♀️
#NoAkuratNieByły #AleCałaResztaSięZgadza

Z cyklu wieczorne spacerowe kochanków rozmowy…
Po całym cudownym i intensywnym dniu zwiedzania Gdyni okraszonym arcyciekawym wykładem Kochanka o architekturze, zrobiliśmy sobie jeszcze tradycyjny nocny spacer po gdańskim Wrzeszczu. Omawiając kolejny piękny budynek, Kochanek stwierdza:
– Gdyby tych ogrodzeń i garaży nie robił pan Mietek z panem Romkiem, tylko architekt, to miałoby szansę naprawdę dobrze wyglądać.
🤣🤣🤣 #NoTakaPrawda

Z cyklu nocne kochanków rozmowy…
Kochanek:
– K…a, to łóżko ma dwa na metr sześćdziesiąt, a ja nadal mam tylko dwadzieścia parę centymetrów 🙉🙉🙉
#ZawszeMuPowtarzamŻebyWybrałTakieŁóżko #KtóregoJednaÓsma #BędzieDlaNiegoWystarczającoWygodna

🤯 Z cyklu o snach kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy też, zazwyczaj przez telefon, o… moich snach…

Z cyklu o snach kochanków rozmowy…
– Śniło mi się dziś coś dziwnego…
– Tak? – pyta wyraźnie zestresowany on, zwłaszcza po moim wczorajszym śnie, w którym proponował jakiejś przypadkowej flądrze oglądanie swojego przyrodzenia… w brokacie (🤷).
– Ale… niestety nie pamiętam, co ☹
– Ufff – a spadający z jego serca kamień usłyszałam aż tu, 700 km od niego…
#AWystarczyłoTylkoNiePokazywaćNiczegoByleKomu #IToWBrokacieJeszcze #IToŻeToMójSen #NieJestŻadnymWytłumaczeniem

Z cyklu o snach kochanków rozmowy…
— Kurczę, miałam dziś powalony sen — mówię ja.
— O, dla odmiany? — pyta on.
— No bo najpierw zamówiłam dla nas pizzę i przy płaceniu okazało się, że kosztuje 2 tysiące 😱😱😱 No a potem musiałam się bardzo spieszyć na samolot, ale poszłam na zakupy i kupiłam super składniki na zupę i jak wracałam do domu, to wychodziłeś z gromadką ludzi i powiedziałeś, że „będziesz, jak będziesz”. A przy wyjściu jakaś dziewczyna powiedziała do drugiej, że nie rozumie, czemu jej powiedziałeś „będę brał cię” i w sumie o to chyba chciałam Cię zapytać…
—… ja nawet do zupy tak nie mówię! Wiesz, to nie są sny. Ty masz sry!
🤣🤣🤣 #NoSpoko #MożeIJejTakNiePowiedział #AleGdzieSąMojeSkładnikiNaZupę #JaSięPytam

Z cyklu o snach kochanków rozmowy…
– Czy my… nadal jesteśmy razem? – upewniam się ja.
– Yyyy, no w tej chwili dzieli nas 700 km, więc fizycznie nie jesteśmy.
– Ale nie, czy parą nadal jesteśmy.
– A, no to oczywiście. Czemu w ogóle pytasz?
– Bo śniło mi się…
– … zaczyna się…
– Śniło mi się, że byłeś Bułgarem i wszyscy mi odradzali bycie z Tobą i jakoś straszliwie się pokłóciliśmy, ale nikt już nie wiedział o co. I ja się obraziłam na swoją znajomą, bo ona Ci po kryjomu zdradziła skład chemiczny kosmetyków Mary Kay, a mi nie chciała 😦
– No życie bez znajomości składu chemicznego kosmetyków Mary Kay jest faktycznie pozbawione sensu…
– I ja jej powiedziałam, że mam do niej wielki o to żal, a ona powiedziała, że podała Ci skład tylko zmiękczającego kremu na noc i na pocieszenie ma dla mnie ponton, ale bez tej zatyczki, bo ostatni ponton z zatyczką dała Tobie. To był cios.
– No tak, musiałaś notorycznie dmuchać. Nie jestem zdziwiony…
– I ja tak szłam taka smutna i zdradzona. I trochę też płynęłam łódką, ale głównie szłam. Aż doszłam do domu Tymańskiego, który w ogródku robił jakiś festyn dla dzieci. I ja dołączyłam. Kiedy na mnie spojrzał, to mu pomachałam, ale uśmiechnął się do mnie krzywo i wtedy pomyślałam, że może jest na mnie obrażony, że jeszcze nie przeczytałam jego książki 😦 No ale zaczęłam się bawić z tymi dziećmi, a jak trzeba było wziąć udział w jakimś konkursie, to udawałam, że mnie nie ma. I Tymon mnie przyłapał na niebraniu udziału w konkursie na wymiotowanie i mnie wywalił… I szłam sobie taka smutna, niechciana. I przykro mi było, że już nie jesteśmy razem. I znalazłam się w Sopocie, który w ogóle wyglądał jak Saloniki z innego mojego snu sprzed czterech dni. I postanowiłam do Ciebie zadzwonić, a Ty byłeś na mnie taki zły. I powiedziałeś: „NIGDY nie usłyszałem od Ciebie, że jestem artystą pianistą!”. Na co Ci odpowiedziałam, że przepraszam z całego serca i że przecież mówiłam Ci, że jesteś artystą perkusistą, na co – w sumie słusznie – zauważyłeś, że „to nie to samo”. Więc… po prostu dzwonię, żeby ustalić, czy nadal jesteśmy razem i żeby Cię przeprosić, że nigdy Ci nie powiedziałam, że jesteś artystą pianistą.
– … DKJPrdl… Jesteś ofiarą. Jesteś ofiarą swoich własnych snów.
#BrzmiJakTrafnaDiagnoza

Z cyklu o snach kochanków rozmowy…
– Miałam straszny sen…
– … znowu się zaczyna…
– Śniło mi się, że byłeś taki obojętny… 😦 Mieszkaliśmy w jakimś wielkim domu i tam było sporo ludzi, nawet jakaś strzelanina, której byłam świadkiem, a Ty byłeś taki obojętny… I szykowaliśmy się do ślubu, ale ciągle czekałam aż mi się oświadczysz. A Ty byłeś obojętny… W ogóle nie wyglądałeś jak Ty. Byłeś gruby i łysy.
– Rzeczywiście nie jestem łysy…
– I Ci powiedziałam, że chyba odejdę od Ciebie, a Ty na to: „to odejdź”. I wtedy sobie przypomniałam, ile osób na fejsie lubi cykl rozmów kochanków, ale też które trzeba byłoby przed ogłoszeniem takiej rewelacji zablokować, żeby się nie posikały na wieść, że jesteś wolny (w pewnym wieku nietrzymanie moczu to standard). I tak się tym zestresowałam, że aż się obudziłam. Powiedz, nie jestem Ci obojętna?
– Obojętna mi na pewno nie jesteś. Za bardzo mnie wk…wiasz 🤷‍♂️
#OTeSłowaWłaśnieMiChodziło #ZDeszczuPodRynnę

Z cyklu o snach kochanków rozmowy…
– Ty to naprawdę masz powalone te sny – stwierdza oczywistość Kochanek. – Czy Ci się w ogóle kiedykolwiek śniło, że gdzieś nie możesz się dostać, czy tylko z wydostawaniem się z pomieszczeń masz w snach problem?
– Wow… Rzeczywiście nigdy mi się tak nie śniło! Jesteś genialny! Zauważyłeś coś ważnego! Jesteśmy blisko! No więc… Mów!
– Yyy… ale co?
– No, co to może oznaczać 🤯
– A skąd ja mam to wiedzieć! Pewnie milion rzeczy! 🤷‍♂️
#AlePomógł

P.S. A kiedy nie rozmawiamy, improwizujemy razem w BOTO:

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Powrót z planety Dyskomfort

fot. Bożena Szuj

Ponad rok temu napisałam „Wycieczkę na planetę Dyskomfort” – tekst o przełomowym wydarzeniu w moim życiu, jakim było poznanie Drapieżnika (jak go w celu utrudnienia identyfikacji nazwałam).

Jeśli ktoś tego wpisu jeszcze nie czytał (lub czytał, ale go nie pamięta), zachęcam do lektury, bez której „Powrót z planety Dyskomfort” może się wydać niekompletny.

