Blogosfera oczami nNi, czyli SHARE WEEK 2018

fot. Mariusz Stępień

Po wielkanocnej przerwie wracam z naręczem wiosenNych kwiatów oraz bukietem blogów, które chciałabym polecić swoim Czytelnikom, bo uważam je za ważne, wartościowe i naprawdę godne uwagi.
Wpis został zainspirowany akcją SHARE WEEK 2018, która ma na celu pokazanie (przez nas, blogerów) różnorodności w polskiej blogosferze i docenienie innych blogerów, nie zawsze bardzo popularnych, ale wpływających na nas.
Zasadą akcji jest podzielenie się u siebie trzema ulubionymi blogami i zgłoszenie ich do konkursu. (Szczegóły akcji są dostępne TUTAJ.)

1. Blogi, które gorąco wszystkim polecam:

SZORTOWNIA – BLOG KRÓTKOMETRAŻOWY, powstawała niejako na moich oczach i ma dla mnie znaczenie szczególne. To blog poświęcony filmom krótkometrażowym – pierwszy i jedyny taki polski blog zawierający przegląd filmów krótkometrażowych z całego świata i w przeróżnych kategoriach; nie lada gratka dla miłośników tzw. „szortów”, choć ze mnie np. dopiero zrobił wielkiego fana tego gatunku.
Jeśli mamy ochotę urządzić sobie wieczorem – samotnie lub w grupie – intrygujący, ciekawy seans złożony z kilku wysmakowanych filmów na jakikolwiek wybrany temat (a może na kilka różnych), Szortownia będzie do tego idealnym wręcz miejscem! ❤

Skumbrie w tomacie to blog kulinarny, będący kopalnią fantastycznych przepisów (zwłaszcza podkarpackich), który podbił moje serce, kiedy sama zaczynałam swoją przygodę z kulinarnym blogowaniem i Jednopalnikową. Autorka Kasia jest niesłychanie serdeczną i ciepłą osobą, która okazała Jednopalnikowej bardzo dużo bezinteresownej życzliwości, choć nigdy nie poznałyśmy się osobiście.
Już sama nazwa jej bloga, romansująca z Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim, obiecuje inteligentną zabawę z czytelnikiem i kawał dobrej literatury przy okazji! Do tego przepiękne, kuszące zdjęcia i nienaganna polszczyzna – jest smacznie w każdym tego słowa znaczeniu! ❤

Janina Daily.com to cudowne, niewiarygodnie pozytywne miejsce w sieci, w którym zawsze czuję się bezpiecznie, i do którego choćbym przyszła nie wiem jak smutna, to zawsze opuszczam je z ogromnym uśmiechem na ustach.

Jestem jak Bronisław Malinowski – tylko ładniejsza.

– pisze o sobie Janina (w notce Jestem Janina)

Janina – mieszkająca na stałe w Irlandii i wykładająca tam statystkę – pisze o wszystkim. Robi to w sposób niesłychanie zabawny, a równocześnie pozbawiony złośliwości i sarkazmu (z którymi ja ciągle walczę – mam nadzieję, że z coraz lepszym rezultatem – u siebie). Jej blog to dowód na to, że najlepszym lekarstwem na całe zło tego świata jest zdrowy śmiech – taki do łez. Jednak kiedy przychodzi do tematów troszkę większego kalibru, Janina potrafi w sposób bardzo mądry i wyważony opowiedzieć się po stronie zdrowego rozsądku, nie wchodząc równocześnie w polityczne przepychanki. Polecam serdecznie! ❤

2. Vlogi, które gorąco wszystkim polecam:

W myśl regulaminu akcji SHARE WEEK 2018, możemy polecić tylko trzy, a także tylko blogi (do których vlogi, czyli blogi prowadzone w formie filmików, się nie zaliczają). Jednak w ramach swojego wpisu mogę polecić tyle blogów (a także vlogów), ile chcę, choć nie zgłaszając wszystkich do konkursu.
Z tego powodu, przy okazji tego wpisu nie mogłabym nie wspomnieć o dwóch vlogach, które wyjątkowo mnie urzekły i których wierną fanką jestem.

Paweł Opydo – autor serii „Złe książki” – prowadzi bardziej rozbudowaną stronę składającą się z wielu ciekawych serii. Polecam również „Złe piosenki”, „Złe komentarze” i wszelkie felietony (w wersji mówionej), jednak dziś chciałabym się skupić na moich chyba ulubionych „Złych książkach”.
Opydo przeczytał za mnie wszystkie najgorsze z możliwych książki, a potem je rzetelnie streścił, posiłkując się (na szczęście tylko krótkimi, ale dającymi pewien ogląd) cytatami. To kawał naprawdę fantastycznie wykonanej roboty, którą niesamowicie doceniam. (Przeczytanie na ten przykład chociaż jednego tomu „Pięćdziesięciu twarzy Greya” to wyczyn, na który sama nie potrafiłabym się zdobyć, zwłaszcza po zobaczeniu cytatów.)
Równocześnie komentarze Pawła – komentarze inteligentnego, myślącego analitycznie człowieka – bawią mnie i mnóstwo jego fanów do łez. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że nie jest to vlog dla każdego. Wiem, że to, co mnie na tym kanale urzeka, wielu będzie drażnić. I dobrze! Przynajmniej kanał jest jakiś! 😉

Dyplomowana polonistka, fascynatka języka polskiego, a także prezenterka telewizyjna Paulina Mikuła zauroczyła mnie już jakiś czas temu swoim vlogiem Mówiąc inaczej, który jest poświęcony poprawności językowej. Trafiłam na niego zupełnie przypadkiem i od razu zostałam jego fanką.
Paulina z ogromną klasą i kulturą, a równocześnie lekkością i wdziękiem opowiada o językowych zawiłościach, rozwiewając największe wątpliwości.
Jej vlog to kopalnia wiedzy nawet dla innych absolwentów polonistyki.
A jeśli chcemy zrobić sobie małą przerwę od jednak nauki, Paulina ma też dla nas równie ciekawą, pozajęzykową serię „Myśląc inaczej”! 😉

❤ Chciałam ogromnie podziękować wszystkim wymienionym przeze mnie Blogerom za ich pracę, serce i pasję! ❤

M jak marność nad marnościami

fot. Jan Lewandowski

[Poniższy tekst napisałam jeszcze podczas studiów na zaliczenie któregoś z przedmiotów z zakresu językoznawstwa. Jest to analiza emitowanej przez wiele lat w telewizji publicznej piosenki, która rozpoczynała serial „M jak miłość”. W momencie, w którym pisałam tę pracę, omawianą piosenkę zastąpiono inną, śpiewaną przez Beatę Kozidrak, jednak podejście autora tekstu nowej piosenki do zagadnienia fleksji („starasz się jak ja, by to, co już mamy/nigdy nam nie zabrał los”) każe domniemywać, że teksty obydwu piosenek są ze sobą jakościowo spójne.]

M jak miłość

1) Wystarczy słowo, jakiś gest i nagle wiesz, czego od życia chcesz
i choć alfabet uczuć znasz, litera ta taka niezwykła jest:

REF.: M jak miłość, wiele imion ma
M  jak miłość, niepozorna tak
M jak miłość, chodzi drogą swą,
gdy ją mijasz, czemu wtedy odwracasz wzrok?

2) I kiedy pomny wielu klęsk poczujesz, że samotny męczy bieg,
nie pytaj, czy ci da ją ktoś, wystarczy wciąż otwarte oczy mieć:

REF.: M jak miłość…

Bogusław (Bohdan) Olewicz

Już od dziesięciu lat [ten tekst ma już prawie drugie tyle – przyp. nNi] Telewizja Polska kilka razy w tygodniu emituje serial, który zaczyna się (a do niedawna także się kończył) taką oto pieśnią. Pieśnią bardzo w swojej marności wieloraką – można byłoby się skupić na stronie muzycznej i wyczerpująco opowiedzieć o ubogiej harmonii, czy kiczowatym wykonaniu zarówno wspaniałej przecież orkiestry Synfonia Varsovia, jak i nieśmiertelnego Wojciecha Gąsowskiego, dociekającego onegdaj gdzie się podziały tamte prywatki. Ja jednak pochylę się nad tekstem.

Wystarczy słowo, jakiś gest i nagle wiesz, czego od życia chcesz

– już w pierwszym wersie pojawia się słowo znaczące niewiele – „jakiś”. Kiedy jedno (może trafniejsze sformułowanie) słowo lub jeden gest sprawią nagle, że wiemy, czego od życia chcemy, to nie nazwiemy ich „jakimiś”, bo będą właśnie szczególne. Definicja słowa „jakiś” w Nowym Słowniku Poprawnej Polszczyzny PWN zaczyna się od: „wyraz nadużywany”.

I choć alfabet uczuć znasz, litera ta taka niezwykła jest

– tu autor mógł mieć na myśli, abstrahując od nieudolnej metafory pojawiającej się w tym wersie, że znamy cały zbiór i doceniamy jedną jego część składową najbardziej, uznając ją za niezwykłą. Zupełnie zatem nieuzasadniony jest tu spójnik „choć”. Znów odwołam się do Słownika Poprawnej Polszczyzny i zacytuję: „spójnik […] podkreślający nieskuteczność przeciwdziałania, kontrast czynności, stanów itd. […]”. Czyli poprawne warianty drugiego wersu brzmiałyby: i choć istnieje cały alfabet uczuć, który znasz, jedynie jedna (ta) litera jest taka niezwykła, lub i ponieważ znasz alfabet uczuć, to wiesz (widzisz/czujesz), że ta jedna litera jest taka niezwykła. Wers drugi w kupionej przez Telewizję Polską propozycji pana Olewicza sugeruje, że wiedza (potencjalnego każdego z jakichś dziesięciu milionów zasiadających przed telewizorem) o alfabecie (uczuć) przeszkadza literze (jakiejkolwiek) w byciu niezwykłą. Zdanie to, owszem, idealnie udowadnia odkrycie Noama Chomskiego z połowy ubiegłego wieku, że składnia nie tworzy podstawowej struktury języka, ale osobiście wolałam pełniejsze fantazji „bezbarwne zielone  idee wściekle śpią”.

M jak miłość, wiele imion ma

– tu zaczyna się najbardziej enigmatyczna część. Kto lub co tak naprawdę wiele ma imion? Gramatyczna budowa nieubłaganie wskazuje na „M”, więc utwór zmienia się diametralnie z nieudolnej piosenki o alfabecie uczuć w pieśń pełną grozy. Przed oczami staje mi monstrualna litera „M”, z niewiadomych dla mnie powodów określana rodzajnikiem żeńskim, która ma w dodatku wiele imion. Czy autorowi chodziło o fonem i głoski?

M jak miłość, niepozorna tak

– wyimaginowanie sobie niepozorności litery „M” przekracza możliwości nawet mojej wyobraźni (jakby powiedziała Ania z Zielonego Wzgórza, choć nie o twórczości Bohdana Olewicza na jej szczęście).

M jak miłość, chodzi drogą swą

– tu zaledwie zarys pomysłu nieprawdopodobnego i… zostawienie słuchacza z niczym, bez wyjaśnień. Jak „M” chodzi? Gdzie ma swoje drogi? Czy każdy fonem w magicznym świecie powoli wyłaniającym się z piosenki ma swoją własną drogę, czy tylko niektóre (zapewne te niezwykłe, z alfabetu uczuć, chociaż go znamy…)?

gdy ją mijasz, czemu wtedy odwracasz wzrok?

– sytuacja w tym wersie staje się dla mnie bardzo dziwna i nie do końca dobrze psychologicznie rozegrana. Pomijając zmienienie rodzajnika literze „M”, o czym wspominałam, zastanawia mnie ile osób „odwraca wzrok” na widok paradującej swoją ścieżką litery „M”? Jeśli postaramy się choć na chwilę przyjąć opis „M” widniejący dwa wersy wcześniej i uwierzyć, że jest ona „niepozorna”, to prędzej przy jej mijaniu zwyczajnie jej nie zauważymy. „Odwrócenie wzroku” sugeruje, że widzimy dokładnie, ale patrzeć nie chcemy. Skąd jednak pewność, że widzimy dokładnie, skoro obiekt jest „niepozorny”? No i dlaczego „wtedy”? Skoro „gdy ją mijasz”, to wiadomo, że wtedy. Wtedy gdy ją mijasz.

I kiedy pomny wielu klęsk poczujesz, że samotny męczy bieg

– czyich wielu klęsk? Znów wątek ciekawy, choć nigdy wcześniej, nigdy też potem, nie poruszany. Zapewne swoich własnych, choć nie wiadomo. Prawdopodobnie sens jest tożsamy z wersją i kiedy pamiętając swe (lub cudze) klęski, poczujesz, że męczy cię samotne życie. Dosyć groteskowe wydało mi się tu zestawienie podniosłych słów „pomny”, „klęski” z „biegiem”. Dodatkowo kolejna nietrafiona metafora – przez życie, zwłaszcza „samotnie” raczej „idziemy”, nie „biegamy”. Tzn. biegamy coraz częściej, ale rzadko w metaforach. Męczy nas życie, męczy nas samotna przez nie podróż, wędrówka, tułaczka. Nie pierwsze w owej pieśni niefortunne zestawienie słów – tym razem „męczy bieg” przywodzi mi na myśl od razu spoconego maratończyka, który jest, niespodziewanie, pomny wielu klęsk.

nie pytaj, czy ci da ją ktoś, wystarczy wciąż otwarte oczy mieć

– czuję się rozdarta. Najpierw o uczuciach, potem elementy science fiction z niepozornym „M” w roli głównej, pomny maratończyk i… miłość, czy znowu „M”? Bacząc na bliskie sąsiedztwo z  refrenem pewnie „M”, bacząc na strzępy swojej nadziei w zwycięstwo logiki – pewnie raczej miłość. Jednak jeśli tak (jeśli miłość), mój strzęp znów zostanie poddany próbie, gdyż autor sugerowałby, że nie należy pytać, czy ktoś nam miłość da, tylko wystarczy mieć otwarte oczy.  Czym jest – nie wdając się w głębszą filozoficzną dyskusję – miłość, jak nie dawaniem i braniem? Nie należy może pytać, czy ktoś nas zeswata, przyniesie ukochanego/ą na srebrnej tacy (że nawiążę stylem), nie należy się  może spodziewać, że los nam miłość ześle, a my nie będziemy musieli zrobić nic, ale nie możemy nie pytać czy nam ją ktoś da, bo czy jesteśmy aktywni poszukując miłości (mamy otwarte oczy, otwieramy się na ludzi, itd., itd.) czy też nie, to ostatecznie liczymy, że z kimś się zwiążemy, a to zakłada dawanie i branie – oczekujemy, że ktoś nam ją (miłość) da.

[W ostatnim akapicie napisałam coś o „chłamie”, „grafomaństwie”, „abonamencie” i „misji edukacyjnej”. Dziś zaśmiałam się w głos ze swojej młodzieńczej naiwności.]