Ponieważ już od dwóch dni opisuję skandal związany z cenzurą utworu it’s fine, isn’t it? Pawła Szymańskiego na III Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej Eufonie, czas dziś na epilog – umieszczam drugie oświadczenie kompozytora, które dostałam drogą mailową dzisiaj rano. Jest ono odpowiedzią na teksty, które komentowałam wczoraj.
Kto nie zna sprawy, zachęcam do zapoznania się po kolei z wpisami:
Polecam uważne przyjrzenie się językowi i obydwu oświadczeń Pawła Szymańskiego (pierwsze zacytowałam TUTAJ), i organizatorów festiwalu. Zwróćmy też uwagę na to, że Lech Dzierżanowski używa asekuranckiego sformułowania „prominentny polityk”, a Paweł Szymański nazywa Jarosława Kaczyńskiego Jarosławem Kaczyńskim. W oświadczeniach organizatorów powtarzane jest też, jak mantra, stwierdzenie, że to nie jest cenzura, mimo że wszystkie ich mętne wyjaśnienia temu jednak przeczą. Na zarzuty dotyczące cenzury w komentarzach w mediach społecznościowych, Polskie Centrum Informacji Muzycznej wrzuca cytaty z zamieszczanego wcześniej oświadczenia Lecha Dzierżanowskiego, bo nie umie obronić swojego stanowiska.
Dziś wygrała prawda, a jedyne, co my możemy zrobić, to bojkotować festiwal Eufonie, do czego serdecznie namawiam, oraz zrobić wszystko, by niekompetentni ludzie przestali piastować odpowiedzialne stanowiska opłacane z pieniędzy podatników.
P.S. Prasa oczywiście podchwyciła temat, zamieszczam więc linki do artykułów.
Pisałam wczoraj o skandalu związanym z ocenzurowaniem najnowszego dzieła Pawła Szymańskiego na III Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej Eufonie, publikując oświadczenie kompozytora w tej sprawie.
Ponieważ haniebnego potraktowania wybitnego artysty nie udało się organizatorom festiwalu zamieść pod dywan i sprawa ujrzała światło dzienne przede wszystkim dzięki artykułowi w Gazecie Wyborczej, dziś – dwa dni po koncercie, którego dotyczy cała sprawa – postanowili odnieść się do sytuacji, prześcigając się w swoich oświadczeniach. Odważne posunięcie.
Na stronie Narodowego Centrum Kultury znajdziemy oficjalne oświadczenie rzecznika prasowego festiwalu, a pod spodem do pobrania w plikach PDF kilka kolejnych, m.in. przewodniczącego Rady Programowej Festiwalu Mieczysława Kominka oraz prezesa fundacji Piąta Esencja Lecha Dzierżanowskiego.
Co z nich wynika? O tym za chwilę.
Mylenie pistoletu zabawki z bronią i pisanie o zamyśle artystycznym cenionego i uznanego kompozytora w sposób sugerujący, że własna (dość zresztą infantylna) interpretacja jest jedyną możliwą, zmusza do refleksji nad słusznością wyboru takiego przewodniczącego Rady Programowej Eufonii. A sformułowania:
[…] jest oczywiście prowokacją polityczną i nie daje się w żaden sposób powiązać artystycznie z utworem.
czy
[…] bez partii taśmy, choć jej brak nie naruszyłby wartości artystycznej kompozycji.
są już jawnym dowodem na niekompetencje tegoż. Z jednej strony to oczywiście groteskowe i równocześnie zabawne, że Mieczysław Kominek uważa sam siebie za wyrocznię w kwestii artystycznych wartości w twórczości Pawła Szymańskiego (gdzie dokładnie są, a gdzie ich nie ma), z drugiej strony te fragmenty porażają wylewającą się z nich arogancją. Jeśli nieświadomą, tym bardziej dowodzącą niekompetencji przewodniczącego Rady Programowej.
Spuszczę zasłonę milczenia na użycie słowa „Pan” w tytule i skupię się na treści. Już pierwszy punkt wytycza cyniczną, gierkowską i przede wszystkim populistyczną linię obrony. Informacja o honorarium, jakie dostał za swój utwór Paweł Szymański, jest kompletnie niepotrzebna i niemerytoryczna. (Może nieśmiało przypomnę w tym miejscu, że kompozytor nie dostaje wynagrodzenia za wykonanie utworu, jak można byłoby w pewnym momencie lektury pomyśleć, lecz za jego napisanie, czyli swoją ciężką pracę – w tym wypadku wykonaną.) Niepotrzebna i niemerytoryczna, ale… przemyślana. To jedna z manipulacyjnych technik, mająca na celu zrażenie opinii publicznej do tego, o kim się pisze (i kto oskarżył nas wcześniej) – technika odwołuje się do naszych najgorszych instynktów, m.in. do zawiści (nie ma znaczenia, czy ktoś zarobił uczciwie, czy nie, stosunkowo mało, czy obiektywnie dużo – nie lubimy, kiedy ktoś zarabia w naszym odczuciu sporo). Mało wyrafinowana, ale sprawdzona.
Potem Pan Lech maluje nam pięknymi okrągłymi zdaniami całą historię, której nie byliśmy świadkami i której nie jesteśmy w stanie zweryfikować (przynajmniej część z nas nie jest, bo nie zapominajmy, że środowisko muzyczne jest jednak małe). Historię o zamówieniu utworu w 2019 roku, o pandemii, przez którą utwór w 2020 roku nie został wykonany, w końcu o rzekomo niedołączonych przez Pawła Szymańskiego taśmach i w końcu o tym, że kompozytor wprowadził w błąd zamawiających.
Niepokojące jest też utrzymywanie mitu o braku cenzury.
Taśma zawiera zmultiplikowane i przetworzone elektronicznie nagranie wypowiedzi prominentnego polityka, w trakcie którego pada strzał z pistoletu, co przemilczał kompozytor w swoim oświadczeniu.
