Stara baśń

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Zainspirowana słowami pewnej vlogerki, postanowiłam uważnie przyjrzeć się temu, co przez literaturę, filmy, całą szeroko pojętą pop kulturę, ale też wychowanie było nam za młodu wpajane, chociaż nie powinno.

🌬️ Moje granice nie są istotne

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Jakiś czas temu, na znakomitym kanale Nishka Movie, Natalia Tur powiedziała coś, co mocno mnie poruszyło i dało mi do myślenia. Mianowicie:

Ten cały przekaz w bajkach, kiedy książę całuje… nieświadomą, bo śpiącą, nieprzytomną królewnę? Całuje ją bez zgody?

„10 pytań, których nie zadawaj ofierze gwałtu” Nishka Movie

Przeraziło mnie, jak bezrefleksyjnie przyswajamy dziś elementy kultury gwałtu, uznając powyższy cytat za „fanaberię” i rozgrzeszając to, co jest godne napiętnowania wyświechtanym frazesem: „bez przesady” lub „to było pisane dawno”. (Mnie słowa Nishki zmroziły, ale wstyd mi, że nigdy nie wpadałam na to – co wydaje się przecież oczywistością – sama.) Co do tego, że kontekst potrafi ukazać wszystko w innym świetle – pełna zgoda. Sporo czasu poświęca się dogłębnym analizom tekstów na studiach filologicznych lub w dobrych liceach. Ciężko jednak małym dzieciom, będącym adresatami baśni, za każdym razem tłumaczyć, które niepotępiane przez ich autorów zachowania bohaterów są patologiczne i dlaczego. A co jest złego w całowaniu nieświadomej, bo śpiącej kobiety? Wszystko, jeśli ludzie się nie znają (z tego co mgliście pamiętam, Śpiąca Królewna nie poznała przed zaśnięciem swojego molestatora). Jeśli się natomiast znają, kwestię budzenia jakimikolwiek pieszczotami trzeba po prostu wcześniej omówić – jedni to przecież uwielbiają, a inni mogą poczuć się, będąc całowanymi i dotykanymi podczas snu, wykorzystani. Kiedy nie mamy pewności i wyraźnej na to zgody, nie wolno nam naruszać nietykalności śpiącej osoby. Jedną z funkcji baśni oprócz rozwijania wyobraźni jest kształtowanie w dziecku uproszczonego obrazu świata. Czy naprawdę chcemy przybliżać dzieciom taki, w którym granice drugiego człowieka nie mają najmniejszego znaczenia?

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

🌬️ Potrzeby innych są ważniejsze
niż moje prawa

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Kiedy dziecko z jednej strony słyszy historię śpiącej dziewczyny, którą zaczął bez jej wyraźnej zgody całować jakiś facet, a z drugiej jest np. nakłaniane do ucałowania lub uściskania na przywitanie babci, cioci, wujka, kiedy nie ma na to ochoty, może odnieść wrażenie, że to normalne, że potrzeby innych (np. królewicza z rozbuchanym ego czy krewnych lubiących fizyczne czułości) są ważniejsze od jego praw (w tym wypadku do decydowania o własnym ciele). To oczywiście nie jest prawda. Niczyje potrzeby, ambicje czy oczekiwania nie mogą zakładać naruszania praw drugiego człowieka. Chciałabym być dobrze zrozumiana. Nie ma nic złego w tym, że babcia ma ochotę wycałować wnuczka. Nie ma też nic złego w tym, że wnuczek nie ma chwilowo lub nigdy ochoty na fizyczną bliskość z babcią. Naganne jest uzależnianie swojego samopoczucia od tego, w jaki sposób ktoś skorzysta ze swojego prawa o decydowaniu o sobie i wyrażanie niezadowolenia, kiedy skorzysta z niego nie po naszej myśli. Przymuszanie dziecka do czegoś, czego nie chce robić (i z czego wcale nie musi się tłumaczyć) i szantażowanie go tym, że postępując w zgodzie ze sobą kogoś zawiedzie i zasmuci jest krzywdą, z której wielu dorosłych nie zdaje sobie sprawy. Nie tylko dlatego, że przytulanie na siłę jest rodzajem przemocy (bo oczywiście jest), ale też dlatego, że komunikujemy w ten sposób małemu człowiekowi, że jeśli dojdzie do jakiegokolwiek konfliktu między nim a resztą świata, powinien odrzucić siebie i wybrać resztę świata. A w żadnym wypadku nie powinien!

