Karma z wołowiną, kaczką, wątróbką, warzywami i jabłkiem

fot. Marianna Patkowska

Od kiedy mamy psióreczkę, postanowiłam nieco rozbudować kategorię „Smak absolutny”, w której umieszczam swoje przepisy. Rozbudować o przepisy na karmy dla psa, nadając im podtytuł „Karma wraca”. Do gotowania Żuli zachęciła mnie przyjaciółka – wybitna w sztuce kulinarnej i doświadczona z psami. Pierwszym prostym daniem, które odważyłam się zrobić wg jej wskazań był gotowany kurczak z marchewką, pietruszką i ryżem. Żulisia była zachwycona, no i tak jakoś poszłam za ciosem.
Oczywiście nie jestem dietetykiem, więc nie będę tu podawać ani wagi porcji dziennej dla psa o określonej masie, ani nie uwzględniam w przepisach jakichkolwiek psich alergii lub problemów zdrowotnych, z jakimi się mierzą przedstawiciele poszczególnych ras. Mamy kundelka, który może jeść niemal wszystko, ale nie wiem jeszcze tak naprawdę, co preferuje. Uzbroiłam się w wiedzę z zakresu tego, co pies jeść może oraz co jest dla niego zdrowe i dobre, a czego jeść nie powinien lub mu wręcz nie wolno. O suplementach również nie będę pisać, bo uważam, że o tym powinien zdecydować weterynarz. Wiem, że do gotowania nie używa się soli, mięsa lepiej nie gotować długo (żeby nie wygotować z niego cennych składników odżywczych) oraz że warto z kolei rozgotować warzywa (miksowanie na papkę ułatwia psom trawienie). Wiem, że jako wypełniacz można stosować ryż lub – zdrowiej – płatki owsiane, ale że już kasza, ziemniaki czy makaron z różnych powodów nie są najlepszym pomysłem. Informacją frapującą była dla mnie ta, że psy nie są ponoć wielkimi entuzjastami częstych zmian w swoim menu, co daje nam, gotującym, mniejsze pole do popisu. Najistotniejsze jest jednak to, by nasz czworonożny przyjaciel był szczęśliwy, najedzony i zdrowy. Warto więc obserwować swojego pupila, regularne go ważyć, brać pod uwagę jego dzienną ilość ruchu, no i sprawdzać, co o spożywanej karmie mówi jego kupa. Bo przecież… karma wraca.

Znowu mięso

fot. Marianna Patkowska

Od kiedy przestałam jeść mięso (a przestałam już cztery lata temu), brakowało mi tylko jednej rzeczy – możliwości mycia i dotykania surowych podrobów. To mnie zawsze uspokajało i miało dla mnie niemal metafizyczny wymiar. Odstawiłam mięso zresztą z powodu trywialnego i obnażającego moje chore ego. Mianowicie, kiedy na samym początku znajomości z moim obecnym Partnerem wegetarianinem (z kilkudziesięcioletnim stażem) zapytałam go, czy widzi różnicę w smaku kobiety mięsożernej a niemięsożernej, po dłuższym zastanowieniu odparł, że nie wie, bo nigdy nie spotykał się z wegetarianką. No i… to było to. Odkryłam niszę i pole, na którym będę lepsza, będę nad nimi wszystkimi (tymi prehistorycznymi eks, nie zawsze już w pełni sprawnymi, czy nawet żyjącymi) górowała, zyskując przewagą etyczną. Motywacja była taka a nie inna, a ja już jestem dzięki terapii w całkiem innymi punkcie, nie mniej jednak dopiero kiedy radykalnie odstawiłam mięso (oprócz rybiego, choć to jem już bardzo sporadycznie) zrozumiałam sens i konieczność decyzji, którą podjęłam pod wpływem impulsu. Choć byłam kiedyś największym mięsożercą ze wszystkich, choć wierzyłam w mit, że jakaś grupa i rodzaj krwi może predestynować do jedzenia mięsa, dziś jego niejedzenie jest dla mnie całkowicie naturalne i oczywiste. To coś, co uważam, że w XXI wieku dla planety i pozostałych istot powinien zrobić każdy świadomy i empatyczny człowiek. Ciężko mi zrozumieć siebie samą z „okresu mięsnego”, ale widać musiałam do tego dorosnąć. Czy tęsknię za smakiem mięsa? Nie, bo jego zamienniki są na coraz wyższym poziomie i w każdej chwili mogę zjeść nie tylko przyzwoitą parówkę, ale też pulpety, sznycla, kiełbaski czy gyros w wersji wege. Ale tego też potrzebuję już coraz mniej. Wystarczają mi warzywa, ryże i kasze.
Sprawa ma się jednak inaczej z małymi dziećmi i zwierzętami. Pies potrzebuje w swojej diecie mięsa. Ucieszyłam się więc niesamowicie, że znowu będę mogła je od czasu do czasu gotować i mrozić porcje na cały tydzień (oprócz tego Żuli je też karmy z puszki, a także powoli uczy się jedzenia suchej karmy). Wiedząc, co jest wskazane i dobre dla niej, puściłam wodze swojej wyobraźni i wyczarowałam kilka aromatycznych karm. Zacznę od ostatniej!