Na mojej drodze pojawiła się osoba, która przez cały pakiet czynników zewnętrznych była mi z początku na tyle obca i w jakimś sensie nawet obojętna, że postanowiłam przy jej pomocy wejść w silną stabilną relację… ze sobą samą. Było to możliwe jedynie przy założeniu, że każde z nas pochodzi z innego świata, uznaje inne wartości, a polubienie się nie jest głównym celem tej znajomości, choć nie zaskoczyło mnie, że z biegiem czasu nawiązała się nawet pewna nić sympatii między nami. Siłą tego kontaktu była zmiana wektorów w mojej głowie i przyjęcie, że na żadnym napotkanym człowieku nie mogę się – jak dotychczas – uwiesić, oczekując, że się mną zaopiekuje. Każdy ma prawo świadomie lub nieświadomie nas skrzywdzić, a przeciwdziałania temu i opieki możemy oczekiwać wyłącznie od siebie samych. Wchodziłam więc w dyskusje na terenach dla siebie niekomfortowych, sprawdzając, czy uda mi się zidentyfikować i jasno wyartykułować swoje granice (zarówno dotyczące tematów, jak i – co chyba ważniejsze – sposobów mówienia o niektórych sprawach). Na ogół mi się udawało. Powoli zaczęliśmy się uczyć swojej odmienności, a nawet dochodzić do wniosku, że nie zawsze to, co za nią braliśmy, faktycznie nią jest.
Na początku naszej znajomości zastanawiałam się, jak to możliwe, by w jednym człowieku było tyle szumu i bałaganu. Jednak kiedy pospadały resztki maski, którą z niezrozumiałych dla mnie powodów przywdział, zobaczyłam pogubionego, nieszczęśliwego chłopaka z historią tak boleśnie przeczołganego przez życie i niewierzącego w swoje prawdziwe wewnętrzne piękno, że chwytającego się – być może w celu zaimponowania mi (choć niezbyt fortunnego) – rzeczywiście brzytwy. Na szczęście udało mi się ją w porę chwycić i odłożyć, zanim się nią pokaleczył.
Traktowałam całe to doświadczenie, jak rodzaj eksperymentu. Poczułam się po nim silna, bo miałam wrażenie, że się ochroniłam. I że jestem już w zetknięciu z drugą osobą zupełnie inna niż wcześniej. Bliższa prawdziwej sobie. Asertywna, otwarta, odrębna. To mnie zaskoczyło. Nie znałam siebie takiej.
Przyszła pora na zakończenie tej wyjątkowej relacji, bo wiedząc, jak bardzo absorbującą kobietą jestem, rozumiałam, że potrzebuję albo stuprocentowej atencji (a dostanie jej nie było w tamtym momencie możliwe), albo żadnej. Próby wycofania się spełzły jednak na niczym. Czułam się przytrzymywana za rękę i kuszona wizją posiadania brata i przyjaciela, jakiego nigdy dotąd nie miałam. Wiedziałam na pewno jedno: ten człowiek wyciągnął mnie daleko poza strefę mojego komfortu i nieustannie inspirował do ciągłego rozwoju. To mnie fascynowało, było intelektualnym i emocjonalnym wyzwaniem. Podobno byłam bezlitosna, „waląc w niego jak w bęben”. Wydawało mi się wtedy, że to lubił. (Po czasie okazało się, że jednak tego nie lubił.) Może faktycznie zbyt mocno okopałam się na swoich pozycjach, ale nasze kompletnie różne – jak wtedy myślałam – moralne postawy sprawiały, że czułam potrzebę bycia bardzo radykalną. Uważałam, że nie czas na rozważania o odcieniach szarości (które przecież doskonale widzę), kiedy ktoś najwyraźniej nie odróżnia czarnego od białego. Źle go oceniłam. Odróżniał czarne od białego dużo głębiej niż większość ludzi, których znam. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że dziś już rozumiem, że rozmowa z osobą o mocno zaniżonym poczuciu własnej wartości wymaga świadomości, że będzie ona przedstawiać fakty na swoją niekorzyść, że postawi się zawsze w gorszym świetle niż by mogła; że będzie najsurowszym sędzią dla samego siebie. Wtedy tego nie wiedziałam. To było zresztą źródłem wielu nieporozumień, bo jeśli coś nie składa mi się w spójną całość, na ogół mocno mnie uwiera i sprawia, że zaczynam szukać sensu na własną rękę, co najczęściej nie kończy się fortunnie (zrozumie to każdy, kto doświadczył kontaktu z jakimkolwiek prawopółkulowcem).

Koniec i początek

Cała opisana w „Wycieczce na planetę Dyskomfort” sytuacja rozgrywała się – choć mnie samej trudno w to uwierzyć – w ciągu zaledwie dwóch tygodni i kilku dni. Jej koniec był zasmucająco banalny – Drapieżnik przekroczył granicę ustaloną jako nieprzekraczalną, więc było dla mnie jasne (choć przykre), że to ostatnia próba dla mnie, czy z desperacji wybiorę nielojalność wobec siebie samej i będę rozdawać kolejne szanse, czy chirurgicznym cięciem skończę znajomość. Wyszłam z niej pomyślnie. Nie wiem nawet, czy było mi ciężko. Było mi dziwnie, ale ten niesamowity czas pomógł mi się zwrócić ku sobie, zrozumieć, że nie opuszczę się aż do śmierci. Być może przerabiałam traumę z wczesnej młodości, kiedy zawiodłam sama siebie w najtragiczniejszy z możliwych sposobów, nie umiejąc sobie poradzić z ogromem czyjejś podłości. Nie wiedziałam wtedy, że ta podłość nie mówi niczego o mnie. Dziś, mądrzejsza o tamte doświadczenia, zrozumiałam, że jeśli mam wybierać między sobą a kimkolwiek, wybór siebie musi być oczywisty. O dziwo tym razem był. Czułam wdzięczność do Drapieżnika za te wszystkie ważne lekcje, za odkrycie, że wreszcie mam kogoś, na kogo zawsze mogę liczyć, kto wyciągnie mnie z najgorszych tarapatów i zawsze obroni – siebie! Odzyskałam integralność ze sobą. Doceniłam swój wreszcie współpracujący z emocjami umysł. Wszystko zaczęło się układać. Oprócz jednego elementu. Pod każdym względem było tak dobrze, że nie chciałam tego zbyt mocno rozgrzebywać, ale zaczęłam mieć wrażenie, że weszłam na tak wysoki poziom samoświadomości, że… utraciłam bezpowrotnie łączność ze swoimi uczuciami. Że za bardzo wszystko rozumiem, by móc jeszcze cokolwiek poczuć. Myślałam, że to cena, którą muszę zapłacić.
Po trzech tygodniach Drapieżnik znalazł sposób, by do mnie dotrzeć ze swoim pożegnalnym listem, którego lektura (a liczył aż jedenaście stron!) była dla mnie przełomowa. Przede wszystkim zrozumiałam, że tamto przekroczenie moich granic wynikało wyłącznie z bezmyślności. Dziś myślę też, że było zachowaniem autodestrukcyjnym – motywowanym podświadomą chęcią zniszczenia czegoś, co było piękne i wartościowe. Kilka dni czytałam ten list bez przerwy. Nauczyłam się go w końcu na pamięć. I… odnalazłam w sobie brakujący element. Wreszcie zauważyłam wypełniające mnie po brzegi uczucie. Bez wstydu, bez cienia wątpliwości, bez kreowania jakichkolwiek scenariuszy, bez chęci posiadania. Czyste, żywe uczucie nieszukające ani poklasku, ani spełnienia, a przede wszystkim nieodbierające mi mnie. Wszystko dopiero wtedy znalazło swoje właściwe miejsce. (Dopiero wtedy zrozumiałam też w pełni magiczną piosenkę Ramony Ray „Wiem i mam”.) Dawno nie uroniłam tylu (niewiarygodnie oczyszczających) łez! Odkryłam też literacki talent Drapieżnika (nie pamiętam, kiedy czytałam coś równie znakomicie napisanego).
Z drugiej strony, biorąc pod uwagę efektywność, był to chyba najgorszy list pożegnalny na świecie, bo nie dość, że niczego nie zakończył, to jeszcze tak naprawdę wszystko dopiero zaczął. Reszta potoczyła się niesamowicie szybko. Po trzech miesiącach, podczas których całkowicie przemeblował swoje życie, przyjechał do mnie jako wolny i gotowy na związek ze mną mężczyzna. Od tego momentu staliśmy się, z niewielkimi przerwami, właściwie nierozłączni.

