Rok 2021 oczami nNi – podsumowanNie

Pewną już blogową tradycją stało się moje podsumowywanie każdego mijającego roku w jego ostatnim dniu wyborem najważniejszych dla mnie tekstów – po jednym z każdego miesiąca. Niech więc tradycji stanie się zadość!

1. Styczeń 2021

W styczniu tego roku działo się sporo, co znalazło swoje odzwierciedlenie w blogowych wpisach. Wybór nie był łatwy, ale zwyciężył tekst, który rezonuje ze mną najmocniej.

W styczniu stworzyłam także sklep ze znakomitymi kosmetykami Mary Kay, do którego nNieustająco wszystkich zapraszam.

2. Luty 2021

W lutym minął ponad rok od (dosyć jednak niefortunnego) poznania Mężczyzny, który okazał się być właśnie TYM. Niezwykła historia naszej znajomości miała się skończyć tak, jak we wpisie „Wycieczka na Planetę Dyskomfort”. Los dopisał do niej jednak kompletnie zaskakujący dalszy ciąg, zmieniając Drapieżnika w mojego wspaniałego, kochanego Towarzysza Życia.

3. Marzec 2021

Choć osią tego bloga jestem ja, a pomysłem na niego, ukazanie świata widzianego moimi oczami, Bartek jest tak ważną częścią mojego życia, że siłą rzeczy musiał się na blogu pojawić. Postanowiłam wyciągnąć go wreszcie z roli Drapieżnika, w którą go sama wepchnęłam i pokazać Czytelnikom, jak piękną i wielobarwną jest osobą oraz jaką jestem szczęściarą, że mam Go tak blisko!

4. Kwiecień 2021

Wpisem kwietnia bezsprzecznie jest dla mnie „Nazywam się Niebo” – tekst, którego przesłanie nNieustająco mi towarzyszy.

5. Maj 2021

W maju udało mi się zaszczepić pierwszą dawką Astry Zeneki. Niedługo mam trzecie szczepienie. Co mogę więcej dodać? Szczepcie się, ludzie!

6. Czerwiec 2021

Owocem wielomiesięcznej i mocno wytężonej pracy nad sobą był wpis, który opublikowałam w czerwcu.

7. Lipiec 2021

W lipcu nadeszły mocno upragnione wakacje w moim drugim domu – Trójmieście. Miałam duży problem z wybraniem jednego lipcowego tekstu. Ostatecznie zdecydowałam się na wskazanie tego:

ze względu na podjętą próbę zaklęcia w nim swoich magicznych momentów i piękne zdjęcia, jakie zrobił mi Bartek. Jednak z innego powodu ważnym jest dla mnie również ten wpis:

8. Sierpień 2021

W sierpniu podjęłam na blogu temat terapii, niedługo potem – jak na ironię – poznając najgorszą możliwą terapeutkę pod słońcem. Nadal jednak uważam, że terapeuty trzeba szukać tak długo, aż znajdzie się dla siebie idealnego. Każdy z nas na to zasługuje!

Również w sierpniu powstała nowa kategoria blogowa, w której zamieszczam najsmakowitsze swoje dialogi z Bartkiem.

9. Wrzesień 2021

Miałam pewien problem z wyborem tekstu wrześniowego, ale ostatecznie zwyciężył ten, w którym poruszyłam problem dyskryminacji oraz rozprawiłam się z wierszykiem „Bambo”.

10. Październik 2021

W październiku wspominałam na blogu swój wrześniowy wyjazd na Warszawską Jesień, zwracając uwagę na swoje rozliczne festiwalowe kreacje.

11. Listopad 2021

Nad wpisem dotyczącym wychowawczych błędów, którego ofiarami padały wszystkie starsze pokolenia, myślałam bardzo długo. Aż pewnego listopadowego dnia siadłam i go napisałam.

12. Grudzień 2021

Zaczęłam prowadzić bloga z myślą, że nigdy nie podejmę w nim tematów politycznych. Dziś mam świadomość, że człowieka wrażliwego polityka nie może nie obchodzić, bo wdziera się do naszego życia. Lubię obchodzenie świątecznego czasu na blogu, jednak w tym roku udawanie, że na granicy z Białorusią nie głodują i nie giną ludzie, byłoby szczytem hipokryzji.

13. Najczęściej czytane
teksty 2021 roku

Tradycyjnie zamieszczam też trzy najczęściej czytane teksty tego roku.

P.S. Na deser łączę piosenkę, która towarzyszyła mi przez większość roku. Uwielbiam w niej niebanalną partię basu, intrygujący rytm i tekst!

Rok 2020 oczami nNi – podsumowanNie

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Powoli mijający już rok 2020 był, mówiąc najdelikatniej, do inNych niepodobny. Dla niektórych z nas niestety tragiczny w skutkach, innym ukazujący nowe perspektywy. Najważniejsze, że nikt z nas nie był w tym wszystkim sam. Bardzo dziwną i trudną sytuację dzieliliśmy ze sobą w jakimś sensie globalnie.
Mnie ten rok przyniósł gigantyczną życiową rewolucję, która by się nigdy nie wydarzyła, gdyby nie droga wewnętrznych przemian, z której już nigdy nie chciałabym zawrócić… Z przyjemnością więc sama przypomnę sobie tegoroczne blogowe wpisy, wybierając, jak co roku, najważniejsze dla siebie.

1. Styczeń 2020

Poniższy wpis był dla mnie przełomowy nie tylko spośród wszystkich napisanych w styczniu, ale i całym roku. Być może również (o ile nie przede wszystkim) z powodu dalszego ciągu tej niesamowitej historii, który jestem Czytelnikom winna. Oczekujcie więc kontynuacji w następnym roku.

2. Luty 2020

Tekst, do którego od czasu do czasu muszę wrócić, to „Nie jestem hipopotamem”. Napisałam w nim:

Nie wolno nam też zapominać, że komunikat nadawcy niesamowicie rzadko jest rzeczywiście związany z jego odbiorcą. Ludzie mierzą nas swoją miarą, a często też miarą własnych lęków i niepewności. Na ogół to, co wypowiadamy, mówi dużo więcej (jeśli nie wyłącznie) o nas samych, niż o tych, do których nasze słowa kierujemy.  Ta wiedza również bardzo pomaga odnaleźć właściwą perspektywę. Każdy człowiek nakłada na rzeczywistość (czy faktycznie istnieje jedna?) swoje własne filtry.

