
scenariusz: Richard Gadd
reżyseria: Josephine Bornebush, Weronika Tofilska
gatunek: biograficzny, dramat
produkcja: Wielka Brytania
rok powstania: 2024
pełny opis filmu wraz z obsadą
Czerwony plakat miniserialu „Reniferek” na Netflixie omijałam (dzisiaj widzę zresztą, że nie oddaje sensu tego filmu tak dobrze, jak ilustrujący moją recenzję granatowoszary). Dopiero kiedy kilka osób, z których gustem się liczę, zaczęło namawiać do jego obejrzenia, bez specjalnej ekscytacji zaproponowałam Partnerowi rozłożony na dwie części seans. Już po kilku minutach pierwszego odcinka wiedzieliśmy, że to naprawdę dobra produkcja, natomiast to, w jaką stronę serial się rozwinął, jak trudnych dotknął wątków, jak niepostrzeżenie rozbebeszył najbardziej bolesne zakamarki ludzkiej psychiki, wgniotło nas w ziemię. Ostatnim serialem, po wyłączeniu którego długo razem płakaliśmy, była „Informacja zwrotna”. I jeśli ktoś po tym wstępie nie jest ciągle pewien, czy jestem za czy przeciw, spieszę wyjaśnić: „Reniferek” to dzieło wybitne. W sposób bezkompromisowy, ale też niepozbawiony specyficznego i smakowitego poczucia humoru, porusza temat, którego nikt jeszcze nigdy w tak brutalny sposób w serialu nie przedstawił.

W wielu recenzjach opis fabuły sprowadza się do problemu stalkingu. Główny bohater, Donny Dunn (w tej roli pomysłodawca serialu, autor scenariusza oraz… człowiek, którego losy widzimy na ekranie – Richard Gadd) próbuje swoich sił w stand-upie, a że wychodzi mu to dość słabo, dorabia równocześnie jako barman. Jego uprzejmy gest wobec sympatycznej klientki Marthy (doskonała Jessica Gunning) nieoczekiwanie zostanie przez nią odebrany jak zachęta do długiego, wyczerpującego stalkowania głównego bohatera. Tak, jest to – starając się nie spoilerować – część fabuły serialu. Jednak… serial nie jest o stalkingu. Nie jest też o (dosyć przerażającej) obsesji Marthy. Gadd, jak rasowy terapeuta, rozkłada na czynniki pierwsze samego siebie. Kluczowym jest tu pytanie:
Która część mnie spowodowała, że cała ta sytuacja w ogóle mogła się zdarzyć?
Stalking jest w tle, ale na pierwszym planie widzimy coś znacznie groźniejszego – widzimy człowieka o tak niskim poczuciu własnej wartości, że pozbawionego jakichkolwiek granic. Nie zgodzę się z recenzjami, w których Donny nazywany jest „mrukowatym” czy „słabym”. Nie zgodzę się też z recenzjami, w których nazywany jest beznadziejnym komikiem. (I nie dlatego, że mi w trakcie niektórych jego żartów na scenie – podobnie jak milczącej publiczności – nie wybijał żenadometr. Wybijał.) To, że przez wielu mógł być postrzegany jako pesymistyczny słabeusz bez poczucia humoru ma źródło w jego ogromnej niepewności siebie. Ja Donny’ego odebrałam jak dobrego, wrażliwego, życzliwego, fajnego faceta, a jego żarty sytuacyjne – więc takie, które nie były wcześniej przygotowane – były wręcz znakomite. Mój Partner zauważył, że Donny był na scenie żenujący, kiedy zjadała go trema. Trema jest tym, co osobie pewnej siebie i własnej wartości dodaje skrzydeł (nawet, jeśli ją początkowo zjada). Ale u niego nie miało co zagrać, bo nieistniejąca pewność siebie i własnej wartości sprawiały, że za wszelką cenę chciał się podobać. Każdemu. Określało go tylko to, co z zewnątrz, nigdy to, co miał w środku, bo tam czuł pustkę. Za mocno się starał, w głębi duszy nie wierząc, że mu wyjdzie. Nie wierząc, że jest niezły. Jednak kiedy całkowicie odpuszczał, widząc katastrofę, jaka się właśnie na scenie wydarza, wychodziły mu najlepsze kwestie. Czy jest to postać autodestrukcyjna (co wielu recenzentów i komentujących doprowadziło do szału)? Jak najbardziej! Ale… nie tylko.