I żyli długo i szczęśliwie

Czy to takie proste, że ludzie trafiają na siebie, zaczynają mieć przeświadczenie, że są dla siebie stworzeni i już wszystko układa się jak w bajce? Oczywiście, że nie! Potem okazuje się, że ona lubi zostawiać na stołach kubki z niedopitymi napojami, a on… właściwie nie ma wad, co niemiłosiernie ją drażni, bo początek znajomości wcale nie wskazywał na to, że w wyścigach o tytuł łatwiejszego partnera może w ogóle mieć jakąś konkurencję.
W zdrowym związku nie chodzi zresztą o to, żeby na siłę spełniać czyjekolwiek wyobrażenia idealnego życia we dwoje – to prosta droga do przyznania sobie prawa do przejęcia (niedopuszczalnej w partnerstwie) kontroli nad drugim człowiekiem. Myślę, że chodzi o umiejętność rozmowy i bezgraniczną szczerość, bez której nie da się zbudować nic wartościowego. Wiem, że nie byłabym dziś szczęśliwa, gdybym nie zrozumiała, że człowiekiem swojego życia jestem tylko i wyłącznie ja sama. Ukochany jest moim towarzyszem, przyjacielem i wsparciem. Pięknym wewnętrznie i zewnętrznie mężczyzną, którego szanuję, podziwiam i uwielbiam; właścicielem najdłuższych i najpiękniejszych męskich rzęs, jakie kiedykolwiek widziałam i najcudowniejszej barwy głosu, jaką kiedykolwiek słyszałam. Jest silnym, niezależnym, wolnym istnieniem. Piekielnie inteligentnym, niebywale mądrym, odważnym, prawym i dobrym człowiekiem z niepowtarzalnym poczuciem humoru. Mogę go słuchać godzinami (od kiedy nie mówi już tego, co wydaje mu się, że chcę usłyszeć), robiąc w głowie rozbiory logiczno-gramatyczne jego doskonale zbudowanych zdań i podziwiając jego ogromny zasób słów. Łączą nas wspólne pasje: jest znakomitym muzykiem (śpiewanie z nim to dla mnie mistyczne przeżycie), doskonale pisze, fantastycznie czuje muzykę współczesną, której często wspólnie słuchamy, czego nie muszę poprzedzać swoimi prelekcjami. Z drugiej strony urzeka mnie też obserwowanie go przy czynnościach, z których sama niewiele rozumiem. Kiedy coś w skupieniu rozkręca, albo skręca, otoczony całymi zastępami maleńkich obcych mi elementów, rozczula mnie, bo wiem, że patrząc na niego, widzę dokładnie to samo, co on, patrząc na mnie wśród moich kosmetyków. (No i ma też dla mnie dosyć symboliczne znaczenie, że Gabriel García Márquez w roku jego urodzenia wydał „Sto lat samotności”, a w roku mojego urodzenia – „Miłość w czasach zarazy”.)

Przeciwieństwa się nie przyciągają

Myślę, że wiele osób pada ofiarą funkcjonujących w powszechnej świadomości mitów na temat związków i to może zaważyć na podejmowaniu złych, a czasem nawet tragicznych w skutkach decyzji. Od dziecka słyszymy, że przeciwieństwa się przyciągają. To nieprawda. Owszem, inność może nas urzekać i ciekawić, ale prześledźmy, co się dzieje w literaturze i filmie, kiedy ułożona panienka wejdzie w relację z intrygującym bad boyem. Zmienia go! W swoim pojęciu oczywiście go ratuje i ocala, ale nazwijmy rzeczy po imieniu: mężczyzna będący kobieciarzem/nałogowcem/narwańcem/imprezowiczem, który trafia na „porządną” kobietę usiłującą zrobić z niego króla monogamii/abstynenta/oazę spokoju/domatora nie jest wcale przez nią ratowany, tylko nieakceptowany takim, jakim jest. Reasumując, to nie inność takiego mężczyzny nakręca decydującą się na związek z nim kobietę, lecz perspektywa ukształtowania go na własną modłę, perspektywa kontroli, a więc również perspektywa przemocy wykluczającej partnerstwo. Trudno też się dziwić, że osoba (nie zawsze jest to zresztą mężczyzna) pozwalająca się tak tresować szybko traci szacunek zarówno tresującego, jak i – co jeszcze bardziej tragiczne – swój własny.
Oczywiście zdarzają się sytuacje, w których ktoś zmienia swój dotychczasowy sposób postępowania pod wpływem fascynacji drugą osobą, ale po pierwsze musi to być wyłącznie jego własna decyzja, a nie efekt nacisków, a po drugie takie zmiany są możliwe, kiedy wcześniejszy styl życia nie wynikał z jego prawdziwej natury, lecz był wynikiem pogubienia i gdzieś w środku go uwierał.
Zakochujemy się nie w ludziach, którzy są naszymi przeciwieństwami, lecz w tych, w których umiemy odnaleźć siebie samych.  Ale dlaczego w ogóle o tym piszę? Ku przestrodze! W pewnym momencie z przerażeniem zdałam sobie sprawę z tego, że gdybym nie uświadomiła sobie tego wszystkiego w porę, być może, kierując się kłamliwą, serwowaną nam zewsząd wizją miłości, przeoczyłabym jeden z najcenNiejszych darów od losu.
Ponieważ od początku było dla mnie oczywiste, że moja znajomość z Drapieżnikiem opiera się na przyjęciu go takim, jaki jest, moje uczucia stały się dla mnie klarowne dopiero, kiedy zrozumiałam, jak wiele mnie z nim łączy, a nie dzieli. Wtedy poczułam się bezpiecznie (co automatycznie sprawiło, że opuściłam planetę Dyskomfort), umiejąc przyjąć bez świadomości jakiegokolwiek  zagrożenia występujące między nami różnice. Wiedziałam już, że zgadzamy się w tym, co dla mnie najistotniejsze, więc rozbieżności w naszym myśleniu przestały mnie niepokoić, a zaczęły fascynować.

Praca u podstaw

Choć każde z nas charakteryzuje się romantyzmem umiarkowanym (że tak to eufemistycznie ujmę), ludzie znający nas dobrze widzą światło, jakim wypełnia nas ta relacja. Czy mam poczucie, że TO TEN? Mam. Czy mam nadzieję, że nic nigdy się nie zmieni? Nie mam. Wiem, że nie od nas zależą ani kryzysy, ani chwilowe odpływy i przypływy uczuć. Od nas zależy, jak bardzo będziemy na siebie uważni (zarówno siebie nawzajem, jak i siebie samych) i nie w bliżej nieokreślonym kiedyś tam, tylko każdego dnia.  Zmiany są wpisane w rozwój. W związku trudniej to zaakceptować, bo tam zmieniamy się nie tylko my sami, ale też partner oraz trzeci byt, jakim jest relacja.
Jak praktykować uważność na siebie? Bardzo prosto – dużo szczerze i otwarcie rozmawiając. Ludzie często wstydzą się mówić najbliższym, że nie są szczęśliwi; nie chcą nikogo urazić, nie chcą być niegrzeczni. Zupełnie, jakby nie zdawali sobie sprawy, że rzeczy zamiecione pod dywan nie tylko nie znikają, ale stają się większe. W efekcie narastającej w nas frustracji albo staniemy się agresywni w stosunku do partnera, albo zaczniemy się stopniowo od niego oddalać. Więc czyż nie lepiej jednak czasem urazić? Zwłaszcza, że zdrowa komunikacja rzadko kiedy niesie ze sobą realne ryzyko zrobienia komuś przykrości.
Przez cały ten niesamowity czas zarówno wyjazdu na planetę Dyskomfort, jak i powrotu z niej, a potem rozpoczęcia związku, nauczyłam się rozmawiać na chyba wszystkie możliwe tematy – od najbardziej błahych, po te krępujące, łącznie z ustalaniem, na które rozmawiać nie będziemy. Okazało się, że życie w relacji może być proste pod warunkiem, że cały czas pamiętamy, gdzie się kończy moje ja i zaczyna ja drugiej strony, ale także gdzie się dokładnie znajduje przestrzeń my. No, może jeszcze też pod drugim – kiedy się swojego partnera zwyczajnie lubi!

❤️ Z okazji dzisiejszych Walentynek składam Wszystkim swoim Czytelnikom nNajserdeczniejsze życzenia! ❤️

P.S. Na deser łączę piosenkę, którą nagrałam naprędce na samym początku znajomości z Drapieżnikiem. Uśmiechem próbowałam zatuszować wyczerpanie emocjonalne, poczucie chwilowej, lecz dojmującej pustki i przerażenie siłą, jaką w sobie przez przypadek odkryłam. Byłam wtedy przekonana, że śpiewam do niego. Dziś rozumiem, że adresatką tego nagrania byłam również ja sama.

Stara baśń

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Zainspirowana słowami pewnej vlogerki, postanowiłam uważnie przyjrzeć się temu, co przez literaturę, filmy, całą szeroko pojętą pop kulturę, ale też wychowanie było nam za młodu wpajane, chociaż nie powinno.

🌬️ Moje granice nie są istotne

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Jakiś czas temu, na znakomitym kanale Nishka Movie, Natalia Tur powiedziała coś, co mocno mnie poruszyło i dało mi do myślenia. Mianowicie:

Ten cały przekaz w bajkach, kiedy książę całuje… nieświadomą, bo śpiącą, nieprzytomną królewnę? Całuje ją bez zgody?