fot. Marianna Patkowska

SKŁADNIKI:

– 568 g porcji rosołowej z kaczki
– 626 g porcji rosołowej wołowej
– 500 g mięsa wołowego na gulasz
– 287 g steku wołowego z antrykotu
– 450 g wątróbki z kurczaka
– 4 marchewki
– 3 pietruszki (korzenie)
– ¼ selera
– cukinia
– ½ jabłka
– 1,5 szklanki ryżu

fot. Marianna Patkowska

PRZYGOTOWANIE:

Marchewki, pietruszki, selera i cukinię umyć, obrać i pokroić w drobną kostkę.

fot. Marianna Patkowska

Zalać niedużą ilością wrzątku i gotować ok. 35 – 40 minut. Po ich upływie dodać porcję rosołową z kaczki, porcję rosołową wołową, mięso na gulasz i stek z antrykotu. Gotować jeszcze 15 minut.

fot. Marianna Patkowska

Na końcu wrzucić do gotującej się reszty przemytą wątróbkę.

fot. Marianna Patkowska

Gotować całość jeszcze ok. 5 minut.

fot. Marianna Patkowska

Łyżką cedzakową wyłowić wszystkie mięsa i przełożyć je do miski. Warzywa gotować jeszcze kilka minut z połówką umytego, obranego i pokrojonego w kostkę jabłka. Potem przy pomocy durszlaka lub sitka wyłowić warzywa z jabłkiem (bulion zostawiamy w garnku!) i zmielić je na papkę.

fot. Marianna Patkowska

Z bulionu z garnka odlewamy połowę (i zostawiamy do ewentualnego podlania).

fot. Marianna Patkowska

Bulion w garnku doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy ogień i dodajemy 1,5 szklanki ryżu. Ryż gotujemy wg wskazówek na opakowaniu, dodając do tego jeszcze 5 minut, żeby się rozgotował. Co jakiś czas sprawdzamy, czy nie należy ryżu podlać resztą bulionu. Gotowy ryż pozostawiamy do ostygnięcia, a potem łączymy ze zmiksowanymi warzywami i jabłkiem.

fot. Marianna Patkowska

Ostudzone ugotowane mięso kroimy w dość małą kostkę. Z kaczki wyciągamy i wyrzucamy wszelkie kostki i chrząstki. Kawałki mięsa łączymy i mieszamy z ryżem, warzywami i jabłkiem. Całość dzielimy na porcje dzienne dla naszego pieska i zamrażamy na kolejne dni. Ja podaję jej porcję dzienną w dwóch ratach.

fot. Marianna Patkowska

Jeśli nasz psiak lubi napoje typu Psie Piwko, możemy mu, oprócz wody, podać w misce również bulion, który nam został (jeśli po podlaniu ryżu nam oczywiście został), choć nie każdy pies będzie rozumiał taką płynną sytuację. Jeśli wiemy, że takie podanie nie przejdzie, bulion można zamrozić i skorzystać z niego przy gotowaniu następnej karmy.

fot. Marianna Patkowska

WRAŻENIA

fot. Marianna Patkowska

Żuli – skończywszy dwukwadransowy strajk głodowy, na który przeszła tuż po zobaczeniu i powąchaniu mojego dania – zjadła wszystko z apetytem, a z każdym następnym razem coraz bardziej się na moją karmę rzucała. Z moich obserwacji wynika, że woli jednak kawałki rozgotowanych warzyw niż papkę z nich, co osobiście rozumiem. Jednak równocześnie rzeczywiście prawdą jest, że trawi gotowane warzywa znacznie lepiej, kiedy są zmiksowane (na co nie zawsze zbite dowody za każdym razem po niej zbieramy).
Po niemal tygodniu podawania jej tego posiłku mogę śmiało powiedzieć, że bardzo jej smakuje, chociaż nic nie przebije ulubionego przez nią kurczaczka z warzywami i ryżem. Ale sam kurczaczek w zbyt dużych ilościach nie jest dla psa dobry, w przeciwieństwie do wołowiny z podrobami (które nie powinny stanowić więcej niż 20% mięsnej porcji karmy).
Zimny bulion jej absolutnie nie przekonał. Nie jest w ogóle przesadną fanką płynów – stąd też pewnie niechęć do papek – więc zamroziłam go do kolejnych karm!

