Rozstania, asertywność i przyjaźń, czyli sierpień

fot. Bożena Szuj

Sierpień był gorący i słoneczny. W dodatku miałam pracę, którą uwielbiałam i w której czułam się coraz pewniej. Dość elastyczny grafik pozwolił mi dopasować godziny pracy do pomagania Partnerowi w sprzątaniu apartamentu. Jeździłam na Stogi sześć razy w tygodniu: pięć do pracy, a szósty (w sobotę lub niedzielę – w zależności od pogody i pracy w apartamencie), na najpiękniejszą trójmiejską plażę trochę się poopalać i popływać. Woda była obłędna, w dodatku w porównaniu z innymi miejskimi plażami, całkiem czysta. Dwie, trzy, maksymalnie cztery godziny tych słoneczno-wodnych kąpieli ładowały moje akumulatory na cały tydzień. Wygrałam życie! Niemal regularnie raz w tygodniu spotykaliśmy się z naszą gdańską przyjaciółką u niej. Na piwko (ja bezalkoholowe), pyszności, w których przygotowywaniu jest mistrzynią, ploteczki i gry planszowe. Braliśmy ze sobą Żulinkę, dla której nasza przyjaciółka szybko stała się Ciocią Chipsikową, rozpieszczając rzeczonymi niezdrowościami naszą sunię. W okolicach września mała dała się jej już nawet pogłaskać, co było ogromnym osiągnięciem. Cierpliwość, systematyczność i życzliwość okazały się w tej kwestii kluczowe.
Cotygodniowe wypady do Boto przestały być dla mnie cotygodniowe z kilku powodów. Często byłam po prostu zmęczona, ale też – powiedzmy to sobie szczerze – lęk separacyjny dotknął nie tylko Żuli, ale również mnie. Mnie może nawet w większym stopniu. Dłuższa rozłąka z psem była dla mnie torturą. Ciągle myślałam tylko o małej. Kiedy zorientowałam się, że już lepiej sobie radzi w domu sama, wychodziłam do Boto czasem wręcz na siłę. Nie ma w końcu nic zdrowego w całkowitym uzależnieniu od siebie psiórki, a ja chcę być mądrą adopcyjną matką. Matką kochającą z całego serca, ale mającą też swoje życie (i pozwalającą podopiecznej mieć swoje, beze mnie). Zawsze zresztą okazywało się, że umalowanie się i wyjście chociaż na dwie godziny – jak bym z początku nie wolała zostać w domu w dresie – było dobrym pomysłem. Partner i tak grał na kongach na scenie (to dla niego przede wszystkim rehabilitacja ręki), a ja mogłam przy wodzie z cytryną i sokiem imbirowym pospędzać jeszcze trochę czasu z naszą przyjaciółką i coraz większą grupą botowych znajomych, śmiejąc się do łez.
W sierpniu miałam też ogromną przyjemność – poszliśmy na koncert Kur z materiałem z „Polovirusa”. Byłoby więc niemal idealnie, gdyby nie to, że niedużym, ale jednak cieniem, położył się na to wszystko jeden wyczytany w pewnym memie, boleśnie prawdziwy tekst:

Sierpień to taka niedziela wśród miesięcy. Niby odpoczywasz, ale wiesz, że zaraz wszystko się skończy.

Nie byłam gotowa na koniec lata.

fot. Bożena Szuj

Rozstania 

fot. Bożena Szuj

Sierpień w całości upłynął mi pod znakiem rozstań. Wspomniane już zbliżające się i nieuniknione rozstanie z wakacjami i latem oraz drugie, z cudowną, dającą mi mnóstwo satysfakcji i spełnienia pracą były oczywiste. I wiadome na długo wcześniej. Do tego jedną z moich sierpniowych lektur była długo wyczekiwana książka Natalii Tur „I po związku. Jak zrozumieć i przeżyć rozstanie”. Po lekturze literackiego debiutu autorki („Związek na zakręcie. Rozstać się czy być razem?”) cieszyłam się na zapowiedź kolejnej części. Cudownie było wrócić do tego bezpretensjonalnego i przystępnego języka, którym autorka wyjaśnia mnóstwo zagadnień współczesnej psychologii, powołując się na badania oraz autorytety ze świata psychologii i filozofii. (Recenzja pojawi się wkrótce.) Teoretycznie temat nie dotyczył bezpośrednio mojego życia; jestem przecież w związku, o który wspólnie dbamy i którego kończyć nie chcemy (choć rozstajemy się średnio raz w tygodniu, na ogół w mojej własnej głowie). Szybko musiałam jednak zweryfikować pułapkę myślową, w którą wpadłam. Temat rozstań dotyczy nas wszystkich. Zawsze. Za każdym razem coś lub kogoś tracimy, albo się czegoś lub kogoś pozbywamy. Niemal na każdym etapie swojego życia coś lub kogoś zmuszeni jesteśmy odrzucić, ale też przez coś lub kogoś jesteśmy odrzucani. Rozstania nie są zarezerwowane dla kochanków. Rozstajemy się z przyjaciółmi, pracą, środowiskiem, jakimś miejscem, nałogiem, zdrowiem, dziećmi, kiedy przestają nimi być, młodością, pojmowaną w jakiś sposób urodą, własnymi wyobrażeniami, złudzeniami czy bliskimi, którzy umierają. Całkiem tego sporo. Słowo „rozstanie” ma pejoratywny wydźwięk, choć powinno być neutralne. Przywołuje na myśl nierzadko porażkę, choć czasem może stać się naszym największym sukcesem. Oznaką pokory i dojrzałości jest wszak zrozumienie, że nic nie jest nam dane raz na zawsze, a kończąc jakiś rozdział, automatycznie zaczynamy następny.
Właśnie w sierpniu też zupełnie niezależnie od siebie, kilka bliskich nam osób doświadczyło rozstań z partnerami. Wspieraliśmy i byliśmy obecni. Nic więcej niestety nie można zrobić, ale wbrew pozorom to nie jest wcale mało. Ten czas jest zawsze trudny, związany z bólem i żałobą, ale też odkrywaniem na nowo siebie i swojej drogi. Z jednej strony obserwowałam rozdzierającą serce rozpacz, znikanie i zapadanie się w mroku własnych demonów i lęków bez ukochanej osoby; walkę o relację z nią, o nową szansę, nowy początek. Nie uważam, że istnieje jakaś jedna rada czy mądrość, której należy się w takich sytuacjach trzymać. Rozstanie nie jest ani dobre, ani złe – czasem bywa nieuniknione i pewnie dobrze umieć rozróżnić, kiedy takie właśnie jest. Wiem jednak, że nawet jeśli po rozstaniu ludzie się ze sobą schodzą i uczciwie pracują nad swoim związkiem, to jest to właśnie wspomniany „następny rozdział”. Rozstanie pomaga nam uświadomić sobie kruchość wszystkiego, co nas spotyka i czyni nas mimo wszystko silniejszymi. Czy swoją nową drogą podążymy już samotnie, z inną osobą, czy z tą samą, z którą się kiedyś rozstaliśmy – nie ma to znaczenia. Najważniejsze, że się na niej w końcu znaleźliśmy. A jak mawiał Heraklit z Efezu:

nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki,

co jest niestety tak nagminnie błędnie używane i rozumiane, że czuję się w obowiązku łopatologicznego wyjaśnienia jego słów. Wszystko płynie, a naturą świata materii jest ciągła przemiana. Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki, bo ona co chwilę staje się już inną rzeką. Schodząc się więc z byłym partnerem, nie stworzymy nigdy po raz drugi tego samego związku, co wcześniej. (Oczywiście w przypadku osób uzależnionych i odmawiających leczenia, powtarzać się będą wcześniejsze schematy, bo nie mają one związku z samą osobowością czy charakterem konkretnego człowieka, lecz naturą jego choroby, o czym należy pamiętać.)
Z drugiej strony byłam świadkiem innego rozstania, w którym ktoś, z nie do końca nawet własnej woli, ucinając relację niezdrową i przytłaczającą, odblokował w sobie ogromne pokłady siły. Przecierałam oczy ze zdumienia, odkrywając na nowo bliską mi osobę, która jakby nagle znalazła w sobie włącznik do poczucia własnej wartości. Zaczęła świecić nieznanym mi dotąd blaskiem, zdając sobie w jednym momencie sprawę z tego, że wszystko dobre i piękne, co w niej widzimy, nie jest żadną kurtuazją czy grzecznością, tylko niezaprzeczalnym faktem. Możesz znać i uwielbiać jakieś pomieszczenie, w którym nie ma światła, więc oświecasz je mocną latarką, ale kiedy zobaczysz je wreszcie w jego własnym oświetleniu, rozumiesz, że dokładnie tego mu brakowało do całkowitego bycia sobą. (Tak, Kochanie, to była aluzja do braku światła w naszej łazience.) Tym włącznikiem okazało się oderwanie od osoby, która nie tylko światło odbierała, ale jeszcze rzucała duży, przytłaczający cień. Potem niespodziewanie życie ruszyło z kopyta, przyspieszając jak szalone i obsypując naszego Człowieka z Włącznikiem szczęściem, na które naprawdę zasługiwał. Przyglądanie się temu z bliska było dla mnie zaszczytem i niezwykle wartościową lekcją.
Z boku często wydaje nam się dziwne to, że ktoś z własnej nieprzymuszonej woli tkwi w jakimkolwiek układzie, który nie jest dla niego dobry, podkopuje jego poczucie własnej wartości, nie pomaga się rozwijać, czy uzależnia. Łatwo jednak oceniać cudze życie z kanapy i ferować proste wyroki typu: „przecież nie mają dzieci” lub „dzieci już są dorosłe”, więc w domyśle „może bez problemu odejść”. Tymczasem ludzi wbrew pozorom łączy bardzo dużo mechanizmów. Jednym z nich jest trzymanie się za wszelką cenę schematów, które znamy. Nasz mózg podpowiada nam: „może i zdradza/pije/bije/mną gardzi/mnie nie kocha, ale przynajmniej już to znam, wiem jak się z tym obchodzić; dużo gorsze jest nieznane w samotności lub z kimś nowym”. To oczywiście nie jest prawda – nasz mózg nas okłamuje, ale faktycznie nie wiemy, co czeka na nas poza tym, co już znamy, czyli poza słynną strefą komfortu. Wyjście z relacji nie tylko przemocowej, ale również już nam niesłużącej jest nie lada wyzwaniem i wymaga ogromnej odwagi m.in. dlatego, że dopiero z miejsca, w którym się po wyjściu z niej znajdziemy, widać, że była dla nas nieodpowiednia. Będąc w środku, nie jesteśmy w stanie tego dostrzec.
Oczywiście czym innym jest rozpad związku toksycznego, a czym innym rozpad relacji, która była kiedyś bardzo udana, a po czasie coś się zmieniło, wypaliło, ewoluowało w kompletnie inną niż romantyczna stronę. To trudne do zaakceptowania i bardzo smutne, niezależnie, czy to my już nie chcemy w tej relacji być, czy druga osoba. Niełatwo się po czymś takim poskładać. Myślę, że nie ułatwia tego również narracja, w której rozstanie z partnerem czy rozwód ze współmałżonkiem określane są jako porażka lub wygodnictwo wynikające z braku podjęcia walki o relację. Sami w środku czujemy najlepiej, czy jest o co walczyć, czy już nie. Porażką jest brak rozwoju, a ten czasem nie jest możliwy, jeśli utkniemy w czymś, co oddala nas od esencji nas samych. Każdego dnia się zmieniamy. I my, i nasz partner. (Wszystko płynie…) Związki są nam dane na określony czas. Bywa, że jest nim większość naszego życia, bywa, że kilka lat, miesięcy, tygodni czy nawet dni. I nie ma w tym nic złego, czy niewłaściwego, choć jeśli przywiążemy się do myśli, że mamy być ze sobą do końca życia (równocześnie nic w tym kierunku nie robiąc), uświadomienie sobie innego terminu ważności naszej relacji straszliwie boli. Jeśli coś nas kiedyś wzbogacało, a dziś odbiera nam nas samych, musimy zadbać w pierwszej kolejności o siebie. Nikt za nas tego nie zrobi.
Wydaje mi się, że zbyt mało rozmawiamy o tym z dziećmi. Nie przygotowujemy ich na rozstania z ich miłościami, przyjaciółmi, wymarzoną pracą, zwierzętami, z nami. Nie mówimy im o kruchości życia. Nie mówimy im także o niestałości i nietrwałości, a jeśli tak, to raczej w kontekście obwiniania „młodych, co to się teraz ciągle rozwodzą”. Tymczasem tworząc temat tabu z tego, co naturalne, urządziliśmy sobie świat niezgodny z jego i naszą naturą. Również tą niemonogamiczną. Nie mówimy o codziennych wyborach, wyrzeczeniach, codziennej pracy czy terapii. Oczekujemy, że ze wszystkim, co raz sobie wybierzemy rozłączy nas dopiero śmierć. Gdzie w tym miejsce na rozwój? Rozstania każdego rodzaju mogą być realnymi końcami świata. Ale na ogół są też początkami zupełnie nowej, bardziej dla nas odpowiedniej drogi, na którą wkraczamy silniejsi.

fot. Bożena Szuj

Asertywność

fot. Bożena Szuj

Ważnym punktem mojej psychoedukacji była nauka asertywności oraz komunikacji bez przemocy, a sierpień miał mi pokazać w praktyce, jak z niej korzystać. Mniej przyjemne sytuacje czy spory, które jeszcze rok temu by mnie załamały, urastając w mojej głowie do nieadekwatnych rozmiarów i skłaniając mnie do wyciągania kuriozalnych wniosków,  teraz stały się dziwnie… nieistotne. Jestem wrażliwcem, biorę wszystko do siebie, przeżywam każdą bzdurę i to się pewnie nigdy nie zmieni. Jednak po emocji, jaką jest smutek czy złość zawsze nadchodzi moment wyboru, co z nią dalej zrobimy. Kiedyś wybierałam działania histeryczne, dziś okazuje się, że wystarczy trochę poprzeklinać, ponarzekać z tymi, którzy mają podobny punkt widzenia, a potem razem z nimi obrócić wszystko w nieraz złośliwy żart i zdrowo się ze wszystkiego pośmiać. A potem pobawić się z psem i wziąć go na długi spacer. Podzieliłam się z prowadzącą moją (nareszcie dobrą) psychoedukację panią psycholog wątpliwością, że:

właściwie wcale nie wiem, czy to asertywność lub komunikacja bez przemocy, bo przecież nie zawsze nawet podejmowałam merytoryczną rozmowę o tym, co mnie zabolało lub było wobec mnie nie fair. Wiele rzeczy, uczciwie mówiąc, po prostu przemilczałam.

Pani psycholog kompletnie zbiła mnie z tropu, słowami:

najwyraźniej była pani przyzwyczajona do wybierania w trudnych sytuacjach walki, ale ucieczka wcale nie jest złym wyborem. Powiem coś być może mało popularnego, ale w świecie zwierząt ucieczka jest wybierana dużo częściej niż u ludzi. Dla zwierząt walka jest raczej ostatecznością.
– Czy ucieczka chroni je przed niepotrzebnym zużywaniem energii? – zapytałam, zaintrygowana.
– Tak – odparła.

Oczywiście jestem rebeliantką. Walkę ze złem, uciskiem czy niesprawiedliwością mam wpisaną w DNA. Stąd moja – opisana w recenzji książki „Sclavus” Tymona Tymańskiego – niezgoda na umniejszanie zła komunizmu, czy jakiegokolwiek totalitaryzmu. Stąd czynne uczestnictwo w Strajku Kobiet Podhale, skarga na przemocowe zachowanie OLZON-u (skoro wobec mnie, to też wobec innych – o czym zresztą, dzięki Czytelnikom, doskonale wiem i zapewniam, że to nie koniec mojej batalii) czy reagowanie na zachowania haniebne, nawet jeśli dopuszcza się ich osoba znajoma, z tzw. środowiska. Pod tym względem jesteśmy z Partnerem identyczni i uważam to za naszą największą supermoc. Obyśmy nigdy nie przeszli obojętnie wobec zła, które należy najpierw wskazać, a potem sukcesywnie eliminować.
Słowa pani psycholog uświadomiły mi, że po prostu nie wszystko jest walki warte. Póki jakaś sytuacja dotyczy wyłącznie mnie samej, mam pełne prawo zadecydować, że nie stanę się jej ofiarą; że podniosę się, obśmieję ją i pójdę dalej. Nie muszę ani „rozumieć wszystkich wokół” (przekleństwo, z którym przyszłam na terapię). Nie muszę rozkładać na czynniki pierwsze, czemu jeden jest złośliwy, drugi antypatyczny, a trzeci niesprawiedliwy. Nie muszę tego „wyjaśniać”, albo „oczyszczać atmosfery”. Mogę, jeśli będzie mi to w danym momencie potrzebne, ale do niczego nie jestem zobligowana. Zobaczyłam, że równie fajnie jest czasem zwyczajnie odpuścić. Robić swoje, nie żywić do nikogo urazy, ale nie dać się też nikomu stłamsić. „Ucieczka” nie brzmi dobrze, ale jak zadałam sobie pytanie:

Od czego?

a potem uczciwie sobie na nie odpowiedziałam, wszystko nabrało sensu. Bo nigdy nie uciekałam przed trudnymi czy nieprzyjemnymi rozmowami (choć często się ich bałam). Zaczęłam w końcu uciekać od nadawania głupotom (średnio fortunnym odzywkom, irytującym nierealnym oczekiwaniom, niemiłym docinkom) rangi wyższej niż ta, na którą zasługują. Czy to nie rozsądniejsze?
W sierpniu zdarzyło się też coś dosyć nieoczekiwanego. Ktoś pozwolił sobie na zbyt dużo, uderzając niestosowną odzywką w mój najczulszy punkt, w dodatku w bardzo trudnym tygodniu i jeszcze gorszym dla mnie dniu. Zareagowałam w sposób uwzględniający mój komfort (pierwsza nowość) – opisując problem jako szersze zjawisko, którego od dłuższego czasu doświadczam i mam już serdecznie dość. Sytuacja koniec końców przerodziła się w słowną jatkę, która obnażyła bardzo wiele, jaskrawo pokazując mi, że moja intuicja od początku była słuszna, tylko jak zwykle jej nie posłuchałam. Stało się, ale po kłótni należy posprzątać, do czego czułam się zobowiązana. Zobaczyłam wtedy, z jaką łatwością przychodzi mi wycofywanie się z własnych przekonań, żeby tylko… „było dobrze”. Dla kogo „dobrze”? Z przerażeniem zauważyłam, że naprawdę gdzieś w środku wierzę w to, że gdybym nie zareagowała, nie byłoby problemu. Naprawdę? A moje poczucie krzywdy? Dlaczego to moja reakcja ma być zła, a już to, na co reaguję lepiej puścić w niepamięć? Jasne, można wybrać ucieczkę, ale nie przy tak silnej emocjonalnej reakcji. Tu chodziło o coś innego – o zaznaczenie swoich granic, mówiąc szumnie, światu.
Więc już spokojniejsza siadłam, zastanowiłam się, za co mogę szczerze przeprosić (w kwestii treści wątpliwości nie miałam, w kwestii formy – to nie był mój dzień) i listownie przeprosiłam. Szczerze. Bez tłumaczenia się i usprawiedliwiania. Nie pozwoliłam jednak sobie samej posłuchać tego zbyt dobrze znanego głosu grzecznej poukładanej dziewczynki, która się przymila, wije, wstydzi i przeprasza za wszystko, błagając, by ktoś o niej źle nie pomyślał. Zdenerwowałam się, bo ktoś mnie zdenerwował. Dlaczego miałabym mu to odbierać? Z pewnością mój list spełniał wszelkie wymogi komunikacji bez przemocy, a ja zaczęłam się zastanawiać, czemu to jest takie trudne. Czemu bycie sobą, stawanie za sobą przysparza tylu lęków? Czy dlatego, że staję się wreszcie widzialna?

fot. Bożena Szuj

Przyjaźń

fot. Bożena Szuj

Nie obserwowałam jako dziecko kobiecej przyjaźni. Jedyny wzór przyjaźni, jaki miałam w zasięgu, był wzorem przyjaźni męskiej (stąd tak mnie wzruszają opowieści mojego Partnera oraz opisy Tymona). Jednak… byłam dziewczynką. Potrzebowałam przyjaciółek. Nie umiałam budować przyjaźni, bo nie wiedziałam, na czym one polegają, więc już od podstawówki wchodziłam w dziwne i często toksyczne układy. (Dopiero po latach okazało się, że istniał tylko jeden od tego wyjątek i – z pewną nieistotną przerwą – trwa do dziś.) Myliłam przyjaźń z fascynacją, a umiejętność dobrego sprzedania się z powodem do zaufania. W dodatku byłam straszliwie naiwna, więc łatwo było mnie wykorzystać.
Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę z tego, że po raz pierwszy w życiu jestem w naprawdę właściwym miejscu. Szybciej niż kiedykolwiek wcześniej rozpoznaję fałsz i go ze swojego ogródka wypleniam. Mam trzy wspaniałe przyjaciółki, które stają mi się coraz bliższe i pokazują mi też, kim dziś jestem, czego potrzebuję, ile mogę z siebie dać. Po jedenastu latach wyniszczającej przyjaźni (przypadającej na mój okres dojrzewania), w ciągu których wszystkie moje sekrety były przekazywane dalej, nie mam już potrzeby zwierzania się. Wolę słuchać, niż „się wygadywać”, choć może to nieuczciwe i niewłaściwe. Skąd miałabym wiedzieć? Czasem oczywiście zrzucam jakiś zalegający na barkach ciężar. Nigdy też nie kłamię, choć mam gigantyczny problem z zaznaczaniem, kiedy moje granice są przekraczane i przy wsparciu jednej z przyjaciółek, próbuję go rozwiązywać. Odkrywam też przyjemność w mówieniu o błahostkach. Każda z tych przyjaźni i kobiet jest inna, jednak we wszystkich relacjach czuję się szanowana, co po pięciu latach innej przyjaźni (już w dorosłym życiu) z osobą, która – jak się na końcu okazało – liczyła, że mnie „nawróci”, jest bardzo miłą odmianą. Nie z każdą przyjaciółką dzielę światopogląd, jednak szacunek jest tu właśnie rozwiązaniem. Nikt nikogo nie „nawraca” i nie zmienia. Przyjmujemy siebie takimi, jakie w danym momencie życia jesteśmy i nie musimy nikogo przed sobą udawać. Może po prostu… wreszcie zaprzyjaźniłam się też ze sobą?