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

🌬️ Książę na białym koniu mnie dopełni

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Literatura i filmy już w dziełach adresowanych do najmłodszych idealizują i propagują niestety wypaczony model uczucia, nazywając go prawdziwą miłością. Wystarczy go bezkrytycznie przyjąć, a do tego jeszcze dorastać w domu, w którym zabraknie bezwarunkowej miłości i poczucia bezpieczeństwa, żeby uwierzyć w jeden z najgorszych i najgroźniejszych mitów – że drugi człowiek zdoła wypełnić jakąkolwiek naszą pustkę. Że przyjedzie rycerz (lub niewiasta) na białym koniu, my mu ten cały nasz bagaż oczekiwań, problemów ze sobą i traum wyniesionych z dzieciństwa zrzucimy na głowę, a on (lub ona) z uśmiechem je z niej strzepnie palcami, mocno nas przytulając. I wystarczy jedynie, że to ten (ta), by żyć długo i szczęśliwie bez żadnej codziennej pracy nad związkiem; tak, jakby ludzie na przestrzeni czasu się nie zmieniali i nie mogło się okazać, że jakaś relacja jest nam dana na ważną i wartościową, ale tylko chwilę.
Dlaczego nazwałam ten mit jednym z najgroźniejszych? Dlatego, że bardzo łatwo zrobić sobie w życiu ogromny bałagan, goniąc za czymś, co w przyrodzie nie występuje (np. skacząc z jednego nieudanego związku w następny, nieustająco szukając wrażeń czy uciekając od swojego ja, które we wszystkich naszych relacjach ma znaczenie kluczowe). Postaram się wyjaśnić te punkty fikcyjnego obrazu miłości, które niepokoją mnie najbardziej.

  • Wystarczy odnaleźć tego jedynego/tą jedyną

    Prawdziwa romantyczna miłość jest rzeczywiście niesamowitym darem losu, ale kiedy zorientujemy się, że to ten (ta), nikt nie da nam najmniejszej gwarancji, że wspólnie będziemy żyć długo i szczęśliwie tylko dlatego, że – mówiąc górnolotnie – byliśmy sobie pisani. To niesłychanie istotny, ale jednak wyłącznie początek – dostrzeżenie potencjału na udany związek z drugą osobą. Dopiero w tym momencie zaczyna się świadoma praca u podstaw.
  • Ktokolwiek oprócz nas samych może dać nam szczęście

    O tym pisałam już wielokrotnie, ale powtórzę po raz kolejny, bo to bardzo ważne: nikt, oprócz nas samych, nie może dać nam pełni szczęścia, nawet gdyby chciał! Spotkanie tego jedynego (tej jedynej) jest oczywiście piękne i daje mnóstwo radości, ale nie zapełni pustki, którą w sobie nosimy. To nasza rola. Nie łudźmy się też, że my zdołamy zapełnić jego pustkę. Każdy z nas odpowiada wyłącznie za siebie. Z dobrych wiadomości – dwie silne, sterapeutyzowane jednostki mają dużo większe szanse na doskonały zdrowy związek od słabych, uwieszających się na sobie wzajemnie i obarczających się swoimi zadaniami.
  • Przeciwieństwa się przyciągają

    Choć w książkach i filmach bawi nas to do łez, a na końcu wzrusza, jednak w rzeczywistości przeciwieństwa bardzo rzadko się przyciągają. Najmocniej kochamy w drugim człowieku to, co przypomina nam nas samych (wreszcie ktoś, kto mnie rozumie, nie jestem w takim myśleniu sam/a, niech świat myśli, co chce, ważne, że on/a ma tak jak ja). Dopiero odkrywając, co nas łączy, jesteśmy w stanie tak się przed sobą otworzyć i wzajemnie sobie zaufać, że zauważone różnice w myśleniu  – które są przecież nieuniknione – nas nie przerażą, nie wycofają. Co więcej, przyjrzymy się im z pewnym zaciekawieniem, bo skoro ktoś, kto na ogół myśli jak ja, w jakiejś sprawie myśli właśnie zupełnie odmiennie, to może warto się nad tym zastanowić? Nie po to, rzecz jasna, żeby zmieniać zdanie, ale żeby poszerzyć swoje horyzonty, otworzyć się na nowe, które wcale nie jest takie inwazyjne, jak nam się wydawało, kiedy słyszeliśmy o tym od osoby wrogo do nas nastawionej.
  • Miłość to ból

    Fetyszyzowanie bólu i cierpienia jest niebezpieczne, a twierdzenie, że są naturalnie związane ze zdrową miłością – bardzo dalekie od prawdy. Oczywiście, że kiedy ktoś nie odwzajemnia naszych uczuć albo chce od nas odejść, najczęściej cierpimy. Oczywiście, że jeśli następuje czas chwilowej rozłąki z ukochaną osobą  – tęsknimy za nią. To wszystko jest bardzo ludzkie. Sęk w tym, że nie cierpimy przez miłość. Cierpimy przez odrzucenie lub przez zmianę sytuacji, do której byliśmy przyzwyczajeni. Zmiany – choć są jedynymi niezmiennymi w naszym życiu – często nas przerażają, zasmucają, wzbudzają poczucie wyobcowania. I to jest naturalne. Jeśli jednak uwierzymy, że to miłość wiąże się z bólem, będziemy mieć doskonałą wymówkę, by pozostać w związku, który okaże się toksyczny.

