
fot. Jan Lewandowski
Jakiś czas temu dostałam zapiski od mojej mamy, która postanowiła kiedyś, parafrazując pewną reklamę, zostać Gallem Anonimem w swoim domu. Dotyczyły mnie i moich odzywek z dzieciństwa na przestrzeni pierwszych kilku lat. Po ich wnikliwej lekturze byłam zaszokowana, na jak wczesnym etapie rozwoju miałam już mocno sprecyzowaną osobowość. Nie bardzo znam się na dzieciach, ale to doświadczenie kazało mi się skłonić ku teorii, że wszystko jest tak naprawdę w genach.
Z okazji dzisiejszego Dnia Dziecka postanowiłam zaprezentować świat widziany oczami bardzo jeszcze małej nNi, skrupulatnie i wiernie opisany onegdaj przez moją mamę, opatrując całość swoimi komentarzami. (Przy przeglądaniu swoich zdjęć z tamtego okresu nie miałam najmniejszej trudności z wyborem właściwego do zilustrowania tego wpisu.)
P.S. „Ja” w tych zapiskach to, wyjątkowo, moja mama.
Wiek: 2 lata i 4 miesiące
Marianna: Muszę sprzątać, bo mi tu dziecko zrobiło bałagan.
Ja: Jakie dziecko?
M.: No, Patkowskie.
– pierwsze objawy egocentryzmu plus dziwne zamiłowanie do sprzątania (chyba jednak nie genetyczne, bo w dorosłym życiu minęło bezpowrotnie)
M. kończy modlitwę:
– Pa, pa, Boziu, tylko nie zrób bałaganu!
– pierwsze objawy agnostycyzmu plus… co ja miałam z tym bałaganem?
M. śpiewa w łóżku pieskowi, z którym śpi, kołysankę.
Ja: O czym mu śpiewasz?
M.: O krancoludku, który mi się zlał do łóżka.
– moje podejście do kołysanek już od najmłodszych lat było dosyć mocno określone i niewiele się w tej kwestii zmieniło w późniejszym dorosłym życiu
M. zasypia z trudem. Józef [Patkowski] położył się w jej pokoju i zanucił melodię piosenki „Jedzie pociąg z daleka”.
M.: O czym śpiewasz?
J.: Śpiewam ci kołysankę.
M. (z wyrzutem): To nie jest kołysanka, „Konduktorze łaskawy”.
– kołysanek możemy nie lubić, ale bądźmy jednak precyzyjni
Wiek: 2 lata i 8 miesięcy
Byłyśmy na wakacjach w Podkowie Leśnej. Marianna rozmawiała z Józefem przez telefon i prosiła, by jej przywiózł z Warszawy jakieś zabawki. Gdy Józef przyjechał i zobaczyła, że przywiózł to, o co prosiła, zawołała:
– Ty jesteś kochany! Ty jesteś bardzo mądry! Ty rozumiesz, co się do ciebie mówi!
– już wtedy przeczuwałam smutną prawdę, że bardzo niewiele osób rozumie to, co się do nich mówi; no i dostrzegałam już wtedy wyjątkowość swojego taty
Wiek: 2 lata i 10 miesięcy
Maria [moja ciocia] mówi Mariannie modlitwę „Aniele Boży, stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój”.
M.: A DLACZEGO ma zawsze przy mnie stoić?
– od najwcześniejszego dzieciństwa miałam całe zastępy wyimaginowanych przyjaciół, jednak już wtedy do Bozi i aniołów podchodziłam z ogromną dawką sceptycyzmu
M. na Powązkach: Dlaczego tu jest tak dużo rzeźb?
– no tak, a w kościele jak podobało mi się śpiewanie chóru, pytałam, czy „możemy pójść za kulisy” z gratulacjami
Byliśmy w plenerze.
Józef do Marianny: Zdejmiemy bluzeczkę, bo jest straszny upał.
M., rozglądając się: Rzeczywiście jest straszny upał.
– tata był ukochany i najmądrzejszy, ale jednak co własna ocena, to własna ocena (czasem nie tym zmysłem, ale byłam jeszcze mała)
Wiek: 3 lata i 1 miesiąc
Marianna lubi się bawić, że jest ptaszkiem, który przyleciał do mnie z wizytą. (Podpowiada mi jak powinna wyglądać nasza rozmowa.) Kiedyś konwersacja wyglądała tak:
Ja: A cóż to za ptaszek do mnie przyleciał? Czy to sikorka, czy to wróbelek? Czy to kruk?
M.: Tak, kruk.
Ja: Dzień dobry, kruku. Cieszę się, że mnie odwiedziłeś. Jak się miewasz?
M.: Dobrze.
Ja: A co robiłeś w domu?
M.: Gotowałem obiad swoim dzieciom.
