
fot. Geo Dask
Nie zdarza mi się ujawniać prywatnej korespondencji. Znalazłam się jednak w sytuacji wyjątkowej, w której zrozumiałam, że zdobędę się na napisanie listu dopiero pod warunkiem, że przybierze on blogową postać. Wiem, do kogo go adresuję, ale wierzę też, że nie jestem jedyną osobą przecierającą oczy ze zdumienia, że ludzie, których prywatnie znam, cenię i szanuję, mogą dziś w jakikolwiek sposób popierać obecną władzę.
Moim naturalnym środowiskiem jest świat artystyczny, zwracam się więc w swoim liście do tej bardzo specyficznej, wyjątkowej grupy ludzi.
Drodzy Artyści,
linia dzieląca Polaków (dziś bardziej niż kiedykolwiek) niemal nie przebiega przez grono otaczających mnie na co dzień bliskich osób. Sympatykami partii obecnie rządzącej okazali się albo znajomi dużo dalsi, z którymi już wcześniej nie było mi specjalnie po drodze, albo ludzie, których uważałam za wartościowych, ale znałam na tyle krótko, że łatwo mi było zerwać z nimi kontakty; bo ze wstydem przyznaję, że uległam zero-jedynkowemu myśleniu i odcinając się od wszystkiego, co mnie brzydzi i przeraża, odrzuciłam też ludzi, którzy to, co mnie brzydzi i przeraża popierają, nie próbując ich najpierw zrozumieć. Z zażenowaniem myślałam o przekonywaniu jakiejkolwiek dorosłej osoby, zwłaszcza po doświadczeniu II wojny światowej, że dawanie władzy nacjonalistom jest, najdelikatniej mówiąc, niebezpieczne. Z oszołomieniem i niedowierzaniem przyjmowałam do wiadomości, że ludzi ceniących niewiarygodną klasę Witolda Lutosławskiego (znanego nam wszystkim osobiście) nie razi poziom kultury osobistej reprezentowany przez polityków partii obecnie rządzącej. Zaczynam dostrzegać, że błędem musiało być założenie, że nie widzicie tego, co ja – być może wybieraliście w Waszym odczuciu po prostu mniejsze zło. Nigdy o to niestety nie zapytałam… A dziś stoimy po dwóch stronach politycznej barykady. Ja jestem nazywana przez „Wasz obóz” m.in.: lewaczką, morderczynią dzieci, lewacką kurwą szmatą oraz czarownicą, Wy z kolei jesteście nazywani przez „mój obóz” m.in.: ciemnogrodem, faszystami, katotalibami i prawakami (nie przytaczam najgorszych określeń nie po to, by wybielić „swój obóz”, lecz żeby nikogo nie obrażać – już wymienione wyżej słowa wzbudzają mój niesmak). Język wojenny charakteryzuje mocna radykalizacja, natomiast my się przecież znamy. Wiemy, że każdy z nas jest wrażliwą, twórczą, wartościową osobą. Dlatego przychodzę dziś do Was bez barw ochronnych. Zdjęłam z bluzki przypinkę z napisem „Wydupcać” i broszkę z czerwoną filcową błyskawicą. Zmyłam z twarzy makijaż, a z ręki numer telefonu do prawnika (bez niego czuję się jeszcze mniej bezpiecznie, biorąc udział w legalnych zgromadzeniach). Przychodzę szczerze z Wami porozmawiać, nie walczyć. Ta rozmowa powinna się odbyć już dawno temu.
Pokojowe nastawienie nie oznacza jednak braku szczerości. Im szybciej to z siebie wyrzucę, tym będzie lepiej i zdrowiej, bo duszenie w sobie pretensji przeradza się przeważnie w pasywną agresję, która nie jest nam tu do niczego potrzebna. Moi Drodzy, mam do Was, Wyborców PiS-u, ogromny żal za przyczynienie się do dzisiejszej sytuacji politycznej. Nie chodzi o wytykanie pomyłek, bo te zdarzają się każdemu (moje największe polityczne fascynacje zawodziły mnie niestety za każdym razem). Chodzi po pierwsze o świadomość pomylenia się, a po drugie o połączenie skutku z przyczyną – bezpośrednią przyczyną tego, że wygrała partia obecnie rządząca jest liczba oddanych na nią głosów. Również Waszych.