W zdrowym związku nie ma:

– chorobliwej zazdrości i kontroli
– przemocy psychicznej, fizycznej, seksualnej lub finansowej
– uzależnień
– braku zaufania

W zdrowym związku:

– są problemy, które się rozwiązuje
– są różnice, o których się rozmawia
– jest akceptacja dla cudzej inności
– jest dawanie wolności, której każdy potrzebuje do wzrastania

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

🌬️ Założenie rodziny
gwarantuje spełnienie

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Ludzie, którzy nie chcą się rozmnażać lub pobierać i wiedzą to od wczesnej młodości, mogą odnieść mylne wrażenie, że coś z nimi nie tak. Zwłaszcza kobiety. Literatura i filmy często przestawiają chęć założenia rodziny z jednej strony jako coś oczywistego, a z drugiej – jako gwarancję spełnienia. Tymczasem nie każdy musi chcieć tego samego. Mówi się, że główną przyczyną rozwodów jest… zawarcie małżeństwa. Analogicznie, przyczyną wszelkich problemów z dziećmi jest ich posiadanie. Nie musimy wcale wybrać takiego modelu życia.
Podobnie, jeśli chcemy założyć własną rodzinę, a z jakichkolwiek powodów nam się to nie uda – nie ma to najmniejszego związku z naszą wartością lub jej brakiem. Rodzicielstwo, ale też małżeństwo jest jedną, ale na pewno nie jedyną z możliwych dróg, które możemy sobie wybrać. Nie definiuje nas.

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

🌬️ Powinnaś próbować
wszystkich zadowolić

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Ten rozdział kieruję do kobiet, bo to właśnie nam od najmłodszych lat wmawia się, że naszym obowiązkiem jest zaspokajanie potrzeb wszystkich wokół oraz że jeśli tylko będziemy miłe, grzeczne i uczynne, wszyscy będą nas lubić. Uwaga, spoiler – nie będą! Po pierwsze dlatego, że nie istnieje jakaś jedna obiektywna prawda o nas – to, co jednych w nas zachwyci, innych będzie drażnić. Każdy człowiek jest inny i zarówno jego sympatie, jak i antypatie mówią najwięcej o nim samym. Jeszcze inni zresztą dostrzegą nasze walory i… właśnie dlatego nas znienawidzą. Nienawiść podszyta zazdrością bierze się z kompleksów i zaniżonego poczucia własnej wartości, więc per saldo nadal jest to opowieść o nich, a nie o nas. Nie ma fizycznej szansy, żeby dogodzić wszystkim, szkoda więc czasu, żeby podejmować takie starania. Nikt zresztą nie każe ich podejmować chłopcom. Podobnie, jak nikt w baśniach nie narusza ich nietykalności fizycznej, kiedy są nieprzytomni…

Kochane Dzieci, piszę przede wszystkim do Was. Pamiętajcie, że każde z Was jest niesamowitą, jedyną w swoim rodzaju istotą. Różnice między Wami są piękne i mogą być niesłychanie twórcze, jeśli nie będziecie ich chciały na siłę zacierać, udając kogoś, kim nie jesteście. Jedyne, co nas wszystkich jako ludzi łączy, to równość i prawo do szacunku. Nie dajcie sobie nigdy nikomu wmówić, że jest inaczej!

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

P.S. Na deser łączę swój cover piosenki z bajki „Mój przyjaciel smok”.

fot. Bożena Szuj/Marianna Patkowska

Tylko mówcie wszystkim!

fot. Geo Dask

Dziś publikuję tekst, który napisałam półtora roku temu i który z różnych powodów nie mógł znaleźć się na blogu wcześniej. Dziś, kiedy już bardziej zwolniona z pracy za przeprowadzenie tej lekcji nie będę i kiedy strajkujemy o lepszą rzeczywistość, myślę że warto odnieść się do jednego z postulatów Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, jakim jest dostęp do rzetelnej edukacji seksualnej. Świadomość nie zawsze uchroni nas przed najgorszym, ale na pewno może nam pomóc w odróżnieniu dobra od zła.