fot. Marianna Patkowska
Satysfakcja własna po przygotowaniu karmy: 10 /10  
Satysfakcja mojego psa po powąchaniu karmy: 0 /10  
Satysfakcja mojego psa po zjedzeniu karmy: 10 /10 

P.S. Na deser łączę smakowitą „Double Fiestę” znakomitej Meredith Monk!

fot. Marianna Patkowska

Jeśli podoba Ci się, jak piszę, i chcesz mnie docenić,
kliknij w poniższą ikonkę i postaw mi, proszę, wirtualną kawę ☕️

Postaw mi kawę na buycoffee.to

nNajlepsze kupne produkty wege 2

fot. Marianna Patkowska

Jakiś czas temu opisywałam swoje ulubione produkty wegetariańskie, z których można w miarę szybko przygotować wspaniały obiad. Dziś uzupełniam swój poprzedni wpis o kolejne dwa (które dostaniemy w Lidlu), wraz z moimi autorskimi przepisami, w których je wykorzystuję. Smacznego!

Potrawka warzywno-roślinNa

fot. Marianna Patkowska
fot. Marianna Patkowska

Dobrą Kalorię cenię przede wszystkim za klopsy klasyczne, które już szczegółowo opisywałam i gyrosa, któremu poświęcę trochę blogowego miejsca za chwilę. Jeśli chodzi o roślinne mielone, nie polecam go do wszystkiego. Na przykład wegetariańskie spaghetti bolognese,  mówiąc nieskromnie, wyszło mi znacznie lepiej (i zdecydowanie taniej – przepis TUTAJ) niż z użyciem tego gotowego zamiennika mięsa. Fantastycznie jednak się sprawdziło w potrawce, którą spontanicznie jakiś czas temu przygotowałam. Oczywiście wszelkie modyfikacje mile widziane!

  • potrawka warzywno-roślinna

SKŁADNIKI:

– tacka roślinnego mielonego Dobrej Kalorii
– 25 dag brązowych pieczarek
– cebula czosnkowa
– cukinia
– bakłażan
– 35 g granulatu sojowego
– 2 kostki grzybowe
– sos sojowy
– sól himalajska
Kujawski olej rzepakowy z rozmarynem, oregano i bazylią
– masło
– mąka
– 50 g sera gorgonzola
– 25 g sera pleśniowego (np. Lazur)
– 25 g tartego sera grana padano (lub parmezanu)

PRZYGOTOWANIE:

Pieczarki (które trzeba wcześniej umyć) i cebulę obrać oraz drobno posiekać, a potem wrzucić na rozgrzany na patelni olej z ziołami do momentu, kiedy cebula się zeszkli, a pieczarki będą podsmażone. Najlepiej, w trakcie smażenia, odrobinę posolić. Na końcu wrzucić roślinne mielone oraz granulat sojowy. Wszystko podlać niedużą ilością wrzątku, w którym rozpuścimy wcześniej 2 kostki grzybowe i dusić na wolnym ogniu ok. 10 minut. Bakłażana i cukinię pokroić w kostkę i piec z odrobiną soli w piekarniku (lub garnku do pieczenia) również na oleju ok. 20 – 30 minut. Wszystko razem – i duszone na patelni, i pieczone w piekarniku składniki – przełożyć do garnka. W rondelku rozpuścić niewielki kawałek masła, dodać do niego trochę mąki, wymieszać, a potem systematycznie dodawać sos z garnka, mieszając z serami. W razie potrzeby, dodać trochę wody. Jak uzyskamy gęsty, jednolity serowy sos bez grudek, dodać kilka kropli sosu sojowego i wlać całość do naszego garnka z resztą.

Wege gyros w greckim stylu

fot. Marianna Patkowska
fot. Marianna Patkowska

Roślinny gyros Dobrej Kalorii jest mistrzostwem świata, zarówno jeśli chodzi o smak, jak i konsystencję! Idealnie sprawdzi się, kiedy nie będziemy mieć ani pomysłu, ani czasu na wyszukany obiad. Zawartość tacki wystarczy wrzucić na rozgrzany olej na kilka minut i gotowe!
Moja propozycja jest bardzo prosta w przygotowaniu, a efekt zachwyca nawet najbardziej wymagające podniebienia! Mianowicie stawiam na zimne dodatki w greckim stylu: tzatziki oraz sałatkę pełną greckich smaków (choć nie grecką). Lubię podawać to danie z ziemniakami, lecz idealnie sprawdzą się też frytki oraz ryż. Ciekawostką jest to, że w wielu greckich tawernach podaje się i frytki, i ryż równocześnie!