„10 pytań, których nie zadawaj ofierze gwałtu” Nishka Movie

Przeraziło mnie, jak bezrefleksyjnie przyswajamy dziś elementy kultury gwałtu, uznając powyższy cytat za „fanaberię” i rozgrzeszając to, co jest godne napiętnowania wyświechtanym frazesem: „bez przesady” lub „to było pisane dawno”. (Mnie słowa Nishki zmroziły, ale wstyd mi, że nigdy nie wpadałam na to – co wydaje się przecież oczywistością – sama.) Co do tego, że kontekst potrafi ukazać wszystko w innym świetle – pełna zgoda. Sporo czasu poświęca się dogłębnym analizom tekstów na studiach filologicznych lub w dobrych liceach. Ciężko jednak małym dzieciom, będącym adresatami baśni, za każdym razem tłumaczyć, które niepotępiane przez ich autorów zachowania bohaterów są patologiczne i dlaczego. A co jest złego w całowaniu nieświadomej, bo śpiącej kobiety? Wszystko, jeśli ludzie się nie znają (z tego co mgliście pamiętam, Śpiąca Królewna nie poznała przed zaśnięciem swojego molestatora). Jeśli się natomiast znają, kwestię budzenia jakimikolwiek pieszczotami trzeba po prostu wcześniej omówić – jedni to przecież uwielbiają, a inni mogą poczuć się, będąc całowanymi i dotykanymi podczas snu, wykorzystani. Kiedy nie mamy pewności i wyraźnej na to zgody, nie wolno nam naruszać nietykalności śpiącej osoby. Jedną z funkcji baśni oprócz rozwijania wyobraźni jest kształtowanie w dziecku uproszczonego obrazu świata. Czy naprawdę chcemy przybliżać dzieciom taki, w którym granice drugiego człowieka nie mają najmniejszego znaczenia?

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

🌬️ Potrzeby innych są ważniejsze
niż moje prawa

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Kiedy dziecko z jednej strony słyszy historię śpiącej dziewczyny, którą zaczął bez jej wyraźnej zgody całować jakiś facet, a z drugiej jest np. nakłaniane do ucałowania lub uściskania na przywitanie babci, cioci, wujka, kiedy nie ma na to ochoty, może odnieść wrażenie, że to normalne, że potrzeby innych (np. królewicza z rozbuchanym ego czy krewnych lubiących fizyczne czułości) są ważniejsze od jego praw (w tym wypadku do decydowania o własnym ciele). To oczywiście nie jest prawda. Niczyje potrzeby, ambicje czy oczekiwania nie mogą zakładać naruszania praw drugiego człowieka. Chciałabym być dobrze zrozumiana. Nie ma nic złego w tym, że babcia ma ochotę wycałować wnuczka. Nie ma też nic złego w tym, że wnuczek nie ma chwilowo lub nigdy ochoty na fizyczną bliskość z babcią. Naganne jest uzależnianie swojego samopoczucia od tego, w jaki sposób ktoś skorzysta ze swojego prawa o decydowaniu o sobie i wyrażanie niezadowolenia, kiedy skorzysta z niego nie po naszej myśli. Przymuszanie dziecka do czegoś, czego nie chce robić (i z czego wcale nie musi się tłumaczyć) i szantażowanie go tym, że postępując w zgodzie ze sobą kogoś zawiedzie i zasmuci jest krzywdą, z której wielu dorosłych nie zdaje sobie sprawy. Nie tylko dlatego, że przytulanie na siłę jest rodzajem przemocy (bo oczywiście jest), ale też dlatego, że komunikujemy w ten sposób małemu człowiekowi, że jeśli dojdzie do jakiegokolwiek konfliktu między nim a resztą świata, powinien odrzucić siebie i wybrać resztę świata. A w żadnym wypadku nie powinien!

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

🌬️ Książę na białym koniu mnie dopełni

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Literatura i filmy już w dziełach adresowanych do najmłodszych idealizują i propagują niestety wypaczony model uczucia, nazywając go prawdziwą miłością. Wystarczy go bezkrytycznie przyjąć, a do tego jeszcze dorastać w domu, w którym zabraknie bezwarunkowej miłości i poczucia bezpieczeństwa, żeby uwierzyć w jeden z najgorszych i najgroźniejszych mitów – że drugi człowiek zdoła wypełnić jakąkolwiek naszą pustkę. Że przyjedzie rycerz (lub niewiasta) na białym koniu, my mu ten cały nasz bagaż oczekiwań, problemów ze sobą i traum wyniesionych z dzieciństwa zrzucimy na głowę, a on (lub ona) z uśmiechem je z niej strzepnie palcami, mocno nas przytulając. I wystarczy jedynie, że to ten (ta), by żyć długo i szczęśliwie bez żadnej codziennej pracy nad związkiem; tak, jakby ludzie na przestrzeni czasu się nie zmieniali i nie mogło się okazać, że jakaś relacja jest nam dana na ważną i wartościową, ale tylko chwilę.
Dlaczego nazwałam ten mit jednym z najgroźniejszych? Dlatego, że bardzo łatwo zrobić sobie w życiu ogromny bałagan, goniąc za czymś, co w przyrodzie nie występuje (np. skacząc z jednego nieudanego związku w następny, nieustająco szukając wrażeń czy uciekając od swojego ja, które we wszystkich naszych relacjach ma znaczenie kluczowe). Postaram się wyjaśnić te punkty fikcyjnego obrazu miłości, które niepokoją mnie najbardziej.

  • Wystarczy odnaleźć tego jedynego/tą jedyną

    Prawdziwa romantyczna miłość jest rzeczywiście niesamowitym darem losu, ale kiedy zorientujemy się, że to ten (ta), nikt nie da nam najmniejszej gwarancji, że wspólnie będziemy żyć długo i szczęśliwie tylko dlatego, że – mówiąc górnolotnie – byliśmy sobie pisani. To niesłychanie istotny, ale jednak wyłącznie początek – dostrzeżenie potencjału na udany związek z drugą osobą. Dopiero w tym momencie zaczyna się świadoma praca u podstaw.
  • Ktokolwiek oprócz nas samych może dać nam szczęście

    O tym pisałam już wielokrotnie, ale powtórzę po raz kolejny, bo to bardzo ważne: nikt, oprócz nas samych, nie może dać nam pełni szczęścia, nawet gdyby chciał! Spotkanie tego jedynego (tej jedynej) jest oczywiście piękne i daje mnóstwo radości, ale nie zapełni pustki, którą w sobie nosimy. To nasza rola. Nie łudźmy się też, że my zdołamy zapełnić jego pustkę. Każdy z nas odpowiada wyłącznie za siebie. Z dobrych wiadomości – dwie silne, sterapeutyzowane jednostki mają dużo większe szanse na doskonały zdrowy związek od słabych, uwieszających się na sobie wzajemnie i obarczających się swoimi zadaniami.
  • Przeciwieństwa się przyciągają

    Choć w książkach i filmach bawi nas to do łez, a na końcu wzrusza, jednak w rzeczywistości przeciwieństwa bardzo rzadko się przyciągają. Najmocniej kochamy w drugim człowieku to, co przypomina nam nas samych (wreszcie ktoś, kto mnie rozumie, nie jestem w takim myśleniu sam/a, niech świat myśli, co chce, ważne, że on/a ma tak jak ja). Dopiero odkrywając, co nas łączy, jesteśmy w stanie tak się przed sobą otworzyć i wzajemnie sobie zaufać, że zauważone różnice w myśleniu  – które są przecież nieuniknione – nas nie przerażą, nie wycofają. Co więcej, przyjrzymy się im z pewnym zaciekawieniem, bo skoro ktoś, kto na ogół myśli jak ja, w jakiejś sprawie myśli właśnie zupełnie odmiennie, to może warto się nad tym zastanowić? Nie po to, rzecz jasna, żeby zmieniać zdanie, ale żeby poszerzyć swoje horyzonty, otworzyć się na nowe, które wcale nie jest takie inwazyjne, jak nam się wydawało, kiedy słyszeliśmy o tym od osoby wrogo do nas nastawionej.
  • Miłość to ból

    Fetyszyzowanie bólu i cierpienia jest niebezpieczne, a twierdzenie, że są naturalnie związane ze zdrową miłością – bardzo dalekie od prawdy. Oczywiście, że kiedy ktoś nie odwzajemnia naszych uczuć albo chce od nas odejść, najczęściej cierpimy. Oczywiście, że jeśli następuje czas chwilowej rozłąki z ukochaną osobą  – tęsknimy za nią. To wszystko jest bardzo ludzkie. Sęk w tym, że nie cierpimy przez miłość. Cierpimy przez odrzucenie lub przez zmianę sytuacji, do której byliśmy przyzwyczajeni. Zmiany – choć są jedynymi niezmiennymi w naszym życiu – często nas przerażają, zasmucają, wzbudzają poczucie wyobcowania. I to jest naturalne. Jeśli jednak uwierzymy, że to miłość wiąże się z bólem, będziemy mieć doskonałą wymówkę, by pozostać w związku, który okaże się toksyczny.