Niedługo po emisji filmu „Tylko nie mów nikomu” miałam okazję odbyć rozmowę z dziećmi w przedziale wiekowym 9-13 lat. Nie była może w założeniu łatwa czy przyjemna, ale na pewno niesamowicie potrzebna. Wbrew temu, co można byłoby sądzić, film braci Sekielskich powinien być opowiadany (językiem do tego rzecz jasna dostosowanym!) przede wszystkim dzieciom, gdyż dotyczy zagrożenia związanego właśnie z nimi! Moim celem było nie tyle streszczenie filmu, lecz raczej skuteczne zniechęcenie ich do jego samodzielnego obejrzenia, poprzez ukazanie go jako pozbawionego drastycznych scen i składającego się głównie z rozmów, które mogą dzieci znudzić (co zresztą jest zgodne z prawdą), a także naświetlenie im jasno i wyraźnie ich praw. Dlaczego chciałam je zniechęcić? Otóż dzieci w dzisiejszych czasach często mają niestety niemal niekontrolowany dostęp do internetu i wszystkich pojawiających się w nim treści. Nieprzygotowane na pewne opisy, a równocześnie zachęcone pojawiającym się wszędzie w ostatnich dniach tytułem, mogłyby włączyć film na własną rękę i – nie rozumiejąc połowy – doznać wstrząsu i zostać z tym zupełnie same.
– Kochani, chciałabym z wami dzisiaj porozmawiać o wstrząsającym filmie, o którym jest już głośno, a będzie jeszcze głośniej, więc na pewno o nim usłyszycie lub już słyszeliście.
– O, a jakim?
„Tylko nie mów nikomu”.
– Ja słyszałem!
– Ale super tytuł, a dlaczego taki? Będziemy oglądać razem?
– Niestety nie. Macie rację, tytuł jest znakomity, ale dlaczego taki, wyjaśnię wam dopiero za chwilę. Film jest doskonale zrobiony, ale wykańczający emocjonalnie, dlatego bardzo nie chciałabym, żebyście go zobaczyli. Jest zresztą dokumentalny,  są w nim tylko rozmowy, ale ich treść jest bardzo trudna do zniesienia już dla osób dorosłych. Jednak ja go zobaczyłam też dla was i chcę dziś z wami o tym porozmawiać. Zależy mi, żebyście dziś posłuchali mnie uważnie, bo to, co chcę wam powiedzieć może być dla was trudne, niewygodne i nawet krępujące, ale jest ważne. Zanim powiem wam o samym filmie, muszę wyjaśnić kilka rzeczy. Nie lubicie słowa „seks”, wiem, że was peszy, więc postaram się używać innych sformułowań. „Współżycie”, czy też „akt miłosny”, jest legalnie możliwy tylko między dorosłymi osobami, a także między osobami, które wyrażają na to chęć i zgodę. W praktyce oznacza to, że jeśli są one dorosłe, ale jedna z nich nie wyrazi na takie rzeczy zgody, wymuszenie na niej współżycia nazywamy „gwałtem” i jest to poważne przestępstwo ścigane przez policję. Podobnie w przypadku, gdyby jakaś niepełnoletnia osoba chciała, lub gdyby wydawało jej się, że chce, współżyć z osobą dorosłą, to także w myśl prawa jest traktowane jak gwałt, ponieważ osobie dorosłej nie wolno współżyć z dzieckiem. Teraz mam do was pytanie: jak myślicie, czy jeśli z jakiegoś zachowania może powstać nowe życie, nowy człowiek, to to zachowanie jest ważne, czy nieważne?
– Ważne! – odpowiedziały wszystkie dzieci chórem, choć… po czasie ktoś przebąknął, że „przecież są Durexy”.
– Tak, kochani, bardzo dobrze, że o tym mówicie, oczywiście że są Durexy, ale one nie dają pełnej gwarancji, że kobieta nie zajdzie w ciążę. Zmierzam do tego, że choć biologicznie nie jest to konieczne, jednak składamy się nie tylko z fizyczności, ale też psychiki, nazywanej przez niektórych „duszą” i… bardzo ważne jest w moim odczuciu to, żeby kochać i szanować osobę, z którą się chce współżyć, będąc dorosłym. Naprawdę ważne. No to teraz przejdźmy do filmu. Opowiada on o bardzo trudnym i bolesnym temacie, jakim jest pedofilia. Akurat w nim dotyczy środowiska księży…
– Coś jak „Kler”?