  • wege gyros w greckim stylu

SKŁADNIKI:

– tacki roślinnego gyrosa
– ogórek zielony
– ząbek czosnku
– 2 łyżki jogurtu greckiego
– świeża rukola
– zielone oliwki
– czarne oliwki
– pomidor
– sól himalajska
– pieprz
olej

PRZYGOTOWANIE:

W zależności od tego, jaki ciepły dodatek dobierzemy do dania (ziemniaki, frytki czy ryż), przygotujmy je na początku. Na samym końcu na rozgrzany olej wrzucamy gyrosa i smażymy go ok. 5 minut.
A w międzyczasie przyrządzamy tzatziki: trzemy na tarce umyty i obrany ogórek, odlewamy nadmiar wody, posypujemy solą i pieprzem, a potem dodajemy jogurt grecki i wyciśnięty czosnek, wszystko razem dokładnie mieszając.
Została jeszcze tylko sałatka w greckim stylu: do miski wrzucamy umytą rukolę, odcedzone oliwki i umyty, pokrojony w kostkę pomidor, całość delikatnie soląc.

P.S. Ponieważ gyros mięsny można przyrządzić również z wołowiny, nie będzie nadużyciem, kiedy na deser dołączę tę właśnie piosenkę 😉

nNajlepsze kupne produkty wege

fot. Marianna Patkowska

Potrafię ugotować obiad składający się z pięciu dań, prawie w ogóle nie posiłkując się gotowymi składnikami (własny chleb, własne smarowidła do przystawek, dipy, zakwasy do zup, przetwory, kompoty, desery i nalewki). Potrafię – o czym pisałam jakiś czas temu – idealnie wysprzątać całe mieszkanie. Potrafię również znakomicie zająć się dziećmi, napisać i nagrać piosenkę w szafie, przeczytać i zrozumieć poważną, wymagającą filozoficzną książkę, zredagować gotowy tekst oraz napisać od początku swój własny na dowolny temat. Jednak… każda z tych aktywności z niezrozumiałych dla mnie powodów w trakcie wykonywania wyklucza pozostałe. I o ile trudno podeprzeć się półproduktami, pisząc teksty, piosenki, czytając czy nawet sprzątając, to akurat w kwestii przygotowywania posiłków (a jeść przecież trzeba!) znakomitym rozwiązaniem są kupne składniki obiadowe, oszczędzające nasz czas i energię. Sytuacja, kiedy jeszcze jadłam mięso, była niezwykle prosta, ale myślałam, że się skomplikuje, kiedy wykluczę je ze swojej diety. Nic bardziej mylnego! W tanich i popularnych supermarketach dostaniemy produkty wegetariańskie dobrej jakości, dzięki którym szybko przyrządzimy pyszny domowy posiłek za rozsądne pieniądze (choć zawsze wychodzi taniej, kiedy zrobimy to od podstaw). Postanowiłam wskazać te, które podbiły moje kubki smakowe, łącząc też kilka swoich autorskich przepisów.

To powinno już rozumieć się samo przez się, ale na wszelki wypadek podkreślę, że (znowu) nie jest to wpis sponsorowany.

Wege klopsy w sosie z brązowych pieczarek z cytrynową nutą 

fot. Marianna Patkowska
fot. Marianna Patkowska

Produkty lidlowej Dobrej Kalorii są na ogół znakomite (polecam również wege gyrosa), ale niestety mają jedną wadę: niewspółmierny stosunek ceny do ilości produktu. Za pyszne jedzenie warto zapłacić czasem trochę więcej, jednak na przykład wkładanie do opakowania, które spokojnie zmieściłoby osiem klopsów tylko sześciu, jest pewnym nadużyciem.
Tak czy siak, roślinne klopsy Dobrej Kalorii są arcydziełem! Jeśli spieszy nam się bardziej, możemy dorobić do nich naprędce sos koperkowy (rozpuścić mały kawałek masła, podsypać odrobiną mąki, zalać rozpuszczoną we wrzątku kostką warzywną i cały czas mieszając, wrzucić umyty i drobno posiekany pęczek koperku, pogotować ok. 10 minut, dodając na końcu trochę jogurtu greckiego), do którego wrzucimy podgrzane w piekarniku klopsy i podać całość z ziemniakami i świeżym pomidorem. Jeśli spieszy nam się troszeczkę mniej, polecam przygotowanie mojego autorskiego sosu z brązowych pieczarek z cytrynową nutą (wszystkie składniki dostałam również w Lidlu).