Powiedzmy głośno, że ten „prominentny polityk” to Jarosław Kaczyński, którego cytowana wypowiedź to memiczne już przejęzyczenie z sejmowej mównicy „nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne”. Przejęzyczenie to nie jest już od dawna polityczne. Należy do kultury, do popkultury, a więc do nas wszystkich. Do otaczającego nas świata, z którego artyści współcześni na ogół czerpią. Czasem bardziej dosłownie, czasem mniej, jednak nie da się uciec od rzeczywistości, tworząc sztukę. A – co napisałam już wyżej – nazywanie pistoletu zabawki „pistoletem” jest porównywalne z zarzutem Janusza Kowalskiego wobec profesora Horbana, że ten groził mu nożem, podczas kiedy w rzeczywistości oskarżony stwierdził tylko, że „nóż mu się otwiera w kieszeni”. (Również, notabene memiczne.) Brak cenzury oznacza pełną wolność. Nie tylko twórcy, który ma prawo nawet najbardziej abstrakcyjne swoje dzieło uważać za wszelkiego rodzaju manifest, ale również odbiorcy, który ma prawo zupełnie odciąć się od opinii twórcy i odnajdywać swoje własne sensy. To zresztą dzieje się ze sztuką na przestrzeni lat. Tymczasem fundacja i organizatorzy festiwalu przyjęli jedyną słuszną interpretację i użycia słów Kaczyńskiego, i strzału z pistoletu (w dodatku nie dając publiczności szansy interpretowania ich oddzielnie) i przypięli utworowi łatkę „politycznej prowokacji”. Pistolet zabawka przywiódł na myśl tylko broń, nikomu jednak nie przywiódł na myśl znacznie bardziej tu oczywistego pistoletu startowego. Połączenie czerni i bieli otwiera tak rozległe pole interpretacyjne, że trudno uwierzyć w istnienie tak ściśle przylegających do oczu organizatorów klapek. Czy chcę przekonać kogokolwiek, że Paweł Szymański nie napisał utworu odwołującego się do swoich politycznych przekonań? Nie chcę. Oddałam mu głos w poprzednim wpisie. Uważam jednak, że formą cenzury jest narzucenie nam wszystkim jednej płytkiej interpretacji dzieła sztuki, które ze swojej natury powinno podlegać wielu różnym.
Wszystkie oświadczenia sprowadzają się do jednego przesłania: twórcy mają pełną wolność, ale… Wszyscy wiemy, co to ale w praktyce oznacza.
Inna kwestia to moment, w którym oświadczenia się pojawiły. Był na ich przemyślenie i umieszczenie czas przed koncertem. Wystarczyłoby nawet jedno. Dziś brzmią jak histeryczna próba odzyskania dobrego imienia, choć nie bardzo jest co ratować.
Zastanawia mnie też – w kontekście oświadczenia Lecha Dzierżanowskiego – czy prezes fundacji zamawiającej utwór, który nie ma pojęcia o dołączonej do zamówionego utworu taśmie, przypadkiem również nie jawi się jak ktoś nieposiadający wystarczających kompetencji do piastowania swojego stanowiska.
Można oczywiście powiedzieć, że to słowo przeciw słowu. Mnie się jednak przypomina pewne zdarzenie z czasów podstawówki. Tata (czyli Józef Patkowski, na którego powoływałam się też wczoraj), w trakcie dość gorącej i nieprzyjemnej rozmowy z moją wychowawczynią, usłyszał od niej w pewnym momencie:
– Więc albo ja kłamię, albo pana córka kłamie!
– moja wychowawczyni z podstawówki
– Proszę pani… Moja córka nie kłamie, a do pani sumienia nie będę zaglądał!
– Józef Patkowski
To chyba mój jedyny komentarz do wywlekania, kto dokładnie co powiedział, kto co w mailu napisał, co wysłał, a czego nie dosłał. Pawła Szymańskiego znam od zawsze. Jest dobrym, prawym, uczciwym, a do tego niesłychanie skromnym człowiekiem. Wielkim artystą i naszym narodowym dobrem. Jeśli coś napisał w swoim oświadczeniu, to tak było. A sumienie Pana Lecha nie jest moją sprawą.
Nie zdarza mi się ujawniać prywatnej korespondencji. Znalazłam się jednak w sytuacji wyjątkowej, w której zrozumiałam, że zdobędę się na napisanie listu dopiero pod warunkiem, że przybierze on blogową postać. Wiem, do kogo go adresuję, ale wierzę też, że nie jestem jedyną osobą przecierającą oczy ze zdumienia, że ludzie, których prywatnie znam, cenię i szanuję, mogą dziś w jakikolwiek sposób popierać obecną władzę.
Moim naturalnym środowiskiem jest świat artystyczny, zwracam się więc w swoim liście do tej bardzo specyficznej, wyjątkowej grupy ludzi.
Drodzy Artyści,
linia dzieląca Polaków (dziś bardziej niż kiedykolwiek) niemal nie przebiega przez grono otaczających mnie na co dzień bliskich osób. Sympatykami partii obecnie rządzącej okazali się albo znajomi dużo dalsi, z którymi już wcześniej nie było mi specjalnie po drodze, albo ludzie, których uważałam za wartościowych, ale znałam na tyle krótko, że łatwo mi było zerwać z nimi kontakty; bo ze wstydem przyznaję, że uległam zero-jedynkowemu myśleniu i odcinając się od wszystkiego, co mnie brzydzi i przeraża, odrzuciłam też ludzi, którzy to, co mnie brzydzi i przeraża popierają, nie próbując ich najpierw zrozumieć. Z zażenowaniem myślałam o przekonywaniu jakiejkolwiek dorosłej osoby, zwłaszcza po doświadczeniu II wojny światowej, że dawanie władzy nacjonalistom jest, najdelikatniej mówiąc, niebezpieczne. Z oszołomieniem i niedowierzaniem przyjmowałam do wiadomości, że ludzi ceniących niewiarygodną klasę Witolda Lutosławskiego (znanego nam wszystkim osobiście) nie razi poziom kultury osobistej reprezentowany przez polityków partii obecnie rządzącej. Zaczynam dostrzegać, że błędem musiało być założenie, że nie widzicie tego, co ja – być może wybieraliście w Waszym odczuciu po prostu mniejsze zło. Nigdy o to niestety nie zapytałam… A dziś stoimy po dwóch stronach politycznej barykady. Ja jestem nazywana przez „Wasz obóz” m.in.: lewaczką, morderczynią dzieci, lewacką kurwą szmatą oraz czarownicą, Wy z kolei jesteście nazywani przez „mój obóz” m.in.: ciemnogrodem, faszystami, katotalibami i prawakami (nie przytaczam najgorszych określeń nie po to, by wybielić „swój obóz”, lecz żeby nikogo nie obrażać – już wymienione wyżej słowa wzbudzają mój niesmak). Język wojenny charakteryzuje mocna radykalizacja, natomiast my się przecież znamy. Wiemy, że każdy z nas jest wrażliwą, twórczą, wartościową osobą. Dlatego przychodzę dziś do Was bez barw ochronnych. Zdjęłam z bluzki przypinkę z napisem „Wydupcać” i broszkę z czerwoną filcową błyskawicą. Zmyłam z twarzy makijaż, a z ręki numer telefonu do prawnika (bez niego czuję się jeszcze mniej bezpiecznie, biorąc udział w legalnych zgromadzeniach). Przychodzę szczerze z Wami porozmawiać, nie walczyć. Ta rozmowa powinna się odbyć już dawno temu.