fot. Bożena Szuj

P.S. Na deser łączę piosenkę, która towarzyszyła mi przez większość sierpnia – „Marching Band” Natalii Kukulskiej.

fot. Bożena Szuj

Jeśli podoba Ci się, jak piszę, i chcesz mnie docenić,
kliknij w poniższą ikonkę i postaw mi, proszę, wirtualną kawę ☕️
Postaw mi kawę na buycoffee.to

fot. Bożena Szuj

Jak przetrwać Święta

fot. Bożena Szuj

Wielkimi krokami zbliżają się Święta Bożego Narodzenia; potem Sylwester i cały okres karnawału. To czas, w którym część z nas czekają spotkania z bliskimi w nieco większym rodzinnym lub przyjacielskim gronie. I choć nadal niezmienNie moja definicja tłoku to:

więcej niż dwie osoby, wliczając w to mnie

– moja niezmienNa definicja tłoku

jednak dziś mam na myśli naprawdę duże zgromadzenia, w których bierze udział od kilku do kilkunastu albo – o zgrozo! – kilkudziesięciu osób, z którymi spotykamy się tylko ten jeden raz w roku. Jako dorosła, bardziej już świadoma siebie kobieta, dopasowałam okoliczności do własnych potrzeb: Święta spędzam od lat w kameralnym gronie, co bardzo sobie chwalę. Tyle razy też odmawiałam pojawienia się na większych imprezach, że przestałam być na nie w końcu zapraszana. Jednakże jako weteranka wielu dużych Wigilii, kilku Wielkanocy z rozmachem (żeby nie powiedzieć, jajem) oraz trzydziestu czterech „Warszawskich Jesieni” (które też zawsze przypominały mi wielkie rodzinne spotkania) i tym samym uczestniczka niezliczonych sytuacji niezręcznych dojrzałam do napisania krótkiego poradnika. Poradnika dla tych, którzy są, jak ja, obsesyjno-kompulsywnymi histrionikami, cudnymi wysokowrażliwcami, czy też wszelkiego typu zdiagnozowanymi lub niezdiagnozowanymi outsiderami czekającymi jak na ścięcie na ten obfitujący w konieczność bratania się z bliźnimi w nieznośnych dawkach czas. Jak wszyscy wiemy, nie ma nic bardziej przerażającego! (Normalsi mogą sobie z powodzeniem darować czytanie tego tekstu.) Wygrzebałam się na chwilę z depresji i coraz bardziej niepokojących objawów ADHD, wbiłam w stylówkę à la lata 30. i postanowiłam się dziś na blogu trochę zabawić.

fot. Bożena Szuj

Oczekiwania vs. rzeczywistość

fot. Bożena Szuj

Wbrew pozorom to wcale nie jest tak, że nie lubię dużych ludzkich spędów. Na swój sposób lubię i nawet kiedy jeszcze byłam na nie zapraszana, za każdym razem się z tego powodu cieszyłam, a potem za każdym razem byłam nimi dość szybko rozczarowana. Problem stanowiło na pewno moje nadwydajne nastawienie i niedopasowanie do obowiązujących norm. W swojej naiwności myślałam, że skoro tak napędza mnie intymny, głęboki kontakt z drugim człowiekiem w liczbie jeden, to spotkanie w grupie będzie takim samym intymnym kontaktem pomnożonym przez liczbę osób, z którymi się spotkam. Oczywiście nic bardziej mylnego. W zamian był natomiast festiwal arcyciekawych poglądów na temat pogody, którą wszyscy zza okna moglibyśmy z powodzeniem zobaczyć i pominąć milczeniem, był przegląd wyświechtanych fraz z zakresu: polityki (irytujący nawet, jeśli poglądy perorujących pokrywały się z moimi), medycyny, architektury, szkolnictwa, prawa, językoznawstwa (o zgrozo!) czy muzyki poważnej (oczywiście tej do Karola Szymanowskiego; później, jak wiadomo, jest już tylko rozrywka). Uświadamiałam sobie, że to niesamowite, w jak wielu dziedzinach istnieją oklepane frazy. Wręcz niewiarygodne! I choć to odkrycie fascynowało mnie szczerze, jednak mój nieudolnie skrywany brak zainteresowania większością poruszanych tematów sprawiał, że mogłabym być odebrana, jak osoba niewychowana lub niemiła. Mogłabym… gdyby kogokolwiek zwrócił na mnie uwagę. I tak przechodzimy do jednej z najważniejszych dla mnie zasad wytrzymania dużej imprezy: milczącego olśniewania.

fot. Bożena Szuj

Milczące olśniewanie

fot. Bożena Szuj

Olśniewanie nie ma nic wspólnego z żadnym typem urody czy zewnętrznym pięknem. To jest wszak subiektywne: co urzeka jednego, może być odpychające dla drugiego. Zawsze powtarzałam, że:

Czego niedowyglądam, to dointelektualizuję,

– jak zawsze powtarzałam

ale ta zasada nie ma zastosowania na dużych imprezach, gdyż olśniewanie na nich właśnie musi być milczące. Olśniewać może absolutnie każdy („i każda”, jak z pewnością doprecyzowałaby Paulina Młynarska) bez względu na warunki. Olśniewa się ze środka – uśmiechem, gestem, znajomością swojego seksapilu i bawieniem się nim, pewnością siebie (u mnie rzeczywiście zadziałała stosowana przez dekady zasada: fake it till you make it). Olśniewanie jest zagraniem taktycznym. Nie musimy od razu olśnić wszystkich. Wystarczy olśnić z całą mocą tylko dwie osoby: tę, która jest nam najbardziej przychylna oraz tę, która jest nam przychylna najmniej. (Dziwnym trafem w moich doświadczeniach do tej pierwszej kategorii zaliczali się zazwyczaj mężczyźni, a do drugiej – kobiety.) Co zyskujemy? Po pierwsze wryjemy się w pamięć współbiesiadników i pozostaniemy w niej wcale nie jako ci, którzy po zachwytach nad padającym w grudniu śniegiem, umieli wykrztusić z siebie jedynie:

– Tak. Jest… grudzień.

lub w ramach small talku wypytywali kurtuazyjnie kuzyna po medycynie:

– A mógłbyś opowiedzieć coś więcej o sekcji zwłok? Gdybym dostała drugie życie, z pewnością zostałabym patologiem sądowym.

Lecz jako… intrygująca tajemnica. Dlatego z próbą olśniewania w moim przypadku koniecznie musi iść w parze milczenie. Przemyślana stylówka, atrakcyjne szpilki, dobrze dobrany makijaż, dekolt i starannie wypracowane wrażenie, że pod tą powłoką (i cielesną, i materiałową) kryje się coś, dla czego warto stracić głowę. Nie twierdzę rzecz jasna, że dla niespełnionej patolożki sądowej nie można było by, jednak zarówno zapach rozkrajanego na stole operacyjnym nieboszczyka, jak i przegranego zawodowego życia nie jest tym, z czym chciałabym się olśniewając, kojarzyć.
Po drugie zaś, pozostając w pamięci innych już nie jako weirdo, a coś na kształt cichego wampa (czy też, najchętniej, obiektu pożądania) zyskujemy większe szanse na zauważenie, a dzięki temu przepustkę do świata, w którym albo po raz kolejny nie zostaniemy już zaproszeni, albo zostaniemy zaproszeni, ale przestaniemy być wciągani w przerażające konwersacje zbiorowe. Oba te światy są wspaniałe, więc gra jest warta świeczki.

fot. Bożena Szuj

Odejście na stronę

fot. Bożena Szuj

W przebywaniu wśród większej liczby osób najbardziej ekscytujący jest ten moment, w którym znajdziemy się sam na sam z najchętniej jednym lub kilkoma uczestnikami imprezy. Sytuacją temu sprzyjającą jest wspólne oddawanie się nałogom. Na eleganckich przyjęciach wąchanie kleju raczej odpada, podczas Wigilii uprawianie nałogowego seksu lub obżarstwa jest odrobinę niestosowne, na spotkaniach rodzinnych narkotyki czy leki nie cieszą się dobrą sławą, a co do alkoholu – nałogowcy ukrywają swój alkoholizm pijąc na widoku za przyzwoleniem wszystkich udających, że o ich nałogu nie wiedzą, więc pozostają tylko stare, wypróbowane ohydne papierosy; fajki popularne już chyba tylko w krajach ściany wschodniej (nie mylić z Popularnymi). Jednak jeśli bardzo chcemy się wyrwać z tłumu, musimy dokonać wyboru. Właściwie zarówno palacze, jak i niepalący wzbudzają moją irytację, jako ludzie zaszufladkowani. Sama palę tak sporadycznie (niemal wcale), żeby nie można mnie było nazwać osobą palącą, jednak nie przestaję palić całkowicie tylko po to, by nie zakwalifikować się do grona osób niepalących. (Oczywiście z dwojga złego wolę tych drugich – przynajmniej mniej śmiecą.) Wyjście na dymka po pierwsze daje nam możliwość legalnej ucieczki od przebodźcowania, a po drugie choć na krótką chwilę… przemówienia ludzkim głosem. Milczące olśniewanie bywa wyczerpujące. No i nietakt, z którym się możemy kojarzyć w small talkach z większą liczbą rozmówców, kompletnie znika w rozmowach kameralnych. Chyba, że nasz interlokutor nie będzie miał akurat nic do powiedzenia na temat fizyki kwantowej, kompozycji, malarstwa współczesnego, filozofii, psychologii czy gramatyki transformacyjno-generatywnej lub ewentualnie ochoty na spytki z przebiegu swojej terapii, to wtedy nasze zagajenie też może wyjść niezręcznie. Sprawdziłam, więc wiem. Optymalnie byłoby oczywiście znaleźć się wśród samych niepalących i musieć się oddalić w wypróbowanej samotności. Ewentualnie można też, jeśli gospodarze mają psa, patrząc mu głęboko w oczy, zapytać od niechcenia:

– A mogłabym go wyprowadzić na SPACER?

Wtedy ich odpowiedź nie ma specjalnego znaczenia, bo pies czeka już pod drzwiami gotowy na wieczorną sikupę, trzymając w pysku smycz. Nie ma nic przyjemniejszego niż urocze tête-à-tête z psem. Musimy jednak zawczasu zadbać o buty na zmianę, chyba że lubimy biegać (lub – umówmy się – w ogóle chodzić) w szpilkach.

fot. Bożena Szuj

Nie mogę, bo jem

fot. Bożena Szuj

Znakomitą wymówką od nieuczestniczenia w grupowych small talkach jest… jedzenie! Wszak nie wypada mówić z pełnymi ustami, więc jeśli te będą pełne przez, powiedzmy 70% naszego pobytu na przyjęciu, a 5% spędzimy na stronie (z papierosem lub psem), to 25% zostaje nam na milczące olśniewanie, które – wbrew pozorom – można z jedzeniem połączyć. Wystarczy jeść ładnie i kusząco, czyli przede wszystkim bezgłośnie, a także nie może być mowy o żadnych przedramionach na stole. Miejscem przedramion nie jest stół i choć te plebejskie zwyczaje zadomowiły się na dobre w wielu serialach i filmach, to jednak szanujmy się! Jedzmy jak kulturalni ludzie! Spożywanie ze smakiem frykasów zaserwowanych przez gospodarzy sprawi, że będziemy mieć zawsze w zanadrzu jakiś komplement dotyczący kulinarnych wiktuałów, którymi nas uraczono. Jeśli jednak komplement – ze względu na jakość jedzenia – nie przyjdzie nam do głowy, w żadnym wypadku nie mówmy tego, co się w niej pojawi! W zamian można kurtuazyjnie zapytać o przepis i nigdy przenigdy z niego nie skorzystać. (Swoją drogą odradzam pojawianie się na przyjęciach, na których źle karmią.)
Niektórych niezdrowo podnieca herb szlachecki, więc jeśli takowy posiadamy, zawsze możemy wybrać się na przyjęcie z własnym sztućcem, na którym ów herb będzie wygrawerowany i pomachać nim przed oczami zahipnotyzowanych herbofilów.

fot. Bożena Szuj: herb Jastrzębiec rodziny Mossakowskich, a więc od strony mojego dziadka ze Lwowa

Jeśli jednak spędzamy Święta (lub jakąkolwiek inną uroczystość) w rodzinnym gronie z tą częścią rodziny, która akurat herbu nie ma (u mnie to – kto by pomyślał… – górale), szastanie herbem może przynieść odwrotny skutek. Jest też trzecia możliwość – impreza z rodziną, z którą herb dzielimy. Wtedy możemy sobie wspólnie powspominać czasy naszych przodków, którzy gnębili chłopów pańszczyźnianych. W końcu nic nie zbliża tak, jak krew na rękach!

fot. Bożena Szuj

Oddanie się lekturze

fot. Bożena Szuj

Znajoma rodziców opowiadała kiedyś z przekąsem pewną przepyszną anegdotę o swoim mężu fizyku. Zaciągnięty siłą na rodzinne spotkanie w swoim akurat domu, siedział na kanapie bez słowa, pochłonięty myśleniem, po czym nagle, w samym środku rozmowy, w której brał milczący udział, zerwał się, podbiegł do biblioteczki, wyciągnął z niej jakąś książkę i zaczął ją czytać w wybranym miejscu. No, mój człowiek!
Książkom zawsze warto się przyjrzeć, bo one dużo mówią o właścicielach. Kiedy wprowadziłam się do zakopiańskiego mieszkania po (herbowym) dziadku, regały uginały się od przewodników po Tatrach, słowników, niedużego zbioru klasyki literatury oraz tomów otolarygnologii, gdyż dziadek był laryngologiem. Z ciekawością wzięłam kiedyś jeden z nich do ręki i po wyczerpującym opisie pląsawicy ocznej, postanowiłam nigdy już do nich nie wracać. Większość tej biblioteki wylądowała na strychu, natomiast sama zapełniłam nowy regał głównie książkami o psychopatach w psychologicznym i psychiatrycznym ujęciu. Książki w domach, do których przychodzę, mnie interesują. Oczywiście nie wypada myszkować komuś po regałach, ale jeśli, podziwiając bibliotekę, zapytamy, czy możemy jedną z książek wyjąć i zobaczyć, z pewnością spotka się to z entuzjazmem właścicieli. Wtedy mamy co najmniej pół godziny dla siebie w udawanym lub nieudawanym pochłonięciu książką, w zależności od jej jakości. Nikt nam raczej nie będzie przeszkadzał, bo w końcu jak tu rywalizować o atencję np. z Peiperem (którego wykorzystane na zdjęciach artykuły „Tędy” właśnie z 1930 roku kupiłam onegdaj w antykwariacie). Gorzej, jeśli gospodarze nie mają żadnych książek, ale z drugiej strony jest to doskonały powód, by się do nich po prostu nie wybrać i zostać z własną książką w domu.

fot. Bożena Szuj

Sporządzanie notatek

fot. Bożena Szuj

Kolejnym moim spostrzeżeniem jest to, że nikt nie nagabuje small talkami ludzi, którzy… sporządzają notatki! Nie jestem jednym z tych pisarzy, którzy zawsze noszą przy sobie zeszyt i wiecznie coś w nim zapisują. Ja odręcznie piszę albo szybko, albo pięknie, więc oprócz brzydkich list zakupowych lub czasem pięknych notatek, jeśli chcę się czegoś nauczyć, właściwie niemal nie piszę ręcznie. Co oczywiście nie jest dobre. Pisanie ręczne, zwłaszcza lewą ręką (jeśli jest się praworęcznym) jest znakomitym ćwiczeniem używanym w niektórych terapeutycznych nurtach. Pomaga skontaktować się z własnymi odczuciami, uwalnia emocje. Kilka razy próbowałam, ale poległam. Nie chodzi nawet o to, że lewą ręką bazgrzę, jak kura pazurem, ale o jakąś taką barierę, która pojawia się w mojej głowie; o przekonanie, że rzeczy ważne lepiej pisać na komputerze, gdzie łatwo wszystko szybko zmienić bez kreślenia i niszczenia harmonii. Ale… elegancki notes, czy choćby kalendarz warto ze sobą nosić, by móc go od niechcenia wyjąć i zanotować to czy tamto. Wyłączy nas to na chwilę z konwersacji zbiorowej i idealnie urozmaici milczące olśniewanie.

fot. Bożena Szuj

Wdzięczność

fot. Bożena Szuj

A już bardziej serio, nawet, jeśli jesteśmy introwertykami, mamy problem podczas spotkań w większej grupie i musimy wkładać sporo energii w to, żeby nasze zachowanie nie zostało odebrane za dziwne czy niestosowne, w każdej sytuacji warto praktykować wdzięczność. Jeśli duże przyjęcie rodzinne odbywa się u kogoś w domu, warto docenić to, że gospodarze poświęcili swój czas i energię na wysprzątanie swojej przestrzeni dla nas. Jeśli jedzenie, które nam podano, zostało przygotowane własnoręcznie, warto docenić, że ktoś nastał się nad garami, żebyśmy mogli zjeść coś pysznego. (A nawet, jeśli zostało zamówione – ktoś je dla nas nałożył, a potem będzie miał po nas mnóstwo zmywania.) Jeśli spędzamy dużą rodzinną Gwiazdkę i pod choinką znajdziemy też prezent dla siebie, to niezależnie od tego, czy będzie to kawa, tabliczka czekolady czy mały czekoladowy Mikołaj, warto znaleźć w sobie wdzięczność. A co za tym idzie, i jest tak naprawdę jeszcze ważniejsze, warto głośno i szczerze podziękować. Podziękować za każdy, nawet drobny gest. Myślę, że zbyt często uważamy to za naturalne, że ciocia, babcia, mama lub jakakolwiek kobieta z rodziny wychodzi z siebie i staje obok, żeby wszystkich zadowolić, podczas kiedy wcale nie musi tego robić. Uważamy, że skoro zawsze lepiła uszka na Wigilię, to jest to jej – mówiąc brzydko – psi obowiązek. Jak pisałam na początku, kameralne Święta są inne. Z kilkoma najbliższymi osobami łatwiej się umówić, kto co przywiezie, w czym ewentualnie pomoże. Dwanaście potraw to coś, czego nigdy nie przestrzegałam. Osobiście myślę też, że przy tak wielkim problemie głodu na świecie, gotowanie z okazji Świąt posiłków w tonach, a potem wyrzucanie zapleśniałych niedojedzonych sałatek, kutii czy innych rarytasów, jest czystym złem. Nie mówiąc już o kacu, jaki nas dopada, że… przygotowywałyśmy to wszystko na marne. (Liczba mnoga w rodzaju żeńskim całkowicie celowa.)

Życzę więc Wam, wszystkim swoim Czytelnikom, żebyście spędzili spokojne Święta na luzie, bez presji i przymusu, bez nadmiaru i bez wywindowanych oczekiwań wobec innych i samych siebie. Spędźcie te Święta tak, jak chcecie, z tymi, z którymi naprawdę chcecie, a jeśli będzie trzeba odbębnić jakieś przytłaczające wielkie rodzinne spotkanie, doszukajcie się powodów do odczuwania wdzięczności. I koniecznie za nie podziękujcie!

fot. Bożena Szuj

P.S. A na deser trochę świątecznego klimatu z epoki.

fot. Bożena Szuj

Jeśli podoba Ci się, jak piszę, i chcesz mnie docenić,
kliknij w poniższą ikonkę i postaw mi, proszę, wirtualną kawę ☕️
Postaw mi kawę na buycoffee.to

fot. Bożena Szuj

Kochanków rozmowy… cz. 10

fot. Marianna Patkowska

Ponieważ moje, trwające już trzy i pół roku, życie w związku obfituje w codzienną porcję dialogów, które uwielbiam, jakiś czas temu zaczęłam prowadzić na swoim fejsbukowym profilu cykl „Kochanków rozmowy”. Ponieważ cieszy się on dużą sympatią i popularnością wśród znajomych, postanowiłam publikować go w postaci blogowych wpisów.
Wybór takiego właśnie tytułu, jak zwykle u mnie, nie był przypadkowy, lecz głęboko przemyślany. Podkreśla dwie rzeczy, bez których udany związek nie istnieje: nieplatoniczność relacji oraz rozmowę. Mam w ogóle wrażenie, że rozmawiamy ze sobą bezustanNie, nawet milcząc, choć już słyszę uchem wyobraźni przytyki Kochanka, że ja milczę zdecydowanie rzadziej. Niech Mu będzie!

Zapraszam na kolejny, dziesiąty już, wpis „Z cyklu kochanków rozmowy”.