W zdrowym związku nie ma:

– chorobliwej zazdrości i kontroli
– przemocy psychicznej, fizycznej, seksualnej lub finansowej
– uzależnień
– braku zaufania

W zdrowym związku:

– są problemy, które się rozwiązuje
– są różnice, o których się rozmawia
– jest akceptacja dla cudzej inności
– jest dawanie wolności, której każdy potrzebuje do wzrastania

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

🌬️ Założenie rodziny
gwarantuje spełnienie

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Ludzie, którzy nie chcą się rozmnażać lub pobierać i wiedzą to od wczesnej młodości, mogą odnieść mylne wrażenie, że coś z nimi nie tak. Zwłaszcza kobiety. Literatura i filmy często przestawiają chęć założenia rodziny z jednej strony jako coś oczywistego, a z drugiej – jako gwarancję spełnienia. Tymczasem nie każdy musi chcieć tego samego. Mówi się, że główną przyczyną rozwodów jest… zawarcie małżeństwa. Analogicznie, przyczyną wszelkich problemów z dziećmi jest ich posiadanie. Nie musimy wcale wybrać takiego modelu życia.
Podobnie, jeśli chcemy założyć własną rodzinę, a z jakichkolwiek powodów nam się to nie uda – nie ma to najmniejszego związku z naszą wartością lub jej brakiem. Rodzicielstwo, ale też małżeństwo jest jedną, ale na pewno nie jedyną z możliwych dróg, które możemy sobie wybrać. Nie definiuje nas.

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

🌬️ Powinnaś próbować
wszystkich zadowolić

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Ten rozdział kieruję do kobiet, bo to właśnie nam od najmłodszych lat wmawia się, że naszym obowiązkiem jest zaspokajanie potrzeb wszystkich wokół oraz że jeśli tylko będziemy miłe, grzeczne i uczynne, wszyscy będą nas lubić. Uwaga, spoiler – nie będą! Po pierwsze dlatego, że nie istnieje jakaś jedna obiektywna prawda o nas – to, co jednych w nas zachwyci, innych będzie drażnić. Każdy człowiek jest inny i zarówno jego sympatie, jak i antypatie mówią najwięcej o nim samym. Jeszcze inni zresztą dostrzegą nasze walory i… właśnie dlatego nas znienawidzą. Nienawiść podszyta zazdrością bierze się z kompleksów i zaniżonego poczucia własnej wartości, więc per saldo nadal jest to opowieść o nich, a nie o nas. Nie ma fizycznej szansy, żeby dogodzić wszystkim, szkoda więc czasu, żeby podejmować takie starania. Nikt zresztą nie każe ich podejmować chłopcom. Podobnie, jak nikt w baśniach nie narusza ich nietykalności fizycznej, kiedy są nieprzytomni…

Kochane Dzieci, piszę przede wszystkim do Was. Pamiętajcie, że każde z Was jest niesamowitą, jedyną w swoim rodzaju istotą. Różnice między Wami są piękne i mogą być niesłychanie twórcze, jeśli nie będziecie ich chciały na siłę zacierać, udając kogoś, kim nie jesteście. Jedyne, co nas wszystkich jako ludzi łączy, to równość i prawo do szacunku. Nie dajcie sobie nigdy nikomu wmówić, że jest inaczej!

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

P.S. Na deser łączę swój cover piosenki z bajki „Mój przyjaciel smok”.

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Pogadajmy o seksie

fot. Marianna Patkowska

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie pewna niesamowicie inspirująca dyskusja na jednej z kobiecych facebookowych grup. Uświadomiłam sobie, że problem jest wart opisania.

Nagroda to czy kara?

fot. Marianna Patkowska

Pod tym enigmatycznym wstępem kryje się zagadnienie:

Czy sformułowanie „seks w nagrodę” nie powinno przypadkiem zapalać w nas jakiejś czerwonej lampki?

– zagadnienie kryjące się pod tym enigmatycznym wstępem

Żywą dyskusję we wspomnianej grupie zapoczątkował pewien, dosyć w moim mniemaniu niewinny, post napisany być może nawet z przymrużeniem oka. Mniejsza zresztą o samo zawarte w nim pytanie (grupa jest zamknięta), ale dało się z niego wyczytać tezę, że formą okazania wdzięczności w związku może być seks. Miodem na moje serce była niesamowicie szybka i zdecydowana reakcja większości grupowiczek, która tezę wychwyciła, uznając ją za absolutnie niedopuszczalną i niebezpieczną.
Na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że to kwestia nazewnictwa i nie ma to jakiegoś większego znaczenia, czy partner inicjuje seks z wdzięczności za jakiekolwiek niematerialne dobra (jeśli chodzi o materialne, z nazewnictwem nie mamy problemu!), czy dlatego, że zwyczajnie odczuwa taką potrzebę. Różnica jest jednak ogromna. W drugiej sytuacji mówimy o dwójce równorzędnych partnerów z porównywalnymi potrzebami emocjonalnymi i seksualnymi, z których raz jeden, raz drugi inicjuje seks, bo ten jest w związku ważny. W pierwszej natomiast partner „odwdzięczający się” seksem, stawia się wyżej: ma władzę, posiadając coś, czego druga osoba potrzebuje i rozdając to dopiero, jeśli ten pierwszy zasłuży. Niestety w kulturze hołdującej nierównościom, czyli patriarchacie, ofiarami takich zachowań padają na ogół mężczyźni. Stereotyp, że większe libido przypisane jest tylko jednej płci, a druga łaskawie się zgadza na zaspokajanie potrzeb tej pierwszej jest nie tylko niepoparty naukowo, ale przede wszystkim niesłychanie szkodliwy. Wyobraźmy sobie, że pewnego wieczoru kobieta z jakiegokolwiek powodu nie ma akurat ochoty na seks, a partner nie umie tego uszanować, tylko zaczyna stosować wobec niej przemoc psychiczną, wyśmiewając ją lub robiąc jej awantury. Co pomyślimy o takim mężczyźnie? Najpewniej, że jest potworem. Odwróćmy teraz sytuację – zamieńmy partnerów rolami. Nikt raczej nie nazwie potworem kobiety wyśmiewającej, poniżającej lub obrażającej się na partnera, który z jakiegokolwiek powodu nie chce w danym momencie uprawiać z nią seksu. Mężczyzna ma być chętny i gotowy zawsze, kobieta zawsze ma prawo gotowa nie być. Z tego też powodu męskie jednonocne przygody tłumaczone są najczęściej „męską naturą”, a kobietom w identycznych sytuacjach przykleja się etykiety „puszczalskich”. Widać więc jak na dłoni, że stereotyp w zależności od sytuacji, dla każdej z płci może być tak samo krzywdzący. We wspólnym interesie leży więc zmienienie go.
Wracając do szkodliwości traktowania seksu jako nagrody, widzę ją również w tym, że skoro coś możemy nazwać nagrodą, równocześnie brak tego czegoś możemy uznać za karę. A to z kolei nosi znamiona przemocy i może prowadzić do obsesyjnej kontroli osoby „rozdysponowującej seksem”. Jeśli w związku nie mamy do czynienia z dwiema równymi sobie jednostkami, które uprawiają seks z właściwych powodów (cementowania uczucia, potrzeby bliskości, rozładowania naturalnego napięcia), to znaczy, że znaleźliśmy się w relacji toksycznej. I nie dajmy sobie wmówić, że to tylko seks i że to w żaden sposób nie łączy się z pozostałymi dziedzinami życia. Łączy się.