Pokojowe nastawienie nie oznacza jednak braku szczerości. Im szybciej to z siebie wyrzucę, tym będzie lepiej i zdrowiej, bo duszenie w sobie pretensji przeradza się przeważnie w pasywną agresję, która nie jest nam tu do niczego potrzebna. Moi Drodzy, mam do Was, Wyborców PiS-u, ogromny żal za przyczynienie się do dzisiejszej sytuacji politycznej. Nie chodzi o wytykanie pomyłek, bo te zdarzają się każdemu (moje największe polityczne fascynacje zawodziły mnie niestety za każdym razem). Chodzi po pierwsze o świadomość pomylenia się, a po drugie o połączenie skutku z przyczyną – bezpośrednią przyczyną tego, że wygrała partia obecnie rządząca jest liczba oddanych na nią głosów. Również Waszych.
Jednym z bardzo niewielu minusów pisania jest ten, że nie sposób zobaczyć reakcji czytelników. Nie mam więc pewności, czy podzielacie moje doświadczenie wojny polsko-polskiej i na ile przeraża Was to, co się dzieje. A dzieje się fatalnie – najważniejszy dokument w państwie, czyli Konstytucja, jest przez obecnie rządzących notorycznie łamany. Opowiem najpierw o swoim własnym doświadczeniu, żeby nie zostać posądzoną o uogólnianie. Nigdy nie złamałam prawa i choć w dalszym ciągu nic się w tej kwestii nie zmieniło, ściga mnie policja, posługując się kłamstwami, pomówieniami, manipulacjami (nachodząc moich bliskich) i nieudolnymi próbami zastraszania. Co prawda na razie przypomina bardziej Oddział Specjalny z „Nagiej broni” z Lesliem Nielsenem, ale pałki teleskopowe i gaz pieprzowy użyte w Warszawie wobec uczestniczek pokojowej manifestacji nie są już takie zabawne. Skłamałabym, mówiąc że żyję w strachu, bo mało czego się boję (może to jakiś neurologiczny defekt, a może geny taty). Jednak otaczają mnie niesamowici młodzi ludzie, którzy nieraz muszą przezwyciężyć swój lęk, by postąpić przyzwoicie. Rozpiera mnie duma, kiedy na nich patrzę, ale zdrowo funkcjonujące państwo nie powinno wystawiać odwagi swoich obywateli na próbę. Owładnięty żądzą władzy dyktator z Żoliborza, którego popieracie (czy naprawdę jeszcze popieracie?), zrobił z policji stróżów bezprawia nastawionych na walkę z uczciwymi obywatelami. I piszę tu o codzienności zarówno swojej, jak i całego swojego środowiska (a nie należę przecież ani do ONR-u, ani do jakiejkolwiek kibolskiej grupy – otaczają mnie cudowne, mądre, inteligentne, niebanalne, twórcze osoby).
Część z Was jest kobietami. Naprawdę udaje się Wam pogodzić Waszą cudowną kobiecą wrażliwość i duszę z tezami wygłaszanymi przez starych cynicznych mizoginów, marzących o powrocie do zatęchłego patriarchatu? Wszyscy jesteście niesamowitymi Artystami, Kompozytorami. Czy macie jakieś złudzenia, że którykolwiek z obecnie rządzących polityków umiałby wysłuchać w skupieniu chociaż jednego z Waszych wymagających utworów i cokolwiek z niego zrozumieć? (Od razu, odpierając ewentualne kontrargumenty, zaznaczę, że Donalda Tuska wieki temu widywałam na Warszawskiej Jesieni regularnie.) Nie przeszkadza Wam wsparcie obecnego rządu dla twórców disco-polo (przy zerowym wsparciu dla Was)? Część z Was jest głęboko wierząca. Naprawdę udaje się Wam pogodzić wiarę w Jezusa, który stawał zawsze w obronie słabszych (a do faryzeuszy podchodził z dużą dozą sceptycyzmu, będąc wyczulonym na tych fałszywych) z nagonką na mniejszość LGBTQ czy szczucie Polaków na siebie? Jak to możliwe? Jak do tego doszło?
Pochodzimy z tych samych kręgów, tych samych na ogół ludzi uważamy za autorytety. Większość z Was uwielbiała mojego tatę. Ceniliście go nie tylko za jego ogromne zawodowe dokonania, ale przede wszystkim za to, jakim był człowiekiem. Za jego wielkie serce, wrażliwość, autentyczną miłość bliźniego, niezwykłość. Czy naprawdę myślicie, że człowiek, który do końca życia nie mógł się otrząsnąć z tego, że Regan (w czasie, kiedy był gubernatorem, a tata wykładał w Stanach) nasłał na studentów policję, dziś przyklasnąłby napuszczaniu umundurowanych i nieumundurowanych bandytów na pokojowo manifestujący tłum, składający się w większości z kobiet i młodzieży? Wiecie tak samo dobrze jak ja, że byłby tym zdruzgotany. Czy to nie wzbudza w Was chociażby wątpliwości, czy Wasz wybór był słuszny?
