„W deszczowy dzień w Nowym Jorku”

scenariusz: Woody Allen
reżyseria: Woody Allen
gatunek: komedia
produkcja: USA
rok powstania: 2019
oryginalny tytuł: A Rainy Day in New York
pełny opis filmu wraz z obsadą

„W deszczowy dzień w Nowym Jorku” opowiada o parze studentów Uniwersytetu w Pensylwanii, która przyjeżdża na weekend do Nowego Jorku. Ashleigh (Elle Fanning) ma do przeprowadzenia wywiad z wybitnym reżyserem do uczelnianej gazetki, a jej chłopak Gatsby (w tej roli znakomity Timothée Chalamet) towarzyszy jej w wyprawie do miasta, z którego sam pochodzi. Romantyczny weekend (z pracą Ashleigh w tle) szybko jednak wymyka się spod kontroli, nic nie dzieje się zgodnie z wytyczonym wcześniej planem, przedziwne sploty wydarzeń pomagają każdemu z dwojga skonfrontować się z samym sobą, a do tego wszystkiego jeszcze zaczynają się gromadzić deszczowe chmury… nie tylko zresztą nad Nowym Jorkiem. Nie sposób tu nie wspomnieć o rewelacyjnej Selenie Gomez, która wydaje się wręcz stworzona do roli filmowej Shannon – spotkanej po latach zadziornej, sarkastycznej, choć w głębi duszy delikatnej i wrażliwej dawnej znajomej Gatsby’ego. Hipnotyzujące połączenie jej dziecięcej urody i dojrzałego, ponętnego głosu zachwyca!
Kiedy z ogromną przyjemnością obejrzałam najnowsze dzieło Woody’ego Allena, a potem przeczytałam jego druzgocące recenzje w prasie zagranicznej, zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno wybraliśmy się z ich autorami na ten sam film. Mam, już od lat, ogromną słabość do Allena. Oczywiście, że jego wcześniejsze produkcje (w których sam grał) różnią się od tych z późniejszego okresu jego twórczości, ale czy można z tego czynić zarzut? Co najmniej dziwnym byłoby, gdyby przez wszystkie te lata tworzył w taki sam sposób. Mnie tak samo bawi stary Allen, jak i nowy, choć oczywiście mam zarówno swoje ulubione („Annie Hall”, „Zelig”, „Tajemnica morderstwa na Manhattanie”, „Wszyscy mówią: kocham cię”, „Drobne cwaniaczki”, „Co nas kręci, co nas podnieca”), jak i lubiane mniej („Bananowy czubek”, „Purpurowa róża z Kairu”, „Mężowie i żony”, „Vicky Cristina Barcelona”) pozycje. To, co niewątpliwie łączy wszystkie dzieła reżysera i jest jego znakiem rozpoznawczym (oprócz klimatycznego jazzu i zawsze tego samego fontu w czołówkach) to charakterystyczna narracja – przegadana, przeintelektualizowana i jedyna w swoim rodzaju.  Nieważne kto gra główną męską rolę, choćby był najatrakcyjniejszym mężczyzną pod słońcem, już po pierwszej wypowiedzianej kwestii, nie da się nie rozpoznać w nim na ekranie Woody’ego.
„W deszczowy dzień w Nowym Jorku” wydaje mi się właśnie jednym z lepszych filmów Allena ostatniej dekady. Lekki, uroczy, inteligentny, momentami niesamowicie zabawny i pełen zaskakujących zwrotów akcji, pozwala widzom całkowicie oderwać się od codziennej rzeczywistości. No i nikt tak poetycko nie oprowadza po Nowym Jorku, jak Woody Allen. Zwłaszcza w deszczowy dzień.

ZWIASTUN: