Idziemy po wolność

fot. Marianna Patkowska

artykuł z mojej e-gazety “Halny – wiatr zmian”

Wczoraj (13 grudnia), z okazji 39. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego,   w Zakopanem przy oczku wodnym na Krupówkach  miało miejsce wydarzenie „Idziemy po wolność/Idziemy po wszystko”. Spotkaliśmy się porozmawiać oraz złożyć obecnemu rządowi życzenia z okazji nadchodzących świąt. Niezwykle cennym doświadczeniem, zwłaszcza dla młodszych pokoleń, było wysłuchanie wspomnień ludzi, którzy doskonale pamiętali 13 grudnia 1981. To były historie młodych wtedy osób, przerażonych nową, niezrozumiałą rzeczywistością. Rzeczywistością z jednej strony dużo straszniejszą od tej, z którą przyszło się nam dziś mierzyć, a z drugiej strony… straszniejszą tylko trochę.

Historia pisana od nowa

fot. Marianna Patkowska

Strajkowi Kobiet Podhale towarzyszył Komitet Obrony Demokracji na Podhalu. Przemówienia jego członków za każdym razem odbudowują moją nadwątloną wiarę w istnienie tzw. kultury słowa w debacie publicznej. Przewodniczący podhalańskiego KOD-u mówił m.in. o zakłamywaniu historii poprzez powolne wymazywanie z jej kart m.in. Tadeusza Mazowieckiego, Jacka Kuronia, Bronisława Geremka czy Lecha Wałęsy i doklejanie w ich miejsce ludzi, którzy się na tych kartach nigdy nie zapisali. Mówił również o odpowiedzialności każdego, kto nie przeciwstawia się nieprawdzie.

Dziś słyszymy, jak Mateuszek Morawiecki walczył w Powstaniu Warszawskim, ale nikt nie ma odwagi powiedzieć głośno: „chłopie, kłamiesz”!

– cytat z pamięci

Przypomniało mi to sytuację z mojego podwórka: tata stworzył pierwszy i jeden z ważniejszych ośrodków muzyki elektroakustycznej w Polsce – Studio Eksperymentalne Polskiego Radia. Zatrudnił w nim – „do noszenia kabli”, jak to nie bez życzliwości opisywał – młodego chłopaka, Eugeniusza Rudnika. Rudnik okazał się niezwykle zdolnym i ambitnym człowiekiem. Pod wpływem taty (i z pewną jego pomocą) poszedł na studia i profesjonalnie zajął się reżyserią dźwięku, a po jakimś czasie zaczął nawet sam komponować. Piękna historia – można powiedzieć amerykański sen (przy zachowaniu geograficznych proporcji). Z jakim więc zdziwieniem tata kilka tygodni po wyrzuceniu z Polskiego Radia przeczytał w wywiadzie z Rudnikiem, że ten był w swoim mniemaniu „współzałożycielem Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia”.
Megalomania i bajkopisarstwo – raz tylko groteskowe, innym razem niebezpieczne – po prostu wpisane są w naturę niektórych ludzi. Trzeba to przyjąć. Jednak przeciwstawianie się kłamstwom historycznym jest obowiązkiem każdego, kto je zdemaskuje. Największym grzechem jest grzech zaniedbania. Dlatego, zwłaszcza dziś, lekturą obowiązkową dla każdego Polaka powinna być „Uległość” Houellebecqa – to literackie arcydzieło przerażająco wręcz trafnie opisuje skutki bierności wobec zła.

Idziemy po wszystko

fot. Marianna Patkowska

Nazwa „Idziemy po wolność/Idziemy po wszystko” znakomicie oddaje nastroje i potrzeby manifestujących. Punktem zapalnym i powodem do wyjścia na ulice było zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej, ale dziś chodzi już o znacznie, znacznie więcej. Nie o wyszarpywanie skrawków kolejno nam zabieranych podstawowych praw (wszystkim zdziwionym „czy prawo do aborcji jest prawem podstawowym” spieszę wyjaśnić, że jednym z podstawowych praw człowieka jest prawo do decydowania o swoim ciele), ale o – mówiąc dosadnie – odpierdolenie się od naszej wolności raz na zawsze.
Jedna z uczestniczek wczorajszego spotkania przypomniała bardzo ważną rzecz, o której cała partia obecnie rządząca, a także niestety część społeczeństwa najwyraźniej zapomniała:

rząd ma społeczeństwu służyć, bo składa się z zatrudnionych przez nie urzędników.

Tym samym, jeśli ten przekracza swoje (nomen omen) kompetencje, notorycznie łamiąc najważniejszy dokument w państwie, czyli konstytucję, mamy prawo, a nawet obowiązek go zwolnić. Po prostu. (To, że od jakiegoś czasu rządzi nami z tylnego siedzenia Władimir Putin, nie oznacza, że mamy się zgadzać na carat.)
Ktoś zauważył też, że powodem strajków wielu grup zawodowych często są dopiero cięcia budżetowe – ludziom drastycznie zmienia się sytuacja finansowa i dlatego wychodzą na ulice. Tymczasem stopniowe odbieranie wolności trudniej zauważyć, jednak ono zawsze dzieje się najpierw. Jesteśmy przez obecny rząd okradani nie tylko z pieniędzy, ale przede wszystkim z wolności, która jest wartością nadrzędną.
Nie chcę przez to powiedzieć, że osoby protestujące z powodów ekonomicznych nie powinny manifestować swojego niezadowolenia – powinny. Każdy z nas jest inny, ma inne potrzeby, często też inne poglądy, a łączy nas wspólna niechęć do obecnego rządu, który próbujemy obalić. Razem jesteśmy ogromną siłą i to jest piękne. Zależy mi jednak na uświadomieniu wszystkim, że – jakkolwiek abstrakcyjnie by to nie zabrzmiało – brak pieniędzy, jeśli obudzimy się w państwie totalitarnym, naprawdę będzie naszym najmniejszym zmartwieniem.

Zakończę dzisiejszy wpis wierszem Kornela Filipowicza „Niewola” wielokrotnie cytowanym  przez inicjatorkę Strajku Kobiet Podhale na manifestacjach.

W państwie totalitarnym
Wolność
Nie będzie nam odebrana
Nagle
Z dnia na dzień
Z wtorku na środę
Będą nam jej skąpić powoli
Zabierać po kawałku
(Czasem nawet oddawać
Ale zawsze mniej, niż zabrano)
Codziennie po trochę
W ilościach niezauważalnych
Aż pewnego dnia
Po kilku lub kilkunastu latach
Zbudzimy się w niewoli

Ale nie będziemy o tym wiedzieli
Będziemy przekonani
Że tak być powinno
Bo tak było zawsze.

– „Niewola” Kornel Filipowicz

P.S. Na deser łączę równie poruszającą piosenkę Tymona Tymańskiego „Wolność” z płyty „Paszkwile” – jednego z moich ulubionych krążków ostatniego czasu.

Strajk Kobiet Podhale

Strajk Kobiet Podhale: WYDUPCAĆ!

fot. Marianna Patkowska

Strajk Kobiet Podhale

Strajk Kobiet Podhale
artykuł z mojej e-gazety “Halny – wiatr zmian”

W historii toczącej się kołem, co jakiś czas przychodzi moment, w którym przyzwoity obywatel, czy  ma na to ochotę, czy nie (nawiązując do poprzedniego wpisu), musi wyjść na barykady i wywalczyć swoje prawa.  Podhale jest miejscem wyjątkowym, ale – co charakterystyczne dla małych hermetycznych społeczności – światopoglądowo uwstecznionym. Tym bardziej wzruszyła mnie godna podziwu postawa niesamowitej inicjatorki spontanicznego Strajku Kobiet Podhale, która swoją charyzmą pociągnęła za sobą tłumy nie tylko przybyłych na manifestacje, ale też chętnych do pomocy w ich przygotowywaniu. W miniony piątek (30.10) pod oczkiem wodnym na Krupówkach zebrało się ponad 400 osób zbulwersowanych barbarzyńskim orzeczeniem „trybunału konstytucyjnego” w sprawie aborcji, miernością obecnego rządu, jego absolutną indolencją w walce z koronawirusem, a także demontowaniem tego kraju od środka i powolnym wprowadzaniem dyktatury. Niesamowicie budujące było zarówno bardzo liczne przybycie młodzieży, jak i duża rozpiętość wiekowa. Manifestacja, co warto zaznaczyć, miała charakter pokojowy. Jej cudowna liderka znakomicie wyczuła, jak dobrze spożytkować silne emocje, z którymi przyszli protestujący i nieformalnie nazwała to wydarzenie Świętem Miłości i Radości. Celebrowano solidarność i chęć zmiany Polski w kraj, w którym znowu będziemy chcieli żyć. Poważne wystąpienia przeplatane były znakomitą, energetyczną muzyką, do której można się było porządnie wytańczyć.

Przemoc w rodzinie

Strajk Kobiet Podhale

Jednym z postulatów Ogólnopolskiego Strajku Kobiet jest „ochrona przed przemocą domową”, co w sposób oczywisty nałożyło na Strajk Kobiet Podhale jeszcze jeden obowiązek – zareagowania na skandaliczną decyzję Rady Miasta Zakopane. W całej przywiązanej do tradycji Polsce mówi się o świętości rodziny. Zakopane poszło jednak o krok dalej, wyznając świętość przemocy w rodzinie i – co jest ewenementem na skalę kraju – nie podpisując uchwały antyprzemocowej. Można mówić o wstydzie czy obciachu (co jest jak najbardziej uzasadnione), ale jak ogromnym jest to draństwem wie tylko ten, kto tu żyje. Przemoc domowa nie jest – jak chcą wierzyć zakopiańscy radni – tematem niedotyczącym naszej gminy. To problem nie dość, że realnie istniejący, to jeszcze niestety całkiem powszechny. Alkohol i ciężka góralska ręka stanowią smutną rzeczywistość wielu podhalańskich kobiet… i dzieci. Przemoc jest też na ogół przekazywana z pokolenia na pokolenie. Jeśli ktoś ma czelność twierdzić, że uchwała antyprzemocowa jest zamachem na rodzinę, to myli rodzinę z patologią.
Sama byłam ofiarą przemocy w związku. Nie tu, ale w miejscu równie hermetycznie zamkniętym, jak Podhale. Rozmawiając przez lata z wieloma tutejszymi i tamtejszymi kobietami, i słysząc mnóstwo naprawdę strasznych historii, uderzająca była dla mnie zawsze jedna rzecz: przyzwolenie środowiska na piekło ofiary oraz przerzucanie na nią odpowiedzialności. Bo jak wytłumaczyć sytuację, w której mężczyzna skazany za gwałt na młodej kobiecie po kilku latach więzienia wraca do swojej społeczności i jest witany w niej jak król, a miejsce zamieszkania z powodu ostracyzmu społecznego musi zmienić jego ofiara? Jak wytłumaczyć sytuację, w której kobieta matka, nasyłająca na męża tyrana i pedofila policję jest przez swoich sąsiadów odsądzana od czci i wiary, i wyzywana od najgorszych?
Będę do znudzenia powtarzać, że zło nie jest jaskrawe i że oprawcy stosunkowo rzadko przypominają Josefa Fritzla – kat naprawdę nie musi być w stu procentach zdemoralizowaną bestią. Może być inteligentnym, miłym człowiekiem z rozbrajającym poczuciem humoru, ujmującymi odruchami serca, którego zwyczajnie nie da się nie lubić (psychopaci idealnie się w tych rolach odnajdują). Wiem, że bardzo trudno w takiej sytuacji dopuścić do siebie myśl, że krzywdzi swoją rodzinę, bo wtedy trzeba byłoby zareagować, czyli wyzwać na pojedynek kogoś, kogo lubimy. Jednak jeśli uświadomimy sobie, że alkoholizm czy problemy z agresją są chorobą, łatwiej oddzielimy straszliwe czyny od dopuszczającego się ich człowieka. Często pomagając ofierze, pomagamy również oprawcy. Priorytetem powinna być jednak zawsze pomoc osobie poszkodowanej. Brak reakcji obarcza nas odpowiedzialnością za zło, na które pozwalamy.

Wydupcać!

Strajk Kobiet Podhale

Hasło przewodnie Ogólnopolskiego Strajku Kobiet brzmi:

WYPIERDALAĆ!

– hasło przewodnie Ogólnopolskiego Strajku Kobiet

Zadziwia mnie (jako językoznawcę, kobietę i człowieka równocześnie), że w kimkolwiek wzbudza ono – zważywszy na kontekst i powód strajków – jeszcze jakiekolwiek kontrowersje. Że jest „brzydkie”? Naprawdę? Z językowego punktu widzenia jako hasło jest doskonałe – jedno słowo, które zawiera w sobie maksimum treści, równocześnie nawiązując formą do klasy politycznej tych, do których jest skierowane. Słowo, którego nie da się (nawet rządzącym) nie zrozumieć. Słowo, wyrażające bunt, zdecydowanie i pozycję siły. Przyjęcie gwarowej wersji tego słowa, mianowicie:

WYDUPCAĆ!

