
tłumaczenie: Magdalena Hermanowska
wydawnictwo: Rebis
rok wydania: 2021
oryginalny tytuł: The Gift: 12 Lessons to Save Your Life
To, że maluję paznokcie pod kolor książek, które czytam, to już pewna świecka – dziwna, ale – tradycja. Natomiast kupienie sobie książki, która pasuje do mojego zastanego manicure’u, to już zupełnie nowy level tego szaleństwa.
Tak właśnie zaczęła się moja przygoda z recenzowaną dziś pozycją – weszłam do księgarni, a „Dar” szepnął do mnie z półki:
Hej, Maleńka – fajne hybrydy! Dobrze byśmy razem wyglądali na zdjęciach!
No i się zaczęło… Kolor okładki, ale też jej projekt oraz cała szata graficzna kompletnie mnie urzekły. Do obietnicy „odmiany swojego życia” podeszłam co prawda dosyć sceptycznie, ale kiedy przeczytałam, że autorka jest „uznaną terapeutką, która przeżyła Holokaust”, poczułam respekt, który ostatecznie doprowadził mnie z ową książką do kasy. Nie mogłam jeszcze wtedy wiedzieć ani jak wielką odegra w moim życiu rolę, ani że ostatnie dni jej czytania przypadną na początek wojny, którą zbrodniarz Vladimir P. wytoczył człowieczeństwu i całej cywilizacji europejskiej.
Dr Edith Eva Eger jest urodzoną w Koszycach Żydówką węgierskiego pochodzenia. Ma dziewięćdziesiąt cztery lata i niesie na swoich barkach wstrząsające doświadczenie Auschwitz. W jej pisaniu nie czuć jednak zgorzknienia, żalu czy nienawiści do oprawców i losu (które nota bene byłyby w pełni zrozumiałe). „Dar” od pierwszych zdań wciąga, po chwili paraliżuje (już na drugiej stronie czytamy, że trafiła do obozu mając szesnaście lat i pierwszego wieczoru, zaraz po zagazowaniu jej rodziców, Josef Mengele kazał jej dla siebie zatańczyć), by uświadomić czytelnikowi, że chciałby zdobyć klucz do tak niezwykłego i mądrego postrzegania świata, jaki prezentuje autorka. Że prawdopodobnie właśnie dzięki niemu ocalała, nie stając się w tamtym tragicznym momencie martwą za życia. Projekt okładki daje nam nadzieję, która nie okazuje się złudna. Ta książka jest kluczem.
Nie rozmawiałam nigdy z osobami, które przeżyły Auschwitz o towarzyszących im w tym straszliwych okolicznościach uczuciach, emocjach. Rozpieszczających, kochanych dziadków znam tylko z opowiadań, nie poznałam też żadnej swojej babci. (Jednej chyba na szczęście, drugiej chyba niestety.) Tych seniorów, których mogłam o to zapytać, się bałam. Tych, których się nie bałam, spytać z kolei nie umiałam. Wydawało mi się, że to niewłaściwe, niestosowne (choć znam przecież siebie i wiem, że o wszystko potrafię zapytać i we właściwy, i w stosowny sposób). Nie oznacza to, że nigdy z żadną starszą osobą nie rozmawiałam o wojnie, bardziej jednak niż daty i fakty, które znałam ze szkoły, interesowało mnie, jak to jest przeżyć piekło. Jak się po tym podnieść, jak w miarę normalnie (choć to nie jest odpowiednie słowo) funkcjonować. Jak, mając przed oczami wciąż te przerażające obrazy, nie stracić wiary w człowieczeństwo, w samego siebie, w miłość. Znałam ludzi zgorzkniałych i niezwykle trudnych, w jakimś sensie nawet toksycznych, których destrukcyjne zachowania (wpływające na wszystkich bliskich dookoła) tłumaczone były tymi doświadczeniami. Gdzieś w środku było we mnie jednak przeświadczenie, że traumy „usprawiedliwiają” bardzo wiele, ale nie „usprawiedliwiają” wszystkiego. Że odpowiedzialność za nasze reakcje na to, co się nam przydarza, spoczywa mimo wszystko na nas. Szybko jednak wpędzałam się w poczucie winy, bo przecież co ja tam o obozie wiem – urodziłam się w czasach pokoju, miałam dobry, ciepły dom, wspaniałego tatę, dostęp do edukacji; byłam zaopiekowana, zdrowa, więc w tym znaczeniu również uprzywilejowana. Dlatego tak poruszyła mnie książka „Dar. 12 lekcji, dzięki którym odmienisz swoje życie”, w której dr Edith Eger nie tylko potwierdza to, co od dawna intuicyjnie czułam, ale wręcz jasno wskazuje, że nie ma innej drogi do równowagi emocjonalnej niż praca nad własną reakcją na to, co nas spotyka. I że w gruncie rzeczy nie ma aż tak wielkiego znaczenia, czy spotyka nas wojna, rozwód czy dzieciństwo przepełnione nałogiem rodziców. Żeby jednak taką pracę podjąć, trzeba wyjść z roli ofiary i takie postawienie sprawy napotyka na ogół na pierwszy opór. Bycie ofiarą niesie za sobą szereg korzyści. Najistotniejszą jest zwolnienie nas z odpowiedzialności za to, co się z nami dzieje. Tymczasem o ile na wszystko, co zewnętrzne mamy wpływ umiarkowany, a najczęściej żaden, o tyle na siebie i swoje reakcje mamy wpływ absolutny. Tylko my i wyłącznie my. Choć oduczenie się reakcji autodestrukcyjnych nie nastąpi na pstryknięcie palcami i tylko nielicznym (jeśli w ogóle komuś) uda się bez pomocy terapeuty. A tak się składa, że dr Eger jest uznaną i cenioną terapeutką.