☎️ Z cyklu telefoniczne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy przez telefon…

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
Mam jakieś (na razie niepewne) widoki na tekstowe zamówienie. Więc już świruję, że nie wiem, czy się nadaję, czy podołam itd.
– Patkowska – uspokaja mnie Kochanek, – ale jak się Ciebie czyta i nie wie, że rozchlapujesz wodę w łazience, rozdeptujesz mnie czy przerywasz niechcący kable, to naprawdę sprawiasz wrażenie bardzo wiarygodnej i sensownej osoby 🤷‍♂️
🤨🤨🤨 #AlePocieszenie #WSumie #BardzoDobre

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Muszę Ci się do czegoś przyznać – wyznaję Kochankowi.
– Dajesz!
– Wczoraj się… zakochałam. Wolałam, żebyś dowiedział się jako pierwszy ode mnie.
– No dobra, a w kim?
– W Tusku. Wiesz, zawsze go ceniłam, ale wczoraj oglądałam jakiś taki program z nim tak bardziej na luzie i po raz pierwszy zobaczyłam w nim… mężczyznę. I… tak jakoś poszło – odsłaniam się.
– Spoko. Ale jak zakochasz się w Januszu Kowalskim, to nawet nie dzwoń.
🤣🤣🤣 #NoFuckingWay #PrzedeWszystkimDlatego #ŻeJestem #Sapioseksualna

👟 Z cyklu spacerowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy na spacerach…

Z cyklu spacerowe kochanków rozmowy…
Jesteśmy na Helu, szykuję się do sesji fotograficznej i chcę przebrać, ale Kochanek się oddala.
– Gdzie się oddalasz zamiast mnie zakryć? – pytam.
– Oj tam, nikt się Twoim rozbieraniem nie przejmie.
– No właśnie stoję na środku ścieżki rowerowej w samym staniku i już drugi rowerzysta jedzie zygzakiem, gapiąc się na mnie. Mnie tam to specjalnie nie robi, ale nie chcę się jutro znaleźć na pierwszej stronie „Dziennika Bałtyckiego”.
– Taaa , „Dziennik Bałtycki: Marianna i cycki”.
– 🤣🤣🤣
🤣🤣🤣#ToNaprawdęDobryTytuł #JeśliFotoreporterzyPrzegapiliToWydarzenie #MogęSięRozebraćDrugiRaz #DlaSprawy

☕ Z cyklu poranNe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy rano…

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Wiesz, że wczoraj czytałam, że wizażysta Madonny mówi, że trzeba używać dwóch korektorów: zwykłego i pod oczy – mówię Kochankowi, kończąc nakładać korektor pod oczy i chwytając za ten drugi, – a ja o tym od dawna wiem!
– Redaktor, korektor – podsumowuje Kochanek.
🤣🤣🤣 #NicDodać #NicUjąć

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Nie mogę Ci zawsze pomagać w rozciąganiu – oznajmia Kochanek, kiedy zwijam się z bólu pleców. – Musisz sama się nauczyć rozciągać.
– No super, tylko Twój napór pomaga mi się rozciągnąć lepiej, bo nie mogę uciec, kiedy mnie boli – tłumaczę.
– No to pokażę Ci, co masz zrobić – oferuje wspaniałomyślnie Kochanek. – Najpierw… zrób mi kawę.
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #ChybaMniePomylił #ZJakąśSwoją #SeksretarkąOdSiedmiuBoleści

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Kochanek wyszedł na chwilę na taras w rozpuszczonym włosie i nagim torsie. Wpatrzona w niego, wzdycham:
– 😍 Jesteś mężczyzną takim, takim…
– CZEGO zapomniałaś? – wytrąca mnie z zachwytu Kochanek, mrużąc oczy, żeby mnie lepiej usłyszeć.
– takim… niedosłyszącym 🙈
🤣🤣🤣 #KiedyProzaŻycia #ZabijaWzniosłośćChwili

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Słyszę za oknem, nie po raz pierwszy w życiu, śpiewające dzieci.
– Czy w tym domu obok jest przedszkole? – dopytuję Kochanka.
– Nie, tam jest mnóstwo dzieci, które drą ryja.
– Ale to jakiś rodzaj świetlicy? – drążę temat.
– To się nazywa „rodzina”, jak muszą to robić nie za pieniądze 🤷
🤣🤣🤣 #AMoglibyToSpieniężyć

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Męczę się z włożeniem kabla USB do kompa i stwierdzam:
– Kurczę, z kablami USB jest naprawdę jak na tym memie, że trzy razy trzeba włożyć, żeby było dobrze.
– To zupełnie jak z Tobą 🤷‍♂️ – zauważa Kochanek.
🤣🤣🤣 #Zboczuch #Zbereźnik #MnieŚmieszy

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Ty się śmiejesz, a akurat w sekstelefonie byłabyś świetna! – stwierdza Kochanek.
– To prawda! Znajomi komplementują mój głos, a do tego dość dobrze wyczuwam ludzi. W sumie super praca! Widziałam kiedyś taki dokument o kobietach, które tak zarabiają. I wiesz, ile one w trakcie takiej seksrozmowy są w stanie zrobić w domu? Cały obiad, sprzątanie, cerowanie skarpet! – nakręcam się.
– No to raczej nie Ty – sprowadza mnie na ziemię Kochanek. – Ty byś się onanizowała.
– W sumie… Co racja, to racja 🤷‍♀️
🙈🙈🙈 #Multitasking #ToNieMoje #DrugieImię

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Opowiadam Kochankowi o pewnym wywiadzie i przywołanych w nim słowach Stephena Hawkinga.
– A swoją drogą – wtrącam dygresję – on podobno zdradzał żonę. Dasz wiarę?
– Joystickiem??? DZIWKARZ!!! – podsumował Kochanek.
🤣🤣🤣 #MożeToTylkoPlotka #TakZakładam

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Wiesz co? – pytam Kochanka, który nie wie. – Nasza koleżanka rozważa przyjazd do nas na Sylwka. Jeszcze nie ma pewności, czy jej się uda, ale byłoby super, co nie?
– O, wspaniale! Napisz jej, żeby wzięła… – zaczyna Kochanek.
– … wibrator? – kończę w ekscytacji.
– 🙄 Też może, ale to skrajnie niegrzeczne… wobec mnie. Miałem na myśli kaloszki i ciuchy do tarzania się pod sceną z Zenkiem.
🤣🤣🤣 #Oooops #MałeNieporozumienie #DzieńJakCoDzień

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Ty tak narzekasz, że Cię zawsze jakoś uszkodzę, gramoląc się na Ciebie przy wstawaniu z łóżka – wyrzucam Kochankowi. – Troszkę śmiesznie by było, gdyby nasze dziecko to po mnie odziedziczyło i też Ci tak robiło 🤣
– Może tego nie dożyję – snuje ponure wizje przyszłości Kochanek.
– Nie mów tak! Może ono umrze wcześniej – rzucam z nadzieją, choć dopiero po wypowiedzeniu tych słów słyszę, jak brzmią…
🙈🙈🙈 #NieNajlepiej #NasŚmieszy #CzarnyHumorZRana #JakTłustaŚmietana

🫖 Z cyklu popołudniowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy po południu…

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Chyba dojrzałam do podniesienia siodełka w rowerze – przyznaję się Kochankowi, – bo przeczytałam, że ustawione zbyt nisko też może ten mój ból pleców potęgować.
– No wreszcie! Myślałem, że już nigdy się nie zdecydujesz. Najwyższa pora, bo na razie wyglądasz na tym rowerze jak pokraka!
– EKSJUZMI??? 😱😱😱
– No, podwyższę Ci siodełko. I na pewno to Ci pomoże na plecy.
– JAK POKRAKA??? 😱😱😱
– No dobrze, jak żabka 🐸 – próbuje wybrnąć Kochanek.
– Przecież żabki są słodkie… 🥰
– Tak, ale nie na rowerze 🤷
🤣🤣🤣 #CzyDwaDniPóźniejJeździłam #NaPodwyższonymSiodełku #Tak #CzyKilkaRazyOmalSięNieZabiłamRuszając #RównieżTak #CzyByłamPrzyTymPełnaGracji #Zdecydowanie #Nie 🙈🙈🙈

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Kochasz mnie? – pytam Kochanka.
– Tak. – odpowiada.
– Ale mocno?
– Nie, da się wytrzymać…
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #DowCipniś

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Wróciłam z Urzędu Miasta, w którym wyrabiałam dowód. Poprosiłam Kochanka, żeby w międzyczasie ugotował ziemniaki do zupy. Po powrocie opowiadam Kochankowi o kobiecie, która podeszła w urzędzie do obsługującej mnie pani i błagała o możliwość zamiany zdjęć, które wcześniej złożyła. Było już za późno, bo wnioski zostały wysłane do Warszawy, ale pani była na te argumenty głucha. Wychodząc z budynku zobaczyłam jak tłumaczy mężowi, że już nic się nie da zrobić. A na koniec, wkurzona, krzyczy do niego, że „mógł se sam wybrać swoje dobre zdjęcie, a nie mieć pretensje, że złe złożyła”.
Pośmialiśmy się, po czym Kochanek z dumą stwierdza:
– Widzisz? Doceń, jakiego masz samodzielnego mężczyznę 😊
– Będę doceniać, skrobiąc resztki ocalałych ziemniaków z tych, które przypaliłeś – odpowiadam.
– … ale samodzielnie 🤷
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #NieDaSięUkryć

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Ej, czy to nie szkodzi – pytam Kochanka, – że zupa i sałatka są bardziej japońskie, a samo drugie danie bardziej chińskie jednak? Możemy to umownie nazwać „obiadem orientalnym”?
– Powiedziałbym… „jeden pies” 🤷
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #ObiadBył #MożeAzjatycki #AleNaPewno #Wege

🍻 Z cyklu wieczorne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy wieczorem…

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
– Z jednej strony Ty, z drugiej pies… No, nie wstaje się łatwo – narzeka Kochanek, podnosząc się z wieczornej drzemki.
– A pomyśl sobie, że gdybyśmy mieli dziecko, to wstawałoby Ci się tak samo trudno, tylko jeszcze na końcu  wdepnąłbyś w klocek Lego – uświadamiam Kochanka.
– … w klocek dziecka 💩
🤣🤣🤣 #Hocki #Klocki

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
– A wiesz, że Tymon się ciął, onanizował, a potem pił swoją krew wymieszaną ze spermą? – pytam zaaferowana Kochanka.
– Wiem – odpowiada Kochanek niewzruszony.
– O kurczę! A skąd wiesz??? 😳😯😱
– W sumie mógłbym Cię zapytać o to samo… 🧐
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #CzytamZnakomitąKsiążkęTymańskiego #OTotarcie #IONim #Sclavus #Polecam #ZrecenzujęNiebawem

🛏 Z cyklu nocne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy w nocy…

Z cyklu nocne kochanków rozmowy…
Kochanek pokazuje mi na fejsbukowej relacji dwie latynoskie super laski w seksownej i skąpej bieliźnie, a tym jedną z naprawdę wielkimi bimbałami.
– Powiem tak – rozmarza się Kochanek, – z łóżka bym nie wyrzucił…
– Kurczę, a gdyby powiedziała „chciałabym Ci WZIĄŚĆ do buzi”? – rozważam na głos najgorszy wariant.
– Uznałbym, że jest hiszpańskojęzyczna i ma do tego prawo 🤷
🤣 #Ufff #TenToDopiero #UmieWybrnąć #ZOpałów

P.S. A na deser łączę kolejną straszną piosenkę, której bym miała ogromne szczęście nie znać, gdyby nie Kochanek. Czasem ją sobie śpiewamy, zmieniając tekst na „ten ch…j jest twój i mój”.

Polub i zaobserwuj nas na Facebooku:

Jeśli podoba Ci się, jak piszę, i chcesz mnie docenić,
kliknij w poniższą ikonkę i postaw mi, proszę, wirtualną kawę ☕️

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Kochanków rozmowy… cz. 9

fot. Marianna Patkowska

Ponieważ moje, trwające już trzy lata, życie w związku obfituje w codzienną porcję dialogów, które uwielbiam, jakiś czas temu zaczęłam prowadzić na swoim fejsbukowym profilu cykl „Kochanków rozmowy”. Ponieważ cieszy się on dużą sympatią i popularnością wśród znajomych, postanowiłam publikować go w postaci blogowych wpisów.
Wybór takiego właśnie tytułu, jak zwykle u mnie, nie był przypadkowy, lecz głęboko przemyślany. Podkreśla dwie rzeczy, bez których udany związek nie istnieje: nieplatoniczność relacji oraz rozmowę. Mam w ogóle wrażenie, że rozmawiamy ze sobą bezustanNie, nawet milcząc, choć już słyszę uchem wyobraźni przytyki Kochanka, że ja milczę zdecydowanie rzadziej. Niech Mu będzie!

Zapraszam na kolejny, dziewiąty już, wpis „Z cyklu kochanków rozmowy”.

☎️ Z cyklu telefoniczne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy przez telefon…

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Nie udało mi się niestety spotkać z naszym przyjacielem – mówi Kochanek, będący aktualnie w stolicy, – bo nie ma go w mieście, siedzi w lesie.
– Ooo! To musimy go tam kiedyś odwiedzić! – wykrzykuję z entuzjazmem.
– A nie pomyślałaś, że on tam siedzi właśnie dlatego, że nie chce się spotykać z ludźmi? 🤔
#NoKurczę #NiePomyślałam

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
Kochanek właśnie nad morzem, ja w górach (nasza miłość taka od Giewontu po Bałtyk…). Dzwoni do mnie po wyjściu od naszej wspólnej cudownej koleżanki i stwierdza uchachany oraz lekko wstawiony:
– Wiesz, jaką miała minę, kiedy jej powiedziałem, że z tym naszym planowanym trójkątem, o którym ciągle gadacie, to nie są żarty? 🤣🙈
– Yyy, ale to przecież… są żarty 🤷‍♀️ Czemu tak jej powiedziałeś? 🧐
– Yyyyy… Dla Ciebie! 😍 Myślałem, że tego chcesz, przecież to Wyście zaczęły ten temat… 🙉
– Co dokładnie podpowiedziało Ci, że mogłabym postawić dziewczynę, którą uwielbiam w takiej sytuacji? Czy kiedykolwiek zdradziłam jakiekolwiek oznaki śladowego choćby szacunku do kogokolwiek, kogo (jak sam to nazywasz) trykałeś?
– No nie 🙈🙈🙈
– Ale w sumie skoro już zaczęliśmy ten temat, to może koledze z pracy zaproponuję trójkąt! 🙋‍♀️ Lubisz go! 😉
– Ok, a czy, jeśli się zgodzi, mogę w tym nie brać udziału?
🤣🤣🤣 #DoFantazjowania #ToPierwszy #TylkoRobić #NieMaKomu #WszystkichZestresowanych #Uspokajam #JesteśmyZwiązkiemWPełniMonogamicznym

🚗 Z cyklu samochodowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy w samochodzie…

Z cyklu samochodowe kochanków rozmowy…
– Edmund Kolanowski – zagajam niezobowiązującą rozmowę, – był taki. Słynny polski nekrofil.
– Edmund Kolonoskopowski🙅
– 🤣🤣🤣
#Mocne

☕ Z cyklu poranNe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy rano…

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Opowiadam Kochankowi o wspaniałym webinarze na temat zaburzeń osobowości dla studentów SWPS-u.
– Wiesz, ta prowadząca uczulała na to, że rzadko do gabinetu trafia ktoś z jednym zaburzeniem osobowości w jakiejś książkowej formie. Na ogół są to zaburzenia lub cechy zaburzeń, które są mieszane. Nie ma szablonu – opowiadam z przejęciem Kochankowi.
– Nie ma szablonu??? – pyta Kochanek. – To co robią ci wszyscy psychiatrzy pozbawieni intelektu?
– Trafiają do pracy na OLZON-ie w Szpitalu Specjalistycznym im. dr. Józefa Babińskiego… 🤷‍♀️
– … W KRAKOWIE!!!
🙈🙈🙈 #KrakówToStanUmysłu #TakJestNiestety #JadąNaOpiniiSprzedLat #ASkalaIchNieprofesjonalizmu #Powala

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Pokazuję Kochankowi rolkę z szympansem i się rozmarzam:
– Zawsze chciałam mieć w domu takie urocze szympansiątko…
– Wystarczy, że urodzisz średnio inteligentne dziecko 🤷 – odpowiada Kochanek.
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #WSumie #CośWTymJest #TylkoBędzieMniejOwłosione #ISłodkie

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Wiesz, nasza relacja jest tak unikalna i wyjątkowa, bo ja od samego początku czułam się w niej zdana tylko na taką wiesz, prawdziwą siebie – zwierzam się Kochankowi. – Bo na początku myślałam, że jesteś lovelasem i creepem.
– 🙄
– Dopiero potem się okazało, że jesteś tylko creepem 😆
– 🤣🤣🤣
🤣🤣🤣 #Najważniejsze #ŻeSięRoześmiał

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– A Twój tata śpiewał szanty? – zadaję Kochankowi trudne pytanie i oddycham z ulgą, słysząc odpowiedź.
– Nie, no co Ty! Marynarze nie znoszą szant! Szanty śpiewają ludzie z kompleksami, którym się wydaje, że są wilkami morskimi. Lądowe, k…a, ciecie!
– 🤣🤣🤣😘
#Uff #CzyliMojaIntuicja #SięNieMyliła

🫖 Z cyklu popołudniowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy po południu…

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Bo Ty mnie zaniedbujesz i nie masujesz! – stwierdzam smutny fakt.
– Hę? 🤔
– Zaniedbujesz mnie! Nawet kolega z pracy to stwierdził! – wytaczam działa.
– To niech Cię kolega z pracy masuje 🤷
– Ale on mnie masuje!
– No to świetnie! W takim razie ja nie muszę 🤷
– Ej, ale w ubraniu…
– 🤷
– … na siedząco…
– 🤷🤷
– … przy innych ludziach…
– 🤷🤷🤷
#NoIWyszłamNaTym #JakHimilsbach #ZAngielskim

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Oglądamy rolkę z pieskiem.
– To corgi? – pyta Kochanek.
– Tak, one są słodkie – odpowiadam. – Chociaż Królowa je lubiła, więc mogą nie być inteligentne.
– Ona nawet swoich dzieci nie lubiła, więc może właśnie są bardziej inteligentne 🤷 – stwierdza Kochanek.
#MożeWłaśnie #TakCzyTak #SkłaniamySięKu #MieszańcowiZeSchroniska

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Puszczam Kochankowi cover, jaki właśnie nagrałam.
– I nagrałaś to wszystko tylko teraz? – pyta Kochanek.
– Tak. Znaczy wokal główny dwa razy – odpowiadam speszona, – a pozostałe głosy już po razie.
– Nie gadam z Tobą – stwierdza Kochanek.
– Że źle? – dopytuję.
– Inni ludzie wywalają miliony na porządne studio i sprzęty, a Ty, kiedy idę zmywać, bierzesz Zooma, wchodzisz do szafy i nagrywasz raz z takim efektem. Nie gadam z Tobą 🙈
🤣🤣🤣 #CzyliChyba #JednakDobrze

🍻 Z cyklu wieczorne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy wieczorem…

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Kochanek w łazience podcina mi grzywkę, a ja Go dopytuję:
– A czy Ty „dźwięk flamastra drzesz”?
– Tak – odpowiada Kochanek zdecydowanie.
– Taaaak? 😱 A czy na koncertach krzyczysz „więęęęcej….
– … czaaaaaaduuuuu”? Też tak!
– Wow! Poważnie? – pytam, nie dowierzając. – To „cały Ty”? 😱😱😱
– Tak, i jeszcze „mistrzem świata w Radości” jestem. Radość to taka miejscowość pod Warszawą.
🤣🤣🤣 #CałeSzczęścieŻeNieWWesołej #KryśkaToGoJednakZna #JestemLekiemNaCałeZło #IJegoCycemNaPrzyszłyRok

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Oglądamy film, podczas którego zbiera mi się na czułości wobec Kochanka, więc stwierdzam (w swoim odczuciu) zalotnie:
– Popatrz, a Ty masz na własność dużo lepszy biust niż denatka ☺️ – i wdrapuję się na Niego w celu okazania rzeczonego.
– Musisz mi tu o denatkach napomykać? – pyta Kochanek, któremu biustem przesłoniłam właśnie świat.
– Ty to jesteś taki, taki… – zachwycam się Kochankiem.
– … sraki!
– Musisz mi tu o srakach napomykać? 🤔
– NapomyKAŁ 💩
🤣🤣🤣 #IPoSeksach #Żartowałam #Chociaż #NiesmakPozostał

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Uchylam rąbek szlafroka i zapytowywuję Kochanka:
– Czy ja jestem piękna? … czy gruba? 😱
– Jedno drugiego nie wyklucza 🤷
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #NaLeczenieKompleksów #Kochanka #NiePolecam

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Leżąc w naszym zakopiańskim gniazdku, oglądamy „Dzień Świstaka”. Pod koniec pytam Kochanka:
– Ale gdybyśmy mieszkali w takiej dziurze, to nie chodzilibyśmy na takie imprezy, prawda? 🥺
– Mieszkamy w takiej dziurze 🤷
🤣🤣🤣 #WSumiePrawda #JeszczeTylkoObchodów #DniaŚwistaka #TuBrakuje

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Kochanek leży na łożu boleści. Wchodzę do pokoju i patrzę na niego z góry, uwodzicielsko. A On przepowiada przyszłość, taką oto historią:
– Na co umarł pani mąż?
Na miażdżycę!
Jak to się stało?
Usiadłam na nim.
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #IZnowuSięWykpił #NiechNoTylkoWyzdrowieje

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Oglądamy „Fargo” i w pewnym momencie pytam Kochanka:
– Ale gdybyś kiedyś chciał zlecić moje porwanie, to mógłbyś wynająć bardziej gramotnych gangusów niż ci filmowi?
– Przecież Ty się sama zgubisz, jak Ci się wyłączy światło 🤷
#WSumie #TeżPrawda

Z cyklu netflixowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy, oglądając Netflixa…

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Oglądamy film „Bielmo” na Netflixie. Kiedy jeden bohater pyta drugiego „co go gryzie”, Kochanek opowiada:
– Wszy!
– „Wszak” – nawiązuję do tego, co od kilkudziesięciu minut słyszymy z ekranu.
– „Zawżdy” – kontynuuje Kochanek.
– „Azaliż”!
– „Onegdaj”…
I to by było na tyle, jeśli chodzi o moją recenzję…
#NibyZawżdy #Precz #IAzaliż #AJednakRównież #BrzydalJebany #CośPanuTłumaczowi #NieDoKońcaWyszło

Z cyklu netflixowe kochanków rozmowy…
Oglądamy trzecią część „Ojca Chrzestnego” i próbuję się zorientować w papieżach.
To on był przed naszą papą?
– Nie, jeszcze wcześniej. Przed naszą papą był Jan Paweł I, ale bardzo krótko.
– No właśnie. Jak mu się zmarło?
– Zdania są podzielone. Niby naturalnie, ale są też głosy, że kiedy odkrył watykańskie przewały, to został zdematerializowany.
– I wtedy wybrali naszą papę!
– Tak, liczyli, że on nic nie odkryje.
– I rzeczywiście! Przez cały pontyfikat wp…alał kremówki i nic nie odkrył! 🤷‍♀️
– I jeszcze mu Dziwisza dowalili! „Co się Dziwisz?” 🤣
– „Stevie Wonder” 🤣🙈
#NieDziwiNic

🛏 Z cyklu nocne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy w nocy…

Z cyklu nocne kochanków rozmowy…
Wchodzę do sypialni cała na biało (dosłownie) i wdrapuję się na Kochanka, szepcząc zalotnie:
– To ja, Twoja Śnieżynka ❄️❄️❄️
– 🙉🙉🙉 Ojprdl… Lawina! 🙈🙈🙈 – gasi mnie Kochanek.
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #LawinaŚnieżynek

🤯 Z cyklu o snach kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy też o… moich snach…

Z cyklu o snach kochanków rozmowy…
– Wiesz, śniło mi się…
– Znowu się zaczyna… – przerywa mi Kochanek.
– Ej! Śniło mi się, że mieliśmy brać ślub i się na klatce schodowej przebierałam, ale nie podobały mi się te ciuchy wcale. No i przyszły do mnie pieski cioci [mieszkamy w tej samej kamienicy]. Wiesz, miały być naszymi świadkami… – kontynuuję.
– 🙉🙉🙉
– To dziwne… Myślisz, że matka z synem mogą być świadkami?
– Znaczy… mnie bardziej dziwne się wydaje to, że były nimi psy 🙈🙈🙈
#WSumie #PoPrzemyśleniu #TrochęRacjiMa 🤷‍♀️

P.S. A na deser łączę perełkę, którą pokazał mi Kochanek – piosenkę „Magiczne ognie tej jesieni” Grażyny Łobaszewskiej. Utwór cudownie zaśpiewany, zrealizowany i zharmonizowany. Do życzenia pozostawia wiele jedynie tekst (w tym moje ulubione „oczy przepastne”), ale generalnie rzecz biorąc, więcej tu dobra niż zła.

