Oswajanie się z jesienią idzie mi w tym roku niezwykle opornie, ale pomagają mi w tym antydepresyjne aktywności. Jedną z większych – oprócz czytania – jest dla mnie gotowanie. Gotowanie dla bliższych i dalszych. Gotowanie dań zjadanych wspólnie, jak i tych robionych do słoiczków na wynos. W tym roku na Wszystkich Świętych w naszym domu nie zabrakło kolejnego wariantu zupy dyniowej (od wielu lat świecka tradycja) oraz… nowej odsłony kapusty zasmażanej.
fot. Marianna Patkowska
SKŁADNIKI:
– ¾ główki białej kapusty – 4 duże marchewki
– 3 cebule
– 2 liście laurowe
– 50 dag kapusty kiszonej
– 200 g gotowanej ciecierzycy
– garść marynowanych pieczarek
– kminek suszony cały
– lubczyk suszony
– ziarna kozieradki
– papryka słodka wędzona mielona
– majeranek suszony
– kurkuma suszona
– sos sojowy
– pieprz
– pół kostki masła
– mąka
fot. Marianna Patkowska
PRZYGOTOWANIE:
Poszatkować białą kapustę i gotować w dużym garnku, dodając obrane i pokrojone w kostkę marchewki oraz cebule z liśćmi laurowymi.
fot. Marianna Patkowska
Po 20 minutach dodać pokrojoną drobno kapustę kiszoną z sokiem, gotowaną ciecierzycę (również z sokiem),
fot. Marianna Patkowska
posiekane drobno pieczarki,
fot. Marianna Patkowska
garść kminku, garść lubczyku, garść ziaren kozieradki, garść papryki słodkiej wędzonej, garść majeranku, garść kurkumy, kilka kropli sosu sojowego i odrobinę pieprzu. Gotować wszystko na wolnym ogniu ok. godziny, od czasu do czasu mieszając. W razie potrzeby dodać więcej przypraw.
fot. Marianna Patkowska
W małym rondelku rozpuścić masło i powoli dosypywać mąkę, cały czas mieszając. Do gęstej masy powoli wlewać sos z kapusty, również ciągle mieszając. Gotową zasmażkę wlać do kapusty i wszystko porządnie wymieszać. Najlepsza jest po kilku dniach gotowania. Można ją z powodzeniem mrozić.
Idealnie pasuje do ziemniaczanego purée i kotletów z sera lub panierowanych steków z kalafiora, ale jest równie wyborna z pajdą świeżego chleba z masłem!
fot. Marianna Patkowska
P.S. A na deser łączę piosenkę Republiki „Tak… Tak… To Ja” w instrumentalnej wersji Kwartetu Śląskiego (aranżacja Stefan Sendecki). Łączę ją, bo cała moja jesień muzycznie związana jest z Republiką, a mówiąc ściślej, znakomitymi „Republikacjami” Tymona Tymańskiego – płytą, o której napiszę niebawem i którą z każdym wysłuchaniem kocham coraz mocniej. Ona z kolei przypomina mi o wydanej w 2005 roku płycie „Republique” – wciąż upieram się, że najlepszego polskiego, ale również (wybacz, Kronosie) światowego kwartetu – Kwartetu Śląskiego. Mam do niej ogromny sentyment i sympatię.
Nadeszła jesień, a wraz z nią dużo większa niż podczas lata chęć gotowania. Od czterech już lat nie jem mięsa (w dalszym ciągu oprócz ryb), z czym bardzo mi dobrze, jednak jeśli za czymś czasem tęsknię, to za tatarem wołowym, uczciwą golonką oraz podrobami. Na początku naszego związku mój Partner był ciekaw, jakie są mankamenty mieszkania ze mną, więc postanowiłam zapytać o to partnera poprzedniego, z którym łączą mnie miłe wspomnienia i wzajemny szacunek. Ten, po niedługim namyśle, stwierdził:
Nie no, generalnie fajnie się z Tobą mieszka. Jeśli już mam coś irytującego wymienić, to może to, że ciągle te podroby gotujesz…
Bardzo nas to rozśmieszyło, bo wstąpiłam wtedy na wege drogę, ale fakt faktem, dotykanie i krojenie surowych podrobów to coś, co faktycznie większość życia sprawiało mi jakąś niemal metafizyczną rozkosz. (Mogłam do tego zresztą na chwilę wrócić, gotując psu, zanim się dowiedziałam, że różnorodność dań to zdecydowane przeciwieństwo tego, czego potrzebują psy.)