Warto w tym miejscu wspomnieć, jaką „Dar. 12 lekcji, dzięki którym odmienisz swoje życie” ma budowę. Dwanaście lekcji to tak naprawdę dwanaście kluczy do więzień, w których się najczęściej zdaniem dr Eger zamykamy. Metafora (czy rzeczywiście metafora?) jest szczególnie wstrząsająca w kontekście tytułu, jaki autorka nadała wstępowi:
Wyzwól się z więzienia swojego umysłu.
W obozie zagłady nauczyłam się, jak żyć.
Wymienię je wszystkie. Nie są to tytuły rozdziałów, lecz ich podtytuły, które tak właśnie brzmią w książce (choć w spisie treści nie poprzedza ich słowo „więzienie”).
Więzienie bycia ofiarą
Więzienie unikania
Więzienie zaniedbywania własnych potrzeb
Więzienie tajemnic
Więzienie wstydu i poczucia winy
Więzienie nieprzeżytej żałoby
Więzienie skostniałego myślenia
Więzienie urazy
Więzienie paraliżującego lęku
Więzienie osądu
Więzienie beznadziei
Więzienie braku przebaczenia
Autorka nie pisze tylko o własnych doświadczeniach. Przytacza wiele przykładów ze swojego gabinetu, co pozwala nam zrozumieć istotę omawianych przez nią mechanizmów. Bardzo często wpadamy w pułapkę myślenia, że inni mają gorzej i pomniejszania przez to własnych emocji lub – o zgrozo! – próbujemy w ten sposób „pocieszać” najbliższych. Przesłaniem dr Eger wcale nie jest teza, że zadręczamy się głupotami niewspółmiernymi do jej osobistej wojennej tragedii. Przesłaniem dr Eger jest to, że zadręczamy się problemami, którymi – niezależnie od ich wagi – wcale nie musimy się zadręczać, gdyż mamy wybór („Wybór” to też zresztą tytuł debiutanckiej książki autorki).
Są wśród nas ludzie, którzy kurczowo chwycili się kiedyś dawnego, odchodzącego już na szczęście powoli w zapomnienie, świata pewnych wartości, inaczej mówiąc, patriarchalnego świata przemocy. Chwycili się i nie chcą puścić, bo to jedyne, co znają. Jedyne, w co wierzą. Spoglądają więc na nas z niedowierzaniem, nieraz ironicznym uśmieszkiem, czasem pogardą czy wyższością, kiedy próbujemy im wytłumaczyć filozofię pokochania siebie, doceniania siebie, zaczynania od siebie. Łatwo zbijają każdy nieudolnie czasem przez nas przedstawiany argument słowem „egoizm”. Egoizm i kropka. Jakie to łatwe, jakie niewymagające. I jakie niesprawiedliwe. Do tego moda na tę filozofię paradoksalnie nie zawsze jest naszym (tych, którzy chcą ją pokazywać i głosić światu) sprzymierzeńcem. O miłości własnej czytamy i słyszymy nie tylko od ludzi mądrych, ale też od głupich. W mediach społecznościowych aż roi się od podpisywanych wyświechtanymi frazesami (typu #selflove #pokochajsiebie #mymyselfandi) zdjęć wyginających swoje doskonałe, wysportowane i wyfotoszopowane ciała celebrytek w markowych ciuchach do jogi. Bez dogłębnego wytłumaczenia czym tak naprawdę miłość własna jest i jakie spustoszenie sieje jej brak, takie hasła robią więcej złego niż dobrego, bo nie o hedonizm w tym wszystkim chodzi. Kiedy więc tę właśnie filozofię (nota bene w wielu miejscach całkowicie pokrywającą się z tym, co o buddyzmie pisze Jay Shetty) przedstawia w poważny i rzetelny, a równocześnie pełen empatii i ciepła sposób piękna krucha dziewięćdziesięcioczteroletnia ekspertka w dziedzinie psychologii, możemy odzyskać spokój. To nam się nie przyśniło. Ta filozofia nie ma nic wspólnego z ciężkostrawną papką, którą karmią nas media, a my, mocno w nią wierząc, wcale nie jesteśmy miałcy.