„Nie jestem hipopotamem”

I choć wiem, że tak właśnie jest, regularnie ulegam manipulacjom toksycznych osób, dając się zasmucać lub wpędzać w poczucie winy, jeśli ktoś ma tylko kaprys, żebym poczuła się źle. Widać tę lekcję odrabiam wyjątkowo długo, ale wierzę w to, że świadomość jest już połową sukcesu.

3. Marzec 2020

Marzec był dla mnie niesamowicie burzliwy. Moja dopracowana do perfekcji racjonalność została poddana najwyższej próbie – próbie uczucia. Miłość nie sprzyja logice, jednak znalazłam się w sytuacji, w której musiałam wykazać się cierpliwością, więc dłużący mi się niemiłosiernie czas postanowiłam spożytkować na filozoficzne rozważania, czym miłość tak naprawdę jest. Zaczęłam się uważnie przyglądać rozmaitym jej interpretacjom i wybierać z nich te, które – wdrożone w życie – mogłyby mnie usatysfakcjonować i rozwinąć. Zrozumiałam szybko, że udany związek mogą tworzyć tylko dwie niezależne od siebie, w pełni wolne i szczęśliwe osoby. Obsesyjne kontrolowanie partnera jest oczywiście toksyczne, ale dawanie pełnej niczym nieograniczonej wolności ukochanej osobie wcale nie jest takie znowuż proste. Uzmysłowiłam sobie jednak, że ta droga – choć trudna i pełna ciężkiej pracy nad sobą i własnym ego – jest jedyną właściwą. Czas udowadnia mi, że się nie pomyliłam.

4. Kwiecień 2020

Nowa sytuacja, w której się wszyscy od połowy marca 2020 znaleźliśmy, jednych przeraziła, innych załamała, jeszcze innych trochę nawet ucieszyła. Część osób z kolei zauważyła też, że ich pandemiczny tryb życia niewiele się różni od tego prowadzonego przez nich do tej pory. Należałam do ludzi, którzy postanowili przyjąć tę dziwną jednak mimo wszystko sytuację z pokorą i popełniłam na ten temat wpis.

5. Maj 2020

Podstawową funkcją mojego bloga miało być moje własne zrozumienie siebie. Pewien mój majowy tekst dość dobrze chyba mnie do tego przybliżył.

6. Czerwiec 2020

Jednym z ważniejszych dla mnie czerwcowych tekstów był ten, w którym postanowiłam rozprawić się z mitem głupiej cycatki. Mitem, który powielają zarówno niektórzy panowie, jak i – co przerażające – panie. Pomysł, że biuściasta seksbomba może być spełnieniem seksualnych marzeń, ale intelektualnym wyzwaniem to już na pewno nie, podszyty jest oczywiście ogromnym męskim intelektualnym kompleksem. Być może zresztą bierze się on stąd, że męski seksapil rzadko kiedy tkwi w samej fizyczności, natomiast u kobiet może być on zupełnie od intelektu oderwany, więc jeśli pozna się szalenie pociągającą seksualnie kobietę, która na dodatek po odezwaniu się oszałamia swoim mózgiem, można dojść do słusznego wniosku, że kobiety są wyższą formą życia. I najwyraźniej niektórych panów ten fakt przerasta.

7. Lipiec 2020

W lipcu przeczytałam i zrecenzowałam na blogu fantastyczną książkę „Jak nie dać sobą manipulować” (którą dostałam miesiąc wcześniej na imieniny) autorstwa mojej ukochanej Christel Petitcollin. Czy już umiem sobie radzić z manipulatorami w swoim życiu? Oczywiście, że nie, bo nauczenie się tego jest procesem, w dodatku wcale niekrótkim. Wiem już jednak, jak ich rozpoznawać, a to spory sukces. Do wpisu dołączyłam też swój cover piosenki „Grave” Summer Walker. Zarówno doskonały oryginał, jak i moja skromna wersja bardzo dużo dla mnie znaczą.

8. Sierpień 2020

Im głębiej zanurzam się w swoje pandemiczne wpisy, tym trudniej wybrać mi tylko jeden z każdego miesiąca. Nie będę się więc ograniczać – ten rok zdecydowanie różnił się od pozostałych, więc i jego podsumowanie będzie nieco inNe. Z sierpniowych tekstów wybieram dwa: jeden, w którym opisuję drogę przemian, na której się nieoczekiwanie znalazłam i drugi, będący recenzją niesamowitej płyty „P.O.L.O.V.I.R.U.S.” Kur, ale też równocześnie opisem mojego pierwszego spotkania z charyzmatycznym Tymonem Tymańskim.

9. Wrzesień 2020

We wrześniu poruszyłam jeden z ważniejszych tematów – zaproponowałam Czytelnikom rozmowę o seksie. Dostałam od Was wiele wiadomości, w których dziękowaliście mi za ten wpis. Cieszę się, że został tak ciepło odebrany. Cieszę się też, że moje erotyczne gadżety okazały się całkiem fotogeniczne.

10. Październik 2020

Październik obfitował we wpisy, którymi bardzo chciałabym się podzielić z jak największą liczbą osób. Wyróżnię trzy, bardzo dla mnie istotne. Pierwszy opowiada (również fotograficznie) o tym, co byłoby, gdybyśmy uwierzyli w to, że zdanie innych ludzi na nasz temat jest prawdą obiektywną. Drugi kieruję przede wszystkim do dzieci (bo niestety w dorosłych wierzę już coraz mniej), wyjaśniając świętość słowa „nie”. Trzeci jest pierwszym w historii mojego bloga wpisem halloweenowym – sam proces jego powstawania (piszę także o stronie graficznej) niesamowicie mnie podekscytował. Zmierzam się w nim z tematem strachu oraz swoich niedawno zdiagnozowanych zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. Po raz pierwszy łączę też piosenkę ze swojej najnowszej, niedokończonej jeszcze płyty.