Czy wymyślając przepis na boczniaki udające ozorki chciałam oszukać samą siebie, że oto zjem znowu tę pyszną mięsną potrawę? Nie. Odtwarzanie smaków od zawsze było dla mnie tylko (albo aż) ćwiczeniem kreatywności, zabawą, rodzajem łamigłówki; aktywnością, którą kocha i której potrzebuje mój ADHD-owy mózg. Nadal nie rozumiem, czemu wege wersje mięsnych potraw wzbudzają w niektórych mięsożercach tak duże emocje i rodzą niesprawiedliwe zarzuty o „hipokryzję” roślinożerców. Przecież w niejedzeniu mięsa jesteśmy konsekwentni.
Moja improwizacja na temat ozorków zaczęła się od sosu chrzanowego. Znakomicie gotująca przyjaciółka w pewnej telefonicznej rozmowie przypomniała mi o prostym i pysznym daniu, jakim są jajka w sosie chrzanowym. Po jakimś czasie sama nabrałam na nie apetytu, stwierdzając, że idealnie wpisują się w obecną aurę i poszłam czarować do kuchni. Partner był rezultatem zachwycony, niemal ze łzami w oczach wspominając bary mleczne ze słusznie skądinąd minionej epoki PRL-u. Miałam w planach przygotowanie potrawy dziękczynNej dla Tymona Tymańskiego za jego znakomite „Republikacje” (o których wkrótce napiszę), więc plany te zaczęły się nagle krystalizować. Sos dziękczynNy przygotowałam nieco inaczej niż ten, którego sukces mnie zainspirował. Po pierwsze, dlatego że gotowanie jednej potrawy dwa razy w ten sam sposób mnie nudzi, a zwłaszcza jesienią muszę walczyć z własnym życiem o dopaminę jak lwica, a po drugie… Drugiego w sumie jednak nie ma. Na horyzoncie moich wizji zaczęły majaczyć ozorki, a internet w sugerowaniu ich wegetariańskich zamienNików okazał się nad wyraz bezużyteczny. Pomyślałam więc, że dobra marynata będzie kluczem do sukcesu w kwestii smaku, a do oryginału trzeba zbliżyć konsystencję i wygląd. Boczniaki okazały się wyborem najbardziej oczywistym.
Puenta tej historii jest następująca: gotujmy wielkim artystom, nawet, gdyby miał to być nasz jedyny wkład w polską kulturę (lub zagraniczną, jeśli mieszkamy zagranicą). Oczywiście tylko, jeśli gotować umiemy, lubimy, a tym artystom nasze wypełnione po brzegi słoiczki sprawiają realną przyjemność. Kto nie zna jeszcze „Republikacji”, niech szybko biegnie je nabyć. Tak, jak wege ozorki z sosem chrzanowym, również fantastycznie komponują się z aktualną pogodą.