Możecie odnieść wrażenie, że próbuję Was przekonać do swoich racji. Sęk w tym, że o ile niemal wszystko wydaje mi się względne (łącznie z czasem i przestrzenią), tu mam całkowitą pewność, że istnieją tylko dwie strony: dobra i zła; i że – nad czym bardzo ubolewam – stoicie po tej niewłaściwej. Chciałabym zrozumieć dlaczego. Zapytam więc może:
Jakiej Polski chcecie?
Czego się obawiacie?
Jakie wartości są dla Was najważniejsze?
Mocno wierzę w to, że szczera rozmowa i zwrócenie się w głąb samego siebie pomaga wydostać się z narracji „dwóch stron”, której każdy z nas ulega. (Oczywiście ja też – pisałam o tym niedawno w tekście „Weto dla zabijania gospodarki”, do którego lektury serdecznie Was zapraszam.) Sama również odpowiem na zadane Wam wyżej pytania.
Chcę Polski wolnej, nowoczesnej, otwartej oczywiście na Unię Europejską, ale też na resztę świata. Nie tylko dlatego, że jestem już z pokolenia Polaków, którzy określają się przede wszystkim jako Europejczycy, ale też dlatego, że jestem córką Józefa Patkowskiego – wielkiego ambasadora Polski poza jej granicami (i tam również bardzo cenionego), a równocześnie obywatela świata, którego zawsze najbardziej interesował człowiek bez względu na swoje pochodzenie.
Najbardziej obawiam się wszelkiego typu fanatyzmu, zwłaszcza narzuconego odgórnie. Fanatyzm – charakterystyczny dla sekt – zamyka głowy, zabija kreatywność, a dodatkowo jest doskonałym narzędziem do cynicznego manipulowania masami. Żaden bóg, żadna tradycja i żaden kraj nie są warte pójścia tą drogą.
Najważniejszą wartością nieprzerwanie jest dla mnie wolność. Wolność wyboru, wolność decydowania o sobie, wolność tworzenia. Z rodziną czy patriotyzmem mam już problem. Tata, jak doskonale wiecie, nigdy nie przeceniał roli więzów krwi – liczyli się dla niego ludzie, przyjaciele. Jeśli przy okazji byli z nim spokrewnieni, to fajnie, ale nie musieli być, żeby ich szczerze kochał i szanował. I na odwrót – fakt, że ktoś był członkiem jego rodziny nie zapewniał temu komuś większych względów taty z automatu. Mam tak samo. Patriotyzm z kolei praktykuję, badając język, ucząc go w szkole, pisząc. Jeśli jednak Polska stanie między mną a moją wolnością, nawet się nie zawaham, z której z tych dwóch bez żalu zrezygnować.
Jednym z przejawów mojego patriotyzmu ostatnio jest aktywny udział w Strajku Kobiet Podhale i opisywanie naszych działań w specjalnie do tych celów stworzonej e-gazecie „Halny – wiatr zmian”. Bez względu na różnice, jakie są między nami, wiem, że cenicie moje pióro. Zapraszam więc gorąco do lektury.
Z nNajserdeczniejszymi przedświątecznymi życzeniami, marianNa patkowska
e-gazeta “Halny – wiatr zmian”
P.S. Na deser łączę znakomity cover słynnej piosenki „Kocham wolność” mojej koleżanki z równoległej klasy ze szkoły muzycznej – utalentowanej Magdy Grabowskiej.
Wczoraj (13 grudnia), z okazji 39. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, w Zakopanem przy oczku wodnym na Krupówkach miało miejsce wydarzenie „Idziemy po wolność/Idziemy po wszystko”. Spotkaliśmy się porozmawiać oraz złożyć obecnemu rządowi życzenia z okazji nadchodzących świąt. Niezwykle cennym doświadczeniem, zwłaszcza dla młodszych pokoleń, było wysłuchanie wspomnień ludzi, którzy doskonale pamiętali 13 grudnia 1981. To były historie młodych wtedy osób, przerażonych nową, niezrozumiałą rzeczywistością. Rzeczywistością z jednej strony dużo straszniejszą od tej, z którą przyszło się nam dziś mierzyć, a z drugiej strony… straszniejszą tylko trochę.
Historia pisana od nowa
fot. Marianna Patkowska
Strajkowi Kobiet Podhale towarzyszył Komitet Obrony Demokracji na Podhalu. Przemówienia jego członków za każdym razem odbudowują moją nadwątloną wiarę w istnienie tzw. kultury słowa w debacie publicznej. Przewodniczący podhalańskiego KOD-u mówił m.in. o zakłamywaniu historii poprzez powolne wymazywanie z jej kart m.in. Tadeusza Mazowieckiego, Jacka Kuronia, Bronisława Geremka czy Lecha Wałęsy i doklejanie w ich miejsce ludzi, którzy się na tych kartach nigdy nie zapisali. Mówił również o odpowiedzialności każdego, kto nie przeciwstawia się nieprawdzie.
Dziś słyszymy, jak Mateuszek Morawiecki walczył w Powstaniu Warszawskim, ale nikt nie ma odwagi powiedzieć głośno: „chłopie, kłamiesz”!
– cytat z pamięci
Przypomniało mi to sytuację z mojego podwórka: tata stworzył pierwszy i jeden z ważniejszych ośrodków muzyki elektroakustycznej w Polsce – Studio Eksperymentalne Polskiego Radia. Zatrudnił w nim – „do noszenia kabli”, jak to nie bez życzliwości opisywał – młodego chłopaka, Eugeniusza Rudnika. Rudnik okazał się niezwykle zdolnym i ambitnym człowiekiem. Pod wpływem taty (i z pewną jego pomocą) poszedł na studia i profesjonalnie zajął się reżyserią dźwięku, a po jakimś czasie zaczął nawet sam komponować. Piękna historia – można powiedzieć amerykański sen (przy zachowaniu geograficznych proporcji). Z jakim więc zdziwieniem tata kilka tygodni po wyrzuceniu z Polskiego Radia przeczytał w wywiadzie z Rudnikiem, że ten był w swoim mniemaniu „współzałożycielem Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia”.