Związki bez sek/nsu

fot. Marianna Patkowska

O ile pozbawione seksu życie w pojedynkę, nawet całkiem długie, nie stanowi akurat dla mnie większego problemu, o tyle całkowity brak seksu w związku uważam za jego definitywny rozpad. Oczywiście warto uściślić, że nie piszę tu o parach osób aseksualnych – te stanowią jednak mniejszość. Piszę o zdarzających się, jak się okazuje, niestety nie tak rzadko sytuacjach, w których po wielu latach wspólnego życia jedna strona (najczęściej kobieta, co może się łączyć ze wspomnianym wyżej stereotypem) regularnie odmawia partnerowi nie tylko seksu, ale – co chyba dużo gorsze – szczerej rozmowy o tym, dlaczego nie ma na niego ochoty. Powody mogą być oczywiście bardzo różne i bardzo trudne do ustalenia nawet przez osobę, którą to dotknęło. Od tego właśnie są specjaliści, do których w takich sytuacjach trzeba się udać po pomoc. Konsekwencją zamknięcia się i na seks, i na rozmowę o tym, jest zamiana związku w związek biały, na który partner postawiony w nowej sytuacji wcześniej się nie pisał. I w którym ma pełne prawo nie chcieć być. Część partnerów pozbawionych seksu zagryzie zęby i będzie do końca życia po prostu nieszczęśliwa, druga zacznie szukać seksu poza związkiem (co, nawet jako wojująca przeciwniczka zdrad, jestem w stanie zrozumieć), a tylko nieliczni znajdą w sobie na tyle dużo siły i przyzwoitości, by najpierw wyjść z takiej relacji, jeśli nie są w niej szczęśliwi, a dopiero potem zacząć cokolwiek nowego.
Napisałam, że wieloletni brak seksu uważam za tożsamy z rozpadem związku i czuję, że znajdą się głosy oburzonych, że przecież seks nie jest najważniejszy. Temu zagadnieniu zdecydowałam się poświęcić kolejny rozdział. Przede wszystkim jednak spieszę wyjaśnić, że nie mam na myśli sytuacji chwilowych, jak chociażby medyczne przeciwwskazania. (Przy obustronnej dobrej woli, wszystko da się jakoś rozwiązać. Petting, seks oralny, analny, używanie zabawek erotycznych czy wspólny seans pornograficzny – możliwości jest naprawdę mnóstwo, choć najistotniejsza jest po prostu otwartość na fizyczną bliskość.) Mam na myśli jednostronną, krzywdzącą partnera decyzję o dożywotnim braku seksu. Lubimy się i szanujemy oraz nie sypiamy z bardzo wieloma osobami. Nie jest dobrze, by jedna z nich, nawet jeśli bardzo nam bliska, zamknęła nam drogę do szczęścia, na które każdy z nas zasługuje.

Seks nie jest najważniejszy

fot. Marianna Patkowska

Ten frazes, odnoszący się do związku, irytuje mnie, jak mało który. Solidnymi fundamentami dobrej relacji są na ogół: szacunek, przyjaźń, miłość, seks. Czemu nikt z takim uporem nie podkreśla, że szacunek nie jest najważniejszy? Albo przyjaźń, o miłości nie wspominając? Tymczasem są to tak samo ważne filary i brak każdego z nich może poważnie zachwiać całą konstrukcją.
Jest niestety całkiem dużo par, zwłaszcza z długim stażem, które się zwyczajnie nie lubią i nie szanują. Trudno pojąć, co takich ludzi ze sobą trzyma, bo na pewno nic zdrowego.  Być może jakąś odpowiedzią jest ułomność, o której kiedyś tu pisałam, mianowicie nieumiejętność bycia samemu. Zanik życia seksualnego jest bardziej zdradliwy, bo szacunek i przyjaźń, a przede wszystkim przywiązanie sprawiają, że wiele umiemy sobie wytłumaczyć. Łatwiej uciec z ewidentnie toksycznego związku, w którym nie jest się szanowanym, niż pozornie udanego, w którym tylko nie ma seksu.  Problem w tym, że to tak samo zła sytuacja.

Od dziecka

fot. Marianna Patkowska

Spuszczę zasłonę milczenia na chore fantazje naszej władzy i napiszę, że istnieje ogromna potrzeba wprowadzenia edukacji seksualnej nie tylko do szkół, ale do przedszkoli. W przedszkolach myślę, że dobrze postawić nacisk na znajomość granic swojego ciała i na asertywność – ta świadomość sprawi, że dziecko będzie trudniejszym celem dla pedofila. Lęk przed dziecięcą masturbacją (której wcale nie trzeba maluchów uczyć, bo większość ma takie doświadczenia) jest równie sensowny, jak strach przed dziecięcą fascynacją gilami. Rolą osoby dorosłej jest przygotowanie dziecka do życia w społeczeństwie, a więc wskazanie, czego i przede wszystkim dlaczego nie robimy publicznie.
Ponieważ, pracując w szkole, wzbudzałam zaufanie i życzliwość dzieci, szybko stałam się właśnie tą panią, której zadawano wszelkiego typu „niewygodne” pytania. Byłam szczęśliwa, że padło właśnie na mnie, bo, nie uznając tematów tabu, bardzo wierzę w siłę rozmowy. W przedziale wiekowym 9 – 12 lat, rolą odpowiedzi na pytania związane z seksem jest nie tylko zaspokojenie ciekawości, ale też eliminacja irracjonalnego niepokoju pojawiającego się w małym człowieku, kiedy myśli o czymś, czego nie rozumie i co go trochę obrzydza. Najgorsze, co można zrobić (i co w polskiej szkole robi się niestety nagminnie), to zawstydzić pytającego. Dzieci, zwłaszcza małe, potrzebują konkretów. To dorosłym się wydaje, że te wymagają od nich zreferowania „Atlasu psychofizjologii seksu” Lwa Starowicza. Nie wymagają. Chcą dostać jedynie prostą odpowiedź na proste pytanie. Jeśli jej nie znamy (a tak też może się zdarzyć), uczciwie powiedzmy, że nie wiemy. I przygotujmy się na drugi raz!
Kolejnym problemem w rozmowach z troszkę starszymi dziećmi jest fetyszyzacja dziewictwa i demonizacja jego utraty. Tymczasem nie ma znaczenia kiedy młody człowiek rozpocznie współżycie. Jeśli wcześniej nie posiądzie solidnej, rzetelnej wiedzy na temat wszystkich idących za taką decyzją konsekwencji (zarówno medycznych, jak i emocjonalnych), to kompletnie wszystko jedno, czy narazi się na niechcianą ciążę, choroby weneryczne, złamane serce, czy nawet gwałt (a tym też może się skończyć nieznajomość swoich i cudzych granic) w wieku lat piętnastu czy dwudziestu. Z badań wynika zresztą wyraźnie, że im lepiej młodzież jest uświadomiona, tym później rozpoczyna życie seksualne.

Trudne rozmowy

fot. Marianna Patkowska

Rozmowa z partnerem jest kluczem do rozwiązania każdego problemu. Co jednak zrobić, jeśli zwyczajnie nie potrafimy rozmawiać o tych sprawach? Nauczyć się tego! Na początek dobrze jest posłuchać ludzi, którzy mówią ładnie i mądrze. Bardzo gorąco polecam trzy filmiki fantastycznej Pauliny Mikuły, prowadzącej kanał „Mówiąc Inaczej”, nagrane w ramach kampanii firmy Durex „Głośni w łóżku”:

P.S. A na deser łączę smakowitą piosenkę Doji Cat „Go to town”.

„P.O.L.O.V.I.R.U.S.” Kury

fot. Bożena Szuj

 
fot. Marianna Patkowska

wytwórnia: Biodro Records
rok wydania: 1997

Nadrabiając swoje kulturoznawczo-muzyczne zaległości, trafiłam na krążek, którego nie wypada nie znać, a mnie się jednak udało. Tak, wstyd mi i kajam się, ale lepiej późno, niż wcale. Mowa o Najlepszej Alternatywnej Płycie Roku (Fryderyki 1998) – „P.O.L.O.V.I.R.U.S.-ie” Kur.
Powiedzieć, że to najdziwniejsza i najbardziej odjechana parodia różnych muzycznych stylów, to nic nie powiedzieć. Pierwotnym założeniem Tymona Tymańskiego było stworzenie albumu imitującego składankę piosenek różnych (nieistniejących) zespołów i to się właściwie udało, choć krążek finalnie został wydany pod szyldem Kur. Na pewno nie da się jej zarzucić spójności, choć równocześnie czuć w niej twórczą koncepcję. Usłyszymy tu właściwie większość gatunków muzycznych od disco polo przez yass, piosenkę patriotyczną, reggae, heavy metal oraz jazz po country. Wszystko z dużym przymrużeniem oka, okraszone wyczuwalną świadomością muzyczną i fantastycznymi tekstami.
Już dwie pierwsze piosenki („Śmierdzi mi z ust”  i  „Jesienna deprecha”) – utrzymane w podłym, kiczowatym klimacie disco polo – są dowodem na to, że dobrzy i wrażliwi muzycy nawet stylizując coś na największy chłam, przemycą (choćby niecelowo) pewną szlachetność. O „P.O.L.O.V.I.R.U.S.-ie” można byłoby pisać elaboraty (wiem o co najmniej jednej pracy magisterskiej na jego temat), więc w telegraficznym skrócie skupię się tu tylko na kilku swoich ulubionych piosenkach.

🎼 „Nie martw się, Janusz” to jeden z najciekawszych utworów na płycie. Muzycznie znakomity, zaskakujący, świeży, inny; tekstowo fenomenalny! Z przeszywającą precyzją oddaje polskie zaściankowe umiłowanie do zabobonu przy rezygnacji z samodzielnego myślenia (wracające dziś zresztą do łask).

🎼 Drugą (chronologicznie) moją ulubioną piosenką jest „Kibolski”. (Jak typowa blondynka śmiałam się zresztą dwa razy – najpierw, kiedy po raz pierwszy usłyszałam tekst, a drugi, kiedy zrozumiałam, że tak naprawdę, to Lechia Gdańsk, a Arka Gdynia. Bywa…) Podoba mi się bardzo trafność spostrzeżenia, że kibolskie oddanie dla sprawy jest przeważnie dużo większe, niż potrzeba rozumienia jej sedna.

