W Trzech Króli

fot. Valantis Nikoloudis

[Tym razem opowiadanie okolicznościowe – także związane z warsztatami.]

 

 

     6.01.2006

Warkot maszyny i nieprzyjemne wbicie w fotel oznaczały, że samolot wystartował. W głowie kotłowało mu się tysiąc myśli. Nerwowo przełykając ślinę i walcząc z bezczelnie rozpanoszonym ciśnieniem w uszach, starał się przypomnieć sobie po raz ostatni jej twarz, jej głos, jej uśmiech. Ją całą – cudowną, urokliwą. I zamknąć w pamięci taką, by móc wracać do chwil, które właśnie minęły. Bez szans na dalszy ciąg. Mówiła, że jeszcze wszystko może się odmienić, że zobaczymy, ale on był przecież realistą.
Przygniatanie ustało. Musieli wzbić się już na jakąś wysokość i na niej pozostać. O, dziś był szósty stycznia. Wyleciał w Trzech Króli. Wyjął książkę i wyjrzał raz jeszcze przez okrągłe okienko. Zostawił swoją małą Xsiężniczkę na pastwę dzikich, pożądliwych spojrzeń. Na pewno będą ją zaczepiać. Na pewno, a ona jest taka bezbronna i naiwna. Żeby tylko nie dała się nikomu skrzywdzić. Nie zniósłby tego. Nie zniósłby. Była naprawdę piękna i wiedział dobrze, że nie jest jedynym, który to dostrzegł.
Już miał zamiar otworzyć trzymaną na kolanach książkę i zagłębić się w lekturze, aż tu nagle…
– Czy ty jesteś Gwiazda, którą ujrzeliśmy na Wschodzie? –  spytał Kacper.
– Zamilcz, głupcze! –  przerwał mu Melchior. – Czy przybywasz może z Królestwa Południowego, z Judy, z Betlejem, do którego zmierzamy i jesteś z pokolenia Judy synem Dawida i potomkiem Abrahama?
– A może pochodzisz z Królestwa Północnego, z Izraela, z Samarii, tak gwoli ścisłości? – rzekł Baltazar. –  Bo widzisz, głupia sprawa, ale wyleciałeś prosto w nas. Do Jerozolimy już niedaleko, może tam załatwimy to jakoś?
– ??? CO jakoś załatwimy???
– No wiesz mirra, kadzidło i złoto były ubezpieczone, aczkolwiek nie może zwolnić cię to z cywilnej odpowiedzialności patrzenia w co wylatujesz!
–  Toż to nie ja wyleciałem w was, tylko wy tak idiotycznie weszliście prosto pode mnie. Nie jest to moją winą i absolutnie się nie poczuwam!
– Ale Gwiazda… Gwiazda, którą ujrzeliśmy na Wschodzie… – wyraźnie zmartwił się Kacper.
– Nie wierzę w waszą Gwiazdę i inne podobne dyrdymały! A wieża kontrolna? Czy ktoś dał wam prawo iść? Nie dał. Nie mógł dać. I jeśli komuś należy się jakiekolwiek odszkodowanie, to mnie!
– Ale?
– Tak, mnie – jego żal wymieszany ze zdenerwowaniem wciąż narastał. – Za zszargane nerwy,  za konieczność rozstania z Xsiężniczką, za za każdym razem zbyt długi lot. I nie próbujcie mnie wykiwać na sumę! Gołym okiem widać, że jesteście nadziani!
– Ale skąd pochodzisz? Jeśli można wiedzieć oczywiście. Może drogi nasze są jedną wspólną drogą ku Dziecinie, ku Betlejem i szczęściu naszemu nie będzie końca, gdy?
– …o, szczęścia waszego zaraz nadejdzie koniec! I to rychły –  przerwał zniecierpliwiony Melchiorowi,  – jeśli nie dostanę jakiegoś zadośćuczynienia!