11. Listopad 2020

Od października moje życie znów się trochę zmieniło za sprawą niesamowitej inicjatywy Strajk Kobiet Podhale. Poznanie w tak krótkim czasie tylu wspaniałych osób (głównie kobiet, choć nie tylko), robienie rzeczy, poczucie rzeczywistego działania i sprawczości, kiedy tylu ludzi wokół ogranicza się jedynie do narzekania, dało mi fantastyczną energię i siłę. Działanie w grupie uczy sztuki kompromisu, co nie jest trudne, kiedy mocno wierzy się we wspólny cel. Zrozumiałam też, że pisanie, w które zawsze wierzyłam, naprawdę jest moją bronią. Tak powstała w listopadzie nowa kategoria, którą przyjęła formę e-gazety strajkowej „Halny – wiatr zmian”, wypełniona moimi relacjami kolejnych naszych manifestacji oraz wpisami dotyczącymi obecnej sytuacji politycznej. Oprócz własnych tekstów polecam w niej także artykuły, które zrobiły na mnie duże wrażenie.
W listopadzie przeczytałam też najgorszą książkę w swoim życiu (wyłączając z tego zestawienia lektury szkolne). Pech chciał, że była to akurat pierwsza biografia mojego taty. Są momenty, w których jego przekora mnie nie śmieszy – czytanie tego dzieła było jednym z nich.

12. Grudzień 2020

W kończącym się dziś grudniu bardzo trudno było mi poczuć świąteczną atmosferę. Trochę na pewno pomogło mi przygotowywanie bożonarodzeniowego wpisu oraz dekorowanie mieszkania, ale mimo wszystko chyba nie udało mi się tak do końca wejść w klimat, który dopiero niedawno polubiłam. Teksty, które wybrałam to: list do znajomych sympatyków partii obecnie rządzącej, którego myślą przewodnią jest zbudowanie dialogu między jedną a drugą częścią podzielonego przez polityków społeczeństwa oraz mój ostatni wpis o mitach, którymi skrzywia się ludzi już we wczesnym dzieciństwie.

13. Najczęściej czytane
teksty 2020 roku

Przyjrzałam się blogowym statystykom i z zaciekawieniem zauważyłam, że trzy najczęściej klikane przez Czytelników teksty dotyczą tematów politycznych. Pierwszy z nich jest właściwie polityczno-językowy, dwa kolejne pochodzą ze wspomnianej wcześniej e-gazety strajkowej „Halny – wiatr zmian”. Zakładając bloga, nie myślałam, że kiedykolwiek przyjdzie mi poruszać w tekstach tematy polityczne. Z drugiej strony wtedy nie myślałam też, że kiedykolwiek będę poszukiwana przez policję (o czym wytrwali Czytelnicy dowiedzą się już w następnym roku)…

❣️Wszystkim składam nNajserdeczniejsze życzenia noworoczne – wewnętrznego spokoju i harmonii, zintegrowania z samym sobą, zdrowia, szczęścia i miłości w każdej możliwej formie, zaczynając oczywiście od tej najważniejszej, czyli miłości własnej❣️

P.S. Na deser łączę energetyczną piosenkę Beyoncé – artystki, która już od jakiegoś czasu urzeka mnie bijącą z siebie wewnętrzną integralnością. Bez względu na to, czy jej najnowsze dzieła trafiają w mój gust, czy nie (bo bywa z tym różnie), mam poczucie, że uderzająca z nich siła świadczy o tym, że Beyoncé odnalazła swoją drogę i robi to, w co autentycznie wierzy. To naprawdę piękne.

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Zachęcam do lektury
podsumowań ubiegłych lat
:

W nowym roku będę…

fot. Zofia Mossakowska

Pierwszy dzień nowego roku większość rodaków będzie prawdopodobnie witać na srogim kacu. Jako osoba, która pije dosyć rzadko, ale jeśli już, to najchętniej czystą wódkę lub śliwowicę, mogę tym najbardziej cierpiącym przypomnieć o cudzie natury, jakim okazuje się wtedy sok z kiszonej kapusty (z jednego opakowania tejże, do dna), szklanka wody, a potem jeszcze sok z ogórków kiszonych (też z jednego opakowania tychże, również do dna). Mniej cierpiący powinni zadowolić się kartonem soku pomidorowego, a potem kefirem lub maślanką. Bardzo pomaga w pierwszostyczniowym braku kaca pełnienie w Sylwestra roli kierowcy, a także bycie w ciąży. (I w jednej, i w drugiej sytuacji uznaję tylko jedną „rozsądną ilość alkoholu” – okrągłe zero.) W pozostałych przypadkach sprawdza się po prostu umiar i rozsądek.

Wstawaj, szkoda dnia!

fot. Zofia Mossakowska

Kiedy już opanujesz, Drogi Czytelniku, swój stan, jaki by nie był, zasiądź w piżamie z kubkiem kawy (lub soku pomidorowego, kefiru czy soków z kiszonek) nad pustą kartką, jaką jest ten dzień. Można uparcie twierdzić, że pierwszy stycznia niewiele się różni od pozostałych 364 dni roku, ja jednak zdecydowanie ulegam jego magii. Słowa „nowe rozdanie” nabierają nowego smaku i wymiaru – schodzą ze swojego metaforycznego piedestału i oto zamieszkują między tymi określającymi codzienne, przyziemne sprawy.
Wszystko jest przed nami! Cały nowy roczny cykl! Marny ze mnie coach, nie będę Cię więc zapewniać, że „jesteś zwycięzcą”, zwłaszcza, jeśli akurat nim nie jesteś. Wolę Ci przypomnieć, że jesteś… SOBĄ! Odrębnym, pięknym, unikalnym i niezbadanym Wszechświatem. Jak śpiewała India.Arie:

Nie jestem błędami, które popełniłam,
ani żadną z rzeczy, które sprawiły mi ból.
Nie jestem częściami snu,
który zostawiłam za sobą
– jestem światłem.