🎼 Dosyć podobną w klimacie i zawsze wywołującą u mnie salwy śmiechu (i – co gorsza – od dłuższego czasu nieopuszczającą mojej głowy) jest „Sztany, glany”. Myślę, że pozostanie już na zawsze w pewnych środowiskach aktualna. Można by rzec, utwór ponadczasowy.

🎼 Absolutnie urzeczona jestem jednak songiem „Nie mam jaj” – to karykatura reggae doskonała na tak wielu poziomach, że jawi mi się jako utwór wręcz genialny. Nieczęsto spotyka się wysmakowane parodie samej formy. Bo śmieszy w niej najbardziej przecież nie sam absurdalny refren:

Ajajaj, nie mam jaj,

– refren piosenki „Nie mam jaj”

tylko połączenie najbardziej rasowego reggae grania z narracją, która do złudzenia przypomina właściwie każdą piosenkę w tym stylu, z tym że ta akurat celowo nie ma sensu. Do tego Larry Okey Ugwu, który swoim uroczym łamanym polskim śpiewa:

W Babilonie zdrada, każą nosić jaja
i wąsy

„Nie mam jaj”

sprawia, że za każdym razem leżę na podłodze ze śmiechu.

🎼 Tekstowego prztyczka w nos dostaje też jazz w utworze „Mój dżez”. Choć Tymański próbuje się naigrywać z wykonywania tego gatunku, to jakby się nie starał, nie jest w stanie uciec od tego, że naprawdę dobrze w nim brzmi!

To byłaby moja polovirusowa top piątka, ale bardzo mnie też urzekają „Ideały Sierpnia”, a zwłaszcza fragment:

Solidarność, Solidarmość, Solimarność – solej

„Ideały Sierpnia”

i absolutnie odjechany „Lemur”.

„P.O.L.O.V.I.R.U.S.” jest z pewnością jedną z tych płyt, których trzeba wysłuchać wielokrotnie, w skupieniu i na które po ich poznaniu trudno pozostać obojętnym.

Spis utworów:

fot. Marianna Patkowska
  1. Śmierdzi mi z ust
  2. Jesienna deprecha
  3. Nie martw się, Janusz
  4. Dlaczego
  5. gadka I
  6. Kibolski
  7. gadka II
  8. Sztany, glany
  9. Ideały Sierpnia
  10. Trygław cz. I
  11. Nie mam jaj
  12. Trygław cz. II
  13. Szatan
  14. gadka III
  15. Mój dżez
  16. Adam ma dobry Humer
  17. O psie
  18. Lemur
fot. Marianna Patkowska

SpotkanNie z Tymonem Tymańskim

Z Tymonem Tymańskim przed wejściem do jego studia Nei Gong

Kiedy pokochasz mężczyznę, który od dzieciństwa przyjaźni się z Tymonem Tymańskim, przez pewien czas grał z nim w różnych zespołach, a w swojej wytwórni Biodro Records wydał recenzowaną tu płytę „P.O.L.O.V.I.R.U.S.” (projektował też m.in. okładkę i do niej, i do „Paszkwili”), jedną z naturalnych konsekwencji związania z nim swojego życia jest poznanie Tymona Tymańskiego osobiście.

fot. Bożena Szuj

Biorąc pod uwagę mój – opisywany już tu – paniczny lęk związany z tym artystą, wyzwanie nie lada, ale ja wyzwania lubię!
Mam przeświadczenie, (wywodzące się z przekonania, że idealny związek to dwie całości, nie połówki, a miłość jest dawaniem wolności), że przyjaźnie osób, które darzymy uczuciem, nie dotyczą nas i nie bardzo powinniśmy chcieć w nie ingerować. Oczywiście nie mam na myśli odciągania ukochanych od ich znajomych, którzy nam nie odpowiadają (to rodzaj przemocy w związku, której dopuszcza się nie partner, tylko przebrana za niego najwyższa izba kontroli), ale to, że skoro zadbanie o siebie leży w naszej gestii, to jedynie my wiemy, kim się otoczyć, żeby stawać się lepszymi ludźmi, a kogo unikać.
Może się zdarzyć, że ten sam człowiek przyczyni się do duchowego rozwoju pary, może się tak jednak nie zdarzyć. To, że nasz partner jest z kimś blisko, wcale nie znaczy, że my też musimy. Z drugiej strony, jeśli mamy świadomość, że wieloletnia przyjaźń z kimś zbudowała osobę, w którą jesteśmy wpatrzeni, narasta w nas szacunek do jej przyjaciela i potrzeba bycia przez niego zaakceptowanym.
Po przemiłym dniu spędzonym w domu Tymańskiego, mogę powiedzieć, że poznałam nie tylko fenomenalnego muzyka, ale też niesamowitego, nieprzewidywalnego, niewiarygodnie autentycznego, nietuzinkowego (jak mówi o sobie Doda), inspirującego, wzruszająco szczerego, piekielnie inteligentnego, skromnego, wrażliwego (choć się z tym nie afiszuje), a przede wszystkim naprawdę dobrego człowieka. Duchowy wymiar tego spotkania uważam za zbyt osobisty, by opisywać go szerzej, jednak rozmowa z tak pięknym wewnętrznie buddystą w wielu momentach bardzo mnie wzruszyła i z pewnością mocno wzbogaciła.
Ogromnym przeżyciem i zaszczytem było dla mnie zobaczenie prywatnego studia Nei Gong (w którym zostały nagrane „Paszkwile”) i… wspólne wykonanie jednej piosenki. W najśmielszych snach nie przypuszczałam też, że moją pierwszą jogę w życiu poprowadzi właśnie Tymon Tymański!
Jeśli miałabym jakoś podsumować to spotkanie, mogę napisać, że warto zmierzyć się ze swoimi lękami, bo te mogą się nieoczekiwanie okazać naszymi duchowymi mentorami!

fot. Bożena Szuj

Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe, czyli dlaczego warto nauczyć się ze sobą wytrzymywać

fot. Marianna Patkowska

Słowa Iyanli Vanzant:

Jeżeli sam nie jesteś w stanie ze sobą wytrzymać, nie skazuj na to innych!

– Iyanla Vanzant

mocno do mnie trafiły. Rozumiałam je jako sugestię, że nie wolno nam traktować drugiego człowieka jako wybawiciela od nas samych. Takie oczekiwanie jest niewiarygodnym obciążeniem, którego żaden niezaburzony partner na siebie nie weźmie (przyciągniemy więc do siebie partnerów toksycznych, z którymi możemy zbudować jedynie toksyczne związki).

♠️ Nieumiejętność bycia samemu

fot. Marianna Patkowska

Dlaczego nieumiejętność bycia samemu i idąca za nią ciągła potrzeba trwania w jakimkolwiek związku to rodzaj emocjonalnego kalectwa, nie trzeba pewnie nikomu tłumaczyć. Jeśli nasza własna relacja ze sobą nie jest na tyle dobra, żebyśmy umieli ze sobą żyć, oznacza to tylko jedno – jesteśmy słabymi partnerami. I o ile – z niemożliwości rozstania się z samym sobą – można, na ogół dopiero poprzez długi i żmudny proces terapii, stać się w końcu dla siebie partnerem idealnym już podczas trwania tego związku, o tyle żadnej innej osoby nie da się zobowiązać (ani szczerym uczuciem, ani jakąkolwiek przysięgą) do znoszenia tego, co w nas nie do zniesienia. My musimy – nikt inny już nie. Uporanie się z tym to tylko i wyłącznie nasz obowiązek. Literatura pokazuje nam romantyczne trzpiotki, zakochane w byciu zakochaną, skaczące z jednej relacji w drugą, nieszczęśliwe u boku siebie samych. Wydaje się to nawet umiarkowanie urocze, kiedy opisywana niewiasta jest młodziutka i niedoświadczona. Wzbudza to może chwilową opiekuńczość i chęć wybawienia, ale w rzeczywistości to pułapka. Jeśli chcemy ratować kogoś (niezależnie od jego płci oczywiście) od dramatu… bycia z nim, wchodzimy na sporej wielkości minę. Jako osoba długo lecząca się ze współuzależnienia wiem doskonale, o czym piszę, bo byłam tam nie raz. Nie można pomóc komuś w jego własnej relacji z nim samym.
Pozostawmy romantyczne mrzonki tam, gdzie ich miejsce, czyli w zamkniętej w wieku lat piętnastu i odłożonej na półkę książce, i spróbujmy sobie uświadomić, że jest tylko jedna osoba, która może zapełnić pustkę, którą czujemy. Najwspanialszy, najbardziej namiętny i najczulszy kochanek, wpatrzony w nas jak w obraz, skłonny za nami skoczyć w ogień, nie jest w stanie, choćby nawet chciał, dać nam tego, czego potrzebujemy… od siebie samych. W każdym z nas jest jakiś brak. Tylko jeśli go dobrze rozpoznamy (a na to potrzeba czasu), będziemy umieli go sobie wypełnić. Wiedza, czego nam trzeba jest głęboko w nas. Nie zagłuszajmy tego niepotrzebnym szumem. Najpiękniejsze perfumy i dezodoranty też na nic się zdadzą, jeśli zaniedbamy higienę.
Dobrze też pamiętać, że związek sam w sobie nie jest żadną wartością. (Jeśli nie mamy tej pewności, warto uważnie prześledzić losy bohaterów serialu dokumentalnego „Chłopaki do wzięcia”.) Wartością jest człowiek. Zróbmy wszystko, by stworzyć najlepszą relację z samym sobą, bo nasze stosunki z innymi ludźmi są tylko jej odbiciem.