  • SOS Z BRĄZOWYCH PIECZAREK
    Z CYTRYNOWĄ NUTĄ

SKŁADNIKI:

– 0,5 kg brązowych pieczarek
– 2 cebule czosnkowe
Kujawski olej rzepakowy z cytryną i bazylią
– jogurt grecki
– 2 kostki grzybowe
– sos sojowy
– masło
– mąka
– sól

PRZYGOTOWANIE:

Pieczarki umyć i pokroić w drobną kostkę. Na rozgrzanym oleju zeszklić posiekaną drobno cebulę. Dodać pieczarki i dusić razem ok. 10 minut. Dodać kostki grzybowe, odrobinę jogurtu greckiego i sosu sojowego. W małym garnuszku rozpuścić kawałek masła, podsypać go niewielką ilością mąki i energicznie zamieszać, podlewając sosem. Gotową zasmażkę połączyć z sosem, mieszając. Jeśli sos będzie zbyt gęsty, można dodać trochę mleka.

fot. Marianna Patkowska

Wege parówki w pomidorach
z groszkiem

fot. Marianna Patkowska
fot. Marianna Patkowska

Mój tata był w kuchni mistrzem i artystą, mama natomiast (czasem bardzo) cichym bohaterem dnia codziennego. Wspólne posiłki stanowiły dla niej pozakulinarną wartość wyniesioną z domu, jednak nie miała obsesji na punkcie przygotowywania dań od podstaw. Udoskonalane przez nią torebkowe sosy Knorra (którymi na przykład polewała jajko na twardo) były bardzo smaczne, a przede wszystkim nieczasochłonne. Gotowanie nie było jej pasją. Łączyła etatową pracę z karmieniem rodziny domowymi obiadami, przy których opowiadaliśmy sobie o tym, jak każdemu z nas minął dzień, a domowy budżet raczej nie bywał nadszarpywany zamawianiem jedzenia z restauracji. Jednym z takich niesamowicie prostych, tanich i naprawdę pysznych dań (które mama z kolei znała jeszcze ze swojego domu) były parówki duszone w pomidorach z groszkiem konserwowym. Ponieważ parówki sojowe w niczym nie przypominają zwykłych parówek, byłam niemal pewna, że już nigdy nie będzie mi dane odtworzyć tej potrawy w wege wersji. Aż tu nagle… odkryłam w Lidlu identyczne w smaku z mięsnymi parówki wegetariańskie Veggie Day! Z ogromną przyjemnością przedstawiam więc przepis na wege parówki w pomidorach z groszkiem.

  • wege parówki w pomidorach z groszkiem

SKŁADNIKI:

– opakowanie parówek wegetariańskich Veggie Day
– 2 cebule czosnkowe
– 2 puszki pomidorów
– duża puszka groszku konserwowego
– 2 łyżeczki koncentratu pomidorowego
– łyżka jogurtu greckiego
– garść suszonego lubczyku
– masło
– mąka
– sól
– pieprz

PRZYGOTOWANIE:

Drobno posiekane cebule zeszklić na maśle. Wrzucić do nich pokrojone parówki na minutę, a po niej zdjąć patelnię z gazu. Wymieszać mikserem pomidory z puszki z koncentratem na gładką masę (chyba że kupiliśmy krojone, wtedy możemy ten krok pominąć) i wlać do garnka i zagotować. Dodać odcedzony groszek, parówki z podsmażoną cebulką, lubczyk, sól i pieprz. Dusić ok. 10 minut.

Kiełbaski roślinne z grilla

fot. Marianna Patkowska
fot. Marianna Patkowska

Kolejnym hitem Dobrej Kalorii są roślinne kiełbaski z boczniaka (porcja to cztery sztuki). Według etykiety na opakowaniu najlepiej podgrzewać je na patelni, lecz doskonale sprawdzi się do tego również elektryczny grill. Zachwycają nie tylko smakiem, ale i konsystencją.
Możemy podać je klasycznie z ziemniakami i wszelkimi ulubionymi sosami albo włożyć do wysmarowanej tymi sosami i podgrzanej wcześniej bułki na hot-dogi. Przygotowanie zajmie nam nie więcej niż 10 minut (z ziemniakami 20). Znakomicie się komponują z domową sałatką szwedzką.

Sznycel sojowy

fot. Marianna Patkowska
fot. Marianna Patkowska

Sznycel sojowy lidlowej Polsoi bardzo mnie zaskoczył. Oczywiście pozytywnie! To idealne rozwiązanie, kiedy nie mamy ani czasu, ani pomysłu na obiad. Wystarczy ugotować do niego ziemniaki, kaszę albo ryż, dorzucić na talerz kiszony ogórek lub kapustę (najlepiej się komponują) i mamy gotowe znakomite danie. Na tacce znajdują się dwa całkiem słusznych rozmiarów sznycle.