SKŁADNIKI:
WEGE OZORKI:
– 2 opakowania boczniaków
– 3 ząbki czosnku
– oliwa z oliwek
– Przyprawa do flaków biesiadnych (czymkolwiek by były) Kamisa
– mielona wędzona słodka papryka
– 4 liście laurowe
– kilka świeżych liści lubczyku
– sól
– pieprz
– kilkanaście kropli sosu sojowego
– kilka kropli octu
– cebula czosnkowa
SOS CHRZANOWY:
– 2 tacki świeżej włoszczyzny
– garść suszonej włoszczyzny
– cebula
– 2 ząbki czosnku
– świeży lubczyk
– 5 – 6 liści laurowych
– kilka ziaren ziela angielskiego i pieprzu czarnego (lub piramidka smaku do rosołu)
– suszony lubczyk
– 3 – 4 kostki warzywne (polecam oczywiście kostki lub bulionetki domowej roboty)
– ok. pół kostki masła
– mąka
– kilka łyżek domowego chrzanu (ja miałam jeszcze swój własny wielkanocny, utarty z jabłkiem i wymieszany z odrobiną wody, octu, soli i pieprzu)
– kilka łyżek ulubionego kupnego chrzanu
– ok. 3 łyżki jogurtu greckiego
– kilka kropli mleczka do kawy
– kilka kropli śmietanki 30%
– kilka kropli sosu sojowego
– kilka kropli soku z cytryny
– sól
– pieprz
PRZYGOTOWANIE:
I dzień…
WEGE OZORKI:
Do miski wlać trochę oliwy z oliwek i wymieszać z przyprawą do flaków i mieloną wędzoną słodką papryką. Dopełnić miskę chłodną wodą. Dodać obrane i przekrojone wzdłuż ząbki czosnku, liście lubczyku i liście laurowe, a następnie wymieszać z sosem sojowym, octem, solą i pieprzem. Boczniaki umyć i odkroić kapelusze. Czyste kapelusze wrzucić w całości do naszej marynaty. Nóżki pokroić na mniejsze części i również dodać do marynaty. Wszystko raz jeszcze wymieszać i zostawić na noc pod folią. O cebuli nie zapominamy, przyda nam się następnego dnia.
fot. Marianna Patkowska
II dzień…
SOS CHRZANOWY:
*Swój sos chrzanowy przygotowałam od początku do końca w tym samym dniu, jednak jeśli mamy więcej czasu pierwszego dnia, a mniej drugiego, można pierwszy etap sosu chrzanowego (koniec zaznaczony gwiazdką) zrobić – razem z marynatą – dzień wcześniej.
fot. Marianna Patkowska
Pracę nad sosem chrzanowym zaczynamy od przygotowania uczciwego wywaru warzywnego. Umytą i obraną włoszczyznę kroimy (polecam kroić na duże kawałki, bo łatwiej ją potem odcedzić i wykorzystać np. jako dodatek do obiadu) i wrzucamy do gotującej się wody. Nieobraną cebulę i ząbki czosnku opalamy z każdej strony i dodajemy do reszty wraz z włoszczyzną suszoną, połową doniczki ściętego, umytego świeżego lubczyku, liśćmi laurowymi i resztą przypraw do bulionu. Kiedy nasz wywar zacznie wrzeć, zmniejszamy ogień i gotujemy 1,5 do 2 godzin. Po tym czasie dodajemy kostki i suszony lubczyk i gotujemy jeszcze 15 – 20 minut. Odcedzamy wywar. Warzywa warto zachować jako dodatek do obiadu lub na sałatkę warzywną. (Osobiście wyrzucam tylko cebulę, czosnek, liście laurowe i piramidki smaku.) Z czystego wywaru do sosu odlewamy ok. 1,5 szklanki do dzbanuszka i zachowujemy na później – przyda nam się podczas przygotowywania wege ozorków.*
fot. Marianna Patkowska
W nowym garnku rozpuszczamy na małym ogniu masło i dodajemy stopniowo mąkę, cały czas mieszając (najlepiej sprawdzi się do tego silikonowa łopatka). Kiedy nasza zasmażka zrobi się już gęsta, stopniowo dodajemy nieduże ilości przecedzonego wywaru do sosu (dzbanuszek zostawiamy na razie w spokoju), cały czas wszystko mieszając. Oddzielnie miksujemy chrzan z jogurtem greckim, mleczkiem do kawy, śmietanką, sosem sojowym i sokiem z cytryny. Kiedy rozpuścimy zasmażkę w całym wywarze, dodajemy trochę tego sosu do zmiksowanego chrzanu z wyżej opisanymi dodatkami i miksujemy wszystko razem. Potem bardzo powoli, cały czas mieszając, łączymy zmiksowane składniki z sosem. Znacznie zmniejszamy ogień, nie dopuszczając do wrzenia i chwilę grzejemy wszystko razem. Dodajemy do smaku sól i pieprz. Jeśli całość okaże się zbyt rzadka, możemy dorobić zasmażkę, ale w oddzielnym rondelku, również łącząc ją potem z niewielkimi ilościami sosu, a dopiero później przelewamy zawartość rondelka do garnka z resztą sosu.
fot. Marianna Patkowska
II dzień…
WEGE OZORKI:
Wyjąć boczniaki z marynaty i osuszyć na ręczniku papierowym. Kiedy wyschną, delikatnie obtoczyć tylko tyle z nich, ile wygodnie zmieści się na patelni, z jednej strony w mące.
fot. Marianna Patkowska
Pokroić cebulę w plastry i rozgrzać oliwę na dużej patelni. Wrzucić na rozgrzaną oliwę zanurzone jedną stroną w mące boczniaki i plastry cebuli, delikatnie i szybko obsmażając z każdej strony, a następnie dodać resztę wysuszonych boczniaków, podlać wszystko zachowanym do tego celu w dzbanuszku bulionem i dusić ok. 20 – 30 minut na małym ogniu, od czasu do czasu mieszając.
fot. Marianna Patkowska
Wyjąć i odsączyć boczniaki z bulionu.
fot. Marianna Patkowska
Na tym etapie można oczywiście wrzucić odsączone duszone boczniaki z cebulą do przygotowanego uprzednio sosu chrzanowego. Ja jednak proponuję włożyć je do pustego garnka, w którym zalejemy je tylko połową sosu.
fot. Marianna Patkowska
Dzięki temu sos z wege ozorkami stanie się bardziej aromatyczny, a sos sauté pozwoli nam na przygotowanie alternatywnej wersji obiadu – jajek w sosie chrzanowym. Do obydwu wariantów jako dodatek wyśmienicie sprawdzą się kluski śląskie.
fot. Marianna Patkowska
P.S. A na deser łączę dziś przepyszną piosenkę „Odchodząc” ze wspomnianej płyty Tymona Tymańskiego „Republikacje”; płyty będącej nie tylko hołdem złożonym Republice, ale też harmonicznym arcydziełem.
Kiedy publikowałam tegoroczny (a tak naprawdę to już ubiegłoroczny) wpis świąteczny, miałam jedynie mgliste pojęcie, co dokładnie podam na swoją zupełnie wegetariańską w tym roku Wigilię. Opisałam co prawda pomysły, które przyszły mi do głowy, ale czekało mnie jeszcze ich wykonanie, które na ogół przybiera u mnie postać improwizacji. Dziś z chęcią powspominam potrawy, które rzeczywiście wyszły i które z chęcią powtórzę za rok.
🍽 Panierowane boczniaki z sosem
z marynowanego czosnku i pieprzu
fot. Marianna Patkowska
Zaplanowałam zrobienie pysznego wegetariańskiego indyjskiego curry ze świeżą kolendrą i tartym imbirem (niebawem je tu opiszę), które niedługo wcześniej wymyśliłam, ale dopiero na pierwszy dzień świąt. Kiedy zastanawiałam się nad wigilijną kolacją, wspomniane curry nie bardzo mi się komponowało z klasycznym barszczem wigilijnym, któremu głęboki, niepowtarzalny aromat nadają suszone i wędzone śliwki, suszone borowiki i jabłko (o domowym zakwasie oczywiście nie wspominając). Nie komponowało mi się też z wigilijnym kompotem z suszu. Niekoniecznie chciałam nawet imitować smak karpia, ale zależało mi na wymyśleniu dania, które stylistycznie będzie po prostu pasować do reszty. I wtem przyszło olśnienie! Panierowane boczniaki swoją delikatnością niewątpliwie karpiowi dorównały, a intensywny, głęboki sos z samodzielnie marynowanego czosnku i pieprzu nawiązał do kuchni staropolskiej, z którą zawsze – być może niesłusznie – kojarzy mi się Wigilia. Boczniaki i sos podałam z purée ziemniaczanym i własną sałatką szwedzką, która naprawdę wyszła (i weszła) świetnie!