– Mamy tylko…
– …mirrę, kadzidło i złoto. Tak, wiem. Mirra, cóż. Nigdy nie wiem, co to właściwie jest – szepnął nieco zmieszany do siebie. – Kadzidło jest dosyć uciążliwe na dłuższą metę, ale złotem bym nie pogardził.
– Sztabka wystarczy? – spytał Baltazar.
– A pochodzę tak naprawdę z Królestwa Północnego, z Izraela, z Samarii. Dokładniej mówiąc płynie w moich żyłach żydowska krew.
– Nie wystarczy – Baltazar sięgnął niechętnie po trzy następne sztabki. – My też właśnie idziemy z tamtych stron.
– Wiem, ja też z nich podążam, ale przez własne życie, a to w innym kierunku. Sztabka to 202 dolary, o ile się nie mylę, tak? Razy cztery? No to wspaniale się złożyło, bo stać mnie na przyjazd w lutym. Będą grać mój utwór, chciałem to usłyszeć, ale te ceny biletów… Sami rozumiecie.
– Pastuszkowie pięknie grają na fujarkach – ożywił się Kacper.
– Nie, nie, ten utwór jest akurat na zespół kameralny, ale nie będę wam tego tłumaczyć. Przez 2006 lat wiele się zdarzyło w muzyce, ale nie liczcie na wykład. Jeszcze mam wolne. Zajęcia ze studentami zaczynam dopiero za tydzień.
Kacper spojrzał z bezradnością graniczącą z przerażeniem na pozostałych Królów, oni również poczuli się trochę zakłopotani, że nagle zjawia się ktoś, kto nie dość, że na nich wpada, kłóci się, że to oni zawinili oraz wymusza na nich cztery sztabki złota, to jeszcze mówi zupełnie od rzeczy i wzbudza w nich grozę.
– Ile się jeszcze będziecie guzdrać? Jezus trzy razy pójdzie do przedszkola zanim przyjdziecie z pokłonem!!! –  zniecierpliwiła się Gwiazda ze Wschodu.
– Na nas już czas. Nie przemęczaj głowy strach i spustoszenie siejącymi myślami – powiedział Melchior.
Stewardessa, której płeć zdradzała jedynie spódnica roznosiła równie mdłe, jak jej twarz posiłki. Maleńki wycinek bułki, ⅛ kostki masła, serek podobnej wielkości, okruszek ciastka i do wyboru kawa lub herbata potocznie zwane tu śniadaniem, zaczęły zapełniać niewielkie plastikowe blaty, których rozłożenie już niemal całkowicie ograniczało jakikolwiek swobodny ruch.
Pastuszkowie pięknie grają na fujarkach? Ależ tak!!! FUJARKI!!!” – pomyślał zachwycony nową wizją trzeciej części swoich liryk, z którymi się właśnie zmagał i niezadowalającą go partią fletów, w której czuł, że musi coś zmienić, nie wiedział tylko co. Z wielkim trudem wyjął ołówek i zanotował na zakładce książki pomysł.
„Oj, Xsiężniczko, Xsiężniczko. Zdaje się, że mam już skończone pięć minut utworu. Tak się zawsze dopytywałaś, ile zdołałem napisać” – uśmiechnął się do siebie.
Wylot w Trzech Króli był naprawdę szczęśliwym splotem wydarzeń. Jeszcze raz ścisnął sakiewkę z czterema sztabkami złota, ciesząc się na nie tak odległy powrót.
Mówiła, że jeszcze wszystko może się odmienić, że zobaczymy. Była realistką czy też potrafiła w niezwykły sposób wszystkie realia zmieniać jedynie siłą woli?

