Wege pieczeń rzymska

fot. Marianna Patkowska

Od niemal piętnastu lat (miną tuż po Świętach Bożego Narodzenia) mieszkam w swojej podhalańskiej chatce z prowizoryczną kuchnią, w której gotuję na jednym turystycznym palniku. Stąd się zresztą zrodził pomysł stworzenie lata temu kulturalnego bloga kulinarnego Jednopalnikowa, do którego odwiedzenia serdecznie zapraszam. Dziś kontynuuję tamtą pyszną przygodę na tym blogu, w kategorii „Smak absolutny” (od trzech lat nie jem mięsa innego niż rybie, więc mięsożerców zapraszam na Jednopalnikową, a wegetarianów tutaj). Nie publikuję swoich przepisów już jednak tak często jak kiedyś. W kuchni cieszy mnie najbardziej improwizacja, stwarzanie czegoś od początku. Dlatego już późniejsze zapisywanie tego, co zrobiłam, nieco psuje mi zabawę. Choć oczywiście czasem to robię, jeśli przepis okazał się trochę wymagający, a efekt końcowy mi tak zasmakował, że chciałabym móc go jeszcze kiedyś powtórzyć. Z przepisów sama niemal nie korzystam, a jeśli już, to jedynie, żeby sprawdzić proporcje składników ciast lub czas gotowania albo pieczenia.  To ostatnie nastręczało mi wcześniej pewnych trudności, gdyż nie miałam piekarnika. Dostałam kiedyś od mamy dwa wspaniałe garnki do pieczenia i one rzeczywiście znacznie podniosły komfort mojego życia.
Od kiedy wprowadził się do mojego gospodarstwa domowego Partner, w kuchni zamieszkał też piec do pizzy, mikrofala i frytownica, które ucieszyły mnie, jego, nas, wszystkich naszych nielicznych gości, a najbardziej dostawców prądu. Ostatnio do cudownych zdobyczy technologii dołączył też… piec z prawdziwego zdarzenia! Piec do zabudowy, więc zabudowaliśmy go od góry stołem, ustawiając na cegłach. Stałam się więc oficjalnie Jednopalnikową z piecem. Od tego czasu wypiekam jak szalona wszystko, co się da. Ciasta, warzywa, zapiekanki makaronowe i co mi tylko przyjdzie do głowy, a ostatnio przyszła mi do głowy… wege pieczeń rzymska. Zdaje się, że nie robiłam jej nawet z mięsa, kiedy je jeszcze jadłam, więc tym ciekawsze wyzwanie. Efekt przerósł moje oczekiwania i myślę, że z powodzeniem mogę ją zaserwować podczas nadchodzących Świąt.
Składników jest sporo, bo korzystałam z tego, co akurat miałam i raczej staram się miewać w domu. (Na przykład od kiedy próbuję naśladować potrawy mięsne, mielona kozieradka i mielona słodka papryka wędzona to moje kulinarne must have.) Dlatego wydaje mi się, że większy fun ma się wtedy, kiedy stwarza się coś samemu, niż kiedy odtwarza się czyjś gotowy przepis, w dodatku z długą listą składników. Jednak może nie wszystkich to zniechęci. Nie jestem z tych, którzy swój brak kulinarnych umiejętności okraszają sentencjami typu:

gotowanie posiłku nie powinno trwać dłużej niż jego spożywanie.

Idąc tym tropem, kompozytorzy swoje godzinne symfonie powinni komponować w godzinę, a reżyserzy dwugodzinne filmy, realizować w dwie godziny. O pisarzach już nie wspominając – jest przecież cała masa naprawdę szybko czytających miłośników książek! Myślę, że stwarzanie każdej sztuki (nawet, jeśli będzie to sztuka – wege – mięsa) wymaga czasu, uwagi i serca. Mnie gotowanie odpręża. Ale rozumiem, że nie każdy musi je lubić.

fot. Marianna Patkowska

 SKŁADNIKI:

