Granice wolności

fot. Marianna Patkowska

Do napisania tego tekstu przygotowywałam się dość długo – moje przemyślenia i filozofia życiowa zostały poddane pewnej próbie. Otóż… wjechała praktyka. Musiałam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy ufam bardziej swojemu mózgowi, z którym jestem w naprawdę świetnej relacji, czy jednak ego, za którym po pierwsze nie bardzo przepadam, a po drugie którego za dobrze nie znam. Wybór, na logikę, wydał mi się oczywisty. W rzeczywistości ego, nawet jeśli dopuścimy je do głosu zaledwie w pięciu procentach, jest niesamowicie krzykliwe i histeryczne. Robi hałas na ogół wtedy, kiedy ten jest najmniej potrzebny do rozwiązania danego problemu (wbrew pozorom każdy da się rozwiązać). Postanowiłam więc wybrać rozum oraz – tak, to może okazać się zaskoczeniem! – od niedawna współpracujące z nim serce.

fot. Marianna Patkowska

Mocno wierzę w to, że miłość jest dawaniem wolności. I nie mam tu na myśli banałów typu jeśli kochasz, to nie kontrolujesz – to oczywistość. Co jednak, kiedy danie wolności oznacza w danej sytuacji gotowość do rezygnacji z relacji z kimś, kto jest całym naszym światem? Odpowiedzią cisnącą mi się od razu na usta jest ta, że nikt poza nami samymi nie powinien nigdy stać się całym naszym światem. Ale jeśli poczujemy, że spotkaliśmy tę jedyną, pisaną nam osobę i jesteśmy tego absolutnie pewni? Jak pogodzić uczucia z dawaniem wolności, kiedy odczujemy między nimi konflikt? Otóż… nie poczujemy konfliktu.
Piszę to z pełną odpowiedzialnością za swoje słowa. Chęć posiadania partnera na własność jest wstrętna, ale równocześnie bardzo ludzka. Bywam – jak każdy – jej ofiarą. Podobnie jednak jak z ego, nie dopuszczam jej do głosu, bo uważam, że doradza źle. Powołam się po raz kolejny na piosenkę Indii.Arie „The Truth”, która najpiękniej opisuje idealny związek oparty na prawdziwej, zdrowej miłości i fragment, który jest chyba najtrudniejszy:

If he ever left me I wouldn’t even be sad, no
‘Cause there’s a blessing in every lesson
And I’m glad that I know him at all

„The Truth” India.Arie

fot. Marianna Patkowska

Jak można „nie być nawet smutnym”, kiedy opuści nas ukochana osoba? Nie da się nie być. Da się jednak widzieć we wszystkim lekcję i podchodzić do niej z pokorą. Ludzie pojawiają się w naszych życiach z jakichś powodów i rzadko kiedy chodzi o nich samych; najczęściej chodzi o nas. Czegoś się o sobie dowiadujemy. Pytanie, co z tą wiedzą zrobimy. Może się okazać, że dowiemy się, jak bardzo zależy nam na kimś. Jeśli jednak chcemy z nim tak naprawdę cokolwiek zbudować, chciejmy przede wszystkim jego szczęścia. I wierzmy, że jeśli to my jesteśmy jego prawdziwym szczęściem, on pozostanie w naszym życiu na zawsze.
Tu nie chodzi o brak wiary w miłość, lecz – ze względu na nią – umiejętność odpuszczenia swoich korzyści w imię najlepiej pojętego dobra ukochanej osoby. Idealnym związkiem nie jest związek dwóch połówek, lecz dwóch odrębnych, niezależnych od siebie, zdrowych całości, które świadomie, niepowodowane jakimikolwiek zależnościami, poczuciem obowiązku czy winy chcą ze sobą być. Tylko wtedy ma to sens.

P.S. Na deser mogę wrzucić chyba tylko jedną piosenkę.

fot. Marianna Patkowska