Wegańska szynka z pistacjami

fot. Marianna Patkowska
fot. Marianna Patkowska

Z ostatniego produktu nie przyrządzimy co prawda obiadu, ale skoro wart jest grzechu (a jest!), to z pewnością wart jest też wspomnienia w tym wpisie. Mowa o biedronkowych plastrach wegańskich z pistacjami marki goVege, czyli artykule do złudzenia przypominającym najwspanialszą drobiową szynkę z dodatkiem pistacji. Chociaż Lidl też ma swoje wege szynki z dodatkami, całkiem nawet smaczne, nie umywają się jednak do tej!
Nie próbowałam innych wariantów smakowych, ale ten jest rzeczywiście wybitny!

P.S. Ponieważ dziś sobota, a jak sobota to tylko do Lidla (z którego pochodzi większość opisywanych produktów), do Lidla, bo promocje tam, parking rampampampam, na deser mogę załączyć tylko jeden utwór – „Rampampam” Popka.

Wege flaczki

fot. Marianna Patkowska

Postawiłam sobie niedawno za cel odtworzenie większości swoich ulubionych mięsnych smaków w wersji wegetariańskiej. Ponieważ jesień zdecydowanie sprzyja eksperymentowaniu w kuchni, w najbliższym czasie pojawi się tu prawdopodobnie więcej niż zazwyczaj kulinarnych wpisów. Na kolejny już ogień po smalcu, sosie bolońskim i bigosie, poszły flaczki. Wiem, że można je robić z boczniaków, jednak te ciężko na razie dostać. (Prawdopodobnie to jeszcze nie sezon; proszę mi wybaczyć niewiedzę – z grzybów znam się jedynie na starych grzybach.)
Potrzeba jak wiadomo matką wynalazków, więc, oglądając sklepowy asortyment, wpadłam na pomysł przygotowania flaczków z krojonych grzybów mun i granulatu sojowego. Efekt okazał się zachwycający! Zarówno, jeśli chodzi o konsystencję, jak i smak. Pamiętajmy, żeby za bardzo dania nie rozwodnić, a także nie żałować majeranku i pieprzu. Flaczki powinny być lekko pikantne.

SKŁADNIKI:

– pół paczki mrożonej włoszczyzny (lub pół tacki świeżej)
– 200 g suszonej włoszczyzny
– garść prażonej cebulki
– średnia cebula w łupince
– 3 ziarna ziela angielskiego
– 5 ziaren czarnego pieprzu
– liść laurowy
– garść świeżego lubczyku
– szczypta suszonego lubczyku
szczypta majeranku
– 2 ząbki czosnku
– 2 kostki warzywne (lub własne bulionetki)
– suszona zmielona kozieradka
– suszona papryka wędzona słodka
– sos sojowy
pieprz czarny mielony
– 30 g krojonych grzybów mun (polecam te)
– garść suszonych borowików (lub podgrzybków)
– 70 g granulatu sojowego
– kilka kropli oliwy z oliwek
– łyżeczka octu balsamicznego

PRZYGOTOWANIE:

Grzyby mun namoczyć w ciepłej wodzie, a w oddzielnej miseczce namoczyć w zimnej wodzie borowiki. Włoszczyznę mrożoną i suszoną z podpaloną wcześniej nad ogniem cebulą, prażoną cebulką, zielem angielskim, liściem laurowym, pieprzem, suszonym i świeżym lubczykiem, majerankiem i czosnkiem gotować w niewielkiej ilości wody (ma jedynie wszystko przykryć) na małym ogniu ok. 30 minut. Po ich upływie dodać kostki warzywne, kozieradkę i paprykę, sos sojowy oraz mielony pieprz (ważne, żeby potrawa była lekko pikantna). Wyłowić ząbki czosnku i cebulę. Odcedzić krojone grzyby mun i dodać do bulionu. Odcedzić borowiki, pokroić wzdłuż w paski i również dodać do gotującej się reszty. Wsypać granulat sojowy, kilka kropli oliwy z oliwek, ocet balsamiczny. Gotować jeszcze ok. 15 minut. W razie potrzeby dolać odrobinę wrzątku.

fot. Marianna Patkowska

P.S. Na deser łączę jedną z moich ulubionych piosenkowych parodii:

Fasolka po lesersku

fot. Marianna Patkowska

Czas przymusowej izolacji chyba pomoże mi nadrobić braki we wpisach z  kategorii kulinarnej. Ten przepis jest tak straszliwie banalny, że aż zastanawiałam się, czy się nim dzielić. Szybko jednak sobie przypomniałam o wszystkich tych ludziach, którzy nie lubią lub nie umieją gotować, nie mają na to czasu albo nie chcą wydawać na jedzenie zbyt dużo pieniędzy: samotnych kawalerach, zapracowanych pannach, znużonych żonach, zagubionych w kuchni mężach czy miłośnikach fasoli konserwowej. Ten wpis jest właśnie dla Was!
Danie starcza na dwie porcje i można je podać z purée ziemniaczanym. Koszt jednej porcji (wliczając ziemniaki) nie przekracza 3 zł.