– 3 wędzone tofu
– główka
czosnku
– 4 liście laurowe
– 2 ziela angielskie
– ocet winny
– oliwa z oliwek
– sól
– pół bochenka czerstwego chleba (lub 2 – 3 czerstwe bułki)
– 3 cebule
– mleko
– szklanka suszonych borowików
– 3 spore marchewki
– kostka warzywna (kupna lub własnej produkcji)
– 2 kostki grzybowe (kupne lub własnej produkcji)
– szklanka suszonych pomidorów w wiórkach
– pół szklanki suszonej słodkiej papryki w wiórkach
– Olej Kujawski z rozmarynem, oregano i bazylią
– Olej Kujawski z pomidorem, czosnkiem i bazylią
– łyżka mielonej kozieradki
– szczypta mielonej słodkiej papryki wędzonej
– 2 surowe jajka
– odrobina masła (lub bezzapachowego oleju kokosowego)
– mąka (trochę, do zagęszczenia sosu)

PRZYGOTOWANIE:

Do miski z wodą wrzucić 3 – 4 przekrojone w poprzek ząbki czosnku, liście laurowe i ziele angielskie i dolać kilka kropli octu winnego oraz oliwy z oliwek. Całość zamieszać. Wędzone tofu przekroić na plastry i włożyć do przygotowanej marynaty. Czerstwe pieczywo pokroić na kawałki i razem z pokrojoną w plastry obraną cebulą włożyć do miski z mlekiem. Suszone borowiki włożyć do kolejnej miseczki i zalać zimną wodą. Marchewki umyć, obrać i pokroić w  drobną kosteczkę. Ugotować z kostką warzywną i grzybową, odsączyć z bulionu (bulionu nie wyrzucać!) i odstawić. Wszystko zostawić na noc.
Następnego dnia wyjąć plastry tofu z marynaty i drobno posiekać. Zblendować na jednolitą masę z wyłowionymi z mleka pieczywem i cebulą. Do masy dodać sól, kozieradkę, paprykę wędzoną i kilka kropli oleju z rozmarynem, oregano i bazylią, a także kilka kropli oleju z pomidorem, czosnkiem i bazylią. Wszystko porządnie wymieszać. Do masy dodać ugotowaną marchewkę, suszone pomidory oraz suszoną paprykę i znów wymieszać.

fot. Marianna Patkowska

Dwie pozostałe cebule drobno posiekać. Borowika wyłowić z wody i również drobno pokroić. Na patelni rozgrzać oba smakowe oleje, zeszklić cebulkę, posypać solą, dodać pokrojonego borowika i smażyć chwilę. W ostatnim momencie wycisnąć na patelnię 2 ząbki czosnku.

fot. Marianna Patkowska

Wszystko wymieszać, dodać dwa surowe jajka, a potem przełożyć do naszej masy.

fot. Marianna Patkowska

Masę jeszcze chwilę mieszać, a potem przełożyć do formy do pieczenia (wyłożonej papierem do pieczenia, albo wysmarowanej masłem).

fot. Marianna Patkowska

Wierzch posypać bułką tartą. Całość piec ok. 80 – 90 minut w nagrzanym wcześniej piekarniku w temperaturze 200°C z termoobiegiem.

fot. Marianna Patkowska
fot. Marianna Patkowska

Bulion, w którym gotowała się dzień wcześniej marchewka, i którego mieliśmy nie wyrzucać, podgrzać z drugą kostką grzybową i dwoma obranymi ząbkami czosnku (ząbków nie wyciskać, wrzucić całe do bulionu). W oddzielnym rondelku rozpuścić odrobinę masła, dodać mąkę i dolać niedużą ilość zagotowanego bulionu, cały czas mieszając. Zasmażkę połączyć z bulionem, wymieszać.

fot. Marianna Patkowska

Gotowym sosem polać naszą pieczeń, nie przejmując się, że może się trochę rozpadać. W smaku jest doskonała!

fot. Marianna Patkowska

P.S. A na deser po wspaniałym obiedzie, mogę zaserwować tylko przepyszną Kelis!