Zrobić marynatę z ciemnego sosu grzybowo-sojowego, dodając do niego kilka kropli oliwy z oliwek i octu balsamicznego, wodę, liść laurowy, świeży i suszony lubczyk, ziarna pieprzu oraz ziele angielskie. Umyć boczniaki i włożyć je do marynaty na noc. Następnego dnia wyjąć grzyby z marynaty, porządnie osuszyć, posolić, a potem obtoczyć po kolei w: mące, rozbełtanych surowych jajkach i bułce tartej. Smażyć na rozgrzanym oleju kokosowym, aż się z każdej strony zarumienią.
SOS Z MARYNOWANEGO CZOSNKU I PIEPRZU
W niedużym rondelku roztopić masło, a potem wsypać na nie odrobinę mąki, energicznie mieszając. Dolać odrobinę sosu sojowego i w razie potrzeby troszkę wody, a potem dodać odcedzony marynowany czosnek i pieprz oraz lubczyk. Całość doprowadzić do wrzenia, następnie dusić na wolnym ogniu ok. 30 – 40 minut, dolewając od czasu do czasu śmietankę i energicznie mieszając. Na końcu wyjąć czosnek i pieprz. Kontrolować gęstość przez dolewanie śmietanki i dosypywanie mąki.
fot. Marianna Patkowska
🍽 Migdałowo-waniliowy pudding chia
z domową żurawiną
fot. Marianna Patkowska
W tym roku miałam, że tak to ujmę, smaka na maka, ale bardzo nie chciałam maku przygotowywać w jakiejkolwiek formie. Czułam potrzebę jakiejś zmiany, jakiegoś odświeżenia. Chciałam podać nowe, nawiązujące do starego. Ze sklepowej półki przemówiły do mnie nasiona chia – stwierdziłam, że to jest to! Przygotowałam naprawdę pyszny, lekki i w pełni wegański deser (danie główne, ze względu na jajka w panierce i śmietankę w sosie wegańskie nie było, ale da się je z łatwością do wegańskich standardów dostosować), w którym udało się zamknąć smak świąt!
SKŁADNIKI:
MIGDAŁOWO-WANILIOWY PUDDING CHIA
– 150 g nasion chia
– 1 l mleka/napoju migdałowego
– 15 g cukru migdałowego
– laska wanilii
– własna żurawina z jabłkiem i gruszką
ŻURAWINA Z JABŁKIEM I GRUSZKĄ
– 1 kg świeżej żurawiny wielkoowocowej
– 2 duże dobre jabłka
– 4 gruszki
– cukier żelujący
PRZYGOTOWANIE:
MIGDAŁOWO-WANILIOWY PUDDING CHIA
Podgrzać mleko migdałowe z cukrem i laską wanilii, a potem zalać nim nasiona chia. Zostawić na noc pod przykryciem, ale przez pierwszą godzinę od czasu do czasu mieszać. Najlepiej pół godziny przed podaniem przelać do naszykowanych naczyń i schłodzić w lodówce.
ŻURAWINA Z JABŁKIEM I GRUSZKĄ
Żurawinę porządnie umyć, oczyścić i umieścić w garnku. Dodać umyte, obrane i pokrojone jabłka z gruszkami. Całość zasypać odpowiednią ilością cukru żelującego (wszystko zależy od tego, jaki kupimy, choć lepiej dać go mniej niż więcej) i zostawić na godzinę. Po jej upływie całość zagotować z niewielką ilością wody ok. 15 – 20 minut. Przelać naszą konfiturę do wyparzonych i osuszonych słoiczków, a potem je zawekować. (Ja najpierw ustawiam je do góry dnem, a potem, kiedy ostygną, gotuję słoiki ok. 20 minut.)
fot. Marianna Patkowska
P.S. Na muzyczny z kolei deser łączę cudowną, odjechaną i niezwykle pasującą tu pod każdym względem piosenkę „Converting Vegetarians” Infected Mushroom!