Warsztaty IV

fot. Valantis Nikoloudis

[Moje pierwsze pisane na warsztaty opowiadania nie miały tytułów. Postanowiłam nie wymyślać ich teraz.]

 

 

20.12.2005  

Skórzany pejcz za każdym razem uderzając o jej nagie jędrne pośladki, wydawał odgłos przypominający mlaśnięcie. Była związana grubym sznurem na tyle mocno, by odczuwać ból, ale równocześnie czerpać z tego przyjemność. Niewolników było pięciu. Pięciu rozpalonych, nagich samców…
– Jak to przyjemnie tak od samego rana zatopić się w marzeniach – szepnęła do siebie Xsiężniczka, zaparzając kawę – spoconych, brudnych – i zatrzepotała rzęsami.
Za oknem wstawał nowy dzień. Promienie słońca zaglądały do kuchni, żeby powiedzieć „dzień dobry”, a ptaszki radośnie świergoliły przy porannej toalecie. W całym domu unosił się zapach pasty do podłogi, świeżej kawy i tostów z domowymi konfiturami Xsiężniczki.
Ten błogi spokój zmącił nagle niski tłusty jegomość. Wchodząc w pośpiechu do kuchni, zawadził teczką o framugę drzwi i utkwił w nich na chwilę, z wyraźnym niezadowoleniem machając cały czas krótkimi rączkami. Gdy się z nich w końcu wydostał, nerwowo poluzował krawat rozjaśniając „purpurowatość” swojej twarzy w zadziwiająco szybkim tempie.
– No tak, zaraz będę spóźniony.
– Dzień dobry, Krasnoludku. Jak spałeś? Poczekaj, jest kawa, tosty też już czekają.
– Dzień dobry! Nie mów do mnie KRRRRRASNOLUDKU!!!!! –  tu z kolei jak na złość teczka zsunęła się na podłogę. – No tak! Jaka kawa, jakie tosty? Czy ty wiesz, kto ja jestem? Ja jestem dyrektor i założyciel poważnej firmy, a dyrektor i założyciel poważnej firmy nie może, nie może w żadnym wypadku się do tej firmy spóźniać!
– Dyrektor i założyciel nogi na nogę, jak mawiał mój dziadek – roześmiała się perliście Xsiężniczka. –  Żadna firma nie jest poważna, a szczególnie kiedy jej założyciel jest równocześnie dyrektorem.
– Eeech –  niski jegomość machnął ręką. Skąd niby taka prosta Xsiężniczka może cokolwiek wiedzieć, skoro jej  w głowie tylko konfitury i tych pięciu, pożal się Boże, niewolników…
– I jeszcze czytać lubię! Nabokova – wtrąciła Xsiężniczka.
– Milcz, kiedy myślę! – no tak, oprócz tego wszystkiego była przecież Xsiężniczką i bez pardonu wchodziła w cudze myśli, które nie były dla niej zagadką. Jakże mógł o tym zapomnieć!?
W końcu wyszedł. Xsiężniczka zjadła w samotności pyszne śniadanie, pozmywała naczynia i jak zwykle pełna radości i optymizmu siadła do komputera, dokończyć kolejny rozdział swojej książki.
– Ale ćwok z tego mojego krasnoludka, ale cóż… Trudno wyżyć z pisania.

Warsztaty I

fot. Valantis Nikoloudis

[Tym maleńkim opowiadaniem zaczęłam aktywne uczestnictwo w warsztatach Twórcze pisanie. Prawdopodobnie zadaniem dla nas było uwzględnienie realistycznie brzmiących dialogów.]

 

  17.10.2005

Właśnie zasiadał do kolacji. Sam. Przeżuwał w swej samotności każdy kęs ze wzrokiem utkwionym w niewidzialny punkt na ścianie. Od kiedy odeszła, życie stało się puste i bezsensowne, a kolacje –  niedobre. Brakowało im świec, napięcia i wartości odżywczych.
Siedział taki zmęczony bólem istnienia, aż nagle wyrwało go z zadumy głośne, energiczne pukanie do drzwi. Dziwne, nie spodziewał się nikogo. Odczekał chwilę, ale pukający najwyraźniej się nie zniechęcił.
Wstał od posiłku, otworzył drzwi i zdumiony spostrzegł na wycieraczce małe pudełko. Wybiegł na schody, ale nikogo już tam nie było. Zaintrygowany spojrzał jeszcze raz na pudełko. Było wielkości pudełek, w jakie w sklepach zoologicznych pakuje się tarantule. Wziął je, zaintrygowany, do mieszkania. Powoli, delikatnie otworzył i ku swemu zdumieniu spostrzegł maleńką Śmierć. Ta, widząc jego zdziwienie, machnęła rączką i uspokoiła go, mówiąc:
– Nic się nie bój, ja po chomika!
– Trawa mnie kiedyś zgubi… – mruknął do siebie, nerwowo przygotowując skręta. Następnie zakleił pudełko i odniósł je z powrotem na wycieraczkę, ale Śmierć nie dawała za wygraną. Zaczęła mocować się z kartonem od środka swą maleńka kosą.
Przerażony postanowił zachować zimną krew, wziąć Śmierć do siebie i wyjaśnić to nieporozumienie raz, a dobrze. Postawił pakunek na stole, a Śmierć wygramoliła się przez wycięty kosą otwór, otrzepała się z kawałków kartonu i rzekła znów machając rączką:
– Nic się nie bój, ja po chomika!
– Masz dosyć nie najlepszą pamięć jak na Śmierć, więc może dobrze, że
przychodzisz tylko po chomika, ale widzisz, jest jeden mały, maleńki problem – ja  NIE MAM chomika!!!!
– Ale…? – zasmuciła się śmierć.
– Bardzo mi przykro, może pomyliłaś adres?
– Ależ skąd! Ten mi podano, spójrz – tutaj Śmierć wyciągnęła pognieciony świstek papieru, a na nim jego adres. Faktycznie, wszystko się zgadzało. Nie chciał jej bardziej zasmucać, ale trudno było też jej akurat skłamać, że chomik umarł…
Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta zwłaszcza, że Śmierć zdawała się być bardzo przejęta swoim zadaniem i sprawiała teraz wrażenie wyjątkowo przygnębionej.
Zaproponował jej kroplę herbaty i okruszek ciastka. Po dwóch godzinach dosyć drętwej rozmowy spytał w końcu:
– Czy coś w zaistniałej sytuacji mogę zaproponować? Chomika nigdy nie
miałem. Niestety. Tak więc?
– …tak więc – przerwała mu Śmierć z poważną miną – nie pozostaje nam nic innego, jak poczekać tu na następne warsztaty Twórcze pisanie. Zawsze jest minimalna szansa na to, że w ostatecznym rozrachunku zrezygnują z tej sceny.

