Patoignorancja

fot. Geo Dask

Jakiś czas temu  raper o pseudonimie Mata (19-letni Michał Matczak) zamieścił w sieci klip do utworu „Patointeligencja”. W internecie zawrzało, bo piosenka jest naprawdę wstrząsająca (słuchając jej po raz pierwszy, miałam łzy w oczach). Mną jednak chyba jeszcze bardziej wstrząsnęły niektóre komentarze, dobitnie obnażające bezmiar niezrozumienia tego, co w „Patointeligencji” jest ważne.
O czym jest ten tekst? O alkoholu, narkotykach, ryzykownym seksie i o braku umiejętności życia przy równoczesnej fetyszyzacji prześlizgiwania się przez nie. Czym się więc różni od 90% innych rapowych tekstów? Perspektywą! O otaczającej go patologii rapuje nie, jak nas do tej pory przyzwyczajono, wrażliwy przedstawiciel społecznych nizin bez perspektyw na lepsze i uczciwe życie, tylko reprezentant bananowej młodzieży opływającej w luksusy. Młodziutki chłopak z elitarnego liceum mający wszystko, opowiada o swoim środowisku, w którym dobrobyt staje się przekleństwem („mój ziomo chciał wypłatę starego przećpać/nie pykło, bo była tak wielka/ że dużo, prędzej by tu kopnął w kalendarz”). No dobrze, ale czy rapowanie o przepychu (np. bogatych jachtach, zbywających raperom plikach banknotów i obfitym wyborze chętnych i gotowych niewiast) jest czymś nowym? Oczywiście nie jest. Nowy staje się kontekst. Mata bowiem nie chwali się opisywanym dostatkiem. On się przeciw niemu buntuje. I ten bunt właśnie wydaje mi się kluczowy i wstrząsający. Nie sam wulgarny opis niedojrzałego podjęcia współżycia bez wcześniejszej edukacji seksualnej (swoją drogą to w niektórych środowiskach nie będzie niestety zrozumiane nigdy), przerażających uzależnień nastolatków czy samobójstw, tylko właśnie bunt. Bunt przeciw przytłaczającej łatwości posiadania wszystkiego. Bardzo ważne jest też zrozumienie głębi tego przekazu: pieniądze są zarabiane przez rodziców, Mata rapuje więc o luksusach, na które sam nie zapracował i z którymi nie wiąże się żadna odpowiedzialność. Ten bunt nie płynie ze strony harujących rodziców (że oni zdobyli to wszystko ciężką pracą, a ich dzieci nie doceniają tego, co dostają na srebrnej tacy). Ten bunt płynie ze środka i nie jest buntem na niesprawiedliwość czy nierówność, lecz na brak powodu do buntu. To wydaje mi się niesłychanie ważne. Bunt nie jest przywilejem, lecz prawem każdego, zwłaszcza młodego, człowieka. Nie ma rozwoju bez buntu. Czy nie to powtarzali nam zawsze dobrzy poloniści w liceach? (W tym kontekście zresztą nakręcenie teledysku na dziedzińcu liceum Batorego w mundurkach tej szkoły jawi się jako zabieg genialny.) Pozbawienie powodów do niego, to okaleczenie. Tym bardziej rozczula mnie i fascynuje, że Michał Matczak – mimo bardzo młodego wieku i pochodzenia – widzi ten problem. Widzi i właśnie przeciw niemu się buntuje, równocześnie nie bez dużej dawki autokrytycyzmu (znakomity tytuł!). To niesłychane!
A co mnie mierzi w odbiorze ogółu? Jak zawsze zapominanie, że artysta (tak, raperzy też są artystami) tworzy kreację. Nie jest jego rolą opowiadanie o swoim życiu i swoich doświadczeniach (chociaż z nich na ogół czerpie, jednak do jakiego stopnia – tego już naprawdę nie musimy wiedzieć), tylko przedstawienie jakiejś wizji, jakiegoś problemu w sposób, który uzna za właściwy. Nie ma więc dla mnie najmniejszego znaczenia, czy wszystkie wymienione w „Patointeligencji” sytuacje wydarzyły się naprawdę, czy nie. Jest to jakaś konstrukcja, która ma słuchaczem wstrząsnąć – m.in. przez to, że brzmi boleśnie prawdopodobnie.
Irytuje mnie też spłycanie problemu i ironiczne uśmieszki słane spod wąsa, że och jej, to takie straszne mieć za dużo! Inną drażniącą mnie reakcją jest krążący po sieci, stylizowany na „Patointeligencję” wierszyk à la Mickiewicz. Żenuje mnie przede wszystkim dlatego, że bije z niego niezrozumienie (i niedocenienie!) doskonałego i przemyślanego w swojej formie tekstu Maty. Tekstu bardzo wulgarnego i przepełnionego licealną nowomową (konsekwencja w używaniu skrótów zasługuje na szczególną uwagę!), co wzmaga autentyczność. Nie twierdzę, że to jedyna narracja, jaką autor miał do dyspozycji, jednak wykrzyczenie problemów swojego środowiska jego językiem (starsze pokolenia będą sobie niektóre słowa musiały przetłumaczyć na polski) sprawia, że tekst ma realną szansę stać się głosem pokolenia. Artysta wydaje się doskonale wyczuwać, że największą siłą przekazu może być tylko jego forma.
Śmieszy mnie też, że dyrektor Batorego poczuł się wywołany do tablicy z powodu teledysku, publicznie się oburzając… i tłumacząc. Z drugiej strony może to dobrze – szumu wokół ciekawych przedsięwzięć nigdy dość!
Mata, Chłopaku, brawo!

„Patointeligencja” – Mata