Ostatnio w ramach improwizacji w kuchni odkryłam nowe oblicze kalafiora. Z dumą przedstawiam więc swój autorski pomysł na krem kalafiorowy w indyjskim stylu.
Włoszczyznę mrożoną i suszoną z podpaloną wcześniej nad ogniem cebulą, zielem angielskim, liściem laurowym, pieprzem, suszonym i świeżym lubczykiem gotować w niewielkiej ilości wody na małym ogniu ok. 20 minut. Po ich upływie dodać kalafior, kminek, kozieradkę, kolendrę, sos sojowy, kostki warzywne, imbir, garść białego sezamu i przyprawę garam masala. Gotować wszystko jeszcze ok. 20 minut, a potem zmiksować na jednolitą masę (ja wcześniej wyciągam z zupy cebulę, ziele angielskie, liść laurowy i imbir) razem z mleczkiem kokosowym i szczyptą cukru. Przed podaniem uprażyć biały sezam i posypać nim krem.
fot. Marianna Patkowska
P.S. Na deser łączę jak zwykle piosenkę okolicznościową.
Kiedy publikowałam tegoroczny (a tak naprawdę to już ubiegłoroczny) wpis świąteczny, miałam jedynie mgliste pojęcie, co dokładnie podam na swoją zupełnie wegetariańską w tym roku Wigilię. Opisałam co prawda pomysły, które przyszły mi do głowy, ale czekało mnie jeszcze ich wykonanie, które na ogół przybiera u mnie postać improwizacji. Dziś z chęcią powspominam potrawy, które rzeczywiście wyszły i które z chęcią powtórzę za rok.
🍽 Panierowane boczniaki z sosem
z marynowanego czosnku i pieprzu
fot. Marianna Patkowska
Zaplanowałam zrobienie pysznego wegetariańskiego indyjskiego curry ze świeżą kolendrą i tartym imbirem (niebawem je tu opiszę), które niedługo wcześniej wymyśliłam, ale dopiero na pierwszy dzień świąt. Kiedy zastanawiałam się nad wigilijną kolacją, wspomniane curry nie bardzo mi się komponowało z klasycznym barszczem wigilijnym, któremu głęboki, niepowtarzalny aromat nadają suszone i wędzone śliwki, suszone borowiki i jabłko (o domowym zakwasie oczywiście nie wspominając). Nie komponowało mi się też z wigilijnym kompotem z suszu. Niekoniecznie chciałam nawet imitować smak karpia, ale zależało mi na wymyśleniu dania, które stylistycznie będzie po prostu pasować do reszty. I wtem przyszło olśnienie! Panierowane boczniaki swoją delikatnością niewątpliwie karpiowi dorównały, a intensywny, głęboki sos z samodzielnie marynowanego czosnku i pieprzu nawiązał do kuchni staropolskiej, z którą zawsze – być może niesłusznie – kojarzy mi się Wigilia. Boczniaki i sos podałam z purée ziemniaczanym i własną sałatką szwedzką, która naprawdę wyszła (i weszła) świetnie!
Zrobić marynatę z ciemnego sosu grzybowo-sojowego, dodając do niego kilka kropli oliwy z oliwek i octu balsamicznego, wodę, liść laurowy, świeży i suszony lubczyk, ziarna pieprzu oraz ziele angielskie. Umyć boczniaki i włożyć je do marynaty na noc. Następnego dnia wyjąć grzyby z marynaty, porządnie osuszyć, posolić, a potem obtoczyć po kolei w: mące, rozbełtanych surowych jajkach i bułce tartej. Smażyć na rozgrzanym oleju kokosowym, aż się z każdej strony zarumienią.