Jó étvágyat! Fotorelacja z kulinarnej podróży po Budapeszcie

jednopalnikowa.wordpress.com

Wpis pochodzi z prowadzonego przeze mnie bloga Jednopalnikowa i zawiera praktyczne porady co i gdzie warto w Budapeszcie zjeść, co i gdzie warto w Budapeszcie nabyć i przywieźć do Polski, a także kulinarny słowniczek polsko-węgierski.
We wpisie znajdziemy również linki do moich przepisów na węgierskie potrawy.
Zapraszam do lektury wpisu Jó étvágyat! Fotorelacja z kulinarnej podróży po Budapeszcie (wystarczy kliknąć w jego podkreśloną i wyświetlającą się na szaro nazwę tuż przed tym nawiasem 😉 )!

Καλή όρεξη! Fotorelacja z kulinarnej podróży po Thassos

jednopalnikowa.wordpress.com

Wpis pochodzi z prowadzonego przeze mnie bloga Jednopalnikowa i jest małym kulinarnym przewodnikiem po greckiej wyspie Thassos. Dowiemy się, z produkcji czego wyspa słynie, co i gdzie warto na Thassos skonsumować (zarówno jeśli chodzi o przygotowywanie posiłków na miejscu na własną rękę, jak i wyjścia do tawern), a także co warto przywieźć ze sobą do Polski.
Wpis zawiera dużo linków do moich recenzji tasyjskich tawern (z tego samego bloga), a nawet do przepisów na greckie potrawy!
Zapraszam do lektury wpisu Καλή όρεξη! Fotorelacja z kulinarnej podróży po Thassos (wystarczy kliknąć w jego podkreśloną i wyświetlającą się na szaro nazwę tuż przed tym nawiasem 😉 )!

Gotujemy pysznie – mówimy poprawnie!

jednopalnikowa.wordpress.com

Wpis pochodzi z prowadzonego przeze mnie bloga Jednopalnikowa i jest małą ściągawką dla tych, którym mówienie o jedzeniu sprawia czasem trudność. Podzieliłam go na dwie części: opis najbardziej problematycznych słów związanych z jedzeniem i omówienie poprawnej wymowy oraz znaczenia obcojęzycznych nazw kulinarnych.
Zapraszam do lektury wpisu Gotujemy pysznie – mówimy poprawnie! (wystarczy kliknąć w jego podkreśloną i wyświetlającą się na szaro nazwę tuż przed tym nawiasem 😉 )!

Smakowity seans filmowy

jednopalnikowa.wordpress.com

Wpis pochodzi z prowadzonego przeze mnie bloga Jednopalnikowa i jest subiektywnym spisem filmów, seriali, programów i reklam, związanych z kulinariami i podzielonych na kategorie. Po kliknięciu w każdy z tytułów, pojawi się moja recenzja wybranego tytułu. Uwaga! Wyjątkami są filmy krótkometrażowe (kategoria PRZYSTAWKI). Po kliknięciu w tytuły filmów z tej kategorii, znajdziemy się na zaprzyjaźnionym blogu Szortownia, na którym będziemy mogli zobaczyć je w całości.
Zapraszam do lektury wpisu Smakowity seans filmowy (wystarczy kliknąć w jego podkreśloną i wyświetlającą się na szaro nazwę tuż przed tym nawiasem 😉 )!