India.Arie „I Am Light”

Kiedy to wreszcie zrozumiesz, dotrze do Ciebie również, że masz w rękach doskonałe ludzkie istnienie, o które musisz się zatroszczyć – Siebie Samego! Rozpoczynający się właśnie rok przyniesie Ci mnóstwo niespodzianek – i tych miłych, jak również tych mniej przyjemnych. Na większość zdarzeń losowych nie będziesz mieć wpływu, możesz je natomiast odrobinę ukierunkować, jeśli wnikliwie zastanowisz się nad tym, jakiej energii i jakich ludzi potrzebujesz wokół siebie, żeby się rozwijać, a jaka energia i jacy ludzie działają na Ciebie destrukcyjnie. Zastanów się też, które aktywności budują w Tobie trwałe i dobre fundamenty (na przykład może czytanie czy sport, a może długie spacery lub medytacje), a które rozpraszają Twoją uwagę, nic cennego nie dając Ci w zamian (na przykład może nielimitowane oglądanie telewizji czy bezrefleksyjne scrollowanie smartfona, a może palenie papierosów lub zbyt intensywne imprezowanie). Nałogi to osobny temat. Jeśli masz choćby cień podejrzenia, że korzystanie z jakiejś używki zmieniającej świadomość wymknęło Ci się spod kontroli, musisz się sprawie przyjrzeć z bliska (jeśli nastąpi taka konieczność, nie bój się prosić o pomoc profesjonalistów – od tego są).
No dobrze, ale po co nam właściwie spis ludzi i rzeczy, które nam sprzyjają i tych, które nie sprzyjają? Otóż będzie on nieodzowny w próbie odpowiedzenia sobie na pytanie, które w moim odczuciu jest zasadnicze i którym dobrze się kierować przy każdym najmniejszym życiowym wyborze. Mianowicie:

Czy to mi służy?

 

fot. Zofia Mossakowska

Jakiś czas temu zmierzyłam się z trudną decyzją eliminacji ze swojego życia pewnego elementu. Element ów na pierwszy rzut oka nie był ani niebezpieczny, ani obiektywnie zły. Co więcej, przynosił mi nawet sporo radości. Jednak jakąś część mnie rozdrażniał, frustrował. Nasilał kiełkujące we mnie poczucie braku. Był czymś w rodzaju namiastki, a doświadczenie podpowiada mi, że od namiastek powinnam się trzymać z daleka. Decyzja o eliminacji tego elementu wydawała mi się irracjonalna, niepoparta żadnym sensownym argumentem. I wtedy z pomocą przyszło mi właśnie to pytanie: Czy to mi służy? Odpowiedź doskonale znałam. Nie służyło mi. Nawet, jeśli służyło większości mnie, tej niewielkiej części zagrażało i wprowadzało ją w dezorientację. Nie zaznamy spokoju, pomijając jakieś fragmenty siebie, choćby te były ukształtowane przez nieprzerobione traumy i nie reagowały adekwatnie do sytuacji. Droga do uleczenia nie prowadzi przez zaprzeczanie własnym emocjom.
Wtedy właśnie odkryłam moc tego pytania i jego niesłychanie uniwersalne możliwości zastosowania. Banalną (choć również późno przeze mnie odkrytą) prawdą jest to, że to, czego chcemy nie zawsze pokrywa się z tym, czego potrzebujemy. Co więcej, na ogół w ogóle się nie pokrywa. Najprostszym przykładem będzie tu dziecko, które chciałoby całymi dniami zajadać się cukierkami. Czy tego potrzebuje? Absolutnie nie! Czy to mu służy?  Wręcz przeciwnie! Dorosły jest w stanie rozpoznać różnicę między chceniem a potrzebą. Problem tkwi zresztą na ogół nie w tym, że jej nie dostrzega, lecz w tym, że dostrzegając, próbuje przekonać siebie samego, że da się ją rozmyć.
Mądry rodzic ustali tygodniowy lub miesięczny limit zjadanych przez dziecko słodyczy, a dzienne zapotrzebowanie (właśnie) na cukier zaspokoi zdrowszymi przekąskami (np. chipsami z owoców czy warzyw, bakaliami czy suszonymi owocami). To samo dobrze jest zrobić ze sobą.
Nie namawiam oczywiście do odmawiania sobie przyjemności, które wprowadzają do naszego życia kolory, ale np. odbijają się odrobinę na naszym zdrowiu czy portfelu. Czasem warto zaspokoić właśnie swoją chęć, a nie potrzebę. Uważam jednak, że w każdej sytuacji trzeba mieć po prostu jasność, co jest czym. Odkryłam kiedyś, że gorsze samopoczucie zdecydowanie poprawiało mi się po zakupie jakiegoś nowego ciuszka (tak ma zresztą masa kobiet przecież). Niepokojące jednak stało się to, że im częściej tak sobie poprawiałam humor, tym krócej się on utrzymywał, a potem – coraz szybciej – pojawiały się irracjonalne wyrzuty sumienia (choć z wydawaniem pieniędzy zawsze byłam akurat rozsądna). Czy nowa rzecz była mi potrzebna? Oczywiście, że nie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby pojawiła się we mnie sama chęć, bez potrzeby. Zdałam sobie jednak sprawę z tego, że potrzeba była we mnie silna, ale zaspokojenie jej nowym zakupem wpędzało mnie w poczucie zagubienia, bo ta potrzeba dotyczyła czegoś całkowicie innego. Nie posiadania. Postanowiłam, że – choć wymagało to ode mnie większej uwagi – za każdym razem będę musiała rozpatrywać pojawiający się brak indywidualnie (znowuż identycznie, jak w przypadku pracy z dziećmi). Szybko okazało się, że zamiast zakupów raz wystarczy wyskoczyć z przyjaciółką na kawę, raz – zadzwonić do bliskiej osoby, a raz wybrać się po prostu na długi spacer. Taniej i ekologiczniej!

Więc chodź, zorganizuj swój
świat!

fot. Zofia Mossakowska

No ale jak się ma sporządzona wcześniej lista sprzyjających i niesprzyjających nam  ludzi i rzeczy do rozważań nad tym, co nam służy?
Spieszę z wyjaśnieniem. Oprócz aktywności, które wyrządzają nam więcej krzywdy niż dobra (w moim przypadku takim bezsensownym pochłaniaczem czasu i energii były media społecznościowe – z części więc zupełnie zrezygnowałam, a część sama sobie ograniczyłam), są też ludzie, których energia wpływa na nas destrukcyjnie. U mnie rozwiązanie tego problemu nastąpiło samoistnie, kiedy wyrzucono mnie z pracy. Było to oczywiście wylanie dziecka (zarówno jedno, jak i drugie słowo, nomen omen) z kąpielą, bo wraz z ludzkimi toksykami zostałam też pozbawiona wielkiego dobra, objawiającego się na wielu płaszczyznach. Bilans zysków i strat okazał się więc dla mnie wyjątkowo niekorzystny.
Jednak większość z nas ma jakieś złe energie dookoła, od których nie bardzo może się zupełnie odciąć (przeważnie właśnie w pracy). Co więc zrobić, kiedy na pytanie: Czy to mi służy? uzyskamy odpowiedź przeczącą? Tu pojawia się najtrudniejsza (przynajmniej dla mnie) do wprowadzenia w życie rada – odciąć się wewnętrznie. Nie dopuszczać do siebie docinków, przykrych uwag czy niestosownych komentarzy tej jednej osoby – puszczać je mimo uszu, z politowaniem. Bardzo pomaga wtedy świadomość, że im gorzej ktoś nas traktuje, tym bardziej jest biedny – ludzie pozbawieni kompleksów i kochający się w pełni nie mają w sobie jadu i goryczy. A biednym ludziom trzeba współczuć, nie traktować ich jak zagrożenia. Tak, jak złodziejowi nie wręczymy kluczy do naszego mieszkania, tak słabym jednostkom nie dawajmy możliwości wpływania na nasze emocje. Stać nas na przejmowanie się dużo ważniejszymi problemami, niż czyjaś małość. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Oczywiście. Z drugiej strony większa satysfakcja, kiedy przeskoczone poprzeczki były zawieszone wysoko.