Ja: Masz dzieci, kruku? A ile?
M. (z namysłem): Trzeba policzyć.
Ja: A co robią twoje dzieci?
M.: Poszły na spacer, na huśtawki.
Ja: A masz dziewczynki czy chłopców?
M.: Mam chłopca i dziewczynki.
Ja: A jak twój chłopczyk ma na imię?
M. długo się zastanawia.
Ja (ze śmiechem): Nie wiesz? Nie wiesz jak twój synek ma na imię? Co to za mamusia, która nie pamięta jak się nazywa jej synek?
M.: Co to za TATUŚ?! Ja jestem kruk!
– już wtedy było widać moje luźne podejście do rodziny oraz jej członków, które do dziś dnia się niespecjalnie zmieniło; a poza tym… możesz mnie wyśmiewać, ale przynajmniej bądź logiczny
Wiek: 3 lata i 4 miesiące
Ja: Marianko, wiesz, że niedługo, za parę dni przyjdzie św. Mikołaj i – jeśli będziesz grzeczna – przyniesie ci jakieś prezenty?
M. – wielki uśmiech.
Ja: Napisz do niego list, co byś chciała dostać.
M.: Dobrze. E, nie. Lepiej zatelefonuję. (Telefonuje:) Dzień dobry, Mikołaju, jak się miewasz? Dobrze? Przyjdziesz do nas? Dzisiaj?! Nie zaplanowaliśmy…
– Mikołaj Mikołajem, ale jednak trzeba się szanować, jakieś zasady dobrego wychowania muszą obowiązywać
Wiek: 4 lata i 5 miesięcy
Marianna odmawia modlitwę „Ojcze nasz”. Przy słowach „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”… wskazuje na mnie.
– tak, wolałam się mimo wszystko skupić na tym, co realne
M.: Co to jest rózga? – (pewnie przyniosła to z przedszkola)
Ja: Do mnie kiedyś, gdy byłam mała, przychodził Mikołaj z Aniołem i diabłem. Czasami diabeł bije niegrzeczne dzieci rózgą. Lekko.
M. (po chwili zastanowienia): Dlaczego lekko? Przecież diabeł jest zły, powinien bić mocno.
Ja: Anioł mu nie pozwala.
M.: Co to za nowa moda? Przecież diabeł nie słucha Boga ani Anioła!
– wiara to jedno, ale z logicznego punktu widzenia dosyć jednak szybko pojęłam sedno sprawy
Wiek: 4 lata i 9 miesięcy
Dziadek powiedział kiedyś Mariannie – z powodu jej sposobu wymawiania „r” [typowo francuski] – że jest hrabiną.
M.: Kto to jest hrabina?
Ja miałam wielki kłopot z wytłumaczeniem, w końcu wpadłam na pomysł: Marianko, hrabina to jest dama.
M.: Nie pytam się JAK SIĘ ZACHOWUJE, tylko KTO TO JEST.
– do dzisiaj bardzo cenię odpowiedzi na pytania, które zadaję
Wiek: 7 lat i 8 miesięcy
Marianna zupełnie nie umie i nie próbuje się spieszyć. Rano doprowadza mnie to oczywiście do furii. Kiedyś powiedziałam nawet coś w stylu, że zginie na tym świecie, jak będzie taka wolna. A ona spojrzała na mnie z wielkim żalem i prawie ze łzami w oczach powiedziała: Nie mów mi o tym świecie. Ja mam SWÓJ ŚWIAT.
– i to chyba mogłoby się stać moim życiowym mottem
Ale żeby nie zrobiło się za poważnie, dodam na koniec jeszcze jeden dialog, który znam z opowieści i który poniekąd pamiętam, mimo że miałam pewnie nie więcej niż 5 lat. Byłam z rodzicami w Filharmonii Narodowej na koncercie Warszawskiej Jesieni. Chadzałam wtedy wszędzie ze swoją ukochaną lalką Lizą. Podszedł do nas bardzo zresztą sławny dyrygent i zaczął do mnie zagadywać:
Dyrygent: Och, to pewnie twoja córeczka?
M.: Nie, to moja siostra.
D.: Młodsza?
M.: Nie, starsza.
– już wtedy zdradzałam ogromne predyspozycje do zostania mistrzem kuluarowego small talku; i rzeczywiście – do dziś dnia nic się w tej kwestii nie zmieniło
Wszystkim Dzieciom z okazji ich święta życzę tego, żeby – w razie konfliktu tych dwóch wariantów – nad BYCIE GRZECZNYM zawsze wybierały BYCIE SOBĄ. Dedykuję im też piosenkę, którą od najwcześniejszego dzieciństwa zawsze naprawdę lubiłam i ceniłam (być może ukształtowała moją miłość do harmonii i śpiewania na głosy):
![]()