Jak mnie słyszą, tak mnie słyszą – czyli covery w wersji audio

fot. Nika Zamięcka

Pewnym przełomem w mojej muzycznej przygodzie był zakup profesjonalnego mikrofonu, kabla, porządnych studyjnych słuchawek, pop filtra, statywu, mikrofonu kontaktowego i programu do tworzenia muzyki.
Są ludzie, którzy doznają oczyszczenia, wychodząc z szafy – ja przeniosłam się na wyższy poziom swojej muzycznej świadomości, do szafy wchodząc właśnie. Wchodząc z kocem, statywem i mikrofonem i po raz pierwszy od tej właśnie strony, zgłębiając tajniki realizacji dźwięku.
Do tej pory wszystkie swoje płyty nagrywałam w profesjonalnym studiu, z profesjonalnym reżyserem dźwięku. Teraz jest trochę ciaśniej, brak mi dźwiękoszczelnych ścian, każdą z realizatorskich operacji wykonuję jakieś trzydzieści razy wolniej, niż ktoś, kto ma o tym wszystkim jakiekolwiek pojęcie, zdecydowanie więcej klnę i częściej przychodzi mi do głowy, że może by całe to śpiewanie porzucić w diabły. Jednak jest co najmniej jeden, za to zdecydowany plus nagrywania w szafie: w przeciwieństwie do profesjonalnego studia, mam tu znacznie więcej świetnych ciuchów i cudownych par szpilek! ❤
Moja przygoda z szafą podporządkowana jest nowej płycie, nad którą właśnie pracuję. Jednak w ramach ćwiczeń i oswajania się ze sprzętem, czasem nagrywam covery z użyciem dostępnych w sieci podkładów instrumentalnych. Udostępniam poniżej efekty tych poczynań wraz ze starszymi nagraniami (coverów wokalnych i ze starym pianinem, z którym obecnie mieszkam) dokonanymi rejestratorem dźwięku, Zoomem H4, nazywanym przeze mnie Dobrym Uchem.
Tak, jak we wpisie Jak mnie słyszą, tak mnie widzą – czyli covery na filmikach, kolejne nagrania będą sukcesywnie przybywać 😉

Love Letters Metronomy (podkład)

I like that Janelle Monáe (same moje głosy)

Don’t you worry child Swedish House Mafia (podkład)

Death by chocolate Sia (podkład)

Party Nelly Furtado (podkład)

I follow rivers Lykke Li (akompaniament i aranż własny)

But for today I am a boy Antony Hegarty (akompaniament i aranż własny)

The Lamb John Tavener (ze słuchu)

I’m calling you z filmu Bagdad Cafe (ze słuchu)

Jak mnie słyszą, tak mnie widzą – czyli covery na filmikach

fot. Nika Zamięcka

Fortepian (ten konkretny, w moim rodzinnym domu) był pierwszym najważniejszym mężczyzną mojego życia. Lubię z nim współpracować, nawet kiedy nie stroi – on ma dla mnie tyle zrozumienia, kiedy nie stroję ja…
W pewnym momencie ktoś wpadł na pomysł, żeby moje śpiewanie z nim uwiecznić na filmikach. Potem na kolejny, żeby je wrzucić do sieci.
Postanowiłam zrobić tu jeden wpis, który się będzie sukcesywnie powiększał o kolejne filmiki. Ich jakość pozostawia niestety dość wiele do życzenia – nie jest łatwo w ogóle nagrać fortepian, a tym bardziej, kiedy ma się do dyspozycji jedynie komórkę i selfie sticka. Nie jest to oczywiście ani próba tłumaczenia, ani usprawiedliwianie się. Raczej prośba o wyrozumiałość 😉

Charity Skunk Anansie

One night stand Janis Joplin

Gwiazdy Natalia Przybysz

Who you are Jessie J

Nie opuszczaj mnie Jacques Brel

Weak Skunk Anansie

Make me whole Amel Larrieux

World hold on Bob Sinclar