Jeśli podoba Ci się, jak piszę, i chcesz mnie docenić,
kliknij w poniższą ikonkę i postaw mi, proszę, wirtualną kawę ☕️

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Krem bryndzowo-oscypkowy z borowikami i czosnkową nutą

fot. Marianna Patkowska

Mój dzisiejszy prze(w)pis będzie pewnie trudny do wykonania dla osób, które nie mieszkają na Podhalu. Cóż, mogę je tylko zachęcić, żeby, będąc tu przejazdem, nabyły fantastyczne produkty, jakimi są bryndza i wszelkie sery. Oscypek jest od jakiegoś czasu nazwą zastrzeżoną dla sera, który ma konkretny kształt, konkretną wagę, konkretny wytłoczony wzór i konkretne proporcje mleka owczego do krowiego (musi mieć 60 – 80% mleka owczego). Nie oznacza to jednak, że wszelkie gałki czy inne serki nie są „prawdziwe”. Trzeba tylko wiedzieć, od kogo warto kupować. Nawet na Krupówkach jest kilka stoisk, które z czystym sumieniem mogę polecić!
Mój krem był – jak zazwyczaj – kompletną improwizacją. Efekt, mówiąc szczerze, zdecydowanie przerósł moje oczekiwania. Z ogromną dumą polecam gorąco!

🥣 SKŁADNIKI:

fot. Marianna Patkowska

– pół opakowania mrożonej włoszczyzny
szklanka suszonej włoszczyzny
– cebula w łupinie
– 6 ząbków czosnku w łupinie
– 300 g suszonych borowików
– garść świeżego, umytego i drobno posiekanego lubczyku
– garść suszonego lubczyku
– ziele angielskie
– liście laurowe
– ziarna pieprzu
– 3 kostki warzywne (najlepiej własnej produkcji)
– 2 kostki grzybowe
– 2 natki pietruszki umyte i drobno posiekane
– pojemnik prawdziwej bryndzy (nigdy nie będzie w 100% owcza, to ceperski mit!)
– 3 małe bryndze „sklepowe”
– starta góralska gałka kozia
– starta góralska gałka wędzona kanapkowa
– 400 g jogurtu greckiego
– kilka kropli mleka
– kilka kropli świeżo wyciśniętego soku z cytryny
– sól
– olej

🥣 PRZYGOTOWANIE:

fot. Marianna Patkowska

Borowiki namoczyć w miseczce z zimną wodą. Do dużego garnka włożyć mrożoną i suszoną włoszczyznę, zalać je wodą, doprowadzić do wrzenia i zacząć gotować. Cebulę oraz 3 ząbki czosnku opalić z każdej strony ogniem i wrzucić je do garnka. Dodać świeży i suszony lubczyk, ziele angielskie, liście laurowe oraz pieprz. Gotować wszystko na wolnym ogniu ok 30 minut. Po ich upływie wyłowić ziele angielskie, liście laurowe, ziarna pieprzu, cebulę i ząbki czosnku. Ząbki obrać z łupin i wrzucić z powrotem do bulionu. Dodać połowę namoczonych borowików i kostki bulionowe oraz grzybowe. Gotować wszystko jeszcze ok. 10 minut.
Wrzucić do miksera naszą zupę, dodając do niej oba starte góralskie sery, wszystkie bryndze, posiekane natki pietruszki, jogurt grecki i kilka kropli mleka. Zmiksować na gładką, jednolitą masę.

fot. Marianna Patkowska

Na końcu skropić wszystko kilkoma kroplami soku z cytryny i w razie potrzeby dodać odrobinę soli.

fot. Marianna Patkowska

Drugą część namoczonych borowików odsączyć, podsuszyć i usmażyć z niewielką ilością soli. Podawać je na kremie.

fot. Marianna Patkowska

P.S. A na deser piosenka okolicznościowa…