SKŁADNIKI:

– puszka fasoli białej konserwowej
– obrana i posiekana w kostkę cebula*
– mielony kminek
– suszony majeranek
– suszony lubczyk
– sos sojowy
– sól (himalajska)
– masło

*Zarówno białą fasolę, jak i cebulę można zamienić na ich czerwone wersje 😉

PRZYGOTOWANIE:

Cebulę zeszklić na maśle, dodając do niej szczyptę soli (dzięki temu szybciej zmięknie). Całą zawartość puszki z fasolą (łącznie z sosem) wlać do garnka, połączyć z cebulą, suszonymi ziołami, sosem sojowym i ewentualnie jeszcze solą. Gotować niecałe 10 minut.

P.S. Skoro była mowa o kawalerach, na deser muszę załączyć piosenkę (rok tylko ode mnie młodszą) moich zdecydowanie ulubionych (muzycznie i prywatnie) Kawalerów Błotnych!

Bakłażanowe pasty kanapkowe

fot. Marianna Patkowska

Czas przymusowego siedzenia w domu sprzyja wzmożonej aktywności w kuchni i przygotowywaniu mnóstwa potraw idealnych na proszone podwieczorki, które zaczynają się jawić jak odległe wspomnienie poprzedniego życia. Światełkiem w tunelu jest myśl, że pozostajemy w towarzystwie najlepszym z możliwych – swoim własnym!
Dzielę się dziś przepisami na dwie pasty kanapkowe, których bazą jest pieczony bakłażan: serowo-paprykową (która do złudzenia przypomina fantastyczną grecką τυροκαυτερή) i paprykowo-pomidorową. Są oczywiście idealne na kanapki, ale również świetnie nadają się do maczania w nich surowych warzyw czy nawet jako sos do makaronu (podawany i na ciepło, i na zimno).

Pasta serowo-paprykowa

fot. Marianna Patkowska

SKŁADNIKI:

– umyty pokrojony wzdłuż bakłażan
– umyta pokrojona papryka zielona
– opakowanie greckiej fety
– łyżeczka jogurtu greckiego
– ząbek czosnku
– sól (himalajska)
Olej Kujawski z rozmarynem, oregano i bazylią

PRZYGOTOWANIE:

Bakłażana z papryką piec w rozgrzanym piekarniku (lub – jak w mojej jednopalnikowej kuchni – garnku do pieczenia) na Oleju Kujawskim z rozmarynem, oregano i bazylią ok. 30 minut. Miękkie warzywa pokroić i zmiksować z fetą, jogurtem greckim, wyciśniętym czosnkiem i solą.

fot. Marianna Patkowska

Pasta paprykowo-pomidorowa

fot. Marianna Patkowska

SKŁADNIKI:

– umyty pokrojony wzdłuż bakłażan
– umyta pokrojona papryka żółta
– umyta pokrojona papryka czerwona
– 2 umyte i przekrojone na pół pomidory
– suszona bazylia
– suszone oregano
– suszone zioła prowansalskie
– 3 łyżeczki koncentratu pomidorowego
– sól (himalajska)
Olej Kujawski z rozmarynem, oregano i bazylią

PRZYGOTOWANIE:

Bakłażana z paprykami i pomidorami piec w rozgrzanym piekarniku (lub – jak w mojej jednopalnikowej kuchni – garnku do pieczenia) na Oleju Kujawskim z rozmarynem, oregano i bazylią ok. 30 minut. Miękkie warzywa pokroić i zmiksować z ziołami, koncentratem pomidorowym i solą.

fot. Marianna Patkowska

P.S. Na deser łączę utwór z solowej płyty najprzystojniejszego członka The Prodigy – Maxima Reality.

Smalec wegetariański z jabłkiem

fot. Marianna Patkowska

Po raz pierwszy w historii oczu nNi postanowiłam opublikować przepis kulinarny bezpośrednio na tym blogu, a nie – jak do tej pory – na swoim drugim, kulinarnym (i niestety mocno ostatnio przez siebie zaniedbanym) blogu Jednopalnikowa.
Dotychczas przepisy stamtąd linkowałam tu. Od dziś wprowadzam nową, dwublogową formułę – przepis znajdziecie i tu, i tam 😉

Od stycznia tego roku nie jem mięsa, a ściślej – przeszłam na pescowegetarianizm, czyli z mięs pozostawiłam w swoim jadłospisie tylko ryby i owoce morza. Ograniczałam spożycie mięsa już od dłuższego czasu, przede wszystkim ze względu na szkodliwy wpływ jego produkcji na środowisko, jednak radykalna decyzja została podjęta z najniższych, przyznaję, pobudek. Zrobiłam to mianowicie na złość komuś. Miałam wrażenie, że czuje się ode mnie lepszy, dlatego że nie je mięsa, więc zadałam sobie pytanie kluczowe:

JA nie dam rady?