nNoworoczne postanowienia

fot. Zofia Mossakowska

Jeśli chodzi o same postanowienia noworoczne, jestem ostrożna. Z doświadczenia wiem, że nic nie frustruje bardziej niż pozycje, których nie można skreślić z listy rzeczy do zrobienia, jako odfajkowanych. A kiedy wypisujemy swoje postanowienia, moment konfrontacji nastąpi przecież pod koniec grudnia…
Z drugiej zaś strony, jak każdą osobę zadaniową, stymuluje mnie postawienie sobie celów do realizacji w jakimś konkretnym terminie. Choć wiem, że praca nad sobą to proces, którego nigdy nie można uznać za skończony (chyba, że jest się skończonym idiotą), jednak można przecież za cel wyznaczyć sobie znalezienie się poziom wyżej.
Mam osobowość cyklotymiczną (dwubiegunową), więc metoda małych kroków nigdy nie była i nie będzie dla mnie ani naturalna, ani tym bardziej atrakcyjna. Wiem jednak, że jest najskuteczniejsza. Próbuję więc od jakiegoś czasu nie oczekiwać od siebie, że w ciągu roku dokonam tego, na co inni potrzebują kilku lat. Bardziej, niż na celu, wolę się skupić na wyrobieniu w sobie narzędzi do jego realizacji. Jeśli chcę trwałego związku, muszę najpierw stać się zrównoważonym, dobrym partnerem (przede wszystkim dla siebie samej). Jeśli chcę pracy, w której liczy się znakomita kondycja, muszę popracować nad jej poprawą. Jeśli chcę żyć zdrowo, muszę przemyśleć swoją dietę i aktywności fizyczne. Jeśli chcę powołać na świat nowe istnienie, muszę przerobić wszystkie traumy, które uniemożliwią mi bycie wspaniałą matką. I tak dalej, i tak dalej. Przykładów oczywiście można mnożyć. Zmiany mogą dokonywać się w nas każdego dnia, bo jesteśmy wyposażeni w cudowny organ, którego moc jest nie do przecenienia – w mózg!

W nowym roku
życzę Wszystkim…

fot. Zofia Mossakowska

… znalezienia Siebie. W atakującym nas zewsząd hałasie łatwo się zgubić. Z kolei będąc zagubionym, łatwo szukać ucieczki… w hałasie. Nie zagłuszajmy swojego bólu. Choć wolimy oczywiście go nie czuć (i piszę to głównie o sobie), on jest nam potrzebny – wskazuje nam kierunek wyjścia. Znajdźmy w sobie harmonię i źródło siły, do których zawsze będziemy się mogli odnieść; w których zawsze będziemy się mogli schować. Nie bójmy się też chaosu na zewnątrz, on nie zawsze jest zły. Tylko z chaosu przecież może coś powstać. Nie pozwalajmy jednak na chaos wewnątrz. I – jakkolwiek moralizatorsko by to nie zabrzmiało – nie czyńmy drugim, co nam niemiłe. No i nie planujmy, żeby w tym roku być jacyś – w tym roku po prostu tak naprawdę i w pełni bądźmy!

P.S. A na deser dołączam do życzeń przepiękną opowieść mojej ukochanej Laurie Anderson o tym, jak powstała pamięć.

fot. Zofia Mossakowska

Rok 2019 oczami nNi – podsumowanNie

fot. Marianna Patkowska

Podsumowanie swoich wpisów z całego roku, które zrobiłam równo dwanaście miesięcy temu (dostępne TUTAJ), zapoczątkowało blogową tradycję, której zamierzam być wierna. Dodatkowo za miesiąc oczami nNi będzie obchodzić swoje drugie urodziny!
Wybór tekstów z poszczególnych miesięcy jest, jak poprzednio, subiektywny. Układając go, nie kierowałam się ich popularnością, a tym, ile znaczyły dla mnie samej. Przykry wniosek z przyjrzenia się wytypowanym wpisom jest taki, że kończący się właśnie rok obfitował niestety w dużo bolesnych wydarzeń (śmierci, rozpadów, rozstań). Jednak trudny rok  może oznaczać nowe, lepsze rozdanie w następnym. Tego wszystkim swoim Czytelnikom i sobie życzę!

1. Styczeń 2019

Styczeń zaczął się mocnym, wstrząsającym wydarzeniem, które zmusiło mnie do porzucenia swojej początkowej zasady o niepisaniu o polityce. Nasze poglądy polityczne są również elementem składowym całości, której potrzeba odkrycia w sobie była dla mnie głównym powodem założenia tego bloga.

Pod koniec miesiąca powstał też tekst dużo lżejszy i kompletnie innego typu, bo zaliczający się do analizy językowej, której tworzenie jest jednym z moich ulubionych wyzwań.

2. Luty 2019

W lutym miałam ogromną przyjemność uczestniczyć w fantastycznym spotkaniu w Galerii im. Władysława Hasiora w Zakopanem. Odżyły dawne, cudowne wspomnienia…

3. Marzec 2019

Marzec rozpoczął się tragedią, której liczyłam, że nie dożyję. Mój wielki idol popełnił samobójstwo. Muzyczny świat się na chwilę zatrzymał. Nadal trudno mi się z tą stratą pogodzić.