– hasło Strajku Kobiet Podhale

jako hasła Strajku Kobiet Podhale, szczerze mnie wzruszyło. Dlaczego? Ponieważ – co było niesamowicie odczuwalne też podczas manifestacji – pokazuje, że nikt ze strajkujących tutaj nie chce odcinać się od góralskiej tradycji (co widać też w pięknie zaprojektowanej grafice). Jednak, by móc być w pełni dumnym ze swojego regionu, trzeba wyraźnie zaznaczyć, że zezwierzęcenie i przemoc nie są tradycją.

P.S. Na deser łączę jedną z najmocniejszych piosenek, które wybrzmiały w miniony piątek pod oczkiem wodnym na Krupówkach. Widok tańczącej do niej młodzieży mógł wzruszyć do łez. Idzie nowe. Lepsze.

Strajk Kobiet Podhale

Granice wolności

fot. Marianna Patkowska

Do napisania tego tekstu przygotowywałam się dość długo – moje przemyślenia i filozofia życiowa zostały poddane pewnej próbie. Otóż… wjechała praktyka. Musiałam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy ufam bardziej swojemu mózgowi, z którym jestem w naprawdę świetnej relacji, czy jednak ego, za którym po pierwsze nie bardzo przepadam, a po drugie którego za dobrze nie znam. Wybór, na logikę, wydał mi się oczywisty. W rzeczywistości ego, nawet jeśli dopuścimy je do głosu zaledwie w pięciu procentach, jest niesamowicie krzykliwe i histeryczne. Robi hałas na ogół wtedy, kiedy ten jest najmniej potrzebny do rozwiązania danego problemu (wbrew pozorom każdy da się rozwiązać). Postanowiłam więc wybrać rozum oraz – tak, to może okazać się zaskoczeniem! – od niedawna współpracujące z nim serce.

fot. Marianna Patkowska

Mocno wierzę w to, że miłość jest dawaniem wolności. I nie mam tu na myśli banałów typu jeśli kochasz, to nie kontrolujesz – to oczywistość. Co jednak, kiedy danie wolności oznacza w danej sytuacji gotowość do rezygnacji z relacji z kimś, kto jest całym naszym światem? Odpowiedzią cisnącą mi się od razu na usta jest ta, że nikt poza nami samymi nie powinien nigdy stać się całym naszym światem. Ale jeśli poczujemy, że spotkaliśmy tę jedyną, pisaną nam osobę i jesteśmy tego absolutnie pewni? Jak pogodzić uczucia z dawaniem wolności, kiedy odczujemy między nimi konflikt? Otóż… nie poczujemy konfliktu.
Piszę to z pełną odpowiedzialnością za swoje słowa. Chęć posiadania partnera na własność jest wstrętna, ale równocześnie bardzo ludzka. Bywam – jak każdy – jej ofiarą. Podobnie jednak jak z ego, nie dopuszczam jej do głosu, bo uważam, że doradza źle. Powołam się po raz kolejny na piosenkę Indii.Arie „The Truth”, która najpiękniej opisuje idealny związek oparty na prawdziwej, zdrowej miłości i fragment, który jest chyba najtrudniejszy:

If he ever left me I wouldn’t even be sad, no
‘Cause there’s a blessing in every lesson
And I’m glad that I know him at all

„The Truth” India.Arie

fot. Marianna Patkowska

Jak można „nie być nawet smutnym”, kiedy opuści nas ukochana osoba? Nie da się nie być. Da się jednak widzieć we wszystkim lekcję i podchodzić do niej z pokorą. Ludzie pojawiają się w naszych życiach z jakichś powodów i rzadko kiedy chodzi o nich samych; najczęściej chodzi o nas. Czegoś się o sobie dowiadujemy. Pytanie, co z tą wiedzą zrobimy. Może się okazać, że dowiemy się, jak bardzo zależy nam na kimś. Jeśli jednak chcemy z nim tak naprawdę cokolwiek zbudować, chciejmy przede wszystkim jego szczęścia. I wierzmy, że jeśli to my jesteśmy jego prawdziwym szczęściem, on pozostanie w naszym życiu na zawsze.
Tu nie chodzi o brak wiary w miłość, lecz – ze względu na nią – umiejętność odpuszczenia swoich korzyści w imię najlepiej pojętego dobra ukochanej osoby. Idealnym związkiem nie jest związek dwóch połówek, lecz dwóch odrębnych, niezależnych od siebie, zdrowych całości, które świadomie, niepowodowane jakimikolwiek zależnościami, poczuciem obowiązku czy winy chcą ze sobą być. Tylko wtedy ma to sens.

P.S. Na deser mogę wrzucić chyba tylko jedną piosenkę.

fot. Marianna Patkowska