SOS Z MARYNOWANEGO CZOSNKU I PIEPRZU
W niedużym rondelku roztopić masło, a potem wsypać na nie odrobinę mąki, energicznie mieszając. Dolać odrobinę sosu sojowego i w razie potrzeby troszkę wody, a potem dodać odcedzony marynowany czosnek i pieprz oraz lubczyk. Całość doprowadzić do wrzenia, następnie dusić na wolnym ogniu ok. 30 – 40 minut, dolewając od czasu do czasu śmietankę i energicznie mieszając. Na końcu wyjąć czosnek i pieprz. Kontrolować gęstość przez dolewanie śmietanki i dosypywanie mąki.
fot. Marianna Patkowska
🍽 Migdałowo-waniliowy pudding chia
z domową żurawiną
fot. Marianna Patkowska
W tym roku miałam, że tak to ujmę, smaka na maka, ale bardzo nie chciałam maku przygotowywać w jakiejkolwiek formie. Czułam potrzebę jakiejś zmiany, jakiegoś odświeżenia. Chciałam podać nowe, nawiązujące do starego. Ze sklepowej półki przemówiły do mnie nasiona chia – stwierdziłam, że to jest to! Przygotowałam naprawdę pyszny, lekki i w pełni wegański deser (danie główne, ze względu na jajka w panierce i śmietankę w sosie wegańskie nie było, ale da się je z łatwością do wegańskich standardów dostosować), w którym udało się zamknąć smak świąt!
SKŁADNIKI:
MIGDAŁOWO-WANILIOWY PUDDING CHIA
– 150 g nasion chia
– 1 l mleka/napoju migdałowego
– 15 g cukru migdałowego
– laska wanilii
– własna żurawina z jabłkiem i gruszką
ŻURAWINA Z JABŁKIEM I GRUSZKĄ
– 1 kg świeżej żurawiny wielkoowocowej
– 2 duże dobre jabłka
– 4 gruszki
– cukier żelujący
PRZYGOTOWANIE:
MIGDAŁOWO-WANILIOWY PUDDING CHIA
Podgrzać mleko migdałowe z cukrem i laską wanilii, a potem zalać nim nasiona chia. Zostawić na noc pod przykryciem, ale przez pierwszą godzinę od czasu do czasu mieszać. Najlepiej pół godziny przed podaniem przelać do naszykowanych naczyń i schłodzić w lodówce.
ŻURAWINA Z JABŁKIEM I GRUSZKĄ
Żurawinę porządnie umyć, oczyścić i umieścić w garnku. Dodać umyte, obrane i pokrojone jabłka z gruszkami. Całość zasypać odpowiednią ilością cukru żelującego (wszystko zależy od tego, jaki kupimy, choć lepiej dać go mniej niż więcej) i zostawić na godzinę. Po jej upływie całość zagotować z niewielką ilością wody ok. 15 – 20 minut. Przelać naszą konfiturę do wyparzonych i osuszonych słoiczków, a potem je zawekować. (Ja najpierw ustawiam je do góry dnem, a potem, kiedy ostygną, gotuję słoiki ok. 20 minut.)
fot. Marianna Patkowska
P.S. Na muzyczny z kolei deser łączę cudowną, odjechaną i niezwykle pasującą tu pod każdym względem piosenkę „Converting Vegetarians” Infected Mushroom!
Czas przymusowej izolacji chyba pomoże mi nadrobić braki we wpisach z kategorii kulinarnej. Ten przepis jest tak straszliwie banalny, że aż zastanawiałam się, czy się nim dzielić. Szybko jednak sobie przypomniałam o wszystkich tych ludziach, którzy nie lubią lub nie umieją gotować, nie mają na to czasu albo nie chcą wydawać na jedzenie zbyt dużo pieniędzy: samotnych kawalerach, zapracowanych pannach, znużonych żonach, zagubionych w kuchni mężach czy miłośnikach fasoli konserwowej. Ten wpis jest właśnie dla Was!
Danie starcza na dwie porcje i można je podać z purée ziemniaczanym. Koszt jednej porcji (wliczając ziemniaki) nie przekracza 3 zł.
SKŁADNIKI:
– puszka fasoli białej konserwowej – obrana i posiekana w kostkę cebula*
– mielony kminek
– suszony majeranek
– suszony lubczyk
– sos sojowy
– sól (himalajska) – masło
*Zarówno białą fasolę, jak i cebulę można zamienić na ich czerwone wersje 😉
PRZYGOTOWANIE:
Cebulę zeszklić na maśle, dodając do niej szczyptę soli (dzięki temu szybciej zmięknie). Całą zawartość puszki z fasolą (łącznie z sosem) wlać do garnka, połączyć z cebulą, suszonymi ziołami, sosem sojowym i ewentualnie jeszcze solą. Gotować niecałe 10 minut.