W tym samym miesiącu opublikowałam wpis o podjęciu współpracy z pewną firmą kosmetyczną (podjęłam ją co prawda kilka miesięcy wcześniej, ale pomysł na wpis przyszedł do mnie dopiero w marcu). Po raz kolejny wyjaśnię, że współpraca ta nie obejmuje żadnych moich zarobków, a jedynie wydatki (mogłabym kosmetyki sprzedawać, ale nie bardzo to czuję, więc tego nie robię). Na swoich wpisach też oczywiście nie zarabiam. Myślę jednak, że pisanie o kosmetykach jest bardzo relaksujące, zwłaszcza, że te stały się ostatnio dosyć istotną częścią mojego życia, a są i tacy, którzy lubią o nich czytać.

4. Kwiecień 2019

W kwietniu wszyscy historycy sztuki, kulturoznawcy i bywalcy Muzeum Narodowego w Warszawie chwycili się za głowę, a ja nie mogłam tego nie opisać.

Jak to zazwyczaj bywa, najtrafniej całą sytuację podsumowały dzieci.

5. Maj 2019

Maj zasmucił mnie wiadomością, że oto pewna podróżnicza era mojego życia nieodwołanie dobiegła końca…

Całym krajem wstrząsnął też doskonały, choć przerażający dokument braci Sekielskich. Wielka odwaga twórców, by wbrew nieprzychylnym wiatrom zrobić coś tak ważnego i potrzebnego, bardzo mi zaimponowała.

6. Czerwiec 2019

Dopiero w tym roku z okazji czerwcowego Dnia Ojca odważyłam się na jeden z najbardziej osobistych wpisów.

7. Lipiec 2019

W lipcu postawiłam sobie zupełnie nowe wyzwanie, mianowicie stworzenie makijażowego tutorialu. Oczywiście nic nie poszło tak, jak pójść miało. Tutorial liczył łącznie półtorej godziny i składał się z trzech części, w których mówiłam głównie o kulturze i sztuce, ale  doświadczenie to było na pewno ciekawe!

Równocześnie postanowiłam stworzyć nową kategorię dla wszystkich kosmetykowych wpisów.

8. Sierpień 2019

Sierpień w znakomitej większości spędzałam w ukochanej słonecznej Grecji. Niewiele więc udało mi się wtedy opublikować na blogu, jednak zdążyłam zrecenzować czytaną na tasyjskiej plaży książkę, która zdecydowanie zmieniła moje życie.

9. Wrzesień 2019

Wrzesień tego roku był dla mnie wyjątkowo paskudny. Resztki sił znalazłam w opisywaniu swoich wspaniałych wakacji.

Po raz pierwszy też było mi aż tak trudno pożegnać się ostatecznie z latem.

Pomyślałam też, że ze względu na to, że inaczej patrzę na świat (oczami nNi) w każdej z pór roku, warto założyć oddzielną kategorię dla wpisów bezpośrednio z nimi związanymi.

10. Październik 2019

W październiku pokonała mnie choroba. Nie publikowałam niczego, ale zamieszczam wcześniejszy tekst, który wyjaśnia, co się ze mną działo.

11. Listopad 2019

Dopiero listopad mnie trochę literacko odblokował i pozwolił opisać, dlaczego dokładnie to się ze mną działo.

12. Grudzień 2019

W grudniu z kolei byłam niewiarygodnie płodna i opublikowałam sporo tekstów. Wiele z nich uważam za istotne, ale nie mam jakichkolwiek wątpliwości, który wybrać jako najważniejszy. Z różnych powodów myślę, że jest nie tylko najważniejszym tegorocznym grudniowym tekstem, ale plasuje się też w ścisłej czołówce moich najważniejszych blogowych wpisów od początku istnienia oczu nNi.

Żeby jednak nie kończyć w minorowym nastroju, wytypowałam też tekst, dla którego inspiracją stała się moja własna świąteczna sesja zdjęciowa.

13. Podsumowanie ogólne – 2019

Najczęściej czytanymi tegorocznymi wpisami były:

  1. Jak zostałam konsultantką firmy Mary Kay
  2. Biuro Podróży Olimp oczami nNi
  3. Patoignorancja

Bardzo też wzrosła liczba krajów, w których – oprócz Polski, będącej zawsze oczywiście na pierwszym miejscu – mnie czytaliście: z 40 do 57! Tegoroczna pierwsza dziesiątka układa się trochę inaczej niż w 2018 roku. Mianowicie (w takiej właśnie kolejności):

  1. Grecja
  2. Niemcy
  3. Wielka Brytania
  4. Stany Zjednoczone
  5. Norwegia
  6. Algieria
  7. Irlandia
  8. Węgry
  9. Holandia
  10. Chiny

14. Chciałabym podziękować…

Podziękowania – jak rok temu – należą się przede wszystkim mojej mamie Zofii Mossakowskiej, która – znakomitym redaktorem będąc – nie potrafi czytać moich tekstów, nie robiąc im redakcji i korekty tam, gdzie tego potrzebują. Jej czujne oko wychwytuje wszystkie niezręczności (z biegiem czasu jest ich na szczęście coraz mniej), a ostry jak brzytwa język z przyjemnością mi je wymienia. Parafrazując wieszcza,

kto nie zaznał nadgorliwego redaktora ni razu, ten nigdy nie zazna dobrego władania piórem.

– moja parafraza słów wieszcza

Dziękuję też wspaniałej greckiej fotograficzce Geo Dask za kolejną fantastyczną artystyczną przygodę, jaką była nasza tegoroczna blogowa sesja zdjęciowa w gorących Salonikach.
Wreszcie – the last but not least – chciałam podziękować Czytelnikom oczu nNi za czas poświęcony lekturze moich tekstów. Każde Wasze wejście tu bardzo dużo dla mnie znaczy i mobilizuje mnie do dalszej pracy nad swoim warsztatem. Dziękuję za wszystkie polubienia i komentarze! 💚💚💚
Wszystkim składam dziś nNajserdeczniejsze życzenia – niech nadchodzący rok da nam tylko takie lekcje, z których będziemy umieli się dźwignąć!