Jak się pewnie nietrudno domyślić, „Dar” aż się roi od cudownych cytatów. Wybrałam jednak ten, który wywarł na mnie największe wrażenie.
Kiedy Lindsey i Jordan byli mali, Marianne [córka autorki] i Rob postanowili, że każde z nich będzie miało od czasu do czasu wieczór tylko dla siebie, z dala od rodziny. Gdy Marianne wychodziła, Rob opiekował się dziećmi i na odwrót. Pewnego razu przyjechał z Londynu sławny ekonomista i Rob chciał posłuchać jego wykładu. Ale ten wieczór należał do Marianne: już kupiła bilety do teatru i umówiła się z przyjaciółką, a Rob zobowiązał się, że zostanie z dziećmi w domu. Kiedy powiedział, że nie zdoła znaleźć opiekunki w tak krótkim czasie, Marianne mogła zadzwonić do przyjaciółki, przełożyć spotkanie i spróbować wymienić bilety na inny spektakl. Zawsze możemy przecież dokonać wyboru i dostosować się do okoliczności. Problem w tym, że wielu z nas nie może się powstrzymać i z przyzwyczajenia robi wszystko, żeby się dopasować lub coś naprawić. Bierzemy zbyt dużą odpowiedzialność za sprawy innych ludzi, ucząc ich, żeby polegali na nas, a nie na sobie, i przy okazji torujemy sobie drogę do gniewu i frustracji. Marianne pocałowała Roba w policzek i powiedziała:
– Ojej, skarbie, wygląda na to, że masz problem. Mam nadzieję, że zdołasz go rozwiązać.
Ostatecznie Rob zabrał dzieci ze sobą; spędziły ten wieczór pod schodami w audytorium, bawiąc się tam w piżamach.
– Edith Eger „Dar. 12 lekcji, dzięki którym odmienisz swoje życie” , str. 82, 83
Myślę, że jeśli naszym pierwszym odruchem po lekturze tego cytatu jest bunt (u mnie był), należy czytać go tak długo, by w końcu zrozumieć, że w tej sytuacji tylko opisana postawa mojej imienniczki jest zdrowa i właściwa.
Znaleźliśmy się jako ludzkość w bardzo trudnym i dziwnym położeniu. W czasach pokoju (tak, wiem, że są miejsca, w których ciągle toczą się wojny, ale w skali globalnej nie są one tak powszechne i częste, jak kiedyś) niebezpieczny szaleniec napada na naszych oczach na Ukrainę. Uruchamiają się w nas niesamowite pokłady dobra. W nas ludziach. Piszę tu nie tylko o płynącej z całego świata pomocy materialnej, ale także o rosyjskich chłopcach, którzy dostają rozkazy strzelania do cywilów, choć nie chcą tego robić i próbują nie robić. Piszę o ukraińskim wojsku, które oddaje rosyjskich jeńców ich matkom. Te wzruszające, niesamowite gesty świadczą o tym, o czym pisałam na początku – to nie jest wojna między Rosją a Ukrainą. To wojna zbrodniarza Vladimira P. z człowieczeństwem, dobrem i cywilizacją europejską. Marząc, by – jak w każdej bajce – zwyciężyło dobro, zdajemy sobie sprawę z tego, że jedynym ratunkiem jest unicestwienie zła. Warto jednak pamiętać, że między świadomością, że jedyną drogą do lepszego świata będzie usunięcie z tego zbrodniarza Vladimira P., a życzeniem mu w odwecie śmierci różnica jest zasadnicza. W nowym, lepszym świecie obojętność wobec jakiejkolwiek śmierci powinna być szczytem okrucieństwa, na jaki możemy sobie w takim przypadku pozwolić. Jeśli jednak zaczniemy pragnąć zemsty (oko za oko, ząb za ząb), nowy świat nawet już bez reliktu w postaci zbrodniarza Vladimira P., nadal będzie skażony starym myśleniem, które on sam reprezentował. I właśnie takie jest przesłanie książki dr Edith Eger „Dar. 12 lekcji, dzięki którym odmienisz swoje życie”: budujmy nowy, lepszy świat. Narzędzia mamy już w sobie.

P.S. Na deser łączę niesamowity, wstrząsający wywiad z autorką. Nie umiem go słuchać, nie tonąc we łzach. Ważne, mądre, a dziś szczególnie potrzebne słowa…