Jednym z bardzo niewielu minusów pisania jest ten, że nie sposób zobaczyć reakcji czytelników. Nie mam więc pewności, czy podzielacie moje doświadczenie wojny polsko-polskiej i na ile przeraża Was to, co się dzieje. A dzieje się fatalnie – najważniejszy dokument w państwie, czyli Konstytucja, jest przez obecnie rządzących notorycznie łamany. Opowiem najpierw o swoim własnym doświadczeniu, żeby nie zostać posądzoną o uogólnianie. Nigdy nie złamałam prawa i choć w dalszym ciągu nic się w tej kwestii nie zmieniło, ściga mnie policja, posługując się kłamstwami, pomówieniami, manipulacjami (nachodząc moich bliskich) i nieudolnymi próbami zastraszania. Co prawda na razie przypomina bardziej Oddział Specjalny z „Nagiej broni” z Lesliem Nielsenem, ale pałki teleskopowe i gaz pieprzowy użyte w Warszawie wobec uczestniczek pokojowej manifestacji nie są już takie zabawne. Skłamałabym, mówiąc że żyję w strachu, bo mało czego się boję (może to jakiś neurologiczny defekt, a może geny taty). Jednak otaczają mnie niesamowici młodzi ludzie, którzy nieraz muszą przezwyciężyć swój lęk, by postąpić przyzwoicie. Rozpiera mnie duma, kiedy na nich patrzę, ale zdrowo funkcjonujące państwo nie powinno wystawiać odwagi swoich obywateli na próbę. Owładnięty żądzą władzy dyktator z Żoliborza, którego popieracie (czy naprawdę jeszcze popieracie?), zrobił z policji stróżów bezprawia nastawionych na walkę z uczciwymi obywatelami. I piszę tu o codzienności zarówno swojej, jak i całego swojego środowiska (a nie należę przecież ani do ONR-u, ani do jakiejkolwiek kibolskiej grupy – otaczają mnie cudowne, mądre, inteligentne, niebanalne, twórcze osoby).
Część z Was jest kobietami. Naprawdę udaje się Wam pogodzić Waszą cudowną kobiecą wrażliwość i duszę z tezami wygłaszanymi przez starych cynicznych mizoginów, marzących o powrocie do zatęchłego patriarchatu? Wszyscy jesteście niesamowitymi Artystami, Kompozytorami. Czy macie jakieś złudzenia, że którykolwiek z obecnie rządzących polityków umiałby wysłuchać w skupieniu chociaż jednego z Waszych wymagających utworów i cokolwiek z niego zrozumieć? (Od razu, odpierając ewentualne kontrargumenty, zaznaczę, że Donalda Tuska wieki temu widywałam na Warszawskiej Jesieni regularnie.) Nie przeszkadza Wam wsparcie obecnego rządu dla twórców disco-polo (przy zerowym wsparciu dla Was)? Część z Was jest głęboko wierząca. Naprawdę udaje się Wam pogodzić wiarę w Jezusa, który stawał zawsze w obronie słabszych (a do faryzeuszy podchodził z dużą dozą sceptycyzmu, będąc wyczulonym na tych fałszywych) z nagonką na mniejszość LGBTQ czy szczucie Polaków na siebie? Jak to możliwe? Jak do tego doszło?