Bronię Donny’ego, a tak naprawdę Richarda Gadda, bo… odnajduję się w jego rysie osobowości. Zobaczenie na ekranie, do czego stawianie wszystkich innych na pierwszym miejscu może doprowadzić, było dla mnie wstrząsające. Wstrząsające, ale i terapeutyczne. Moja pewność siebie i poczucie własnej wartości również długi czas były na minusie. Praca autoterapeutyczna podniosła je do zera, ale nadal nie dostrzegam własnych granic, nie umiem ich więc jasno komunikować. Brak asertywności dostałam podobno w pakiecie z ADHD, ale reszta jest efektem złego wychowania. Złego, czyli nieprzygotowującego do dorosłego samodzielnego życia, w którym znamy swoją wartość, stawiamy granice i jesteśmy ze sobą szczęśliwi. Ktoś sterapeutyzowany może nie rozumieć, czemu Gadd wszystkich wokół usprawiedliwia (i czemu ja w tej recenzji usprawiedliwiam jego). Otóż robi to nie tylko dlatego, że nauczył się używać własnych traum i w jakiś masochistyczny sposób go do ich odtwarzania ciągnie, ale też dlatego… że pod tym złym wychowaniem, pod brakiem granic kryje się dobry, wartościowy człowiek, który widzi i rozumie znacznie więcej niż inni. Na mojej terapii grupowej w pewnym momencie stałam się niemal memiczna – czegokolwiek ktoś by nie powiedział, ja „rozumiałam”. Ale tak było w moim życiu zawsze. Zawsze od kiedy pamiętam. Ktoś zaburzony w złości krzywdził dziecko – rozumiałam. Ktoś niekontrolujący swojej złości zgwałcił – rozumiałam. Wielu psychiatrów do dziś ma problem ze zrozumieniem tzw. samobójstwa rozszerzonego. (Zwłaszcza, kiedy niedoszły samobójca sam przeżyje.) Ja, kończąc podstawówkę, musiałam i taką sytuację zrozumieć, tracąc w wyniku brutalnego morderstwa nie tylko kogoś z rodziny, ale też zrozumienie w oczach tych, którzy od sprawcy czynu się odwrócili. Trzeba pomagać. Trzeba rozumieć. Oprawcy w końcu niemal zawsze są również ofiarami (choroby, zaburzenia, złego środowiska czy traum z dzieciństwa). Byłam bezdenną studnią zrozumienia dla wszystkich degeneratów tego świata. I co najlepsze – ja ich postępowanie rozumiałam naprawdę. To nie były czcze deklaracje. Wiedziałam dużo o chorobach, zaburzeniach, budowie mózgu i wynikających z niej możliwościach, ale i ułomnościach. Wspaniale mieć taką osobę koło siebie, prawda? Ale wiecie, co jest jeszcze wspanialsze? Manipulowanie nią! Gadd w pewnym momencie mówi, że „jest lepem na muchy na takie sytuacje”. Tak, jest. Zaryzykuję nawet tezę, że wszyscy ci, których główny bohater tak bardzo drażnił, dla których był tak irytująco autodestrukcyjny czy wręcz odpychający – czyli osoby ferujące łatwe sądy, patrzące na świat w czarno-białych barwach – noszą w sobie narzędzia, by móc osobą jego pokroju manipulować. Oczywiście nie są tego świadomi i oczywiście nie oznacza to, że – gdyby kogoś takiego spotkali – koniecznie by z tego skorzystali. Jednak są w stanie. Z kolei widzowie wstrząśnięci, współczujący, zdruzgotani i nieco do Gadda podobni dostrzegają zagrożenia, o których jest ten serial. Bo największym zagrożeniem dla Donny’ego jest niesterapeutyzowanie Donny’ego. To nie świat zewnętrzny jest straszny (chociaż czasami bywa). Pogrążyć może nas tylko to, co jest w nas samych – m.in. przyzwolenie na zło i przemoc, rozgrzeszanie czynów ewidentnie złych, łączenie ludzi i ich czynów w jedno, a co za tym idzie nieumiejętność rozdzielenia złego czynu od człowieka (czasem nie do końca złego), który go popełnił.