Polub i zaobserwuj nas na Facebooku:

 

Jeśli podoba Ci się, jak piszę, i chcesz mnie docenić,
kliknij w poniższą ikonkę i postaw mi, proszę, wirtualną kawę ☕️

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Kochanków rozmowy… cz. 8

fot. Marianna Patkowska/Bożena Szuj

Ponieważ moje, trwające już dwa i pół roku, życie w związku obfituje w codzienną porcję dialogów, które uwielbiam, jakiś czas temu zaczęłam prowadzić na swoim fejsbukowym profilu cykl „Kochanków rozmowy”. Ponieważ cieszy się on dużą sympatią i popularnością wśród znajomych, postanowiłam publikować go w postaci blogowych wpisów.
Wybór takiego właśnie tytułu, jak zwykle u mnie, nie był przypadkowy, lecz głęboko przemyślany. Podkreśla dwie rzeczy, bez których udany związek nie istnieje: nieplatoniczność relacji oraz rozmowę. Mam w ogóle wrażenie, że rozmawiamy ze sobą bezustanNie, nawet milcząc, choć już słyszę uchem wyobraźni przytyki Kochanka, że ja milczę zdecydowanie rzadziej. Niech Mu będzie!

Zapraszam na kolejny, ósmy już, wpis „Z cyklu kochanków rozmowy”.

☎️ Z cyklu telefoniczne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy przez telefon…

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Wracam już do domu – melduję Kochankowi. – A Ty? Gdzie jesteś?
– No właśnie idę do ślusarza.
– Mmm 😈 I będzie dużo śluzu? 😈
– 🙉🙉🙉 Ślusarza, a nie „śluzarza”, głupia Babo! Zboczona! 🙈🙈🙈
🤣🤣🤣 #NoDobra #ToNieByłMójNajlepszyTekst #AleWartoByło #Zaryzykować

👟 Z cyklu spacerowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy na spacerach…

Z cyklu spacerowe kochanków rozmowy…
Rozmawiamy o dniu Wszystkich Świętych i generalnie grobach.
– Wiesz – mówię Kochankowi, – z jednej strony lubię chodzić na Powązki, a z drugiej nie lubię stać nad grobem taty. On żyje w innych ludziach, w ich sercach, głowach. Zawsze był wolnym duchem. A takie ograniczenie go do jednego smutnego miejsca i do tych… No, tych…
– ? – patrzy pytająco Kochanek.
– No tych… Co zostaje po ludziach po kremacji? – próbuję doprecyzować.
– Crème de la crème? – pyta Kochanek.
🤣🤣🤣 #Prochy #ChodziłoOProchy #ChoćNiewieleMająWspólnego #ZeSłowemKremacja

☕ Z cyklu poranNe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy rano…

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Ale coś mówiłeś i przerwałeś – irytuję się na Kochanka. – Że „najlepszą obroną jest…” Co? Atak?
– … serca.
– 🤣🤣🤣
#MądrzePrawi #ToCałkiemDobraObrona

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Łaskoczę Kochanka i mówię:
– Gili gili gili 🤪 Gili gili gili 🤪
– 🤣🤣🤣
– Pamiętasz? Był taki mem, gdzie dwa gile siedziały na gałęzi i się łaskotały, mówiąc: „ludzi ludzi ludzi”?
– Tak, pamiętam! 🤭 – przypomina sobie Kochanek.
– Myślisz, że one naprawdę mogą tak robić? 🤔 – pytam.
– Tak, zwłaszcza te z nosa 🤷🙈
🤣🤣🤣 #NoI #Nadal #NieWiem

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Przytulam mocno Kochanka, bo dał mi rozmowę, wsparcie i zrozumienie, kiedy bardzo tego potrzebowałam.
– Jesteś moim nNajlepszym przyjacielem – mówię Mu.
– … człowieka…
– „Jak pies!- powiedział do siebie. Było tak, jak gdyby wstyd miał go przeżyć” – zarecytowałam. 🤷‍♀️
#KiedyKafkaWjedzieZaMocno #JeszczePrzedPorannąKawką

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Wiesz, że nasz kolega może być też wysoko wrażliwy, jak ja? – pytam, podekscytowana Kochanka.
– Nawet jeśli tak, to on to znakomicie ogarnął – stwierdza Kochanek. – Jest spokojny, wyważony, skupiony, uważnie słucha. Nie jest, jak pewna znana mi osoba, która najpierw powie, potem to usłyszy, a na końcu się ustosunkuje 🤣🙈 No a twoje myśli są jak kury na polu minowym. Ciągle wybuchają i z tych kawałków powstają nowe kury, które znowu wybuchają i nad tym wszystkim unosi się grzyb atomowy… I wiesz, normalnie by to oznaczało koniec świata, a u Ciebie jest: „ok, to teraz weźmy drugą myśl!” 🤷🙈
🤣🤣🤣 🐓🐓🐓 #NajlepszePodsumowanieMojejWysokiejWrażliwości #Ever

🫖 Z cyklu popołudniowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy po południu…

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Każde z nas pracuje na swoim stanowisku pracy w milczeniu. Nagle pytam:
– Powiedziałeś „bambetle”?
– Ale że kiedykolwiek? 🤔🤔🤔
– Nie no, teraz, przed chwilą – doprecyzowuję.
– 😮😮😮 No nie, nic nie mówiłem – odpowiada Kochanek zaskoczony.
– To czemu się z tego słowa właśnie śmieję w głowie? 😱😱😱
– … bo jesteś psychiczna???
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #Kurczaki #NoINadal #NieWiem #Czemu

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Wiesz, świat byłby dużo prostszy, gdyby mężczyźni, którzy chcą z kobietą seksu, mówili o tym wprost, bo niby po czym się tego domyślić, jak tak mówią naokoło? – mówię Kochankowi. – Generalnie chamskie podrywy są strasznie demonizowane. A ja wolałabym jednak stary wypróbowany sposób grecki na „Ładne buty. Połykasz?”
– Ale wiesz – zaczyna Kochanek, – że gdyby Ci ktoś tak powiedział, to na bank pomyślałabyś, że chodzi o połykanie butów…?
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #WSumie #TakByByło #JakOnMnieZna

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Kochanek zmywa, a ja, międląc Jego pośladek, stwierdzam:
– Ale Ty masz fajnego dupala! 😍
– A Ty ciągle o sobie mówisz! 🙈
🤣🤣🤣 #No #CoRacja #ToRacja #TeżJestemFajna

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Proszę Kochanka o przetarcie papierem ściernym i naoliwienie drewnianej walizki dla mojej lalki (dłuższa historia).
– I będzie z Ciebie taki stolarz? – pytam w swoim odczuciu zalotnie.
– Stolarz, stolarz, niech żyje żyje nam! 🎶 – śpiewa Kochanek, a ja mu wtóruję…
🤣🤣🤣 #IWszyscyŚmialiSię #IDokazywali

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Dorwał mnie wirus, wróciłam od lekarza z zaleceniem, żeby leżeć. Czuję się koszmarnie, choć najwyższa gorączka, którą do tej pory miałam to 38,3°C.
– Czuję, że nikt mnie nie rozumie – żalę się Kochankowi, – bo to niby tylko mały wirus, ale rozwala mnie straszliwie. Wiem, że bardziej spektakularnie byłoby mieć 40…
– … bez przesady, ja mam 55! 🤷 – przerywa mi Kochanek w pół słowa.
🤣🤣🤣🤧🤧🤧😷😷😷🤯🤯🤯 #ŹleMiDziś #Bardzo

🍻 Z cyklu wieczorne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy wieczorem…

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Oglądamy jakiś zły film i pada w nim kwestia: „rodzice zawsze dają dzieciom wygrać w gry”.
– Serio? – pytam Kochanka. – Sorry, ale ja nigdy nie dam dziecku wygrać!
– Ty na pewno nie dasz mu wygrać – podsumowuje Kochanek. – Ty będziesz po prostu przegrywać 🤷
🤣🤣🤣 #TakBędzie #NaBank

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Szykujemy się do wieczornego wyjścia ze znajomymi. Akcja rozmowy – łazienka. Ja się maluję, Kochanek susząc włosy, podchodzi do lustra, wyglądając ze swoją burzą włosów jak połączenie Kuzyna To z „Rodziny Addamsów” z człowiekiem pierwotnym i stwierdza:
– Ha! Byłem w prehistorii pierwszym kochankiem Edzi Durniak.
– Fakt, to były jeszcze czasy, w których intelekt kochanki nie był dla Ciebie kwestią kluczową – mówię, patrząc na Jego odbicie w lustrze. Po czym, odwracam się do Niego i stwierdzam – podobnie zresztą, jak dla niej Twój wygląd 🤷‍♀️
🙈🙈🙈 #TerazKochanekJestPrzystojniejszy #IMaZdecydowanieLepszyGust

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Kochanek leży w łóżku, a ja się na niego ochoczo wdrapuję. On zaniepokojony stwierdza:
– Zaraz mi coś złamiesz 🙉🙉🙉
– Złamać to ja Ci mogę… Wiesz co… 😊😊😊 Wiesz co?
– Już się boję 🙉
– Serce!!! 🥰🤭😘
– Dobra, tylko czemu, k…a,  kolanem? 🤔
🤣🤣🤣 #Niedobry #WyśmiewaSięZMojego #BrakuGracji

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
– Ej – mówię Kochankowi. – Moja mama używała takiego strasznego słowa i właśnie mi się przypomniało.
– Jakiego? – dopytuje Kochanek.
– „Odbytnica” 🤢🤢🤢
– Tylko od niej je słyszałaś? 🤔
– Tak! Daj spokój, straszne. Prawie tak straszne, jak „bozia”… – stwierdzam zniesmaczona.
– Łączysz te rzeczy?
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #OdbytnicaJestJednakGorsza #BoIstnieje

Z cyklu na imprezach kochanków rozmowy…
Siedzimy ze znajomymi na piwie. Kochanek opowiada o graniu na perkusji i stwierdza:
– Nigdy nie gram solówek. Uważam, że solówki to onanizowanie się przed publicznością.
– Ej, co jest złego w onanizowaniu się przed publicznością? – pytam, pobudzona.
– Cicho!🤦
– 🤷‍♀️
🤣🤣🤣 #ZnajomiWŚmiech #AJa #NadalNieWiem

Z cyklu netflixowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy, oglądając Netflixa…

Z cyklu netflixowe kochanków rozmowy…
Odpalamy Netflixa, żeby dalej oglądać fantastyczny, wciągający serial o moim „ulubionym” mordercy, nekrofilu i kanibalu – Jeffrey’u Dahmerze. Z przyczyn oczywistych, nie oglądamy go do obiadu (znaczy mnie – znającej biografię Dahmera na pamięć – to nie robi, no ale Kochanek…), więc pozostaje wieczór.
– Czy ja wczoraj przypadkiem nie zasnąłem? – pyta Kochanek.
– Zasnąłeś – odpowiadam – dokładnie wtedy, kiedy Dahmer się masturbował, fantazjując o oglądanych za dnia wnętrznościach ryby.
– O, k…a, jprdl… 🙉🙉🙉🙈🙈🙈
– Nie przejmuj się, przewinę Ci, żebyś mógł zobaczyć tę scenę 🤗
– 🤨🤨🤨
#ChybaNieTymSięPrzejmował #ASerialDoskonały #SkrobnęReckęJakObejrzę #IPrzemyślę

Z cyklu netflixowe kochanków rozmowy…
Oglądamy film, na którym mężczyzna wchodzi do pokoju i pyta siedzącej w nim kobiety „jak ci leci?”, a na to Kochanek:
– Jak co miesiąc 🤷
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #PonoćToStaryŻart #AleŻeJestemMłoda #ToBardzoMnieRozbawił

🛏 Z cyklu nocne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy w nocy…

Z cyklu nocne kochanków rozmowy…
– Wiesz, słyszałam właśnie, że wejście w zimie do baniaka z zimną wodą działa, jak kokaina – mówię Kochankowi. – Pobudza endorfiny.
– Też o tym słyszałem – odpowiada Kochanek.
– To co? – pytam. – Zaczniemy brać kokę? 🤔
🤣🤣🤣 #ChociażNiestetyZimnaWoda #WyjdzieTaniej #Trudno #EndorfinWTymRoku #NieBędzie

P.S. Na deser piosenka z filmu, który niedawno oglądaliśmy (ja po raz pierwszy), mianowicie „Czy leci z nami pilot?”. Komedia głupia jak but, ale śmieszna. Natomiast poniższą scenę Kochanek skwitował tak: „o, cała Marianka!”, mając oczywiście na myśli piękność z gitarą. Być może bawiłoby mnie to trochę bardziej, gdyby nie było prawdą…

Kochanków rozmowy… cz. 7

fot. Marianna Patkowska

Ponieważ moje, trwające już prawie dwa i pół roku, życie w związku obfituje w codzienną porcję dialogów, które uwielbiam, jakiś czas temu zaczęłam prowadzić na swoim fejsbukowym profilu cykl „Kochanków rozmowy”. Ponieważ cieszy się on dużą sympatią i popularnością wśród znajomych, postanowiłam publikować go w postaci blogowych wpisów.
Wybór takiego właśnie tytułu, jak zwykle u mnie, nie był przypadkowy, lecz głęboko przemyślany. Podkreśla dwie rzeczy, bez których udany związek nie istnieje: nieplatoniczność relacji oraz rozmowę. Mam w ogóle wrażenie, że rozmawiamy ze sobą bezustanNie, nawet milcząc, choć już słyszę uchem wyobraźni przytyki Kochanka, że ja milczę zdecydowanie rzadziej. Niech Mu będzie!

Zapraszam na kolejny, siódmy już, wpis „Z cyklu kochanków rozmowy”.

☎️ Z cyklu telefoniczne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy przez telefon…

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Biorę też tę sukienkę białą, co ją miałam na Warszawskiej Jesieni, wtedy do czerwonych dodatków. Pamiętasz ją? W niej mój cyc wyglądał na wielki.
– Aaaa! Znak charakterystyczny – wielki cyc 🙉 Nie, nie pamiętam 🤷
🤣🤣🤣 #NoOk #ToFaktycznie #NieBył #Wyróżnik

 

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Och, nie dość, że jesteś taki mądry, to jeszcze taaaaki piękny – wspominam przez telefon urodę Kochanka.
– Znowu mnie z kimś mylisz…
– I skromny do tego! Wszystkie kobiety w okolicy to normalnie padają jak muchy, kiedy Cię widzą…
😊😊😊 – zawstydza się Kochanek.
– Inna sprawa – kontynuuję, – że też ze starości, no ale… fakt jest faktem
🤷‍♀️ #RoześmiałSię #Chociaż #WcaleNieŻartowałam

☕ Z cyklu poranNe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy rano…

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Rozmawiamy o dziwnych zabawkowych modach i tym, jak wpływają one na psychikę dzieci.
– Dzieci nie powinny się bać swoich zabawek! – podsumowuję.
– Nie powinny. Chyba, że mają matrioszkę z Putinem 🤷‍♂️ – stwierdza Kochanek.

🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #ChybaŻe

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Od rana komentujemy przykre bardzo wydarzenie – pogrzeb znajomego muzykologa, o którym opowiedziała mi przez telefon mama, zdziwiona bardzo małą frekwencją osób ze Związku Kompozytorów Polskich.
– Ze względu na charakter działalności, w ZKP-ie powinni mieć na taką okoliczność dyżury 🤷‍♂️ – stwierdza praktycznie Kochanek.

#TylkoPoczucieHumoruNasUratuje #PanieOlgierdzie #TakSięNieRobi #PanMiałZNamiByć #Dłużej

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Kochanie, jak będziesz schodził… – zaczynam.
– … jeszcze chwilę chcę pożyć 🤷
🤣🤣🤣

#ToWeźZeSobąŚmieci #MiałoByć

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Co to będzie, jak nas opuścisz? – Kochanek pyta smutno psa, który spędza z nami dwa tygodnie wakacji.
– Ale nie rozstaniemy się? 😱 – dopytuję zaniepokojona.
– ???
– No, bo wiele związków się rozpada po śmierci dziecka 😞
– Ale on nie umiera! 🙉 Tylko wraca do rodziny! 🙉🙉🙉
– … i… nie jest naszym dzieckiem! 💁‍♀️
🙈🙈🙈

#NoNieJest #AlePozostawiPoSobiePustkę

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Mówimy o Polańskim i tym, że niezależnie od tego, czy ta dziewczynka „chciała czy nie chciała”, czy „matka ją wepchnęła w jego ręce, czy nie”, trzeba być obleśnym zbokiem, żeby mając prawie 5 dych na karku (nie, k..a, 17, 18 wiosen!), chcieć uprawiać seks z trzynastolatką… No sorry…
– Ja bym w życiu nie tykał nic, co nie wygląda na starą babę! – odżegnuje się Kochanek.
– No właśnie! A jak ja Ci to mówię, to się na mnie obrażasz 🤷‍♀️ … ej, czekaj… Czy Ty mi przypadkiem nie pojechałeś? 🤔
#NoITerazNieWiem

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Zrobiłam Kochankowi tosty, a On, z wdzięczności pyta:
– Pocałować?
– Tak 😍
– W szyjkę?
– Tak 😍😍
– … macicy?
– Taaaak 😍😍😍🥰🥰🥰
#OnToJest #OnMnieZna

🫖 Z cyklu popołudniowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy po południu…

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Nie pachniesz psem i nie masz takiego psiego chuchu 🙁 – stwierdzam, nie bez rozczarowania, przytulając się do Kochanka i tęskniąc za obecnością psa w domu.
– Kolego, Kolego, nie masz chuchu psiego! – rymuje Kochanek.
🤣🤣🤣
– Ej, może ja zacznę pisać wiersze… najszczersze…?
– Dla idiotów?💡
– Dla idiotów!

#ToNieJestZłyPomysł #TokarczukMówiJakJest #ALudzieSięObrażają 🤷‍♀️

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy.
Jesteśmy w Gdańsku (w sensie nie, że w Gdańsku w ogóle, tylko Gdańsku Gdańsku). Zwiedzamy.
– Ooo! Wejdziemy do sex shopu? – pytam, podekscytowana.
– A możemy najpierw do kościoła? 🙉🙉🙉 – studzi mój entuzjazm Kochanek.

#NoMożemy #TrochęToHardcorowe #AleMożemy

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Szukam pracy i przekopuję się przez ogłoszenia.
– Ooo!!! Szukają masażystki bez doświadczenia! Oferują douczenie. W ofercie salonu jest masaż body to body, nuru, relaksacyjny, itd. A wiesz, ile płacą na rękę za godzinę?
– Ile?
– Od 70 do 140 zł! 😍
– Ale wiesz, że będziesz musiała gołym cycem po starych dziadach jeździć?
– Ale przecież już to w domu robię za darmo! 🤷‍♀️
🙉🙉🙉 🤣🤣🤣

#NoRobię #IUmiem #StoCzterdzieściZetaZaGodzinę #KasaNieWKij #NomenOmen #Dmuchał

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Ciąg dalszy szukania pracy…
– Przejrzyj te ogłoszenia – mówi Kochanek. – Tam jest sporo też ogłoszeń dla kierowców za śmieszną stawkę, więc te odrzuć.
– Ej, ale czemu odrzuć? Byłabym świetnym kierowcą za śmieszną stawkę!
– Ale do tego trzeba mieć jeszcze swój samochód, wiesz?
– Wezmę któryś z Twoich 🤷‍♀️
– … no właśnie… 🙉🙉🙉

#BrzmiJakOdmowa #BiednejToZawszeWiatrWOczy

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Naświetlając sytuację. Zahaczyłam się na Jarmarku Dominikańskim, żeby zarobić na życie oraz pewną ekstrawagancką przyjemność – wymarzone buty. Możliwość ich kupienia była zależna od kwoty, jaką zarobię. Pod koniec pracy okazało się, że choć mogłabym je kupić bez żalu, to jednak… upadł mi telefon, zepsuł się, a jego ubezpieczenie – choć sprzedawca zapewniał, że pokryje każdą szkodę – nie wystarczy na naprawę i muszę zabulić pięć stów 😞
Opłakiwałam buty, aż stwierdziłam wczoraj, jadąc rowerem do pracy, że nie dam sobie zabrać tego, na co tak ciężko pracowałam. Po powrocie do domu mówię Kochankowi:
– Wiesz, tak myślałam i myślałam i zastanawiam się KTO MI, cytując pewnego strasznego kołcza, K…A, UKRADŁ MARZENIA?!
– T-Mobile 🤷‍♂️ – odparł rzeczowo Kochanek.
🤣🤣🤣 #FirmaKtóraUczySprzedawcówKłamać #GigantycznePoczucieNiesprawiedliwości #Oszukania #ByciaOkradzioną #INiesmaku #TMobile #ShameOnYou

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– O, dziś jest Międzynarodowy Dzień Seksu – mówię ja, scrollując fejsa. – Obejdziemy? 🙏
– … obejdźmy go – odpowiada Kochanek wymijająco i sprytnie zarazem.
🙉🙉🙉 #CzyObejdęSięSmakiem #LepiejDochodzić #NiżObchodzić

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Kurczę, skoro już na śniadanie jedliśmy cebulę, to rozumiem, że nie masz nic przeciwko temu, żebym zrobiła sos czosnkowy do obiadu? – pytam Kochanka.
– Nie mam. Super! 😋
– I będziemy tak sobie razem je…ać? 😷 🥰
– Je…ać PiS!
🤣🤣🤣 #IKonfederację #OrazPolicję #ATakżeTaksówkarzy #LudziKtórzyNieSprzątająPoSwoichPsach #PrzemysłMięsny #OrazTwórcówDiscoPolo

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Wracam do domu, a Kochanek leży na łóżku i zdycha.
– Co się stało? – pytam.
– A nic… No bo jechałem na rowerze i… wyprzedził mnie dwudziestolatek 😞 – odpowiada Kochanek.
– Oj, przykro mi. I co? Nie możesz przeboleć, że go nie wyprzedziłeś?
– Gorzej. Przyspieszyłem i go wyprzedziłem… I teraz nie mogę się ruszać 😞 Stary, a głupi.
– Nie no, bez przesady. Miał tylko dwadzieścia lat 🤷‍♀️
#MójEgolekKochany #TakiegoKochankaToJaRozumi

🛏 Z cyklu nocne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy w nocy…

Z cyklu nocne kochanków rozmowy…
– Wiesz, jak wielka jest moja miłość do Ciebie? – pytam Kochanka.
– No?
– Jak stąd na Księżyc i z powrotem 😍
– Na ch…j stamtąd wracać? – pyta rzeczowo Kochanek.
🤣🤣🤣 #WSumieRacja

Z cyklu nocne kochanków rozmowy…
– Czy to prawda – pytam Kochanka, – że ponieważ skóra się cały czas odnawia, to po dziesięciu latach mamy już całkiem nową?
– Nie wiem – odpowiada Kochanek. – Spytaj się tych, którzy 40 lat temu kupili ramoneski 🤷‍♂️
🤣🤣🤣 #KochanekJakZwykleRozwalaSystem

P.S. A na deser piosenka, która towarzyszyła nam od czasu, kiedy Kochanek nabył drogą kupna owiewki HEKO i niechcący natknął się w sieci na piosenkę je reklamującą. Toż to czyste złoto, które nieraz śpiewaliśmy na głosy, zawsze poddając się przy tym radosnym pląsom. W końcu nie ma niczego lepszego niż porządne polskie country z dobrze napisanym inteligentnym tekstem…

Kochanków rozmowy… cz. 6

fot. Zofia Mossakowska

Ponieważ moje, trwające już ponad dwa lata, życie w związku obfituje w codzienną porcję dialogów, które uwielbiam, jakiś czas temu zaczęłam prowadzić na swoim fejsbukowym profilu cykl „Kochanków rozmowy”. Ponieważ cieszy się on dużą sympatią i popularnością wśród znajomych, postanowiłam publikować go w postaci blogowych wpisów.
Wybór takiego właśnie tytułu, jak zwykle u mnie, nie był przypadkowy, lecz głęboko przemyślany. Podkreśla dwie rzeczy, bez których udany związek nie istnieje: nieplatoniczność relacji oraz rozmowę. Mam w ogóle wrażenie, że rozmawiamy ze sobą bezustanNie, nawet milcząc, choć już słyszę uchem wyobraźni przytyki Kochanka, że ja milczę zdecydowanie rzadziej. Niech Mu będzie!

Zapraszam na kolejny, szósty już, wpis „Z cyklu kochanków rozmowy”.

☎️ Z cyklu telefoniczne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy przez telefon…

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
W pracy czytam książkę o jodze, więc pytam przez telefon Kochanka:
– A nauczymy się seksu tantrycznego?
– Tetrycznego? Już mamy! 🤷
🤣🤣🤣 #MożeOn #Ej #ToZnaczy #Hmmm #NoITerazBędęRozkminiać

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
Ustalamy przez telefon, które śmieci segregowane trzeba wyrzucić, co Kochanek w swojej wspaniałomyślności wziął na siebie.
– Bo zgnilizny już nie ma – podsumowuje Kochanek.
– Ale… chodzi Ci o tym, że poszłam do pracy? Ejjj! Nie mów tak o mnie…
– 🙉🙉🙉🙈🙈🙈
#No #NiechNieMówi

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Właśnie wychodzę z pracy, to już tam przepędzaj te swoje kochanki… – uprzedzam.
– A możesz mi mleko kupić?
– No tak, nim się pozbierają ze swoimi chodzikami, to trochę im zejdzie… Starość nie radość… 🤷‍♀️
– Tak. Nie chcę, żeby połamały po drodze nogi, albo wpadły na Ciebie na Krupówkach.
#Faktycznie #LepiejŻebyTrzymałySwojeZwłoki #WBezpiecznejOdleglościOdeMnie #JestemPierwsząDziewczynąKochanka #NiebędącąRównolatkąJegoMatki

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
Dzwonię do Kochanka z pracy, opowiedzieć o słodkiej dziewczynce, która mi opowiedziała, że ma 3 latka i jest w grupie żabek 🐸
– Ty Żabko moja Ty 😘 – mówię do Kochanka. – Albo inaczej, jesteś moim, kurczę, wyleciało mi słowo, chodzi o zwierzę. Nie ogrem… 🤔 OGIEREM! No tak! 😍
– 🙈🙈🙈
– Ej no, wiesz przecież, że miałam na myśli ogiera! 🐎
– Właśnie k…a… 🙄 Właśnie, k…a. 🙈🙈🙈
🤣🤣🤣 #CzęstoZapominamSłów #AleToNieGuzMózgu #SprawdzoneInfo

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Biorę też tę sukienkę białą, co ją miałam na Warszawskiej Jesieni, wtedy do czerwonych dodatków. Pamiętasz ją? W niej mój cyc wyglądał na wielki.
– Aaaa! Znak charakterystyczny – wielki cyc 🙉 Nie, nie pamiętam 🤷
🤣🤣🤣 #NoOk #ToFaktycznie #NieBył #Wyróżnik

🚗 Z cyklu samochodowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy w samochodzie…

Z cyklu samochodowe kochanków rozmowy…
Omawiamy niedawny, zupełnie nieustawiony, testosteronowy
popis Willa Smitha na Oscarach.
– Ja jestem impulsywny – stwierdza Kochanek – i danie komuś z liścia, zwłaszcza za obrażenie kogoś, nie stanowi dla mnie problemu. Ale jak pomyślę, że musiałbym wstać, przejść 150 metrów i wdrapać się po schodkach na scenę, to już by mi się kilka razy po drodze odechciało.
– Bądźmy szczerzy: wystarczy, że musiałbyś wstać 🤷‍♀️
– … i wdrapać się po schodkach 💁
#StaryCzłowiek #INieMoże #WillSmith #Oscary

☕ Z cyklu poranNe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy rano…

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Nie wiem, co robię nie tak z tym Instagramem, ale ciągle nie mogę zrobić zasięgów – skarżę się Kochankowi. – Już miałam 43 obserwujących… ale jeden odszedł i zostało 42 😞
– Gdzie mam pojechać i kogo pobić? – pyta rzeczowo Kochanek.
🤣🤣🤣 #ZaToTeżGoKocham #SorryZaŻebrolajka #AlePodbijcieMiStatystyki #IZacznijcieMnieObserwowaćNaInsta

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Rozmawiamy o Korei, potem w ogóle Azjatach i tym, jak bardzo ich kultura różni się od zachodnioeuropejskiej. Schodzimy na Arabów i to, jak skrajnie inny od naszego mają background.
– Wiesz… – stwierdzam – trudno też komuś powiedzieć „sorry stary, ale masz głupią kulturę”…
– No ale jeśli faktycznie ma, to trzeba 🤷‍♂️
🤣🤣🤣🤣🤣🤣 #ToMożeZacznijmyOdKatolickiej #TeżMądraNieJest

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Czy mogłabyś zadbać o moje dobre wspomnienia z porannego leżenia w łóżku, kiedy nie jestem niczym przygniatany, mam kołdrę, miejsce i tlen? – pyta Kochanek. – Przepraszam, co robisz?
– Dbam o Twoje dobre wspomnienia – odpowiadam, wdrapując się na Niego.
– Cholera, już się zaczynają… te gorsze…
🤣🤣🤣 #AleKawyMuNieWylałam #ChoćSięObawiał #AKolano #NaSzczęścieNieJestZłamane

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Moja koleżanka pokłóciła się z chłopakiem – zaczynam – i wiesz, jak się pogodzili?
– Jak?
– On jej po jakimś czasie powiedział, że wszystko przemyślał i że ona miała rację. Myślę, że właśnie tak wygląda idealne godzenie się…
– Hmm… Jeśli chcesz, możemy się pokłócić i też tak pogodzić. Tylko nie spi…ol tego i miej rację.
🙈🙈🙈 #IToJestNajtrudniejszyPunkt

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Masz takie piękne zgrabne uszka – mówię Kochankowi. – Zupełnie jak moje, które też są piękne, zgrabne i nieodstające. Ludzie o zgrabnych, nieodstających uszach powinni się łączyć w pary.
– Ty masz za to odstające cycki 🤷
🤣🤣🤣 #NobodyIsPerfect #AleTakieOdstawanieJestLepsze #NiżByciePlastusiem #UszoweMezalianse #JużDawnoWTyle

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Smyram Kochanka po plecach.
– O tak, tam wyżej. Możesz troszkę podrapać?
– Pewnie, choć zawsze się w takich sytuacjach boję, że potem policja znajdzie Twój naskórek pod moimi paznokciami.
– Znaczy… wystarczy, że mnie nie zabijesz 🤷
#Kurczę #Rzeczywiście #GeniuszNormalnie

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Albo te ciasteczka od tego piłkarza, który gryzł. Od Suareza! – mówię Kochankowi.
– Że co robił?
– Suarez! Nie słyszałeś o nim? Faulował, gryząc.
– Jezu, to jakiś psychol! 😱
– Dlatego się nim zainteresowałam. To właściwie wszystko, co o historii piłki nożnej wiem. Ale znawcy mówią, że podobno nie zawsze gryzł.
– … powiedziała jego matka z amputowanymi cycami 🤷
🤣🤣🤣 #ACiasteczkaSuarezki #ŚmiesząMnieDoDziś

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Próbuję stworzyć erotyczny scenariusz, erotyczny przebieg wydarzeń. Kochanek to jak zwykle utrudnia…
– No i wchodzisz do pokoju nago, w samym kapeluszu – mówię. – A ja pytam „¿Que pasa?”…
– Mam kutasa do pasa!
– A ja na to: „Och, to ja może rozłożę… nogi?”
– Nogi, nogi, setki nóg…
🤣🤣🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #NoNieDaSięZNim #NoNieDa

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Leżymy w łóżku, przytulam się do Kochanka, a on nagle stwierdza:
– Uwaga z tym kolanem, zaraz mnie uszkodzisz. Mówię, bo nie mam co liczyć na Twoje wyczucie. Rodzice nie byli aż tak sarkastyczni, żeby Cię nazwać… np. Gracja…
🤣🤣🤣🤷‍♀️ #NoNieByli

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Ej… – zagajam do Kochanka, przeglądając się w lustrze, – czy mój biust nie jest jednak za mały?
– 🙈🙈🙈
– W sensie obiektywnie… Wydaje mi się mały.
– 🙉🙉🙉
– O kurczę… A jeśli tak samo jest z moim brzuchem?
– 🙄😒🧐
– No, że wydaje mi się dużo mniejszy, niż obiektywnie jest?
– 😱😱😱🙉🙉🙉🙈🙈🙈 Błagam, idź już do pracy…
#HaHaHa #IfYouKnowWhatIMean

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Ała! – krzyczy Kochanek podczas zmywania.
– Co się stało? – pytam zaniepokojona.
– Jeb…łem się w kubek, strzepując wodę z rąk.
– Welcome in my world…
– Nawet mnie nie strasz 😱😱😱
#NiechJużTakNieNarzeka #JednegoDniaByNieWytrzymał #BędącMną

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Ale właściwie dlaczego – pytam Kochanka – słoń w Himalajach powiesił się na jajach?
– Bardzo rozpaczliwe posunięcie.
– Ale… dlaczego on to zrobił?
– Nie wiem, może… do rymu. Ludzie używający języka niestety rzadko mają świadomość, że słowa mają swoje znaczenie.
#BiednySłoń #ICzemuWHimalajach

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Słuchaj! – mówi Kochanek.
– Ale w sensie, że „słuchaj dzieweczko”? – dopytuję.
– Słuchaj dzieweczko, ona jest sucha!
🤣🤣🤣 #NoI #Pozamiatał #SpojlerAlert #NieByła

Z cyklu poranne kochanków rozmowy.
– Mogę już zasłać łóżko? – pyta Kochanek.
– Amber? 🧐 Czy to Ty? 🧐🧐🧐
🤣🤣🤣 💩💩💩 🙈🙈🙈 #GównianaSprawa

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Stary już jestem – narzeka Kochanek – i gruby…
– Po pierwsze: nie – prostuję. – A po drugie…
– … tak – stwierdza Kochanek.
🤣🤣🤣 #PoDrugie #ZacznijWięcejChodzić #MiałoByć

Tę oto tak brzydką, że aż piękną wiewiórkę dostaliśmy od cudownego Pięknego Sklepu (odwiedźcie koniecznie!!!) na pamiątkę tej rozmowy!

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Prowadzimy jakąś kompletnie abstrakcyjną konwersację i w pewnym momencie Kochanek pyta:
– Wszystko byś mi wybaczyła? Nawet, gdybym ruchał wiewiórkę?
– 🤣🤣🤣🙈🙈🙈 Swoją drogą, ktoś, kto by ruchał wiewiórkę, musiałby mieć strasznie małego fiutka…
– … albo w ch…j wielką wiewiórkę 🤷
🤣🤣🤣 #NoITeraz #NieOdzobaczę

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Mówimy o Polańskim i tym, że niezależnie od tego, czy ta dziewczynka „chciała czy nie chciała”, czy „matka ją wepchnęła w jego ręce, czy nie”, trzeba być obleśnym zbokiem, żeby mając prawie 5 dych na karku (nie, k..a, 17, 18 wiosen!), chcieć uprawiać seks z trzynastolatką… No sorry…
– Ja bym w życiu nie tykał nic, co nie wygląda na starą babę! – odżegnuje się Kochanek.
– No właśnie! A jak ja Ci to mówię, to się na mnie obrażasz 🤷‍♀️ … ej, czekaj… Czy Ty mi przypadkiem nie pojechałeś? 🤔
#NoITerazNieWiem

🫖 Z cyklu popołudniowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy po południu…

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Pachniesz starym chipsem – wyznaję Kochankowi, wtulając się w Niego.
– Jak ja Ci powiem, czym Ty pachniesz… – odgraża się Kochanek.
– Czym ja pachnę? 😱
– Nie wiem, ale jak będziesz czymś dziwnie pachnieć, to Ci powiem.
🤣🤣🤣 #AleMiPowiedział

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Oglądamy film i Kochanek stwierdza, że bohaterka pewnej sceny nie dorasta mi seksapilem do pięt.
– Ale… naprawdę? 😲 Jestem Twoim zdaniem seksowniejsza od niej??? 😯🥰😍
– No oczywiście! A myślisz, że czemu jestem z Tobą, a nie z nią?
– Bo ona to za wysoka liga dla Ciebie?
– Czy Ty uważasz, że amerykańska striptizerka to wysoka liga?
– Tak 🤷‍♀️
– 🙈🙈🙈🙉🙉🙉
#ITerazCieszyćSięŻeJestemJegoZdaniem #BardziejSexy #CzyWłaśnie #WręczPrzeciwnie #SięMartwić

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Zostałam, całkiem zresztą słusznie, pouczona przez Kochanka, że zużywam za dużo ręcznika papierowego, co jest nieekologiczne. Kochanek kończy swój wywód słowami:
– Drzewa to przecież srają ze strachu, jak Cię widzą 🙉
🤣🤣🤣 #MamPosłuchNaDzielni

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Zaczynamy oglądać bardzo intrygujący serial „Upadek”.
– Jednak ma mały cyc – stwierdzam.
– Kto? – ożywia się Kochanek.
– Denatka – chłodzę Jego entuzjazm.
– Danutka.
🤣🤣🤣 #ASerialMegaWciągający #IDużoTrupów #JakLubięNajbardziej

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Jak będziemy mieć psa, to ja zajmę się jego dyscypliną, a Ty karmieniem – stwierdza Kochanek.
– Czyli będzie chronicznie zestresowany i spasiony. Brzmi jak plan 🤷‍♀️
#TakBędzie #NieZmyślam

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Kurczę – stwierdzam. – Super mi OLX podsuwa „dopasowane do mojego profilu” oferty pracy. Np. „sprzedawca w sklepie budowlanym”. Wyobrażasz mnie sobie jako sprzedawcę w sklepie budowlanym? 🙈
– Wyobrażam sobie, jak by wtedy wyglądało Podhale 🙉
– Ładniej?
– 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣
– Nie?
– 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣
#WOgóleNieCzajęOCoMuChodzi #JaISklepBudowlany #CoMogłobyPójśćNieTak

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Czyli kiedy Ty masz imieniny? – pyta Kochanek.
– W czwartek 2 czerwca.
– O nie, wiesz, co ja myślę o obchodzeniu takich świąt.
– Każdy powód dobry, żeby świętować! To co zrobimy z tej okazji?
– Możemy na przykład wziąć piwo i iść do lasu.
– Ej, no ale czym to się będzie różnić od tego, kiedy nie świętujemy? 🤔🧐
– 🤣🤣🤣
#NoNadalNieWiem 🤷‍♀️

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Jeny, jestem pod wrażeniem klientów, którzy pozmywali naczynia i zrobili to źle 🙈🙈🙈🙉🙉🙉
– Wiesz, młode chłopaki, mamusia nie nauczyła…
– No właśnie! Dokładnie na takiej myśli się przyłapałam i uważam, że to straszliwie seksistowskie! Dlaczego od razu mamusia? A ojciec, to niby od czego? Na doczepkę? U nas np. to Ty będziesz uczyć nasze dzieci zmywać.
– No u nas, to ja będę nasze dzieci uczyć wszystkiego. Jakie to seksistowskie…
– Oj tam, oj tam…
🙈🤷‍♀️ #Nieważne #PoProstuKochanekJestMistrzemZmywania

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Ciąg dalszy szukania pracy…
– Przejrzyj te ogłoszenia – mówi Kochanek. – Tam jest sporo też ogłoszeń dla kierowców za śmieszną stawkę, więc te odrzuć.
– Ej, ale czemu odrzuć? Byłabym świetnym kierowcą za śmieszną stawkę!
– Ale do tego trzeba mieć jeszcze swój samochód, wiesz?
– Wezmę któryś z Twoich 🤷‍♀️
– … no właśnie… 🙉🙉🙉
#BrzmiJakOdmowa #BiednejToZawszeWiatrWOczy

🍻 Z cyklu wieczorne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy wieczorem…

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Kochanek nie czuje się najlepiej, więc się bardzo o Niego martwię i upewniam:
– Ale na pewno chcesz być spalony? 🧐
– Tak, ale nie za życia.
🤣🤣🤣 #NoTak #MaJeszczeTyleNaczyńDoWymycia

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Oglądamy „Gorączkę”, Kochanek coś mruczy do telefonu i w końcu wykrzykuje:
– No, k…a, mówię „Michael Mann Gorączka”, a on to rozumie jako „McDonald Golonka”!
– 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣
#WyszukiwanieGłosoweWSmartfonach #GolonkiWMakachNieMają #GdybyKtośByłZainteresowany

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
– Jak to jest u psów? – pytam Kochanka. – Czy naprawdę nie umieją myśleć? Czy może wolimy tak to widzieć?
– Nie, jest raczej odwrotnie. To my uczłowieczamy psy, a one rozumieją rzeczywistość na całkiem innym poziomie.
– Czyli w jaki sposób?
– Nie wiem. Znajdź najmniej inteligentnego człowieka i przypatrz się 🤷
🤣🤣🤣🤣 #Spoko #NaPodhaluJestZCzegoWybierać

🪘 Z cyklu w BOTO kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy podczas bluesowych poniedziałków w BOTO…

Z cyklu w BOTO kochanków rozmowy…
Miziam Kochanka po plecach i pewien podchmielony muzyk zagaja do Kochanka:
– Wiesz, czego Ci zazdroszczę?
– Nie wiem.
– Tego, że piękna kobieta smyra Cię po plecach.
– Aaaaaa! Bo myślałem, że pleców mi zazdrościsz.
🤣🤣🤣 #ATuJednakMnie

Z cyklu netflixowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy, oglądając Netflixa…

Z cyklu netflixowe kochanków rozmowy…
Oglądamy najgorszy z możliwych seriali ever, czyli „Bloodline”.
– A ten, k…a, udaru dostał i już do końca życia będzie zap…lał smutne kawałki na mandolinie? – pyta, retorycznie, Kochanek.
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #NaRazieCzwartyOdcinek #AleJeszczeNieWiemCoMyśleć
[Przemęczyliśmy się aż 13 odcinków i zrezygnowaliśmy, czując wyraźny spadek IQ.]

🤯 Z cyklu o snach kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy też, zazwyczaj przez telefon, o… moich snach….

Z cyklu o snach kochanków rozmowy…
– Czy Ty w swoich snach łapiesz ludzi za penisy? – pyta tonem reprymendy Kochanek.
– Tak 🤷‍♀️
– 🙉🙉🙉
#AleNieWszystkich #TylkoMężczyzn

Z cyklu o snach kochanków rozmowy…
– Śniło mi się… – zaczynam ja, – że się okropnie wystraszyłam, że mam mały biust…
– I co się okazało? – pyta Kochanek w napięciu.
– Że… rzeczywiście mam mały…
– No widzisz? A Ty wierzysz w sny! 🙉🙉🙉
#Rzeczywiście #RanoOkazałoSię #ŻeToNieprawda

Z cyklu o snach kochanków rozmowy…
– Wiesz, jak się w tym śnie bałam? Ten psychol zamordował mi psa i świnkę morską i czyhał na mnie… 🥺 – opowiadam przejęta.
– Widzisz, jak trzeba uważać, żeby ludzi nie wk..wiać?
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #KochanekJestDlaMnieJakRodzina #ZeroWsparcia

P.S. A kiedy nie rozmawiamy, słuchamy razem muzyki. Czasem strasznej. Tym razem Kochanek podzielił się ze mną swoją muzyczną traumą z dzieciństwa – piosenką z festiwalu w Kołobrzegu. Miałam niebywałe (do tej pory) szczęście jej nie znać, ale miłość to również dzielenie się swoim bólem. Cierpimy więc od teraz wspólnie, nie mogąc tego arcydzieła odusłyszeć. I Wy, drodzy Czytelnicy, cierpcie z nami!