Megalomania i bajkopisarstwo – raz tylko groteskowe, innym razem niebezpieczne – po prostu wpisane są w naturę niektórych ludzi. Trzeba to przyjąć. Jednak przeciwstawianie się kłamstwom historycznym jest obowiązkiem każdego, kto je zdemaskuje. Największym grzechem jest grzech zaniedbania. Dlatego, zwłaszcza dziś, lekturą obowiązkową dla każdego Polaka powinna być „Uległość” Houellebecqa – to literackie arcydzieło przerażająco wręcz trafnie opisuje skutki bierności wobec zła.
Idziemy po wszystko
fot. Marianna Patkowska
Nazwa „Idziemy po wolność/Idziemy po wszystko” znakomicie oddaje nastroje i potrzeby manifestujących. Punktem zapalnym i powodem do wyjścia na ulice było zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej, ale dziś chodzi już o znacznie, znacznie więcej. Nie o wyszarpywanie skrawków kolejno nam zabieranych podstawowych praw (wszystkim zdziwionym „czy prawo do aborcji jest prawem podstawowym” spieszę wyjaśnić, że jednym z podstawowych praw człowieka jest prawo do decydowania o swoim ciele), ale o – mówiąc dosadnie – odpierdolenie się od naszej wolności raz na zawsze.
Jedna z uczestniczek wczorajszego spotkania przypomniała bardzo ważną rzecz, o której cała partia obecnie rządząca, a także niestety część społeczeństwa najwyraźniej zapomniała:
rząd ma społeczeństwu służyć, bo składa się z zatrudnionych przez nie urzędników.
Tym samym, jeśli ten przekracza swoje (nomen omen) kompetencje, notorycznie łamiąc najważniejszy dokument w państwie, czyli konstytucję, mamy prawo, a nawet obowiązek go zwolnić. Po prostu. (To, że od jakiegoś czasu rządzi nami z tylnego siedzenia Władimir Putin, nie oznacza, że mamy się zgadzać na carat.)
Ktoś zauważył też, że powodem strajków wielu grup zawodowych często są dopiero cięcia budżetowe – ludziom drastycznie zmienia się sytuacja finansowa i dlatego wychodzą na ulice. Tymczasem stopniowe odbieranie wolności trudniej zauważyć, jednak ono zawsze dzieje się najpierw. Jesteśmy przez obecny rząd okradani nie tylko z pieniędzy, ale przede wszystkim z wolności, która jest wartością nadrzędną.
Nie chcę przez to powiedzieć, że osoby protestujące z powodów ekonomicznych nie powinny manifestować swojego niezadowolenia – powinny. Każdy z nas jest inny, ma inne potrzeby, często też inne poglądy, a łączy nas wspólna niechęć do obecnego rządu, który próbujemy obalić. Razem jesteśmy ogromną siłą i to jest piękne. Zależy mi jednak na uświadomieniu wszystkim, że – jakkolwiek abstrakcyjnie by to nie zabrzmiało – brak pieniędzy, jeśli obudzimy się w państwie totalitarnym, naprawdę będzie naszym najmniejszym zmartwieniem.
Zakończę dzisiejszy wpis wierszem Kornela Filipowicza „Niewola” wielokrotnie cytowanym przez inicjatorkę Strajku Kobiet Podhale na manifestacjach.
W państwie totalitarnym
Wolność
Nie będzie nam odebrana
Nagle
Z dnia na dzień
Z wtorku na środę
Będą nam jej skąpić powoli
Zabierać po kawałku
(Czasem nawet oddawać
Ale zawsze mniej, niż zabrano)
Codziennie po trochę
W ilościach niezauważalnych
Aż pewnego dnia
Po kilku lub kilkunastu latach
Zbudzimy się w niewoli
Ale nie będziemy o tym wiedzieli
Będziemy przekonani
Że tak być powinno
Bo tak było zawsze.
– „Niewola” Kornel Filipowicz
P.S. Na deser łączę równie poruszającą piosenkę Tymona Tymańskiego „Wolność” z płyty „Paszkwile” – jednego z moich ulubionych krążków ostatniego czasu.
Od poniedziałku 23.11 do poniedziałku 30.11 na Podhalu codziennie odbywały się manifestacje Strajku Kobiet Podhale. Pierwotnie miały być cyklem milczących protestów pod nazwą „Solidarni z Warszawą”, będących reakcją na bandyckie zachowania policji używającej przemocy wobec pokojowo manifestujących (głównie kobiet) w Warszawie. Nie trzeba było jednak długo czekać na kolejny powód do wyjścia na ulice – dramatyczna decyzja obecnego rządu dotycząca skrócenia ferii i zamknięcia wielu miejsc pracy ogłoszona przez obecnego premiera w sobotę 21.11 pchnęła Strajk Kobiet Podhale do zainicjowania spontanicznego strajku samochodowego już w niedzielę 22.11 i wzbogacenia nazwy protestów nadchodzącego tygodnia o jeszcze jedno hasło: „Weto dla zabijania gospodarki”.
Biały jest Biały, a
Czarny jest Czarny… Dunajec
Strajk Kobiet Podhale
Milczące protesty zaczęły się w poniedziałek 23.11 w Białym Dunajcu. Następnie odbywały się każdego następnego dnia kolejno w: Nowym Targu, Rabce Zdroju, Mszanie Dolnej, Kościelisku, Zakopanem, Szczawnicy i Czarnym Dunajcu. Pisałam już kiedyś, że manifestacje w małych miastach mają odmienny charakter od tych w wielkich metropoliach. (Uczestnicy wykazują się innego typu odwagą, bo narażeni są niekoniecznie na pobicia czy szarpaninę z policją, ale np. na ostracyzm społeczny.) Jednak jeszcze czym innym od zgromadzenia pięciuset osób w Zakopanem (czy prawie tysiąca w Nowym Targu) są kameralne kilkudziesięcio, kilkunasto, a czasem nawet i kilkuosobowe spotkania w jeszcze mniejszych miejscowościach. Dobrze przemyślany Strajk Kobiet, jeśli nie ma być atrakcyjną pokazówką, to przede wszystkim nastawiona na długofalowe efekty praca u podstaw. Jesteśmy jako społeczeństwo bardzo podzieleni i zmanipulowani przez media. Jedyną możliwością zmiany tego stanu rzeczy jest rzetelna edukacja. Kameralne manifestacje dają możliwość porozmawiania z każdym – wytłumaczenia mu naszych argumentów, ale też wysłuchania go. W jednej z podhalańskich wsi, słuchając dramatycznej historii kobiety przerażonej wizją pozostania bez środków do życia (będącego bezpośrednią konsekwencją niefrasobliwych poczynań obecnego rządu), zaczęłam się zastanawiać, czy ktoś z obecnej władzy weźmie na siebie odpowiedzialność za samobójstwa popełniane z powodu sytuacji ekonomicznej, w jakiej zostaliśmy jako społeczeństwo postawieni. (Bo co do tego, że będą popełniane, nie mam niestety wątpliwości.)