– pytanie kluczowe, które sobie zadałam

I z dnia na dzień odstawiłam mięso czerwone i drób. Potem okazało się zresztą, że moje wyjściowe założenie wobec tego kogoś było mylne, jednak… polubiłam swoją dietę. Nie będę oczywiście ukrywać, że nie mam czasami ochoty na tatara czy golonkę i że wcale nie skręca mnie z rozpaczy na samą myśl o tym, że już nigdy w życiu ich nie zjem. Jednak na razie doskonale daję sobie radę.
Nadal jestem zdania, że w przyrodzie silniejsze jednostki zjadają słabsze i że fakt, że ktoś jest naszym przyjacielem nie jest jeszcze wystarczającym powodem, żeby go nie skonsumować. Muszę się jednak przyznać do swojej dotychczasowej ogromnej niestety ignorancji i niewiedzy w kwestii samego przemysłu związanego z produkcją mięsa i barbarzyńskich warunków, na jakie człowiek skazuje w nim zwierzęta. Dieta oraz zanurzenie się w ten temat na pewno zmieniły moją optykę.

Oczywiście zawsze zdarzy się jakiś durnowaty komentarz. (Jeśli usłyszycie „świetny żart”, że od niejedzenia mięsa mężczyznom w szafach pojawiają się rurki, pamiętajcie, że to już nie tylko żart z brodą, ale też z wielkim, sumiastym januszowym wąsem). Najczęściej jednak rodacy zmieniają się masowo w ekspertów z zakresu językoznawstwa (nic nie cieszy mnie bardziej niż samozwańczy specjalista z mojej dziedziny), wyśmiewając nazwy typowo mięsnych dań, których używa się w odniesieniu do ich wegetariańskich wersji (np. kotlet sojowy, pasztet warzywny czy właśnie smalec wegetariański). Najrzetelniej wyjaśnia to zagadnienie profesor Katarzyna Kłosińska (prywatnie żona profesora Krzysztofa Kłosińskiego, mojego promotora) TUTAJ. Innych uciążliwości bycia pescowegetarianinem nie dostrzegam. Nawet na tak głębokiej prowincji, na jakiej przyszło mi żyć, przejście na taką dietę nie jest najmniejszym problemem, zarówno jeśli chodzi o kwestię dostępności produktów w sklepach, jak i karcie menu każdej restauracji.

fot. Marianna Patkowska

Niejedzenie mięsa wyzwoliło we mnie podczas gotowania kolejne, nieznane dotąd pokłady kreatywności. Szukanie znanych smaków i faktur, mając do dyspozycji kompletnie inne niż do tej pory środki, to fantastyczne wyzwanie! Wegetariański smalec, który wymyśliłam, przerósł moje oczekiwania. Polecam go również mięsożercom! 😉

SKŁADNIKI:

– 2 łyżki oleju kokosowego
– 2 łyżki oleju lnianego
– 2 łyżki Oleju Kujawskiego z rozmarynem, oregano i bazylią
– łyżeczka zmielonej kozieradki

– łyżeczka zmielonej papryki wędzonej*
– łyżeczka suszonego majeranku
– kilka listków roztartego świeżego lubczyku
– łyżka sosu sojowego
– szczypta soli (w razie potrzeby)
– średnia pokrojona w kostkę cebula
– pół obranego i pokrojonego w kostkę dobrego jabłka

*Wędzona papryka dodaje aromatu i pięknego koloru, ale z powodzeniem możemy też jej dodanie pominąć (wtedy nasza potrawa będzie bardziej przypominać tradycyjny smalec z jabłkiem).

PRZYGOTOWANIE:

Wszystkie oleje podgrzać na wolnym ogniu w rondelku. Dodawać po kolei pozostałe składniki, cały czas mieszając. Dusić, aż cebula stanie się miękka (ok. 10 – 15 minut). Przelać do szklanego lub ceramicznego naczynia. Odstawić do wystygnięcia, a potem włożyć do lodówki.
Tradycyjnie polecam przygotowanie naszego smalcu dzień przed planowanym podaniem 😉

fot. Marianna Patkowska

P.S. Na deser łączę garść soczystych słodkich owoców 🍒 🍉 🍌