– Tak, tylko „Kler” był wymyślony, a tu dowiadujemy się o historiach prawdziwych. Chcę też, żebyście pamiętali, że nie każdy ksiądz to pedofil. Ten film mówił akurat tylko o przypadkach pedofilii wśród księży, ale pedofila możemy spotkać w każdym miejscu, dlatego tak ważne jest dla mnie to, żebyście mieli świadomość, że żaden dorosły nie ma was prawa: głaskać, przytulać, dotykać, czy całować w sposób, jaki wam nie odpowiada. Nie ma też prawa się przed wami rozbierać, ani kazać się rozbierać wam. W filmie wystąpiły osoby, które mają teraz ok. czterdziestu lat i które kiedy były w waszym wieku, a czasem nawet młodsze, doznały tragedii, jaką było molestowanie ich przez księży. Czyli były dotykane w sposób, który im się nie podobał, wbrew swojej woli. To jest ich dramatem cały czas, choć minęło bardzo wiele lat. Bardzo długo bały się swoich oprawców, nie umiały od nich uciec, a film nazywa się właśnie tak, bo po dramacie, jaki ich spotkał, słyszały zawsze właśnie takie słowa: „tylko nie mów nikomu”. Dlatego bardzo chcę, żebyście mieli świadomość swoich praw i tego, że jeśli – oby nigdy!!! – ktokolwiek zechce zrobić wam krzywdę, macie obowiązek mówić wszystkim! Ale najpierw przede wszystkim musicie uciekać.
– A czy możemy kopnąć takiego dziada między nogi? – to pytanie sprawiło, że urosło mi serce.
– Oczywiście! Ale kolejność jest taka: najpierw staramy się uciec. Jeśli z jakiegokolwiek powodu to nie będzie możliwe, wtedy dopiero można kopnąć między nogi i wtedy uciec.
– A nie lepiej go zabić?
– Nie. Kopiemy go nie po to, by go skrzywdzić, ale po to, żeby go unieszkodliwić i umożliwić sobie ucieczkę, a to różnica. Chcę też, żebyście pamiętali, że tacy ludzie są chorzy. I jak wszystkim chorym należy się im jakiś rodzaj współczucia, choć powinni być najpierw odseparowani od reszty społeczeństwa, a przede wszystkim dzieci, by nie móc ich skrzywdzić. Dlatego takie ważne jest, żeby mówić. Mówić głośno!
– O! A ja oglądałem taki film. I tam był taki pan. Chory właśnie. Tak bardzo. Zostało mu tylko kilka miesięcy życia. I on powiedział tam, że bardzo by przed śmiercią chciał, żeby zaniepokoić? …jego potrzeby… seksualne…
– Zaspokoić jego potrzeby seksualne? – poprawiłam swojego rozmówcę z życzliwym uśmiechem, ale nie roześmiałam się. Wiedziałam, że powiedzenie tego głośno pewnie go sporo kosztowało.
– No właśnie! I przyszła taka pani i to zrobiła. I co pani o tym myśli?
– Hmm… Myślę, że to dość smutne…
– No właśnie, on też tak powiedział, że wolałby ze swoją dziewczyną, gdyby ją miał…
– Ok, powiedziałam wam, że nie składamy się tylko z biologicznej strony, ale…. jesteśmy w jakimś sensie trochę też zwierzętami, a te przecież też współżyją, żeby utrzymać gatunek. W związku z tym, oprócz miłości i szacunku są w nas też czysto biologiczne potrzeby. Pięknie jest to połączyć oczywiście, ale bywa to też trudne. Dlatego powiedziałam, że to smutne. Ale widzisz, była to jednak sytuacja, w której dwie dorosłe osoby się na coś zgodziły. Tragedia, o której był ten film, polegała na tym, że ktoś, kto taką biologiczną potrzebę odczuł, żeby ją zaspokoić, krzywdził dzieci.
Dzieci wyraźnie się ucieszyły z mojego wytłumaczenia rzeczy trudnych. I jakoś chyba uspokoiły.

P.S. Na deser łączę znakomitą szwedzką piosenkę edukacyjną, która może się wydać – ze względu na kontrastującą z tematem wpisu lekkość – nie na miejscu. Pamiętajmy jednak, że jeśli naprawdę chcemy dotrzeć do dzieci, musimy zrozumieć, że ich poczucie powagi sytuacji najczęściej ogranicza się do przerażenia, a  przecież nie chodzi nam o to, żeby je straszyć, tylko uświadomić; świadoma siebie i swojej wartości osoba na pewno nie wstydzi się swojego ciała i seksualności. Ja doszłam do tego wniosku niestety bardzo późno…

Strajk Kobiet Podhale