
Czasami nachodzi mnie wielka ochota na chińskie smaki. I choć uwielbiam improwizowanie w kuchni, dania azjatyckie to dla mnie niestety ciągle nieodkryty ląd. (Chyba tylko dwa razy udało mi się coś niemal wiernie odtworzyć, mianowicie zupkę chińską w zdrowym wydaniu oraz domowe sushi z kolei z kuchni japońskiej.) Nie będę więc nawet udawać, że obiad, który ostatnio zrobiłam i który rzeczywiście skradł nasze serca i ukontentował podniebienia, był potrawką faktycznie chińską. Jedynie nawiązywał do niej stylem. W dodatku korzystałam z gotowców (o zgrozo!), ale właściwie co z tego, skoro efekt okazał się znakomity!
W tym miejscu muszę umieścić jedną z moich ulubionych anegdot z czasów, kiedy uczyłam polskiego w szkole podstawowej. Prowadzę lekcję na temat sylab. Klasa czwarta, więc mówię do dziewięcio i dziesięciolatków. I choć temat, wydawałoby się, prosty, dzieci mają problem z jego przyswojeniem. Nagle jeden mały piegowaty urwis stwierdza:
– Przecież to, co pani mówi, to kompletna chińszczyzna!
– Chińszczyzna? – szczebioce z szeroko otwartymi oczkami uśmiechnięta długowłosa brunetka. – Jadłam wczoraj!
SKŁADNIKI:
– cebula
– 0,5 główki czosnku
– oliwa z oliwek
– sos sojowy (zużyjemy raczej dużo)
– 100 g suszonych grzybów mun (2 opakowania Asia Style po 50 g)
– 20 g suszonych grzybów snow fongus (1 opakowanie Asia Style)
– 2 razy mrożona mieszanka chińska (Asia Flavours)
– 180 g kiełków fasoli mung (2 opakowania Vital Fresh po 90 g)
– 180 g tofu wędzonego (1 opakowanie Vege Go)
– 180 g marynowanej rzodkwi dainkon (niecałe opakowanie House of Asia 350 g)
– sos słodko-kwaśny Culineo
– kostka warzywna
– kostka grzybowa
– kilka kropli cytryny do smaku
PRZYGOTOWANIE:

2 opakowania grzybów mun oraz opakowanie grzybów snow fongus wg instrukcji zalać zimną wodą, odcedzić, a następnie zalać ciepłą wodą i odstawić na ok. 15 minut.

Cebulę bez wcześniejszego obierania (!) pokroić w większe piórka, pół główki czosnku również bez obierania podciąć u nasady i włożyć z piórkami cebuli do nasmarowanego oliwą naczynia żaroodpornego. Wszystko podlać sosem sojowym. Piec w 220ºC przez ok. 40 minut.

Wrzucić na rozgrzaną na patelni oliwę dwie mrożone mieszanki chińskie i wg wskazówek na opakowaniu smażyć je pod przykryciem ok. 10 minut. Dolać sos sojowy.

Przełożyć wszystko do dużego garnka i połączyć z upieczoną cebulą i czosnkiem (obrać je wcześniej z łupin).

Następnie podsmażyć na patelni umyte kiełki fasoli mung i pokrojone w kostkę tofu.

Wszystko podlać sosem sojowym.

Podsmażone przełożyć do garnka z mieszanką chińską. Namoczone grzyby odcedzić, pokroić (głównie snow fongus) i smażyć ok. 10 – 15 minut, a potem przełożyć do garnka.

Odlać z garnka powstały sos i podgrzać go w rondelku lub mikrofali, a potem rozpuścić w nim kostkę warzywną oraz grzybową. Starannie je wymieszać w płynem, a potem wszystko wlać z powrotem do garnka. Japońską rzodkiew pokroić w kostkę i dodać tyle, ile uznamy za stosowne. U mnie wystarczyła ponad połowa. (Ma wyjątkowy, ale też specyficzny i intensywny smak.)

Na końcu podgrzać sos słodko-kwaśny, dodać go do garnka i wszystko starannie wymieszać.

Podawać z ryżem lub makaronem ryżowym. Obydwa warianty smakują świetnie, natomiast w przypadku makaronu ryżowego bardzo polecam jeszcze dodatkowe podsmażenie wszystkiego, które wydobywa jeszcze ciekawszy smak potrawy.

P.S. A na deser zaserwuje jedyną i oczywistą znakomitą piosenkę fantastycznej, zjawiskowej Brodki.
Jeśli podoba Ci się, jak piszę, i chcesz mnie docenić,
kliknij w poniższą ikonkę i postaw mi, proszę, wirtualną kawę ![]()