No i… postarajmy się nie być bohaterami krążącego po sieci żartu:

ZWIĄZEK ZE MNĄ

zalety: związek

wady: ze mną

♠️ Nieumiejętność bycia w związku

fot. Marianna Patkowska

Wsłuchanie się w siebie i świadomość, że możemy liczyć tylko i wyłącznie na siebie samych, zwłaszcza jeśli jest to stan, który wypracowaliśmy dopiero niedawno, może paradoksalnie stanowić pewną przeszkodę dla wejścia w zdrowy związek. Prawdopodobnie najbardziej dla tych z nas, którzy byli wcześniej w relacjach toksycznych i pamiętają, jak może się skończyć zbyt duża uległość (na ogół przemocą). Odnaleziona w sobie siła – u mnie w pełni dopiero na początku tego roku dzięki Drapieżnikowi – cieszy nas jak nowa zabawka. Nie chcemy się nią ani dzielić, ani jej choć na chwilę odłożyć. Jednak w partnerstwie od czasu do czasu będziemy musieli. I to też jest w porządku. Jeśli zwiążemy się z kimś, kogo bezgranicznie kochamy, kogo uważamy za dobrego człowieka, kto nas idealnie uzupełnia i jest naszym najlepszym przyjacielem, nie pozbawiajmy go możliwości zobaczenia nas, kiedy jesteśmy słabi i bezbronni – to jeden z piękniejszych dowodów zaufania, a zarówno obdarzenie zaufaniem, jak i świadomość, że się jest nim obdarzonym, są podstawą dobrej relacji. Niezdrowe jest tylko odkrywanie się z tym przed manipulatorami i przemocowcami. Jeśli kiedykolwiek nam się to przydarzyło, pamiętajmy, że dziś jesteśmy o to doświadczenie mądrzejsi. Uwierzmy w siebie. Nie bójmy się, że stracimy w czyichkolwiek oczach, pokazując wszystkie swoje barwy. Nawet jeśli tak się stanie, to dobrze – zdobędziemy pewność, że z odsuwającą się od nas w naszej bezradności osobą nie warto niczego budować. Podziękujmy jej za to. Dużo poważniejszy problem będziemy jednak mieli, jeśli nie zdołamy się obnażyć przed kimś, kto na to zasługuje. Zaryzykujmy!

♠️ Zdrowy balans

fot. Marianna Patkowska

Spośród wszystkich rodzajów nałogów, udało mi się nie wpaść w żaden oprócz… uzależniania się od partnera. Tymczasem zdrowy związek to związek dwóch całości, a nie dwóch połówek, o czym już wielokrotnie pisałam (i zamierzam o tym do złudzenia przypominać, również sobie samej). Jak więc z jednej strony zachować siebie i być silnym, a z drugiej – umieć przed ukochaną osobą zdjąć zbroję? Odpowiedź jest prosta: trzeba znaleźć w sobie zdrowy balans. Oczywiście dużo łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Mnie bardzo pomogło zdobyte w kontakcie z Drapieżnikiem doświadczenie trzech płaszczyzn: zewnętrznej (którą można nazwać w uproszczeniu „obiektywną”), wewnętrznej naszej oraz wewnętrznej drugiej strony. Pisałam o tym wtedy tak:

Przy skrajnie odmiennych światopoglądach z Drapieżnikiem, przed walką i ranieniem się chroniło nas oboje częste spotykanie się na płaszczyźnie zewnętrznej i dyskusja oparta na starej, dobrej, wypróbowanej […] metodzie majeutycznej – wygrywały argumenty logiczne, a więc… Prawda. […]
Gdyby moje uczulenie na relatywizm moralny zderzyło się z niepewnością i zakrzykiwanymi ranami Drapieżnika, oprócz bólu i rosnącej  frustracji nic by z tego nie było. Co dowodzi, że płaszczyzna wewnętrzna (któregokolwiek z nas) nie byłaby miejscem odpowiednim.
Z kolei do jakiegoś odsłonięcia się, które też jest przecież ważne, potrzebujemy się odwiedzać w swoich wnętrzach. Tym jest troska – leży nam na sercu, jak druga osoba się z czymś poczuje, próbujemy zrozumieć motywy jej zachowania. Trzeba jednak mimo wszystko uważać. Pamiętać, że czyjeś wnętrze nie jest tożsame z naszym i nigdy się w nim zbyt długo nie zasiedzieć. Relacja może być wręcz idealna, jeśli będziemy się po tych w sumie trzech płaszczyznach sprawnie przemieszczać.

„Wycieczka na planetę Dyskomfort”

To odkrycie było dla mnie przełomowe. Okazało się, że ukojenie w postaci powrotu do wnętrza siebie nie musi przychodzić dopiero przy rozstaniu. Można – a nawet trzeba! – rozpostrzeć nić między opisanymi wyżej płaszczyznami i systematycznie na niej balansować. (Przygoda z Drapieżnikiem ma zresztą kompletnie zaskakujący dalszy ciąg, ale o tym innym razem.)
Zaopiekowanie się samym sobą jest już sporym wyzwaniem – wymaga uważnego przyglądania się swoim emocjom i reakcjom oraz konfrontowania ich ze światem zewnętrznym. (Tylko w taki sposób dowiemy się, co jest rzeczywiście częścią nas, a co mechanizmem, który nam nie służy i wymaga poświęcenia mu większej uwagi.) Wejście w związek to przejście do jeszcze bardziej skomplikowanego poziomu. Nie dość, że ciąży na nas ogromna odpowiedzialność w postaci zadbania o swoją równowagę psychiczną (i od tego, choćbyśmy chcieli, nie uciekniemy), to jeszcze dochodzi odpowiedzialność zarówno za partnera, jak i związek. Do dwóch płaszczyzn – zewnętrznej i wewnętrznej naszej dochodzi jeszcze trzecia, wewnętrzna partnera. Jeśli nie umiemy siebie znieść czy – o zgrozo! – nigdy nie próbowaliśmy być sami, wtedy najprawdopodobniej albo odpuścimy sobie płaszczyznę zewnętrzną i zanurkujemy w wewnętrznej partnera, stapiając się z nim w jedno (już mu współczuję), albo położymy krzyżyk na kwestiach wewnętrznych i zajmiemy się jedynie płaszczyzną zewnętrzną, co jest równoznaczne z brakiem pracy zarówno nad sobą, jak i nad związkiem (czyli zawaleniem dwóch spraw, nie tylko jednej).
Byłabym też bardzo uważna, jeśli chodzi o kwestię odrębności w związku. W moim odczuciu sytuacja powinna wyglądać tak, jak na poniższym schemacie:

schemat zdrowej relacji

Jakiekolwiek próby zawłaszczenia partnera w całości lub wchłonięcia go w trzeci, sztuczny byt, jakim jest związek, uważam za niesamowicie niebezpieczne. Żaden człowiek nie może być własnością ani drugiego człowieka, ani związku. Osoby opisane w pierwszym podrozdziale dążą do nałożenia się obu zbiorów ze schematu na siebie. (Brzmi jak brak oddechu, prawda?) Osoby opisane w podrozdziale drugim – w tym ja – najchętniej po prostu nazwałyby związkiem dwa odrębne zbiory. A tak też się nie da, bo dwie osoby to dwie osoby, a związek dwóch osób, mających w nim sporo wolności, to jednak w dalszym ciągu związek. Nie sprawia mi trudności ani bycie samej, ani stapianie się z partnerem w toksyczne jedno (choć bardzo tego nie lubię). Problem widziałam do tej pory w opisywanym wyżej balansowaniu. Odkrycie tej umiejętności niesamowicie wzmocniło moją relację z samą sobą i zmotywowało do dalszej nad nią pracy.

P.S. Na deser łączę swój cover hitu Arethy Franklin. Tylko my sami możemy odkryć w sobie jedność, jednak jeśli w naszym życiu pojawi się ktoś, dzięki komu poczujemy się w pełni ze sobą zintegrowani – miejmy świadomość, że to ktoś nieprawdopodobnie wyjątkowy.