Po raz pierwszy odkleiłam od ludzi etykiety, które mi wcześniej – co przyznaję nie bez wstydu – uniemożliwiały spokojną komunikację. Okazało się, że w zadziwiająco wielu kwestiach zgadzam się zarówno z proliferem jak i korwinistą, o co bym siebie nigdy nie podejrzewała. (Nie były to rzecz jasna kwestie obyczajowe, ale na przykład gospodarcze i ekonomiczne.) Przede wszystkim stali przede mną ludzie, a nie zdehumanizowani nosiciele poglądów. Ludzie pragnący wolności i szacunku, ludzie zmęczeni niekompetencją partii obecnie rządzącej – ludzie tacy jak ja. To jedna z najpiękniejszych lekcji, jakie ostatnio dostałam.
102. rocznica wywalczenia przez Polki praw wyborczych
Strajk Kobiet Podhale
W sobotę 28.11 obchodziliśmy datę szczególną – 102. rocznicę wywalczenia przez Polki praw wyborczych. Historia lubi zataczać koło, więc nie powinno mnie dziwić (chociaż dziwi), że kobiety walczące ponad wiek temu o swoje prawa spotykały się z niemal tymi samymi zarzutami, z którymi spotykają się dziś Strajki Kobiet. Że niby sprawa jest słuszna, ale dlaczego taka forma? Czy nie da się jakoś tak… grzeczniej, ciszej, spokojniej? Otóż, odpowiedź jest bardzo prosta: nie da się (choć jeśli ktoś chętnie dołączyłby do Strajku Kobiet, ale drażni go wulgarny język, mogę zaprosić do śledzenia bardzo pod tym względem wyważonego Strajku Kobiet Podhale). O tzw. brzydkich słowach pisałam już TUTAJ, poruszając aspekt językowy, natomiast niezwykle interesujące ujęcie filozoficzne zastosowała Magdalena Mateja-Furmanik w swoim doskonałym tekście „Nie musimy tłumaczyć się z tego, że każemy wam wypierdalać”, do którego lektury gorąco wszystkich zachęcam.
Dziś prawa wyborcze kobiet wydają się chyba każdemu oczywistością. Być może kiedyś wreszcie dla wszystkich stanie się taką samą oczywistością, że tylko i wyłącznie kobieta może decydować o swoim własnym ciele.
Dziel i rządź
Strajk Kobiet Podhale
Właśnie w opisaną wyżej 102. rocznicę wywalczenia przez Polki praw wyborczych spotkaliśmy się w centrum Zakopanego przy oczku wodnym nie tylko po to, by ją uczcić, ale przede wszystkim, żeby porozmawiać – tak, jak w innych miejscowościach – o tym, co nas boli, na co nie ma naszej zgody (a nie ma jej ani na brutalność policji, ani na zabijanie gospodarki) oraz jakiej Polski wszyscy – uwzględniając wszelkie różnice między nami – chcemy. Niesłychanie ważne jest uświadamianie obywateli, czym jest budżet państwa oraz że żaden rząd nie ma „własnych pieniędzy”, a jeśli jakieś komukolwiek ochoczo rozdaje, to wcześniej nam je odbiera w horrendalnych podatkach. Mamy więc nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek buntować się przeciw bezsensownemu rozdawnictwu wspólnie składanych do budżetu państwa pieniędzy na konkretne cele, na które nie są odpowiednio wykorzystywane (żeby niedaleko szukać, wystarczy spojrzeć chociażby na stan służby zdrowia czy kultury).
Charyzmatyczna, niesamowita inicjatorka Strajku Kobiet Podhale mówiła też o tym, o czym pisałam wyżej, czyli jak bardzo spolaryzowanym społeczeństwem się staliśmy. Jak łatwo – i tu wina rozkłada się po równo – szufladkujemy innych, słysząc konkretne hasła (np. nazwę partii politycznej, z którą ktoś sympatyzuje). Lewak, prawak, katolik, płaskoziemca, prolifer, antyszczepionkowiec, elgiebet (nazwa mnie, jako językoznawcę, urzekła) – przyznajmy uczciwie, że jeśli nie podzielamy niektórych określanych przez powyższe słowa postaw/poglądów, to już same te etykiety nas odrzucają od opisywanej nimi osoby i zamykają na racjonalną z nią rozmowę. Oczywiście, że z takiej rozmowy nie musi wyniknąć nic sensownego, ale warto próbować się na siebie otworzyć. Wszyscy jesteśmy przede wszystkim ludźmi, a to już niesamowicie wiele wspólnego.
P.S. Na deser łączę cover klasyka Sam Brown w wykonaniu cudownej Jamelii – piosenkę dedykuję obecnemu rządowi.