Pochodzimy z tych samych kręgów, tych samych na ogół ludzi uważamy za autorytety. Większość z Was uwielbiała mojego tatę. Ceniliście go nie tylko za jego ogromne zawodowe dokonania, ale przede wszystkim za to, jakim był człowiekiem. Za jego wielkie serce, wrażliwość, autentyczną miłość bliźniego, niezwykłość. Czy naprawdę myślicie, że człowiek, który do końca życia nie mógł się otrząsnąć z tego, że Regan (w czasie, kiedy był gubernatorem, a tata wykładał w Stanach) nasłał na studentów policję, dziś przyklasnąłby napuszczaniu umundurowanych i nieumundurowanych bandytów na pokojowo manifestujący tłum, składający się w większości z kobiet i młodzieży? Wiecie tak samo dobrze jak ja, że byłby tym zdruzgotany. Czy to nie wzbudza w Was chociażby wątpliwości, czy Wasz wybór był słuszny?
Możecie odnieść wrażenie, że próbuję Was przekonać do swoich racji. Sęk w tym, że o ile niemal wszystko wydaje mi się względne (łącznie z czasem i przestrzenią), tu mam całkowitą pewność, że istnieją tylko dwie strony: dobra i zła; i że – nad czym bardzo ubolewam – stoicie po tej niewłaściwej. Chciałabym zrozumieć dlaczego. Zapytam więc może:
- Jakiej Polski chcecie?
- Czego się obawiacie?
- Jakie wartości są dla Was najważniejsze?
Mocno wierzę w to, że szczera rozmowa i zwrócenie się w głąb samego siebie pomaga wydostać się z narracji „dwóch stron”, której każdy z nas ulega. (Oczywiście ja też – pisałam o tym niedawno w tekście „Weto dla zabijania gospodarki”, do którego lektury serdecznie Was zapraszam.) Sama również odpowiem na zadane Wam wyżej pytania.
- Chcę Polski wolnej, nowoczesnej, otwartej oczywiście na Unię Europejską, ale też na resztę świata. Nie tylko dlatego, że jestem już z pokolenia Polaków, którzy określają się przede wszystkim jako Europejczycy, ale też dlatego, że jestem córką Józefa Patkowskiego – wielkiego ambasadora Polski poza jej granicami (i tam również bardzo cenionego), a równocześnie obywatela świata, którego zawsze najbardziej interesował człowiek bez względu na swoje pochodzenie.
- Najbardziej obawiam się wszelkiego typu fanatyzmu, zwłaszcza narzuconego odgórnie. Fanatyzm – charakterystyczny dla sekt – zamyka głowy, zabija kreatywność, a dodatkowo jest doskonałym narzędziem do cynicznego manipulowania masami. Żaden bóg, żadna tradycja i żaden kraj nie są warte pójścia tą drogą.
- Najważniejszą wartością nieprzerwanie jest dla mnie wolność. Wolność wyboru, wolność decydowania o sobie, wolność tworzenia. Z rodziną czy patriotyzmem mam już problem. Tata, jak doskonale wiecie, nigdy nie przeceniał roli więzów krwi – liczyli się dla niego ludzie, przyjaciele. Jeśli przy okazji byli z nim spokrewnieni, to fajnie, ale nie musieli być, żeby ich szczerze kochał i szanował. I na odwrót – fakt, że ktoś był członkiem jego rodziny nie zapewniał temu komuś większych względów taty z automatu. Mam tak samo. Patriotyzm z kolei praktykuję, badając język, ucząc go w szkole, pisząc. Jeśli jednak Polska stanie między mną a moją wolnością, nawet się nie zawaham, z której z tych dwóch bez żalu zrezygnować.
Jednym z przejawów mojego patriotyzmu ostatnio jest aktywny udział w Strajku Kobiet Podhale i opisywanie naszych działań w specjalnie do tych celów stworzonej e-gazecie „Halny – wiatr zmian”. Bez względu na różnice, jakie są między nami, wiem, że cenicie moje pióro. Zapraszam więc gorąco do lektury.
Z nNajserdeczniejszymi przedświątecznymi życzeniami,
marianNa patkowska

P.S. Na deser łączę znakomity cover słynnej piosenki „Kocham wolność” mojej koleżanki z równoległej klasy ze szkoły muzycznej – utalentowanej Magdy Grabowskiej.