P.S. Na deser łączę energetyczną piosenkę z jednej z moich ulubionych płyt zespołu Ben Folds Five.

fot. Marianna Patkowska

Rok 2018 oczami nNi – podsumowanNie

Kończy się 2018 rok, a dla mnie (jak pewnie dla większości ludzi na całym globie) jest to czas głębszych refleksji i podsumowań. Dziś, jak każdego 31 grudnia, zjem swój tradycyjny noworoczny bigos (robiony na zamrożonych wcześniej resztkach farszu do uszek) i siądę rozliczyć się sama ze sobą z postanowień na mijający rok i sprecyzować postanowienia (plany) na ten nadchodzący. Ponieważ za niecały miesiąc (dokładnie 30.01.2019) mój blog będzie obchodzić swoje pierwsze urodziny, pomyślałam, że dobrze byłoby zrobić podsumowujący wpis okolicznościowy.  👀👀👀

To, z czego być może nie wszyscy moi bliscy zdają sobie sprawę, to fakt, że blog oczami nNi nie jest tylko moim hobby, platformą, na której mogę sobie bez ograniczeń ćwiczyć literacki warsztat, czy wyżywać się, kiedy się ze światem w czymkolwiek nie zgadzam. Tym wszystkim jest oczywiście też, ale przede wszystkim jest integralną częścią mnie. Nie twierdzę, że moje istnienie zamyka się w świecie wirtualnym, a pisany monolog jest moim jedynym sposobem komunikowania się z ludźmi, jednak do tego, by móc się postrzegać jako pełnię, muszę porozumiewać się ze światem nie tylko mową, ale też śpiewem, stwarzaniem piosenek, płyt, czy opowiadań oraz… językiem pisanym, co ów blog mi umożliwia.
Zanim zaczęłam tę przygodę, długo zastanawiałam się, czy w ogóle wypada stworzyć blog, którego osią będzie nie jakieś jedno wybrane przeze mnie zainteresowanie (jak np. było w przypadku mojego kulinarnego bloga Jednopalnikowa), tylko… ja sama. Nadal zresztą, kiedy o tym w ten sposób pomyślę, sama idea wydaje mi się dość grubą przesadą, jednak gdybym się nie odważyła, nie odkryłabym tak dziś ważnej dla mnie części siebie. A że gdzieś w środku – przy równoczesnej niechęci do zbyt wylewnego dzielenia się prywatnością – drzemie we mnie całkiem chętny i gotowy do działania ekshibicjonista, publikowanie powoduje we mnie przyjemny dreszczyk.
Przez większość mojego życia coś, czego nie umiałam nazwać, bardzo mnie uwierało w relacjach z innymi ludźmi. Dziś wiem już, że tym czymś było selektywne wybieranie ze mnie tego, co komuś pasuje i odrzucanie tego, co mu nie pasuje. Czułam się trochę jak talerz, z którego wyjada się wykwintne ragoût, a na którym zostawia kluski śląskie. A co z kompozycją całego dania? Nieskromnie wierzę, że jestem całkiem nieźle skomponowana i odrzucanie jakiejś części tej kompozycji uważam za irytującą ignorancję. Prawdopodobnie oczywiście przesadzam i być może wszyscy to w jakimś sensie bliźnim robimy, sęk w tym, by być świadomym naszych granic i dopuszczać naprawdę blisko tylko tych, którzy ich nie naruszają, a resztę trzymać na życzliwą, acz bezpieczną odległość. A nadszedł w moim życiu taki moment, w którym bardzo potrzebowałam w swoich własnych oczach stać się składającą się z wielu barw i odcieni wyraźną całością – blog pozwolił mi to odkryć!

1. Styczeń 2018

Styczeń, choć datuję powstanie bloga na jego końcówkę, był pod względem podejmowania wielu koncepcyjnych i graficznych decyzji, a także włożonej w pisanie tekstów pracy miesiącem szalonym. W ciągu tygodnia przed oficjalnym otwarciem bloga opublikowałam na nim aż 36 tekstów. W większości napisanych wcześniej, jednak część pisałam od początku. Kluczowym wpisem będzie na pewno ten, w którym się przedstawiam. Do teraz w statystykach figuruje jako najczęściej czytany:

2. Luty 2018

W lutym opublikowałam 16 tekstów i choć każdy z nich był dla mnie ważny, jednak jeśli miałabym wybrać tylko jeden, bez wahania wskazałabym:

Przede wszystkim dlatego, że jest to swoistego rodzaju manNifest – najwierniej chyba i najdokładniej opisuje moją filozofię życiową. Warto jednak wspomnieć o wpisie, który był w tym miesiącu najchętniej odwiedzany:

3. Marzec 2018

Marzec również obfitował w wiele tekstów na wiele tematów, jednak przede wszystkim obchodziliśmy Dzień Kobiet, a dwa dni później Dzień Mężczyzn, z których to okazji postanowiłam na chwilę wygrzebać się ze swojego wygodnego nNicentryzmu i popełnić dwa wpisy okolicznościowe, w których skupię się na znanych przedstawicielach każdej z płci, którzy znacząco wpłynęli na moje życie i w pewnym sensie również sprawili, że jestem teraz tym, kim jestem. Te teksty były na tyle inne od pozostałych, że postanowiłam je wyróżnić:

W marcu zaczęłam też cykl wpisów językoznawczych (do tej pory są już cztery) pod tytułem:

4. Kwiecień 2018

Kwiecień 2018 w moim życiu mogę określić trzema słowami: LAURIE ANDERSON – HAGA! Jeden z najbardziej szalonych i spontanicznych pomysłów, by wyjechać do nieznanej Holandii i urokliwej Hagi na koncert mojej największej miłości – kobiety, którą wielbię, cenię i za którą szaleję przyniósł mi najwspanialsze emocje na świecie!

5. Maj 2018

W maju, ze względu na wyjazdy opublikowałam tylko jeden wpis, za to… najchętniej odwiedzany i najczęściej czytany przez cały ten rok! Otóż odbyłam przepiękną samotną podróż na swoje kochane greckie Thassos z kilkudniowym postojem w obie strony w cudownych Salonikach. Pomyślałam wtedy, że warto zebrać do kupy wszystkie te informacje, które udało mi się przez lata podróżowania zgromadzić, by podzielić się nimi z innymi zakochanymi w Grecji rodakami. Uważam też, że każde uniezależnienie się od wszelakich biur podróży jest korzystne, tym bardziej ucieszyła mnie popularność tego tekstu.