Dzisiaj, w niedzielę 22 listopada, odbył się strajk samochodowy dosyć spontanicznie zorganizowany przez Strajk Kobiet Podhale. Postulaty Ogólnopolskiego Strajku Kobiet oraz Strajku Kobiet Podhale (ze względu na to, że gmina Zakopane od dziewięciu lat nie podpisała uchwały antyprzemocowej, są tu trochę inne priorytety niż w pozostałej części kraju) opisałam TUTAJi TUTAJ. Do tej pory główne (chociaż nie jedyne) powody do buntu stanowiły: zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej, przyzwolenie na przemoc wobec słabszych, wprowadzanie dyktatury oraz represjonowanie środowisk LGBT. Dzisiejszy strajk dodatkowo był też wyrazem solidarności wobec Warszawy i uczestników tamtejszych pokojowych manifestacji – ofiar bandyckich napaści umundurowanych i nieumundurowanych funkcjonariuszy policji. Jednak po wczorajszym wystąpieniu obecnego premiera dotyczącym zaskakującej i dramatycznej dla większości podhalańskich przedsiębiorców decyzji obecnego rządu w sprawie ferii zimowych, do Strajku Kobiet Podhale dołączyło pokaźne grono ludzi, którym z dnia na dzień w cyniczny, podły sposób zabrano jedyną możliwość zarobku w najbliższym czasie.
fot. Marianna Patkowska
Cios w budżet i strzał we własną stopę
fot. Marianna Patkowska
Jest pandemia, walczymy z koronawirusem. Zakaz większych zgromadzeń i nakaz noszenia maseczek jest, owszem, bez ogłoszenia stanu nadzwyczajnego nielegalny, ale rozsądny. Z logiki wynikałoby więc, że wszelkiego typu natężenia ruchu, na przykład ferie zimowe, dobrze jest rozciągnąć w czasie. Od wielu lat ferie w każdym województwie przypadały w innym terminie. W czasie pandemii miałoby sens rozdzielenie województw na mniejsze obszary, by zbyt dużo ludzi nie przemieszczało się w tym samym czasie. Co robi jednak obecny rząd? Ustala niecałe dwa tygodnie ferii wszystkim województwom oraz planuje uniemożliwić obywatelom wyjazdy.
Zamknięcie wyciągów narciarskich to ogromny cios dla większości podhalańskich przedsiębiorców. Ta decyzja osłabia nie tylko polską gospodarkę, która dzieli już swój los z końmi z Janowa, ale też… podhalański elektorat (całkiem spory) partii obecnie rządzącej. Trochę wydaje się więc… strzałem w stopę. Prawdopodobnie trudniejszym do zauważenia, kiedy ciągle ma się za co żyć.
fot. Marianna Patkowska
Trasa strajku
fot. Marianna Patkowska
Około godziny 15.00 z parkingu spod sklepu Leclerc w Zakopanem dziesięć samochodów oklejonych strajkowymi hasłami i symbolami wyruszyło ulicą Kościuszki, mijając Urząd Miasta Zakopane, w kierunku Nowego Targu, który był punktem docelowym. Prędkość nieprzekraczająca trzydziestu kilometrów na godzinę oraz wielokrotne objeżdżanie wszystkich możliwych rond, od ronda dra Chramca zaczynając, wygenerowały sporych rozmiarów korek. Strajk był głośny: klaksony, syrena z megafonu na zmianę z krzyczanymi przez niego hasłami:
– Weto dla zabijania gospodarki!
– Weto dla zabijania turystyki, hotelarstwa, gastronomii, sportu, kultury!
– Wydupcać mi z tym rządem!
– Wydupcać mi z Morawieckim!
– Wydupcać, dziadersi z Wiejskiej!
– wykrzykiwane hasła
budziły ciekawość. Sporo aut dołączyło do strajku po drodze. Do Nowego Targu dojechało już prawie dwadzieścia samochodów.
fot. Marianna Patkowska
Milicjanci z Kentucky*
fot. Marianna Patkowska
W Nowym Targu doszło do kilku niepotrzebnych incydentów z udziałem policji (w oznakowanym i nieoznakowanym samochodzie). Pouczenia niepokrywające się z żadnym przepisem ruchu drogowego czy grożenie odholowaniem zepsutego i zepchniętego na parking auta w odwecie za chodzenie wokół rynku z flagami nosiły znamiona próby zastraszenia strajkujących. Pech chciał, że żaden ze strajkujących się nie przestraszył.
Jeden z policjantów wręczył strajkującej mandat za… „sianie zgorszenia”. Użyła w przestrzeni publicznej słów:
Jebać PiS!
– słowa, za które można dostać mandat
Mimo że policjant ma obowiązek pokazać nam legitymację oraz podać swoje imię, nazwisko i stopień tak, żebyśmy je usłyszeli i zrozumieli, nowotarski policjant przedstawił się szybko i niedbale, ściszając głos. Na twarzy miał maseczkę, więc żaden ze strajkujących nie mógł usłyszeć jego słów. Więcej nie udało się od niego wyegzekwować, gdyż jak stwierdził:
Ma obowiązek przedstawić się raz i właśnie to zrobił.
Zajście zostało oczywiście nagrane, a mandat nieprzyjęty. Wracam jednak do tego, o czym pisałam w tekście „Rewolucja jest kobietą”, po raz drugi wklejając zalecenia Ogólnopolskiego Strajku Kobiet:
Ogólnopolski Strajk Kobiet
Policjant wywierał naciski na ukaraną mandatem strajkującą, namawiając ją do podania swojego numeru telefonu. Nie zrobiła tego. Wy też nigdy tego nie róbcie!
*Taki lokalny żart. Nowotarska rejestracja to KNT, stąd używana w Zakopanem – w odniesieniu do nowotarskich samochodów i kierowców – nazwa Kentucky.
P.S. Na deser łączę niesamowitą składankę piosenek wygranych… klaksonami! Pierwsza nie jest moją ulubioną, ale dalej zaczyna się robić naprawdę ciekawie!
Polityczny marketing, trochę jak reklama, rządzi się swoimi prawami. Liczy się cel – dotarcie do odbiorcy i zatrzymanie go przy sobie. To, co jednak odróżnia politykę od reklamy, to pewna zależność między jakością produktu a łatwością wypromowania go. O ile nawet najpodlejsze piwo czy sieć komórkową można zareklamować w sposób mistrzowski, o tyle słabego i nieinteligentnego polityka nie da się sprzedać jako polityka pierwszej wody. Ciężko więc zrzucić winę za obecną sytuację polityczną w Polsce na czyjąkolwiek manipulację i podatność na nią.
