scenariusz: Umberto Contarello,
Paolo Sorrentino
reżyseria: Paolo Sorrentino
gatunek: biograficzny, dramat
produkcja: Francja, Włochy
rok powstania: 2018
oryginalny tytuł: Loro
pełny opis filmu wraz z obsadą
Zakochałam się bez reszty we wrażliwości Paola Sorrentina po obejrzeniu „Wielkiego piękna” (o którym swoją drogą powinnam kiedyś napisać trochę więcej, niż w podlinkowanej recenzji z bloga Jednopalnikowa). Zachwyciły mnie też jego zupełnie inne „Wszystkie odloty Cheyenne’a”, ale również – nieco już słabsza, ale wciąż niesamowicie urokliwa – „Młodość”.
Nie ukrywam, że w obecnej sytuacji politycznej oglądanie biografii nieudolnych i groteskowych polityków z innych krajów pociąga mnie raczej średnio, więc ani podstarzały Berlusconi, ani jego bunga bunga nie stanowią dla mnie zachęcającego materiału na film, ale powiedzmy, że miłość zarówno do Sorrentina, jak i boskiego Toniego Servilla (grającego w filmie „Oni” – tak, jak w „Wielkim pięknie” – główną rolę) zwyciężyła… choć okazała się miłością trudną.
Zaczynając jednak od pozytywów, Sorrentino ma cudownie plastyczne podejście do kadrów, które w większości zamienia w przepiękne obrazy. Do tego jest też obdarzony nieczęsto spotykanym darem myślenia o scenach w sposób muzyczny; potrafi (pomijając zawsze znakomitą ścieżkę dźwiękową) idealnie wpleść w swój obraz fantastyczne perły pop kultury, budując odpowiedni klimat – w przypadku tego filmu od ponadczasowego dyskotekowego hitu „King of My Castle” Wamdue Project, przez nasączone seksem zmysłowe „Slow” Kylie Minogue po intrygujące „The Water Rises” Laurie Anderson z płyty „Landfall”. Jego artyzm w sposobie samego przedstawiania zachwyca. I choć myślę, że ten film jest najbardziej erotycznym z jego dotychczasowych, nie umie się jednak nawet otrzeć o pornografię, bo Sorrentino nawet największe bagno pokazuje w sposób naszpikowany sztuką. I jest to w jakimś sensie urocze.
Drugim jasnym punktem tego filmu jest nieoceniony Toni Servillo, na którego… naprawdę przykro patrzeć. Jest odrażający, co z jednej strony zawdzięcza znakomitej charakteryzacji, a z drugiej swojej własnej grze (zwłaszcza ten pozbawiony jakichkolwiek emocji sztuczny uśmiech zasługuje na słowa uznania). Ma właśnie taki być. Pytanie jednak… dlaczego właściwie. W moim odczuciu jest zbyt mocno przerysowany i karykaturalny bez specjalnie odczuwalnego powodu, gdyż już pierwowzór jest sam w sobie przecież wystarczająco żenujący.
Film – mimo że uznawany przez niektórych również za komedię – jest raczej smutny, bo opowiada o świecie wyzutym z jakiegokolwiek człowieczeństwa, uczuć, moralności. O świecie, w którym rządzi cynizm, chciwość, seks, pieniądze i władza. O świecie wielu ludziom na szczęście niedostępnym, ale jednak gdzieś tam istniejącym. To jednak wciąż zbyt mało na cały (bardzo nota bene długi) film. Najdoskonalsza gra aktorska, znakomita muzyka i piękne ujęcia nie rozwiążą problemu braku fabuły.
Jedną z lepszych anegdot opowiadanych przez mojego tatę była ta o recenzji jakiegoś koncertu pióra pewnego brytyjskiego krytyka. Składała się z dwóch zdań: w pierwszym autor krótko i zwięźle napisał kto, gdzie, kiedy i co zagrał, a drugie było pytaniem „Why?”. Parafrazując, również chciałabym się dowiedzieć:
Perché, Paolo?