Kryzys męskości

fot. Bożena Szuj

Temat kryzysu męskości pojawia się co jakiś czas w moich rozmowach z dalszymi znajomymi, ale też w prasie; i to zarówno tej skierowanej do kobiet, jak i do mężczyzn. Znajomi najczęściej narzekają na nie tylko kryzys, ale wręcz upadek męskości, którego kwintesencją ma być zakładanie przez mężczyzn spodni rurek. Zdarza mi się też słyszeć utyskiwania na trudną do zdefiniowania na pierwszy rzut oka płeć osób mijanych na ulicy. Jak powszechnie wiadomo, dobre rozpoznanie płci przechodniów ma kluczowe znaczenie dla prawidłowego poruszania się w ruchu pieszym.
Gazety z kolei podnoszą temat silnych, niezależnych, wyemancypowanych kobiet, które same doprowadziły do tego, że nie mogą znaleźć oparcia w mężczyznach prawdziwie męskich. I z jednej strony – ciągną temat gazety – to dobrze, że kobiety są silne, ale z drugiej źle, bo biedni mężczyźni się w tym wszystkim gubią, czując, że są niepotrzebni i odtrąceni. (Prawdopodobnie dlatego właśnie, w akcie desperacji, wciskają się w rurki i ochoczo rzucają w wir tęczowego homoseksualnego szaleństwa niszczącego tradycyjne rodziny.)
Można oczywiście machnąć ręką, pamiętając, że ludzie zawsze będą gadać i pisać bzdury. Uważam jednak, że wbrew pozorom temat jest ważny, a tkwienie w starym modelu „męskości” (warto dodać, że toksycznej!) przynosi bardzo dużo krzywdy nam wszystkim niezależnie od płci. Patriarchat trzeba odrzucić, ale żeby go odrzucić, trzeba go najpierw zrozumieć.

fot. Bożena Szuj

☯️ Toksyczna męskość

fot. Bożena Szuj

Jedną z ikon toksycznej męskości jest Clint Eastwood (we wszystkich swoich rolach), który całą gamę emocji zamyka w jednym tylko wyrazie twarzy. Oczywiście kocham filmy Eastwooda, szanuję też jego ascetyczną grę aktorską, ale ta jedna tylko mina, która wyraża coś między cierpieniem, wkurwem, chęcią odwetu na zimno a kompletnym emocjonalnym chłodem charakterystycznym dla zaawansowanych alkoholików lub psychopatów, powinna być wielką czerwoną lampką – ostrzeżeniem dla jego ewentualnych przyszłych kompanów płci obojga, a nie wabikiem na kobiety, bo to takie męskie. No, ludzie!
Gust to gust. Jedni lubią cichych, nieśmiałych outsiderów, inni głośnych ekstrawertyków. I nie ma tu jednego dobrego wyboru oczywiście (i na szczęście). Dziś jednak chcę się przyjrzeć nie temu, jaka jest nasza natura, a temu, co narzuciła nam kultura. To bardzo nieraz trudne do oddzielenia. Czasem wręcz niemożliwe. Ale spróbujmy.
I tutaj trzeba oczywiście cofnąć się do wychowywania chłopców i dziewczynek. (Mam ogromną nadzieję, że wejdzie ono raz na zawsze do lamusa, bo ludzie są coraz bardziej świadomi krzywdy, jaką stare podziały robiły obydwu płciom.) Chłopcom, kiedy byłam w podstawówce, pozwalano na więcej. „Niegrzeczność” uważano za ich cechę wrodzoną, usprawiedliwiając większość ich wybryków jednym tylko słowem – „chłopaki”. Słowem wypowiadanym z koniecznym zresztą wywracaniem oczami. Już słyszę uszami wyobraźni komentarz:

No ale jak to? W podstawówce to dziewczynki były chwalone i stawiane wszystkim za wzór, a najwięcej uwag dostawali chłopcy!

– komentarz, który już słyszę uszami wyobraźni

Tak, to prawda. Zadajmy sobie jednak pytanie, czym ta enigmatyczna „niegrzeczność” w rzeczywistości była. Była wszystkim, czego nie potrafił poskromić zakompleksiony, kiepski nauczyciel. Była chaosem, nieporządkiem, rozmowami podczas lekcji, ale też przeciwstawianiem się dorosłym samozwańczym autorytetom, mówieniem głośno własnego zdania, krnąbrnością, obroną własnych granic, niewpuszczaniem innych jednostek na swoje prywatne podium ważności. Myślę, że pod tym teatralnym i pretensjonalnym „chłopaki” z wywróconymi oczyma kryła się ulga. Ulga, że choć dają w kość, poradzą sobie w dorosłym życiu. Czy karano ich za bycie „niegrzecznymi”? Oczywiście. Jednak pozwalano na więcej, bo przyjęto, że mają prawo tacy być, szybko dorabiając do tego filozofię, że ich nadpobudliwość i skłonność do „niegrzeczności” wynika z ich płci.
Dlaczego to niedobrze? Bo to nie jest prawda. Podejście do zasad (skłonność do przestrzegania ich lub łamania), przekora, pedantyczność, uległość czy wrogość wobec innych to indywidualne cechy każdej jednostki niezwiązane z jej płcią. Mogą być wrodzone lub wyuczone, a nawet i takie, i takie. Stwierdzenie, że z samej swojej natury dziewczynki są „grzeczniejsze”, a chłopcy mniej „grzeczni”, jest mniej więcej tak mądre, jak wyciągnięcie na przykładzie dwóch czy trzech znajomych osób wniosku, że wszyscy, którzy mają ciemne oczy, zdradzają. Od najmłodszych więc lat moje pokolenie (ale przecież też wszystkie pokolenia wcześniejsze) dostawało komunikat, że chłopcy na swoją „niegrzeczność” nic już nie poradzą, ale po dziewczynkach wszyscy „grzeczności” się spodziewają. Nierówne traktowanie równych sobie osób zawsze prowadzi do tej samej katastrofy. Ci, którzy nie wpisują się w sztucznie utworzony schemat cierpią albo udając kogoś, kim nie są, albo wybierając wierność sobie i los outsidera. Ci, którzy wpisują się w sztucznie utworzony schemat, wybierają wiarę w jego prawdziwość, nie dopuszczając do siebie niewygodnej prawdy, że jesteśmy jako ludzie po prostu inni i mamy często bardzo inaczej.
No dobrze, ale skoro chłopcom pozwala się na „niegrzeczność”, to chyba pokrzywdzone są tylko dziewczynki, czyż nie? Otóż nie. Bo problemem nie jest tu kwestia samej „niegrzeczności”. Problemem jest tu kwestia nieprawdy, jakoby różnice między naszymi płciami były aż tak duże, jak się je przez lata przedstawiało. Nie twierdzę, że nie istnieją. Istnieją, ale przebiegają trochę gdzie indziej i są znacznie bardziej subtelne niż pokazuje nam to patriarchat.
Jak więc, w świecie nieprawdy o ludzkiej naturze, którakolwiek płeć miałaby być szczęśliwa? Nawet ta teoretycznie uprzywilejowana?
Chłopcom wybacza się brojenie – „niegrzecznej” dziewczynce się nie wybacza. Chłopaka i mężczyznę, którzy mieli wiele seksualnych partnerek nazywa się zdobywcami, ewentualnie z przekąsem lowelasami czy playboyami – dziewczynę i kobietę z taką samą lub mniejszą liczbą seksualnych partnerów nazywa się z pogardą latawicą, puszczalską szmatą, dziwką, itd.. Wykonywanie swoich codziennych domowych obowiązków przez mężczyznę nazywa się pomaganiem kobiecie (również, co najzabawniejsze, przy wspólnym dziecku), wykonywania swoich codziennych domowych obowiązków przez kobietę się nie nazywa w żaden sposób, bo się go nawet nie zauważa.
Równocześnie ci heteroseksualni przedszkolni rozbójnicy, amatorzy wulw i dzielni pomocnicy we własnym domu nagle stają się kompletnie bezbronni w zderzeniu z tematem homoseksualizmu. I nie mówię tu o prymitywnych homofobach – ich wyrzucam poza nawias swojego życia i w miarę możliwości też bloga. Mówię o całkiem świadomych, pewnych swojej orientacji, otwartych na prawa społeczności LGBT+ heteroseksualnych mężczyznach. Coś musiało pójść nie tak, skoro przesympatyczny, fajny mężczyzna, mówiąc przyjacielowi, że za nim tęskni, czuje, że musi kilka razy podkreślić, że „nie w taki sposób”. (Ile z nas, drogie heteroseksualne kobiety, mówiąc przyjaciółce, że za nią tęsknimy, czuje potrzebę zaznaczenia, że nie w erotyczny sposób?) Coś musiało pójść nie tak, skoro otwarty, inteligentny, mądry mężczyzna stwierdza, że „przyjaźnienie się z homoseksualistą byłoby dla niego dziwne”, choć przyjaźni się z wieloma wspaniałymi kobietami platonicznie, bo jest w szczęśliwym monogamicznym związku. (Dla ilu z nas, heteroseksualnych kobiet, przyjaźnienie się z lesbijką stanowiłoby dyskomfort?)
Chłopcom też od dziecka odmawia się prawa do okazywania emocji, zwłaszcza do płaczu. Uczą się więc je tłumić. I te pulsujące, narastające pod powierzchnią, ale przykryte ohydnym, złym, idiotycznym frazesem „chłopaki nie płaczą” emocje widzę w nieruchomym, martwym wyrazie twarzy Clinta Eastwooda w każdym jego filmie. Nie ma tam mężczyzny męskiego na wskroś – jest kaleka, chory, zniszczony przez społeczne oczekiwania człowiek. Jeśli kryzysem męskości jest kryzys tej karykatury narysowanej dawno temu i w żaden sposób nieprzystającej do męskiej natury (jeśli istnieje w ogóle tylko jedna!), to niech ten kryzys skończy się jak najszybciej całkowitym jej upadkiem!

fot. Bożena Szuj

☯️ Toksyczna kobiecość

fot. Bożena Szuj

Nauczone od dziecka, że bycie „grzeczną” wynika z naszej biologii, próbujemy, jako dorosłe już kobiety sprostać społecznemu oczekiwaniu łagodności, uprzejmości i wyuczonej serdeczności. Nie odmawia się nam prawa do łez, jak chłopcom i potem mężczyznom, ale odmawia się nam prawa do wyrażania złości, co przecież również prowadzi do tłumienia emocji. To wszystko – okraszone spleśniałym sosem seksizmu życzliwego, o którym napiszę za chwilę – sprawia, że tracimy mnóstwo czasu i energii na dopasowanie się do bezsensownych standardów, zamiast zgłębiać istotę samych siebie.
Bliska mi osoba dokonała niedawno fascynującego odkrycia lingwistyczno-psychologicznego. Zauważyła, że na koronkowej bieliźnie producent użył słowa „naughty” (ang. niegrzeczny), co pchnęło nas obie do rozważań na temat seksualnych konotacji tego słowa w odniesieniu do kobiet. Szybko zauważyłyśmy rozdźwięk między tym, czego się od kobiety oczekuje „na co dzień”, a czego „pod osłoną nocy”. (Piszę to w cudzysłowie i z dużym przymrużeniem oka, bo nie uznaję czegoś takiego jak nieodpowiedni czas na seks, ale wpisuje się to doskonale w przestarzałe myślenie o kobiecej naturze.) Seks to w ogóle temat rzeka. Mam wrażenie, że odebrano nam kobietom tak wiele, że wszystkie nasze frustracje zagnieździły się właśnie w tym obszarze.

Sex appeal to nasz broń kobieca

– śpiewał, przebrany za kobietę, Eugeniusz Bodo

Broń? Kobieca? Naprawdę? Przed czym miałybyśmy się bronić? W dodatku własnym seksapilem. To tylko idiotyczna piosenka, ale niestety zdradza sposób myślenia poprzednich pokoleń.
Irytowały mnie zawsze stare polskie filmy, w których kobieta, żeby pójść z mężczyzną, z którym ma ochotę, do łóżka, musi najpierw wykonać serię gestów i zapewnień, że nie jest taka łatwa, a po seksie obowiązkowo stwierdzić, że nigdy wcześniej nie zrobiła tego na pierwszej randce. Jakie to ma po pierwsze znaczenie i – przede wszystkim – czemu ma to służyć? Oczywiście doskonale się to uzupełnia z toksycznie rozumianą męskością. Mężczyzna zdobywca karmi swoje ego tym, że się musiał „postarać”. Problem w tym, że seks to tylko (albo aż) seks i nic poza tym. To nie zawody, wyścigi, łechtanie własnego ego, czy wskakiwanie z rumieńcami w wielką studnię rozkosznego wstydu. To cudowna przyjemność, rozluźnianie napięcia, budowanie więzi i bliskości z drugą osobą. Sytuacja dla jednych magiczna, dla innych mniej, ale na pewno zawsze taka, w której obie strony muszą się czuć bezpieczne, w której konieczne jest zaufanie. Jak bezpiecznie może się poczuć kobieta, której udawane, ale jednak „nie” zostało zbagatelizowane? Jak mężczyzna może zaufać kobiecie, która myśląc „tak”, powiedziała z początku „nie”, żeby nie wyjść na puszczalską? To wszystko ohydne gierki, których nauczyły nas poprzednie pokolenia, a je jeszcze poprzednie. Gierki, z którymi trzeba raz na zawsze skończyć. Skończyć z mitem mężczyzny, który z istoty swojej natury ma wyższe libido niż kobieta, więc zawsze i wszędzie musi walczyć z popędem, czasem przegrywając („chłopaki…”). Skończyć też z mitem kobiety, która z istoty swojej natury ma niższe libido niż mężczyzna, więc za każdym razem robi mężczyźnie niemal uprzejmość, godząc się po długich namowach na seks i później wstydząc się przyznać, że czerpie z niego ogromną przyjemność. Te gierki prowadzą tak naprawdę obydwie płcie i obydwie robią sobie nimi wzajemnie krzywdę.
Kiedy po raz pierwszy dowiedziałam się o tym, że istnieją żony, które potrafią manipulować swoimi mężami poprzez wieloletni brak seksu, myślałam, że to jakiś koszmar, który zdarza się w związku jednym na milion i to raczej pewnie na Marsie (lub właśnie Wenus). Szybko jednak, zgłębiając temat, zrozumiałam, że jest bardzo dużo takich sytuacji tuż obok nas. Nikt się tym nie chwali (nie ciągnięty za język), ale po przeprowadzeniu swojego własnego wywiadu środowiskowego, zaczęło mi się to jawić jako dość jednak powszechna praktyka. Straszliwa i przerażająca. Jest to również – jak każde nadużycie seksualne w związku – rodzaj przemocy seksualnej, choć mało osób ma tego świadomość.
Jeśli przyjrzymy się temu uważniej, zrozumiemy korelację między maleńkim wycinkiem męskiego świata, jaki nam łaskawie wygospodarowano, a wszechogarniającą kobiecą frustracją, która skumulowała się w naszej seksualności, co idealnie odzwierciedla pomysł, jakoby seksapil mógł być naszą kobiecą „bronią”. Zrozumiemy też, czemu to właśnie kobiety najokrutniej i najdotkliwiej oceniają seksualność innych kobiety. Oceniają ją, bo ciągle oceniają swoją własną. Często nienawidzą innych kobiet, bo nienawidzą samych siebie.

  • Ubrała się seksownie, bo tak chciała, bo to w danej chwili ją wyrażało, bo spróbowała udowodnić sobie samej, że nie ma krzywych niezgrabnych nóg i może przyciągnąć męskie spojrzenie? Bo chciała pokonać swoją nieśmiałość? Nie, nie. Po prostu „ubrała się wyzywająco i wygląda jak dziwka”. Koniec, kropka. (Słyszałam to miliony razy. Od kobiety.)

My być może potrafimy wyglądać atrakcyjnie, ale za to zawsze z gustem! Bo my to zawsze „inny przypadek”. (Ten argument tyczy się zresztą obydwu płci.) Rozumiemy motywy swojego zachowania, rozumiemy kontekst, rozumiemy przyświecające nam intencje. Może więc, kiedy brakuje nam danych, uznajmy, skoro już musimy, że same byśmy się – z miliona powodów – tak jak kobieta, którą mijamy na ulicy czy w barze nie ubrały. I zamknijmy temat. Nie oceniajmy, pamiętając, że same prawdopodobnie zawsze będziemy oceniane.

  • Mężczyzna mnie zdradził, bo nasz związek od lat już jest farsą, którą utrzymujemy na siłę? Bo nie pozwalam mu odejść bez dojmującego poczucia winy? Bo nie umiał się wywiązać z zawartej ze mną umowy o wierności? A może dlatego, że za każdym razem zawodzi mnie na wszystkich możliwych polach, a ja nie potrafię go rzucić? Nie, nie. „To ta latawica się na niego zasadziła, mimo że wiedziała, że jest zajęty”.

Po pierwsze ludzi nie można ani zająć, ani zaklepać. Są wolni. Można się natomiast z nimi umówić na pewne obowiązujące w związku zasady. Choć oczywiście dyskusyjnym jest, czy osoba trzecia powinna wchodzić w romans z kimś, kto ma partnera, jednak to nie ona obiecywała nam wierność i to nie ona tej obietnicy nie dotrzymała.

fot. Bożena Szuj

☯️ Równość

fot. Bożena Szuj

Równości nie da się tak łatwo i pięknie romantyzować, jak toksycznej zależności kobiety od mężczyzny. Nie da się jej też tak brutalnie wyszydzać, jak toksycznej zależności mężczyzny od kobiety. Równość ludzi (w tym także równość płci) jest naturalnym punktem wyjścia. Dlatego patriarchat, czyli sztucznie utworzona, szkodliwa struktura odbierająca kobietom ich prawa jest tak opresyjny i przemocowy. Mężczyźni rzecz jasna różnią się od kobiet, a kobiety od mężczyzn. Wszyscy ci, którzy nie rozumieją istoty feminizmu, czują się za każdym razem w obowiązku przypominania mi o tym – miałam w szkole biologię, ale dzięki. Już pierwszym problemem w dzieleniu ludzi na dwie tylko płcie jest całkowite pominięcie osób niebinarnych, które jednak w społeczeństwie istnieją. Na równi z innymi.
Ponieważ jaskrawy podział na kobiece i męskie (najczęściej w pewnej kontrze zresztą) uważam za relikt czasów mijających, z przerażeniem obserwuję modę na tzw. kręgi kobiet, które łączą w sobie dziwnie pojętą plemienność, zabobon i dochodowy biznes. Nie są terapią – odwołują się do zwyczajów naszych babek i prababek, które siadały w kółku, wspierając się wzajemnie. Jednak ani nasze babki, ani prababki nie płaciły za rok takich atrakcji tysiąca czy dwóch tysięcy złotych – nawet przed denominacją. (Nie mogły również za „przejście do właściwego żywiołu” zgarnąć wielokrotności wpłaconych wcześniej pieniędzy.) To pomieszanie z poplątaniem bierze się prawdopodobnie z zagubienia niektórych kobiet, które potrzebują czegoś, ale nie umieją zdefiniować czego. Łatwiej im wmówić, że tym czymś jest właśnie siedzenie w kółku z nieznajomymi kobietami i emocjonalne obnażanie się przed nimi w „bezpiecznej przestrzeni kobiecej energii” (bo obcy mężczyźni to zagrożenie, za to obce kobiety – czyste bezpieczeństwo), niż zachęcić do zobaczenia w patriarchacie struktury przemocowej wobec wszystkich ludzi (w różnym stopniu oczywiście) i otworzenia się na jedność z ludźmi podzielającymi nasze wartości, niezależnie od ich płci.
Żeby nie było niedomówień – są sytuacje, w których rzeczywiście czuję, że zrozumie mnie lepiej bliska mi kobieta, niż bliski mi mężczyzna. Są też sytuacje odwrotne. Rozumiem więc te wyświechtane, przez co dość pretensjonalne, sformułowania „kobieca i męska energia”. Nie jest to moje, ale wiem, że niektórzy potrzebują grupy wsparcia, która będzie się opierać na jedności płci. Niech więc istnieją takie grupy – w liczbie odpowiadającej zapotrzebowaniu na nie. I niech, jak wszystkie grupy wsparcia, będą darmowe.
Tak czy tak, uważam, że poczucie plemienności powinno wypływać nie z faktu naszej narodowości, rasy, płci czy orientacji seksualnej, ale ze wspólnie wyznawanych wartości. Żyjemy w kraju, w którym większość zadecydowała, że infantylny chłoptaś w przyciasnym garniturku nadaje się do piastowania urzędu prezydenta, edukacja seksualna w XXI wieku budzi sprzeciw i wielkie społeczne debaty, a 99% osób korzystających z hulajnóg, nie potrafi ich zaparkować. Plemienność zbudowana na polskiej narodowości oraz ta zrzeszająca inteligentne, wrażliwe i empatyczne osoby, to dwa wykluczające się zbiory. Z plemiennością zbudowaną na płci mam inny problem – jest to zbiór zbyt duży, przez co zbyt rozmyty. Ze wszystkimi kobietami łączy mnie dokładnie to samo, co ze wszystkimi ludźmi – w niektórych sytuacjach to bardzo dużo, w innych całkiem mało. Każda napotkana kobieta nie jest moją siostrą (tak samo zresztą, jak Karol Wojtyła nie był moim papą). Więź czuję ze wszystkimi artystami bez względu na ich narodowość, rasę, płeć czy orientację seksualną. W jakimś sensie to oni są moimi braćmi i siostrami (choć z niektórymi – jak to czasem z rodzeństwem bywa – dzieli mnie absolutnie wszystko). I siedzimy w tym artystycznym kręgu od lat, ale – co pewnie zrozumiałe – nieodpłatnie.
A czym jest wspomniany wyżej seksizm życzliwy? Stwierdzenia, że kobieta jest ze swojej natury bardziej delikatna i wrażliwa, słabsza, wymagająca szczególnej ochrony, a równocześnie lepiej nadająca się do opieki nad dziećmi, domem czy nawet mężczyzną niż on sam paradoksalnie mogą się wydawać komplementami. Jaki jednak jest ich przekaz? Że nie jesteśmy równi oraz że do wykonywania niektórych zajęć predysponuje nas płeć. Nie jest to prawda.
I ten wyświechtany „żarcik”, że

feminizm kończy się tam, gdzie trzeba zanieść lodówkę na czwarte piętro,

– niech ktoś zatrzyma tę karuzelę śmiechu!

jest taki idiotyczny, bo również opiera się na fikcji. Osobiście nie znam ani jednego mężczyzny, który wniósłby lodówkę (starego typu, więc faktycznie ciężką) na czwarte piętro w pojedynkę, najlepiej trzymając ją, widowiskowo, czubkiem palca. Nie znam też żadnej kobiety, która by to potrafiła. (Co nie oznacza, że nie istnieją ani tacy mężczyźni, ani takie kobiety.) Do takiej operacji potrzebna jest siła i wprawa, a nie płeć biologiczna.
No ale ten kij ma dwa końce. Równość płci oznacza również rezygnacje z tych nielicznych „przywilejów”, które nam, kobietom, niegdyś przyznano, takich jak: przepuszczanie w drzwiach, płacenie za nas, uważanie pikantnych dowcipów za niegodne damskich uszu, całowanie w rękę, itd… Piszę o nich w cudzysłowie, bo nikt z nami tego nie ustalał. Nikt nie zapytał ogółu kobiet, czy to dla nas faktycznie fajne, czy właśnie zupełnie nie. Może dlatego, że nie da się wyłuskać czegoś takiego, jak opinia ogółu kobiet…
Jeszcze kilka lat temu wydawało mi się – o czym dziś myślę z lekkim zawstydzeniem, – że to przepuszczanie w drzwiach, ustępowanie miejsca czy ten cały dziwnie zdefiniowany szacunek, z którym tak obnoszą się niektórzy panowie, to piękny relikt czasów mijających. Przecież gdzieś w środku lubimy (niektóre z nas), kiedy mężczyzna jest szarmancki. Było mi wręcz smutno, kiedy słyszałam mówione z przekąsem:

Chcecie równości? To same sobie otwierajcie drzwi!