Po silnym powiewie zachodniego wiatru nagle zatęskniliśmy za tą naszą swojską, dziwnie pojętą polskością przejawiającą się m.in. w jednoczeniu się przeciw urojonemu wrogowi, odkopywaniu z odmętów historii do niczego dziś niepasujących haseł i odbieraniu im wszelkiej czci poprzez noszenie ich dumnie na koszulkach, a także – mimo pokoju – wymachiwaniu na oślep szabelką. Do łask wróciła moda na najbardziej prymitywny nacjonalizm, a w sztuce renesans przeżywa disco-polo i coraz bardziej żenujące kabarety. Mam przykre wrażenie, że w 2015 roku większość rodaków wysłała swój rozum na (być może zasłużone) wakacje, z których ten jednak już nigdy nie powrócił, a słuch po nim bezpowrotnie zaginął. Politycy posługują się polszczyzną alternatywną, a brak językowej świadomości u większości społeczeństwa to niesłychanie podatny grunt na wszelkie manipulacje. Należy pamiętać, że największe tragedie w historii zawsze poprzedzało radykalizowanie się języka. Moje językoznawcze serce krwawi, kiedy słyszę o wrogich ideologiachgenderiLGBT+. Krwawi nie dlatego, że bolą mnie językowe błędy – miałam ogromny zaszczyt i przyjemność pracować z najwybitniejszymi językoznawcami i wiem, że ogromna wiedza wyklucza purystyczną postawę; boli świadomość, jak wielu użytkowników języka najwyraźniej nie odczuwa potrzeby sprawdzenia u źródła znaczenia słów notorycznie, celowo i cynicznie przez polityków przekręcanych. „Ciemny lud to kupi” – powiedział kiedyś Jacek Kurski. I niestety miał rację; nieustająco kupuje.
Czym jest gender?
W dosłownym tłumaczeniu to po prostu „płeć”. W języku polskim ten termin określa jednak przede wszystkim płeć kulturową, społeczną, kulturowo-społeczną oraz psychologiczną lub psychiczną. Wg Słownika Języka Polskiego PWN-u gender to:
zespół zachowań, norm i wartości przypisanych przez kulturę do każdej z płci
Światowa Organizacja Zdrowia WHO definiuje gender w następujący sposób:
gender odnosi się do społecznie skonstruowanych cech kobiet i mężczyzn – takich jak normy, role i relacje między grupami kobiet i mężczyzn oraz między nimi. Różni się w zależności od społeczeństwa i może podlegać zmianom. Chociaż większość ludzi rodzi się albo jako mężczyźni, albo jako kobiety, uczy się ich odpowiednich norm i zachowań – w tym sposobu, w jaki powinni współdziałać z innymi osobami tej samej lub przeciwnej płci w gospodarstwach domowych, społecznościach i miejscach pracy. Kiedy jednostki lub grupy nie pasują do ustalonych norm płci, często spotykają się z napiętnowaniem, praktykami dyskryminacyjnymi lub wykluczeniem społecznym.
– WHO
Słowem „płeć” określamy w języku polskim płeć biologiczną. Gender to – mówiąc w największym uproszczeniu – wszystko, co się z nią wiąże w kulturze. Role, które przypisujemy płci na ogół są kwestią umowną (w każdej kulturze się trochę różnią), niewynikającą z praw natury, wszyscy natomiast tym mechanizmom podlegamy. Widać więc jak na dłoni, że gender dotyczy każdego z nas.
Czym jest LGBT+?
Skrótowcem LGBT+ określa się osoby homoseksualne, biseksualne i transpłciowe (LGBT – Lesbian, Gay, Bisexual, Transgender) oraz pokrewne społeczności, czyli np. osoby interpłciowe lub aseksualne. Innymi słowy są to ludzie nieheteroseksualni, których orientacja seksualna jest jedną z trzech pozostałych oraz ci, których płciowość w jakikolwiek sposób odbiega od tej reprezentowanej przez większość. Upraszczając, są to ludzie.
Czym jest ideologia?
We wszystkich słownikowych definicjach hasła „ideologia” przewija się słowo „światopogląd”. Oprócz tego znajdziemy jeszcze następujące wyjaśnienia:
nauka o ideach,
system idei, wyobrażeń, poglądów, ocen, ideałów
całokształt haseł i poglądów jakiegoś kierunku
– Podręczny Słownik Języka Polskiego,
Słownik Wyrazów Obcych,
Słownik Frazeologiczny Języka Polskiego
Warto też przyjrzeć się definicji encyklopedycznej:
Pojęcie ideologii rozpowszechniło się dzięki marksizmowi, w którym ma ono kilka różnych, choć częściowo pokrewnych znaczeń: 1) ogólny system pojęć i postaw, który charakteryzuje społeczeństwo w danej epoce; do tak rozumianej ideologii należałoby wszystko, co nie jest częścią materialnej sfery życia, a więc wszelkie formy myśli: filozofia, religia, nauka, koncepcje moralne i prawne; 2) tzw. fałszywa świadomość, czyli zbiór poglądów, których funkcją jest afirmowanie aktualnego układu ekonomiczno-politycznego; poglądy te są przyjmowane za prawdziwe przez ludzi żyjących w tym układzie, choć w istocie powstały one dzięki niemu, a poza nim tracą swoją iluzję prawdziwości; 3) zbiór poglądów wyrażających interesy jakiejś klasy, mobilizujących ją do walki o władzę i uzasadniających utrzymanie władzy w celu przekształcenia rzeczywistości zgodnie z interesem tej klasy i jej widzeniem świata: np. ideologia burżuazji czy komunizm jako ideologia proletariatu. Znaczenie pierwsze przeszło do języka potocznego, w którym pojęcie ideologii odnosi się do wszelkich idei poza teoriami ściśle naukowymi.
Z przytoczonych cytatów łatwo wyczytać, że o ile nie sposób uzasadnić nazywania ani płci kulturowej, ani osób określonej orientacji „ideologią”, o tyle można tak rzeczywiście nazwać homofobię, szczucie ludzi na siebie, a także haniebny proceder manipulowania językiem w celu utrzymania władzy.
P.S. Na deser mogę zamieścić tylko jedną piosenkę…