6. Czerwiec 2018

W czerwcu opisałam wszystkie swoje przeżycia związane z bardzo dla mnie z wielu powodów ważną i w pewnym sensie przełomową samotną wyprawą do Grecji. Odkryłam w jej trakcie, że jestem chora. Potrzebowałam czasu, żeby się z tą myślą oswoić i zacząć leczenie, jednak uświadomienie sobie problemu jest zawsze połową (o ile nie większą nawet częścią) sukcesu. Grecja zawsze mi coś daje, zawsze też dzieją się w niej rzeczy niesamowite. Mam nadzieję, że udało mi się to dobrze ująć w dwuczęściowym wpisie:

W czerwcu stało się też coś bardzo smutnego – po dwunastu latach odszedł mój królik Psubrat. Postanowiłam przybliżyć czytelnikom jego niepowtarzalną króliczą sylwetkę:

7. Lipiec 2018

Lipiec, jak co roku, pozostaje po prostu moim miesiącem, więc bez najmniejszego wahania jako lipcowy wpis wybieram:

8. Sierpień 2018

W sierpniu najchętniej czytanym, a także najbardziej czaso- i pracochłonnym był wpis o moim wyjeździe do Lwowa. Wycieczka była naprawdę piękna i ciekawa, dla mnie osobiście też ważna dlatego, że organizował ją mój poprzedni pracodawca, z którym – choć ani on tego nie chciał, ani mi nie było z nim źle – musiałam się niestety rozstać, by zacząć się wreszcie spełniać w zawodzie wyuczonym. Przed rzuceniem się w nowe, nieznane i przerażające, cudownie było odetchnąć w rodzinnym mieście dziadka, którego jednak nigdy wcześniej nie miałam okazji zwiedzić.

9. Wrzesień 2018

We wrześniu Zakopane na tydzień zamienia się w kolebkę kultury tzw. wysokiej dzięki fenomenalnemu przedsięwzięciu jakim jest Międzynarodowy Festiwal Muzyki Kameralnej „Muzyka na szczytach”. W tym roku X edycja przeszła najśmielsze oczekiwania tych, którzy umieją się poznać na zawsze przecież wysmakowanym programie festiwalu. Wrześniowym blogowym wpisem zostanie więc na pewno moja skromna recenzja tego niesamowitego wydarzenia:

10. Październik 2018

We wrześniu w moim życiu dokonała się też prawdziwa rewolucja – po raz pierwszy (nie licząc praktyk na studiach) zostałam… nauczycielką polskiego w szkole podstawowej. Postanowiłam jednak trochę odczekać z podzieleniem się tym faktem z czytelnikami – dokładnie do Dnia Nauczyciela w październiku. Praca jest wymagająca i każdego dnia czuję na sobie ogromny ciężar odpowiedzialności, z jakim nie spotkałam się nigdy wcześniej, jednak równocześnie daje mi tyle radości, satysfakcji i szczęścia, że czasem zastanawiam się, czemu aż tyle lat tak bardzo się przed tym doświadczeniem broniłam…

11. Listopad 2018

Początkiem listopada opisałam bardzo piękną i ważną inicjatywę, jaka odbyła się w Zakopanem pod koniec października, mianowicie dwudziestą edycję Zakopiańskiej Akademii Sztuki im. Marka Markowicza:

12. Grudzień 2018

Tegoroczny grudzień okazał się dla mnie wyjątkowy, bo po raz pierwszy przeżyłam święta Bożego Narodzenia z jakimś takim spokojem i pogodzeniem ze sobą i światem. Nie jest to dla mnie typowe, o czym więcej w samym wpisie, więc postanowiłam poświęcić tej sytuacji trochę blogowego miejsca.

13. Podsumowanie ogólne – 2018

Reasumując, od końca stycznia 2018 roku opublikowałam do dzisiaj w sumie 116 tekstów, z czego najczęściej odwiedzana trójka (w tej właśnie kolejności) to:

  1. Kim jestem i co tu robię
  2. Jak dostać się na własną rękę z Salonik na Thassos i z powrotem
  3. Lwów – małe kawowe San Francisco

Doczekałam się w sumie 628 komentarzy (za które bardzo serdecznie dziękuję!) i dotarłam pod strzechy w aż 41 (!!!) krajach. Oprócz Polski, najczęściej czytaliście mnie (również w takiej kolejności) w:

  1. Stanach Zjednoczonych
  2. Wielkiej Brytanii
  3. Grecji
  4. Niemczech
  5. Irlandii
  6. Kanadzie
  7. Austrii
  8. Holandii
  9. Francji
  10. Chinach

Nie wymienię oczywiście wszystkich pozostałych trzydziestu krajów, ale przyznam, że np. Kamerun, Irak czy Wietnam były dla mnie sporym zaskoczeniem.

14. Chciałabym podziękować…

Bez względu na to jak bardzo jestem na tym blogu samowystarczalna, trudno mi dziś nie wspomnieć o cichych współautorach jakości efektu końcowego moich wpisów. Są nimi:

Nigdy o to nie proszę, ale – jako osoby zawodowo zajmujące się językiem – zawsze czują się w obowiązku zrobienia mi korekty, a nieraz nawet redakcji opublikowanego już tekstu, wysyłając mi w punktach to, co powinnam poprawić. Choć sama jestem redaktorem i dosyć nawet sprawnie wyłapuję nadmiar lub brak przecinków, literówki czy błędy fleksyjne u innych, jednak rola autora jest zupełnie inną rolą.
Oczywiście nie zawsze przyjmuję ich (na ogół trafne) uwagi z pokorą. Kłócę się o interpunkcję, przerzucam biblią Wolańskiego, jednak mam poczucie, że wprawne redaktorskie oko (a nawet dwie pary oczu) nad tym blogiem czuwa, a to – choć wiele osób wydaje się o tym nie pamiętać – niezwykle ważne i potrzebne wszelkiego typu tekstom. Zatem – dziękuję! ❤

fot. Zofia Mossakowska
🎉🎉🎉🍾🍾🍾 P.S. Na deser dołączam cudowny kosmiczny utwór Stockhausena, który moje cudne dziesięciolatki z klasy czwartej (mam z nimi także muzyczne kółko) nazwały „przepiękną piosenką”. W nowym roku życzę wszystkim Czytelnikom otwartych, chłonNych umysłów, niezmienNie otaczającej zewsząd dobrej Sztuki i szczęścia! 🎉🎉🎉🍾🍾🍾