Uparcie próbowałam przekonać i siebie, i innych, że to przecież co innego; „równość to punkt wyjścia, a dobre maniery, to dobre maniery”. W jak wielkim byłam błędzie! Wreszcie to dostrzegłam. Mieli całkowitą rację ci, którzy stawiali między manierami z ubiegłych epok a brakiem równości znak – nomen omen – równości!

  • Pomijając żelazną zasadę – o której większość tego narodu nie ma pojęcia, – że pierwszeństwo mają zawsze osoby wychodzące (!!!), przytrzymywać drzwi, czy ustępować miejsca warto temu, komu w danej chwili jest to bardziej potrzebne. Pomagajmy osobom obładowanym zakupami, taszczącym wózki, mniej sprawnym (czasem z powodu zaawansowanego wieku) bez względu na ich płeć!
  • Mam dwie ręce i – jak większość kobiet – doskonale sobie radzę z otwieraniem drzwi. Dość zabawne, że te same delikatne rączki, które nie powinny same tykać ciężkich drzwi, są równocześnie stworzone do prania, prasowania, gotowania, szorowania na błysk całego domu czy przewijania dziecka…
  • Mamy XXI wiek, kobiety zarabiają. Czasem mniej, a czasem więcej niż mężczyźni. Jeśli ktoś nas zaprasza na kawę czy obiad, na ogół oznacza to, że to on stawia, jednak nie płeć determinuje konieczność płacenia czy niepłacenia, ale sformułowanie „ja zapraszam”.
  • „Delikatność uszu” jest związana z wrażliwością, ale przede wszystkim ze stopniem sterapeutyzowania, nie zaś z płcią. Każdy człowiek ma własne nieprzekraczalne granice, wrażliwość na jedne tematy, traumy związane z innymi, a ponadto inne poczucie humoru. Ta granica nie przebiega pomiędzy płciami. „Chronienie” damskich uszu przed dowcipami o seksie, zwłaszcza z użyciem wulgarnych wyrazów jest kolejną formą kontroli naszej seksualności. Oczywiście w większości jest to kontrola całkowicie nieuświadomiona. Ta złość, którą, czytając, czują teraz niektórzy z Was, to dowód na prawdziwość moich słów. Niezależnie, czy jakiś żart nas śmieszy, czy nie, po pierwsze – jest tylko żartem, a po drugie – świadczy wyłącznie o tym, który go przytacza. Dlatego mój Partner powtarza, że śmieszą go kawały o Żydach, bo obnażają polski antysemityzm. On, śmiejąc się, śmieje się nie z Żydów, lecz Polaków, którym się wydaje, że są, żartując w ten sposób, zabawni. No ale to zrozumie dopiero osoba sterapeutyzowana. Analogicznie mądre, sterapeutyzowane społeczeństwa posiadają uczucia religijne, których nie da się obrazić.
  • Zwyczaj całowania przedstawicieli jednej płci przez przedstawicieli drugiej płci – nigdy na odwrót! – w rękę jest czymś absolutnie obrzydliwym. Okrutną satysfakcję znajduję jedynie w przykrej długoletniej obserwacji sprzed pandemii poczynionej w milionach damskich toalet: zatrważająca liczba kobiet nie myje rąk po skorzystaniu z toalety. Kobiece dłonie – sama słodycz, mniam, mniam, mniam!
fot. Bożena Szuj

☯️ Związek partnerski

fot. Bożena Szuj

Żeby zrozumieć, czym jest związek partnerski, trzeba zrozumieć, kim są partnerzy. Partnerzy są dwiema odrębnymi, niezależnymi, pełnymi, równymi wobec siebie jednostkami. Ich związek wymaga (jak każda międzyludzka relacja) od każdej ze stron pewnych kompromisów, a rozkład obowiązków – np. przy wspólnym prowadzeniu domu – nie jest dyktowany płcią, lecz indywidualnymi predyspozycjami, zamiłowaniami do pewnych czynności i niechęciami do innych, temperamentem i wrażliwością każdego partnera. Wielokrotnie słyszałam od kobiet teksty typu:

(wojujące) feministki zabraniają tym kobietom, które lubią gotować, sprzątać i zajmować się domem, robić tego, jak do tej pory

(wojujące) feministki zabraniają tym kobietom, które chcą akurat być w łóżku lub poza nim traktowane przedmiotowo, lubienia tego

(wojujące) feministki zabraniają tym kobietom, które nie chcą pracować, być na utrzymaniu męża, nawet jeśli ten wcale nie stosuje wobec nich przemocy finansowej

Uwaga, wyjaśniam, choć tolerancję na głupie teksty mam bardzo małą. Po pierwsze szastanie przymiotnikiem „wojująca”, niczego feministkom nie ujmuje, choć w przypadku nie każdej będzie to adekwatne. Po drugie, feminizm jest o równości traktowania, a nie o prywatnych preferencjach jednej czy drugiej pani lub pana. Jeśli więc feministki podnoszą kwestie zajmowania się przez kobiety domem, traktowania kobiet przedmiotowo czy utrzymywania żon przez mężów, nie chodzi im o to, co się dzieje za przyzwoleniem poszczególnych kobiet. Chodzi im o te kobiety, które wchodzą w rolę gosposi i utrzymanki, które zmuszają się do słuchania niewybrednych żartów o sobie (lub kobietach w ogóle) wbrew sobie. Tylko dlatego, że „tak się przyjęło”. Samo się nie przyjęło – przyjął to męski świat. I jeśli to z niektórymi kobietami rezonuje, to super. Nie to jest jednak tematem działań (wojujących) feministek.
No i tu przechodzimy chyba do najważniejszego – do wzięcia za siebie odpowiedzialności. Ciekawe są te argumenty, że feministki mi zabraniają, więc ich nie lubię, bo zdradza to niesione przez całe pokolenia, zakorzenione w kobiecym DNA przeświadczenie, że ktoś nam – dorosłym osobom – w ogóle może czegokolwiek zabronić. Bez znaczenia, czy to będzie ukochany, mąż, szef czy feministka. Otóż – nie może! Każdy z nas – ludzi – jest odpowiedzialny sam za siebie i nie może tej odpowiedzialności ani na kogoś przekładać, ani nikomu zabierać. I tu pojawia się być może jakaś rysa na umiłowanym przez nas wszystkie (wojujące) feministki końcu patriarchatu. Zniesienie tego opresyjnego systemu opartego na nierówności będzie oznaczało też koniec ery świętych krów. Takich „malych”, uroczo nieporadnych kobietek, które chciały miłości, a trafiły na złego, nieczułego drania, jednak – mimo że seks był dla nich z miłością tożsamy – nigdy nie doprecyzowały, jak patrzy na to mężczyzna, z którym uwikłały się w romans. I żeby nie było nieporozumień. Odsuwam teraz na bok bolesny temat przemocy seksualnej. Odsuwam też na bok sytuacje ewidentnych oszustw i manipulacji, mających na celu uwiedzenie kobiety poprzez świadome wprowadzenie jej w błąd. Piszę o kobietach, które – choć seks wiążą z miłością – ze strachu lub braku wiedzy nie stawiają jasnych granic. Nie mówią o tym wprost, nie pytają potencjalnego kochanka, jak on te sprawy widzi. Może widzieć je bardzo inaczej, co też jest w porządku. Tyle, że nie dla tych kobiet. Ale przez te wszystkie lata chronienia naszych „delikatnych uszu”, mamy zbyt ściśnięte gardła, by mówić wprost o naszych seksualnych i emocjonalnych potrzebach. A mamy do nich wszyscy prawo. I mogą być one przeróżne. Jak nasze ciała, fantazje czy spostrzeżenia.

fot. Bożena Szuj

☯️ Lepszy świat

fot. Bożena Szuj

Gdyby ktoś jeszcze kilka miesięcy temu zapytał mnie, jak wg mnie mógłby wyglądać lepszy świat, nie miałabym pojęcia, co odpowiedzieć. Wyręczyli mnie twórcy doskonałego serialu „Sex Education”, pokazując mi coś, co kompletnie nie mieściło się w mojej głowie. Istnieje szansa, że część tego, czym się zachłysnęłam, jest codzienną rzeczywistością Brytyjczyków – jeśli tak, to bardzo im zazdroszczę!
Lepszy świat, to świat bez pruderii i fałszywej cnotliwości. Świat, w którym dzieciaki, poznając swoją nieheteronormatywną seksualność, nie są zastraszane, poniżane, wpędzane w myśli samobójcze. Świat, w którym bycie biseksualnym jest tak samo ok, jak bycie heteroseksualnym, homoseksualnym czy niebinarnym. Świat, w którym ludzie są siebie ciekawi i nie mają miliona zahamowań przed pójściem do łóżka z osobą innej rasy czy niepełnosprawną, bo liczy się człowiek. Świat, w którym ci, dla których seks jest przygodą i którzy nie chcą się wiązać nie wyśmiewają tych, dla których seks jest duchowym przeżyciem. I na odwrót! Świat, który nie jest zafiksowany na wzajemnym ocenianiu swoich wyborów seksualnych. Jednym słowem świat szacunku, miłości i prawdziwej empatii. Świat niemęski i niekobiecy. Świat ludzki.

fot. Bożena Szuj

P.S. Na deser łączę „Like the Sea”. Jak się pewnie nietrudno domyślić, spędziłam ostatni czas nad morzem i właśnie ta piosenka często mi towarzyszyła w długich, codziennych nadmorskich spacerach.

fot. Bożena Szuj

Kochanków rozmowy… cz. 5

Ponieważ moje, trwające już półtora roku, życie w związku obfituje w codzienną porcję dialogów, które uwielbiam, jakiś czas temu zaczęłam prowadzić na swoim fejsbukowym profilu cykl „Kochanków rozmowy”. Ponieważ cieszy się on dużą sympatią i popularnością wśród znajomych, postanowiłam publikować go w postaci blogowych wpisów.
Wybór takiego właśnie tytułu, jak zwykle u mnie, nie był przypadkowy, lecz głęboko przemyślany. Podkreśla dwie rzeczy, bez których udany związek nie istnieje: nieplatoniczność relacji oraz rozmowę. Mam w ogóle wrażenie, że rozmawiamy ze sobą bezustanNie, nawet milcząc, choć już słyszę uchem wyobraźni przytyki Kochanka, że ja milczę zdecydowanie rzadziej. Niech Mu będzie!

Zapraszam na kolejny, piąty już, wpis „Z cyklu kochanków rozmowy”.

☎️ Z cyklu telefoniczne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy przez telefon…

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
– Cześć – witam się, dzwoniąc z pracy. – Zrobisz ze mnie zegar?
– Yyyy, to znaczy????
– Znaczy na blogowy wpis podsumowujący. Że wiesz, 12 miesięcy i 12 liczb na tarczy zegara… A Ty tak umisz w fotoszopy…
– Aaaaa!!! No oczywiście, że zrobię. Bo już się przestraszyłem, że mam zbudować zegar na mechanizmie, który nie jest punktualny…
🙈🙈🙈🤣🤣🤣 #NaWszelkiWypadekNigdyNieNoszęZegarka

Z cyklu telefoniczne kochanków rozmowy…
Dzwonię z biura, że już dziesiąta godzina pracy mija, a ja jeszcze siedzę. Od słowa do słowa przeszło na mamę, która poszła do kina na jakiś polski film.
– A nie gra tam Ogrodnik? – pytam.
– Chyba właśnie nie.
– À propos, wbijesz się wieczorem w ogrodniczki, żebym je mogła ściągnąć zębami? – fantazjuję na temat siły swojego uzębienia.
– O której kończysz?
– No trudno przewidzieć, o grze wstępnej dopiero mówię 🤷‍♀️
– 🙈🙈🙈
#KiedySeksWjedzieZaMocno

🛒 Z cyklu sklepowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy w sklepie…

Z cyklu sklepowe kochanków rozmowy…
– O, jak to dobrze, że na tym chlebaku jest napisane „chleb” – stwierdzam. – Tak akuratnie, gdyby ktoś miał na przykład Alzheimera…
– … i nie pamiętał, co to jest chleb 🤷
🤣🤣🤣 #WtedyToJużWOgóleJakZnalazł #GdybyNieZapomniałŻeSzukał

Z cyklu sklepowe kochanków rozmowy…
W Ikei trafiamy na szafkę IVAR. Kochanek patrzy i mówi:
– I, k..a, schron na króliki. Za drzwiami króliki, świnka morska, kot…
🤣🤣🤣 #TakieTrochę #SzwedzkieMazury

👟 Z cyklu spacerowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy na spacerach…

Z cyklu spacerowe kochanków rozmowy.
– I jak zrobię wreszcie te uszka, to je będziesz jadł, aż Ci się będą uszka trzęsły?
– Popie uszka!
– 🤣🤣🤣
– Hehe, żarcik taki… odważny… w tym kraju… 💪
#OnToJakJużCośPowie #ToPowie

🎄 Z cyklu przedwigilijne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy przed Wigilią…

Z cyklu przedwigilijne kochanków rozmowy…
– Czy jak to jedzenie, które mam znieść do Twojej mamy dam na chwilę na klatkę, to nam nikt nie wpi…doli? – pyta Kochanek  i od razu doprecyzowuje – w sensie czy nam nie zje, a nie czy nas nie pobije.
🤣🤣🤣 #ToPierwszeStraszniejsze

☕ Z cyklu poranNe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy rano…

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Jakiż to chłopiec piękny i młody,
Jaka to obok dziewica? – dopytuję, patrząc na Kochanka.
– Słaby chłopiec, skoro przy nim dziewica 🤷 – odpowiada Kochanek.
🤣🤣🤣 #Krótko #Zwięźle #INaTemat

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Rano, głaszcząc twarz Kochanka na dzień dobry, zahaczam niechcący (choć równocześnie jak zwykle) o jego oko.
– Nie wkładaj mi palców do otworów. Żadnych. Żadnych palców do żadnych otworów. To sumie odwrotnie niż u Ciebie.
– Hmm? 🧐🤔
– U Ciebie to wszystkie palce we wszystkie otwory 🤷
🙈🙉🙊🤣🤣🤣 #ZwłaszczaWOtwórGębowy #KiedyZaczynamMówićCoMyślę

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Kilka dni temu Kochanek przypomniał mi pewną okropną piosenkę w wersji Maryli Rodowicz:
I od tej pory chodzi mi niestety po głowie. Nie inaczej było rano…
– „Wio koniku, a jak się postarasz…” – intonuję.
– „Wio koniku, a jak się posrasz” – mówi śmiertelnie poważnie Kochanek.
🤣🤣🤣 #Umarłam

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Kochanek ogląda dokument o pornografii i przychodzi mi opowiedzieć:
– Są badania, z których wynika, że Pornhub ma kilkadziesiąt miliardów wejść…
– dziennie?
– 🙈🙈🙈 Nie, rocznie! I tak słucham i sobie myślę: „No, jak Patkowskiej wyłączą prąd, to ciekawe, ile będziecie mieć”…
– Rocznie? Tylko?
– 🙈🙈🙈🙉🙉🙉
🤣🤣🤣🤣🤣🤣 #ToNaBankGłównieJa

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Masz takie fajne podgolony wąsy. Lubię takie – wyznaję Kochankowi. – A wiesz, czego nie lubię w takich za długich?
– Czego?
– Że… wchodzą do jedzenia… 😐
– Ale Twojego? 😳
🤣🤣🤣 #Niestety #ZwizualizowałamToSobie #TegoNieDaSięJużOdzobaczyć

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
– Przelałam zakwas na barszcz do słoików – informuję Kochanka, że nie będziemy się już potykać o przykryte ścierkami ceramiczne słoje.
– Kurczę, a już myślałem, że przelałaś mi na konto milion dolarów.
🤷‍♀️🤷‍♀️🤷‍♀️ #ATuZonk #Maksymalista #GdybymMiała #BymMuPrzelała #GardzęKobietami #KtórePotrzebująDużoKasy

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Próbuję się wygramolić z łóżka z gracją, ale wychodzi jak zawsze.
– Ej, ale nie połam mi kolana – prosi Kochanek. – … ani żadnej nogi, która moja jest.
🙉🙉🙉🤣🤣🤣 #Uff #ByłoBlisko #AleSięUdało

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Sprawdzam świateczną stylówkę przed lustrem i stwierdzam:
– Chyba jest ok. Taki trochę elf, trochę pomocnik św. Mikołaja…
– … trochę lafirynda – dopowiada Kochanek z uznaniem.
🤣🤣🤣 #ToMojaŻona #Lafirynda #ZostawiamTak

Z cyklu poranne kochanków rozmowy…
Pierwszy stycznia. Wyglądam za okno, a tam odwilż, szaro, mgła i deszcz do tego. Pytam zrezygnowana Kochanka:
– Czyli już cały nowy rok będzie taki ch…owy? 😞
– Nie, tylko Nowy Rok – odpowiada rzeczowo Kochanek.
🤷‍♀️ #LubięJegoPozytywnePodejście

🫖 Z cyklu popołudniowe kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy po południu…

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
– Kurczę – martwię się ja. – A jeśli nasze dziecko przez nasze swobodne podejście do seksu stanie się aseksualne?
– … to będzie Twoja wina – odpowiada rzeczowo Kochanek.
🤣🤣🤣 #TenToSięUmieWymigać #AleZDrugiejStrony #CoRacja #ToRacja

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Ogarniamy armagedon śmieci segregowanych. Kochanek wychodzi wyrzucić szkło, a ja wzruszona i wdzięczna, wyznaję Mu na odchodne:
– Kocham Cię…
A On na to:
– Spokojnie, jeszcze wrócę…
🤣🤣🤣 #Czyli #WyszedłZeŚmieciamiINieWrócił #NieBędzieHistoriąONas

Z cyklu popołudniowe kochanków rozmowy…
Kochanek, w wirze prac remontowych:
– Muszę jutro jechać do tej jeb…ej „Kaczki”, „Sraczki”…
– „Pszczółki”?
– Właśnie!
🤣🤣🤣 #ByłBlisko #Dosyć #ZCykluMarketBudowlany #NaPodhalu

🍻 Z cyklu wieczorne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy wieczorem…

Z cyklu wieczornego kochanków rozmowy…
– To może „Zjawa”? – proponuje Kochanek.
– Super! … ale on nie będzie tak przez cały film siedzieć zarośnięty z niedźwiedziem? – dopytuję.
– 🙄 Nie po to nie oglądałem tego filmu, żeby to teraz wiedzieć…
#MiałRację #NiePoToNieOglądał 🤷

Z cyklu wieczorne kochanków rozmowy…
Wracam z pracy i zastaję obolałego Kochanka, który zrobił tego dnia pieszo w sumie 20 km, odwiedzając mnie w pracy.
– Hmm… To może wieczorem role playing – proponuję. – Pobawimy się w dom starców?
– Hej, Malutka! Wyjmiesz zęby?
🤣🤣🤣🙈🙈🙈 #Ok #Odwołuję #JestTyleInnychScenariuszy

🛏 Z cyklu nocne kochanków
rozmowy…

Rozmawiamy w nocy…

Z cyklu nocne kochanków rozmowy…
Oglądamy wstrząsający „Kalifat”. W pewnym momencie pytam:
– Jak trzeba mieć zryty beret, żeby po informacji, że ktoś ci zgwałcił żonę, widzieć problem w tym, że jest teraz „nieczysta”… Ten kolo to dla mnie chodzący dowód na konieczność aborcji w niektórych wypadkach…
– Trudno złapać dużego faceta i abortować – odpowiada racjonalnie Kochanek.
#TakaPrawda #AKalifatPoraża

Z cyklu nocne kochanków rozmowy…
Kochanek mnie wkręca, że nie wie, że Jezus i Chrystus to jedno i to samo, a ja się jak zwykle nabieram. I wtedy mówi:
– Nie no, Jezus był malusieńki, a Chrystus był duży 🤷
🤣🤣🤣 #PrzekonałMnie

Z cyklu nocne kochanków rozmowy…
Oglądamy „House of Cards”. Jeden z bohaterów napada na kobietę, przykładając jej do twarzy chusteczkę nawilżoną czymś, przez co kobieta traci przytomność.
– Ej, co było w tej chusteczce, aceton? – dopytuję Kochanka.
– Nie wiem, kupił wcześniej aceton i wybielacz. Pewnie nie bez powodu.
– Kurczę, aceton i wybielacz nie jest najlepszy na cerę przecież…
– W rej chwili to akurat jej najmniejsze zmartwienie… 🙄
#Racja #WciążNieOdzyskałaPrzytomności

Z cyklu nocne kochanków rozmowy…
Odwracam się do Kochanka, który leży z telefonem przed oczami. Nie zaglądam, ale widzę kątem oka jakąś galerię zdjęć, więc rozochocona dopytuję:
– Oglądasz porno?
– Nie, siedemdziesięciolecie mojego liceum.
🤷‍♀️ #KażdyLubiTrochęCoInnego

P.S. A kiedy nie rozmawiamy, słuchamy razem muzyki. Na przykład piosenek, które opowiadają (też) o nas…

Jestem feministką

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Nie jestem feministką

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Kiedy wiele lat temu mój ówczesny przyjaciel i mentor – mężczyzna, którego uważałam za niezwykle mądrego, światłego i otwartego człowieka, zapytał mnie:

Ale Ty nie jesteś feministką?

– pytanie, jakie wiele lat temu zadał mi mój ówczesny mentor

odpowiedziałam bez wahania:

Oczywiście, że nie jestem!