P.S. Skoro była mowa o kawalerach, na deser muszę załączyć piosenkę (rok tylko ode mnie młodszą) moich zdecydowanie ulubionych (muzycznie i prywatnie) Kawalerów Błotnych!
Czas przymusowego siedzenia w domu sprzyja wzmożonej aktywności w kuchni i przygotowywaniu mnóstwa potraw idealnych na proszone podwieczorki, które zaczynają się jawić jak odległe wspomnienie poprzedniego życia. Światełkiem w tunelu jest myśl, że pozostajemy w towarzystwie najlepszym z możliwych – swoim własnym!
Dzielę się dziś przepisami na dwie pasty kanapkowe, których bazą jest pieczony bakłażan: serowo-paprykową (która do złudzenia przypomina fantastyczną grecką τυροκαυτερή) i paprykowo-pomidorową. Są oczywiście idealne na kanapki, ale również świetnie nadają się do maczania w nich surowych warzyw czy nawet jako sos do makaronu (podawany i na ciepło, i na zimno).
Bakłażana z papryką piec w rozgrzanym piekarniku (lub – jak w mojej jednopalnikowej kuchni – garnku do pieczenia) na Oleju Kujawskim z rozmarynem, oregano i bazylią ok. 30 minut. Miękkie warzywa pokroić i zmiksować z fetą, jogurtem greckim, wyciśniętym czosnkiem i solą.
fot. Marianna Patkowska
Pasta paprykowo-pomidorowa
fot. Marianna Patkowska
SKŁADNIKI:
– umyty pokrojony wzdłuż bakłażan – umyta pokrojona papryka żółta
– umyta pokrojona papryka czerwona
– 2 umyte i przekrojone na pół pomidory
– suszona bazylia
– suszone oregano
– suszone zioła prowansalskie
– 3 łyżeczki koncentratu pomidorowego
– sól (himalajska) – Olej Kujawski z rozmarynem, oregano i bazylią
PRZYGOTOWANIE:
Bakłażana z paprykami i pomidorami piec w rozgrzanym piekarniku (lub – jak w mojej jednopalnikowej kuchni – garnku do pieczenia) na Oleju Kujawskim z rozmarynem, oregano i bazylią ok. 30 minut. Miękkie warzywa pokroić i zmiksować z ziołami, koncentratem pomidorowym i solą.
fot. Marianna Patkowska
P.S. Na deser łączę utwór z solowej płyty najprzystojniejszego członka The Prodigy – Maxima Reality.
Od września mam ogromną przyjemność jadać w swojej nowej pracy obiady gotowane przez doświadczone kulinarnie góralki. Jak łatwo się pewnie domyślić, jedzenie jest przepyszne! Jednym z większych pozytywnych zaskoczeń ostatniego czasu był dla mnie barszcz czerwony zabielany, którego dotąd nie znałam. Barszcz czerwony nie jest zazwyczaj zupą mojego pierwszego wyboru, a znam go w dwóch, a właściwie trzech wersjach. Jako: barszcz czysty, ten również czysty, ale bardziej wykwintny wigilijny oraz ukraiński, czyli zabielany czysty z dodatkiem fasoli. Jednak barszcz zabielany, o którym dziś piszę (i który moja mama, góralka, pamięta ze swojego dzieciństwa), to barszcz zabielany z ziemniakami, dużą ilością czosnku i majeranku, niezwykle aromatyczny i po prostu fantastyczny! W żadnej innej części Polski się jeszcze z takim nie spotkałam. Spróbowałam go odtworzyć i wyszedł doskonale!
Przepis znajduje się na moim drugim blogu – Jednopalnikowa, który jest blogiem stricte kulinarnym. Oto on: barszcz czerwony zabielany (wystarczy kliknąć w jego podkreśloną i wyświetlającą się na szaro nazwę tuż przed tym nawiasem 😉 )!
W tłusty czwartek nie mogło oczywiście zabraknąć na blogu pączków! Wpis pochodzi z prowadzonego przeze mnie bloga Jednopalnikowa i jest moją pierwszą udaną próbą zmierzenia się z pączkową materią.
Zapraszam do lektury mojego przepisu na Domowe pączki(wystarczy kliknąć w jego podkreśloną i wyświetlającą się na szaro nazwę tuż przed tym nawiasem 😉 )!