Słabością Donny’ego/Gadda nie jest więc – jak myślą niektórzy – jego empatia wobec własnych oprawców, czy jego dostrzeganie człowieczeństwa wszędzie tam, gdzie inni stawiają krzyżyk. Jego słabością jest brak tak samo dużej empatii dla siebie, dostrzegania człowieczeństwa w sobie. Gdyby siebie kochał, gdyby rozumiał, że jest wartościowy i wystarczający, gdyby zbudował pewność siebie i wiarę w swoje możliwości, szybko odkryłby swoje granice. A empatia i miłosierdzie (tego słowa użyłam w swoim życiu opisując tylko jednego człowieka – mojego tatę) pomogłyby mu sprawnie, więc asertywnie je komunikować. Ktoś mądry powiedział mi niedawno, że Polacy mają gigantyczny problem z odróżnieniem asertywności od arogancji. I że arogancja jest zła, bo sztucznie odcina nas od lęku, który musimy poczuć, jeśli chcemy być naprawdę odważni. Tymczasem asertywność zakłada przeżycie wszystkich swoich emocji i wynikającą z tego komunikację bez przemocy. Komunikację, w której zaopiekowane są wszystkie strony. Mam wrażenie, że gdyby Gadd był arogancki, nikt nawet nie zauważyłby tego, jak niskie jest jego poczucie wartości. Na pewno też nie uchodziłby za słabego. Wielu umknęłoby sedno jego osobistego dramatu czy też serii dramatów. Dramatem nie jest więc to, że on rozumie, że empatyzuje. Dramatem jest to, że nie został wyposażony – ani w rodzinnym domu, ani na późniejszych etapach życia – w żadne narzędzia, które pomogłyby mu się obronić przed wchodzeniem sobie na głowę tym, których rozumiał. O ile dobry chirurg nie musi być wyjątkowo empatyczny, a wręcz często pomaga mu w wykonywaniu pracy lekki rys psychopatyczny, o tyle np. dobremu terapeucie empatia jest do pracy niezbędna. Jednak ma on regularne superwizje, sam jest po terapii, ma też wiedzę, która pomaga mu się uporać z trudnymi doświadczeniami swoich pacjentów i oddzielić je od swojego życia prywatnego. Zastanówmy się, jak doskonałym terapeutą mógłby być Gadd (przypomnijmy sobie język narracji serialu – zobaczmy, jak wnikliwym jest obserwatorem ludzkiej psychiki), gdyby tylko zbudował w sobie miłość własną. Gdyby przezwyciężył kierujący nim lęk, odrzucił negatywne i nieprawdziwe poglądy na swój temat – w końcu nikt nie jest tylko głupi, beznadziejny, nienadający się do niczego, przegrany i żałosny. Gdyby z pokorą przyjął się takim, jaki jest, zrozumiał, że w każdym momencie swojego życia jest wystarczający, wybaczył sobie pogardę dla samego siebie. W roli ofiary tkwi się z wielu powodów. Wbrew pozorom nie jest wcale aż tak niewygodna, jak się może zdawać. Alternatywą jest wzięcie za siebie odpowiedzialności, a to znacznie, znacznie trudniejsze i bardziej przerażające.
Richard Gadd po przeżyciu tylu trudnych momentów (na własne czy nie własne życzenie – nieistotne), znalazł w sobie siłę nie tylko, żeby wyjść z roli ofiary, ale też, żeby napisać fantastyczny, elektryzujący scenariusz, doprowadzić do powstania znakomitego miniserialu i jeszcze na dodatek doskonale zagrać w nim samego siebie. Jeśli tak postępuje człowiek „słaby”, to chciałabym kiedykolwiek odnaleźć w sobie taką słabość.
P.S. A na deser zwiastun serialu.
Jeśli podoba Ci się, jak piszę, i chcesz mnie docenić,
kliknij w poniższą ikonkę i postaw mi, proszę, wirtualną kawę ![]()

scenariusz na podstawie powieści