– moja na nie odpowiedź

Prawdopodobnie pod słowem „feministka” w naszych głowach pojawił się ten sam stereotyp wojujących, zgorzkniałych i zaniedbanych kobiet. W moim zdecydowanym „nie” zawarłam informację, że nie wyrzeknę się wszystkiego, co wydawało mi się wtedy skrajnie kobiece. Że uwielbiam flirt, swoją seksualność i to, co mnie od mężczyzn odróżnia oraz że samych mężczyzn wielbię nade wszystko. Moje „nie” oznaczało wierność szpilkom, stanikom, makijażom i sztuce uwodzenia.
Pamiętam szeroki uśmiech, jaki wywołałam na twarzy mojego mentora. Zajęliśmy oboje wygodne miejsca w patriarchalnie ustawionym świecie, myśląc – egoistycznie – tylko o sobie. (Każde z nas o samym sobie.) Dorastałam w bardzo patriarchalnej rzeczywistości, ale równocześnie też w niewiedzy i nieświadomości, czym patriarchat jest. Otaczający mnie wielcy artyści i wielcy ludzie w zdecydowanej większości byli mężczyznami, więc przez co najmniej dwie pierwsze dekady swojego życia tkwiłam w przekonaniu, że mężczyźni są lepsi, bardziej inteligentni, mogą więcej, lepiej tworzą, są ciekawsi. Czy ktoś mi coś takiego powiedział w twarz? Oczywiście nie. Wyciągałam, jak każde dziecko, własne wnioski z obserwowanego przez siebie świata. Paradoksalnie to właśnie mój tata jako jedyny obserwowany przeze mnie dorosły kompletnie wyłamywał się z patriarchalnej narracji – autentycznie kochał ludzi, nie dzieląc ich ani ze względu na płeć, ani na pochodzenie, ani na wiek czy wykształcenie. Przerastał większość swoich przyjaciół, cenionych erudytów, dla których kobiety były tylko miłym dodatkiem do skomplikowanego i poważnego męskiego świata. M.in. dlatego tak zdecydowanie zareagowałam na użycie w książce o nim feminatywów; drażniła mnie nie tylko infantylność i pretensjonalność ich użycia w tamtym kontekście, ale też nieprawdziwy obraz, jaki budowały. Tata nie gościł na Kaliskiej „muzykolożek i muzykologów, kompozytorek i kompozytorów” – co więcej, nie gościł tam nawet „muzykologów i kompozytorów”. Gościł ludzi, których cenił, podziwiał i kochał, a ich zawody czy płcie nie miały dla niego znaczenia. Czemu więc mimo tak potężnego wzorca (męskiej pogardy dla patriarchatu) udało mi się wynieść z dzieciństwa szkodliwy stereotyp, że mężczyźni są lepsi, a nawet pewną niechęć do innych kobiet? Moja terapeutka wyjaśniła mi kiedyś, że jeśli dziewczynka w pewnym okresie rozwoju utożsami się bardziej z mężczyzną niż kobietą, może to utrudnić jej przyszłe relacje z własną płcią. Paradoks polegał więc na tym, że jedynym feministą, jakiego znałam, był mężczyzna.

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Patriarchalny model świata

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Długi czas nie wiedziałam, czym patriarchat jest, bo udawało mi się jego negatywnych stron nie doświadczać. Oprócz wspomnianej niechęci do kobiet i nie do końca nawet uświadomionego przekonania, że mężczyźni są lepsi, wierzyłam w równość. W mojej głowie to się wtedy nie kłóciło. Dla wielu nie byłam jakąś tam dziewczyną, tylko córką Patkowskiego. Choć znałam kobiety traktowane rzeczywiście na równi z mężczyznami, widziałam, że to zawsze łączy się z niezrozumiałym dla mnie nieeksponowaniem przez nie „swojej kobiecości” – tak to wtedy czułam. Wielokrotnie słyszałam, że kobiecość to nie dekolty po pępek, dziwnym zresztą trafem tłumaczyli mi tak świat mężczyźni, którymi nie byłam zainteresowana seksualnie, ale wcale nie dekolty mam tu na myśli. Zależność, którą dostrzegałam (z biegiem czasu coraz mocniej), była taka, że kobiety, które unikały szpilek, makijaży, fasonów podkreślających kobiece kształty, kolorów jeszcze odważniejszych niż khaki, a często nawet szczotki do włosów, były traktowane przez pracujących z nimi mężczyzn poważnie, jak partnerzy, fachowcy, czyli dokładnie tak, jak na to zasługiwały. Natomiast kobiety roztaczające woń zachwycających perfum, barwne, zauważalne, wkładające widoczny wysiłek w swój zapierający dech w piersiach wygląd były na ogół albo czyimiś (obecnymi lub byłymi) kochankami albo po prostu efektownymi żonami pełniącymi rolę egzotycznych ozdób swoich wielkich mężów. Często pracującymi (nierzadko zresztą również na dorobek męża), bardziej przyziemnymi, racjonalnymi, a także przystępnymi dla tych, którzy chcieli zaszczytu kontaktu z mężem dostąpić. Innymi słowy były definiowane przede wszystkim przez pryzmat mężczyzn, z którymi coś je łączyło.
Czy coś w tym złego? Po tylu latach dostrzegania tego fenomenu, ale niezauważania w nim niczego niestosownego, mam pełną świadomość, jak trudno będzie to zrozumieć tym, którzy nie czują tu żadnego zgrzytu. Zaznaczę więc, że:

  • problemu nie widzę w tym, jaki ktoś ma styl, jak lubi, a jak nie lubi wyglądać, lecz w innym traktowaniu kobiet:
    nieeksponujących swojej kobiecości: patrzeniu na nie przez pryzmat ich umiejętności,
    eksponujących swoją kobiecość: patrzeniu na nie przez pryzmat ich mężów bądź partnerów, ewentualnie ich seksualnej atrakcyjności, a nie ich własnych osiągnięć oraz intelektu.
  • Problemu nie widzę w tym, że jedna kobieta nie przywiązuje wagi do wyglądu, a inna przywiązuje do niego wagę ogromną. Widzę go w tym, że kiedy ta druga chce pokazać światu swój talent, swoją mądrość i inteligencję, staje przed murem stereotypów na swój temat, często nie do przebicia.
  • W końcu problem dostrzegam w tym, że będąc kobietą i widząc w telewizji po raz pierwszy Katarzynę Bondę czy zdjęcia znakomicie piszącej, przezabawnej Fabjulus, zamiast po prostu przyjąć do wiadomości, że są to piękne atrakcyjne kobiety i zwyczajnie się z tego faktu ucieszyć, doznawałam za każdym razem ciężkiego szoku. Szoku wynikającego z zakorzenionego głęboko przekonania, że jak już kobieta wejdzie w jakąś męską domenę (np. pisanie), to musi swoje kobiece atuty ukrywać, bo nikt nie potraktuje jej poważnie.

Mimo że równocześnie nikt nie twierdzi chyba, że  pewna troska o swój wygląd w jakikolwiek sposób ujmuje np. Bradowi Pittowi czy Johnny’emu Deppowi profesjonalizmu. Aktorzy, modele czy piosenkarze mogą się jednym wizualnie podobać, innym nie, ale nie uznajemy z automatu, że ci uchodzący za atrakcyjnych są głupi i puści, a ci o nienachalnej (a przynajmniej niepodkreślanej) urodzie są prawdopodobnie inteligentni. Większości z nas wysnuwanie takich tez wyda się prawdopodobnie idiotyczne. Czemu więc padamy ofiarami takiego myślenia o kobietach? I pytam oczywiście obydwie płcie, bo patriarchalny wirus nie toczy wcale tylko mężczyzn.

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Mansplaining

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Mansplaining, który doczekał się dwóch pięknych tłumaczeń na polski: panjaśnienie oraz tłumaczyzm, to termin socjolingwistyczny oznaczający objaśnianie czegoś drugiej osobie w sposób, który jest protekcjonalny i ją deprecjonuje.

Zjawisko zostało opisane w 2008 r. przez Rebeccę Solnit w eseju „Men Explain Things to Me”. Rebecca Solnit opisała w nim odbytą na przyjęciu rozmowę, podczas której starszy mężczyzna próbował wyjaśnić jej istotę problemu opisanego w jej ostatniej książce. Następnie namawiał ją, aby zapoznała się z powyższą lekturą i nie przestał nawet wówczas, gdy dowiedział się, że rozmawia z autorką publikacji.
Kilka tygodni później w serwisie LiveJournal po raz pierwszy użyty został termin „mansplaining”. Szybko stał się on popularny i został uwzględniony w internetowej wersji Słownika Oxfordzkiego i Słownika Merriam-Webster. W 2010 roku New York Times umieścił określenie „mansplainer” w zestawieniu słów roku (Words of the Year).

Wikipedia

Pamiętam pewne spotkanie ze znajomymi rodziców, kiedy byłam już studentką. Starszy muzykolog wdał się ze mną w rozmowę o jakimś zagadnieniu z zakresu logiki. Akurat zgłębiałam je wnikliwie na studiach i bez trudu wychwyciłam, gdzie się w swoim wywodzie myli. Uznałam zresztą, że każdy ma do pomyłki prawo i nie czułam żadnej satysfakcji, że potrafię wskazać mu jego błąd. Raczej, w swojej naiwności, cieszyłam się, że mogę być dla niego partnerem do ciekawej rozmowy. Niestety. Szybko do mnie doszło, że w tej rozmowie nie chodziło ani o logikę, ani o obiektywną prawdę. Chodziło natomiast o to, by starszy pan przekazał swoją mądrość i wiedzę młodziutkiej słodkiej gąsce. Nieistotne, że plótł akurat dyrdymały – to był jego czas, w którym przy okazji mógł wrócić pamięcią do swoich licznych i głośnych podbojów sprzed lat, bo na śliczną dziewczynę miło popatrzeć.
I o co mi właściwie chodzi? Czy to nie miłe, być adorowaną? Nie miłe, kiedy ktoś ceniony i z zasługami znajduje dla nas czas i energię, by podzielić się swoją wiedzą? No właśnie niezbyt. I podkreślę raz jeszcze, do flirtów dwa razy mnie namawiać nie trzeba, jednak flirt jest pewną konwencją, na którą muszą wyrazić zgodę obydwie strony. Nie miałabym zresztą w tamtym momencie nawet pewnie nic przeciw lekkiemu, niewinnemu i niezobowiązującemu poflirtowaniu, ale wchodzenie na grunt, który nie był mi wcale obcy (moja mądrość wynikała przede wszystkim z faktu, że byłam z tym materiałem po prostu na świeżo) i zupełne ignorowanie mojej wiedzy, przy podkreślaniu swojej własnej jest dosyć agresywną próbą sił i koło flirtu nawet nie stało.
Innego zdarzenia z egzaminu na studia doktoranckie, na które się finalnie nie dostałam, nie będę dziś przytaczać – opisałam je w tekście „Głupia cycatka”, do którego lektury serdecznie zachęcam. Był to rodzaj może nie tyle typowego mansplainingu, ale innego traktowania, co wyczuwalnie wiązało się z moją płcią. Niestety słowo klucz to „wyczuwalnie”, stąd tak wielka trudność w wytłumaczeniu tego zjawiska zarówno osobom, które dopuszczają się seksizmu, jak i tym, które go nie rozumieją. Mogę jednak zagwarantować, że każda ofiara innego traktowania ze względu na płeć, wiek, orientację seksualną czy rasę, będzie czuła, że dzieje się coś niedobrego.
Kolejną barwą mansplainingu jest dawanie odczuć interlokutorowi, że jest głupszy, słabszy, mniej kompetentny i zajmuje od początku do końca rozmowy znacznie niższą pozycję niż my. Każdy ma prawo się przejęzyczyć, pomylić, wyciągnąć mylne wnioski lub czegoś zwyczajnie nie zrozumieć. Czym innym jest jednak życzliwe wskazanie błędu, a czym innym polowanie na każde potknięcie, by z tryumfem je potem wypunktować. (Prawdopodobnie nie jestem jedyną osobą na świecie, którą takie traktowanie kompletnie zamyka.) Pamiętam inne jeszcze zdarzenie, również z czasów moich studiów – z samego ich początku. Jeden z przyjaciół taty, ważny profesor, erudyta, człowiek, który tyle przeczytał i tyle wiedział, że każda rozmowa z nim mnie autentycznie paraliżowała. Bałam się zbłaźnić, skompromitować, ośmieszyć. Dziś powiedziałabym tamtej zahukanej dwudziestolatce:

Dziecko drogie, w jaki właściwie sposób to, że nie przeczytałaś tak wielu książek i nie posiadłaś tak ogromnej i imponującej wiedzy, jak ktoś, kto nie dość, że jest od Ciebie o sześć dekad starszy, to jeszcze spędził całe swoje zawodowe życie na jej zgłębianie, miałoby Ciebie skompromitować czy ośmieszyć? Szanuj jego mózg, korzystaj, póki możesz z jego mądrości i bądź wdzięczna za możliwość rozmowy z nim. A jeśli wskaże w Twoim rozumowaniu błędy, przyjmij to z pokorą. I pamiętaj, że chociaż nie chcesz w to uwierzyć, też coś wartościowego do tej rozmowy wnosisz. Nie wie o tym tylko głupiec.

– to, co dziś powiedziałabym tamtej zahukanej dwudziestolatce

Podczas opisywanego spotkania po raz pierwszy odważyłam się powiedzieć coś więcej o swoich studiach, o fascynacji ćwiczeniami z profesorem Bralczykiem (którego mój rozmówca znał dobrze osobiście). Rodził się we mnie wtedy językoznawca oszołomiony pragmatyką. Miałam coraz jaśniejszą wizję języka (w najszerszym ujęciu) jako formy (w najszerszym ujęciu) oraz idące za tym przekonanie o wyższości formy nad treścią. Albo jeszcze inaczej – świadomość, że forma niesie treść zupełnie inaczej niż przywykliśmy o tym myśleć, więc to jej należy się przyglądać. (Poświęciłam temu zjawisku kilka lat później swoją pracę licencjacką zatytułowaną Czego „autor” nie musiał mieć na myśli czyli kiedy tekst zaczyna tworzyć odrębną rzeczywistość… oraz potem pracę magisterską, będącą w jakimś sensie jej kontynuacją: Co Dróżdż mógł mieć na myśli, czyli o odrębnej rzeczywistości tekstu w twórczości Stanisława Dróżdża… – obie pod kierunkiem cudownego profesora Krzysztofa Kłosińskiego.) Opowiedziałam o tym zestresowana, ale też podekscytowana. Być może nieudolnie, być może nieporadnie. Przyjaciel taty uśmiechnął się zawadiacko (a mimo zaawansowanego wieku był ciągle niezwykle atrakcyjnym mężczyzną), po czym spuentował moją wypowiedź słowami:

Czyli dowiedziałaś się na studiach, że jest forma i jest treść.

– rozczarowująca puenta profesora

Jestem pierwsza do śmiania się z siebie samej. Wielokrotnie, opowiadając coś komuś, łapię się na złej budowie zdania czy błędach logicznych i zanim mój rozmówca je zauważy, sama się z nich wycofuję, obracając wszystko w żart. (Dlatego zresztą wolę pisać niż mówić i podejrzewam też, że sporo osób woli mnie czytać niż ze mną rozmawiać.) Jednak tamta puenta profesora, biorąc pod uwagę po pierwsze temat, który jest dla mnie ciągle niemal religijny (ja język nie tylko badam – ja język wyznaję), a po drugie to, jak wiele musiałam w sobie przełamać, żeby w ogóle się odezwać, na zawsze i nieodwracalnie zmieniła mój stosunek do niego. Mój szacunek z zachwytu zmienił się w chłodne uznanie jego wiedzy i zasług oraz tego, że jest ważnym człowiekiem w życiu mojego taty. Słyszałam już wielokrotnie, że mam pamięć słonicy, że nie umiem odpuścić, że jestem pamiętliwa czy przewrażliwiona. Dziś wiem, że niezrozumienie zjawiska wysokiej wrażliwości (którą jestem obdarzona) wcale nie usprawiedliwia zachowań niedelikatnych i potencjalnie krzywdzących.
Mansplaining to jednak wbrew powszechnej opinii zjawisko objaśniania świata nie tylko kobietom i nie tylko przez mężczyzn. Mało się o tym mówi, ale większość nauczycieli (w przytłaczającej większości kobiet) z racji wykonywanego zawodu ma większą łatwość w stosowaniu mansplainingu wobec dzieci. Oczywiście jest to naganne, bo rolą nauczyciela nie jest nadużywanie swojej szeroko pojętej władzy i dominacji (inna sprawa, że tylko tchórze znęcają się nad słabszymi od siebie), lecz sprawienie, by uczniowie szybko opanowali dany materiał.
Mnie udało się kiedyś nawet stracić pracę przez kobietę, która stosowała wobec mnie zarówno mansplaining, jak i ageizm. Objaśniała mi świat z pozycji osoby starszej, więc z samego tego faktu bardziej doświadczonej. Równocześnie podważała moje kompetencje, choć sama była specjalistką na zupełnie innym polu niż ja. Podważała je zresztą nie na podstawie popełnionych przeze mnie błędów, lecz faktu, że mogłabym być jej córką. Kiedy przedstawiłam niepodważalne dowody na to, że się myli, podziękowano mi za współpracę.
Nie dajmy się więc zwieść narracji, że te zachowania przydarzają się tylko mężczyznom. Przydarzają się ludziom. I mądrym, i głupim. Na ogół są wynikiem mieszanki: bezmyślności, złego wychowania i tkwienia długie lata w patriarchalnych wzorcach.

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Równość

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Choć słowo „feminizm” pochodzi od łacińskiej „feminy”, czyli „kobiety”, jego głównym i najważniejszym postulatem jest zrównanie płci pod względem politycznym, ekonomicznym, osobistym i społecznym. Ponieważ powstał w kontrze do patriarchatu, w którym mężczyźni są na uprzywilejowanej pozycji, zrównanie płci oznaczało po pierwsze zniesienie tych męskich przywilejów, a po drugie podniesienie rangi kobiet tak, by rzeczywiście można było mówić o pełnej równości.
Myślę, że dziś w naszej kulturze patriarchat ostał się jedynie w formie ciągnącego się za niektórymi smrodu czasów słusznie minionych. W związku z tym również współczesny feminizm ewoluował – lub ewoluować powinien – z tego nastawionego na walkę z męskim wrogiem, czyli tak naprawdę męskim przywilejem, na taki nastawiony na walkę o równość płci w każdym aspekcie. Do tego potrzebna jest świadomość, że ofiarą patriarchatu padają wszystkie wrażliwe, empatyczne osoby bez względu na płeć. W patriarchacie więc doskonale odnajdą się też kobiety mające te same cechy, co odnajdujący się w patriarchacie mężczyźni, czyli niewymagające, niewrażliwe społecznie i nieumiejące spojrzeć szerzej: to, co mi osobiście może odpowiadać i w czym mogę się odnajdywać, nie musi być wcale dla każdego, więc nie powinno być jedynym obowiązującym wszystkich modelem.
Rozczarowują mnie więc te felietony bardzo naprawdę cenionej przeze mnie Pauliny Młynarskiej, w których – podkreślając zastanawiająco często, że nie żywi urazy do wszystkich mężczyzn i oskarża o pewne zachowania jedynie niektórych, – kontynuuje narrację:

OPRAWCA = MĘŻCZYZNA
OFIARA = KOBIETA

Co prawda rozwadnia ją, dodając, że nie każdy mężczyzna, ale ta narracja jest właśnie na wskroś patriarchalna i pogłębia przekonanie o nierówności płci. Ujmuje też kobietom, stawiając je w roli ofiar. A bywa bardzo różnie. Dokładnie to, o czym piszę, wyraziła kiedyś na swoim profilu cudowna Julia Izmałkowa, czyli PsychoMama Julia, wzbudzając kompletnie niezrozumiałe dla mnie kontrowersje. Napisała, że nie wspomina o Międzynarodowym Dniu Eliminacji Przemocy Wobec Kobiet, ponieważ nie zgadza się z narracją, która zakłada, że trzeba walczyć z przemocą wobec kobiet, gdyż trzeba walczyć z przemocą w ogóle. Zgadzam się z nią w pełni. Przemocy doświadczają zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Dzieci, ludzie młodzi, w średnim wieku oraz osoby starsze. Przedstawiciele wszystkich ras i orientacji, wyznawcy wszystkich religii i mieszkańcy wszystkich zakątków świata. Uważam, że mówić o przemocy wobec jednej wybranej grupy społecznej można tylko w kontekście niesienia jej realnej pomocy (mam tu na myśli fundacje i domy opieki, które – żeby być efektywne – skupiają się na jakimś wycinku problemu).
Mam silne przekonanie, że kolejnym strasznym spadkiem po patriarchacie jest akceptacja kobiecej pasywnej agresji. Kiedy funkcjonujemy w modelu, w którym jedna płeć dominuje, a druga jest jej w jakimś sensie podległa, model ten musi pozwalać na ujście emocji, które będą się gromadzić w płci tłamszonej. Doskonałym i w sumie pozornie niegroźnym polem jest przestrzeń seksualna. Z jednej strony więc kobieta wyzwolona, uprawiająca seks z kim i kiedy chce, będzie uchodzić za puszczalską, podczas kiedy tak samo zachowującego się mężczyznę nazwiemy macho lub casanovą. Z drugiej jednak strony kobieta manipulująca swoim partnerem, a zwłaszcza mężem, używając do tego seksu lub jego braku, będzie – co pokazuje wiele stereotypów oraz żartów na ten temat – uznana za zaradną lub po prostu kobiecą. W niedługim czasie poznałam zatrważająco dużo historii mężczyzn zawiedzionych instytucją małżeństwa i przekonanych co do tego, że kobiety po ślubie bardzo się zmieniają, używając seksu jako narzędzia do osiągania swoich celów. Jako kobiecie nie odpowiada mi ani wizerunek potencjalnej ofiary, ani osoby, której uchodzi przemocowe traktowanie człowieka, z którym tworzę związek.
Przed nami ciągle jeszcze daleka droga do zrozumienia, czym jest prawdziwa równość. Myślę więc, że zamiast się skupiać na toczeniu bezsensownych dyskusji w internecie o to, czy nie wolno, czy trzeba feminatywów używać (język dopuszcza i to, i to – wzajemne przekonywanie się do własnych preferencji jest więc bezzasadne), dobrze zrozumieć, że przede wszystkim wszyscy jesteśmy ludźmi. I nikogo – bez względu na płeć – nie można traktować gorzej, ani być też nieczułym, kiedy dzieje mu się krzywda.

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

P.S. Na deser łączę swoją ukochaną Björk z przecudną koncertową wersją piosenki „Human Behavior” z debiutanckiego krążka artystki.

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska