Wojna w Ukrainie

wszystkie zdjęcia znalezione w sieci

W ubiegły czwartek (tłusty zresztą), 24 lutego 2022 roku, Rosja zaatakowała Ukrainę. Sytuacja toczącej się tuż za naszą granicą wojny przeraża, obezwładnia oraz budzi w nas równocześnie bezsilność i ból. Płaczemy (tu w Polsce) nad Ukraińcami, ale też ze strachu, bo to, co spotkało naszych sąsiadów wczoraj, jutro może przytrafić się nam. Czy rzeczywiście może? Z jednej strony pamiętamy, że należymy do NATO i o planach zbrodniarza Vladimira P. (obecnego prezydenta Rosji) wobec Ukrainy, z drugiej wiemy i widzimy, że to niebezpieczny psychopata, który nie cofnie się przed niczym, by świat uwierzył w mit o potędze Rosji.
Minęło już kilka dni i chciałabym się podzielić kilkoma obserwacjami.

Nie każda reakcja jest moralna,
ale do każdej mamy prawo

wszystkie zdjęcia znalezione w sieci

W obliczu tak straszliwych wydarzeń, reagujemy często bardzo emocjonalnie i skrajnie. To ważne, żeby pozwolić sobie na odczuwanie wszystkiego, co się w nas dzieje, bo dzięki temu jesteśmy w stanie zrozumieć jakąś prawdę o sobie (jaka by nie była). Dopiero z tej pozycji możemy pogłębiać lub korygować postawy, które dostrzeżemy. Z tej pozycji możemy się też zdystansować, co z kolei ułatwi nam mądre i efektywne działanie.

to tak straszne, że muszę się od tego zupełnie odciąć, żeby ratować swoje zdrowie psychiczne, więc wyłączę wszystkie media i zajmę się czymś miłym – w tej postawie boli mnie wykorzystanie konceptu, który w wielu innych sytuacjach jest jedyną i bardzo mądrą radą. Od wszelkich toksycznych osób, które karmią się naszą energią, obciążają nas swoimi problemami, z którymi nie umiemy sobie później poradzić, czy też żerują na naszym braku asertywności, wiecznie nas o coś prosząc, dobrze jest się umieć odciąć. Nawet, jeśli będą nas szantażować emocjonalnie (np. popełnieniem samobójstwa), mamy prawo, a nawet obowiązek wpierw zadbać o siebie; odciąć się, wyciszyć, zmienić otoczenie, odzyskać równowagę. Jednak różnica między tym co nam nie służy i na co mamy wpływ, a tym, co nam nie służy i na co nie mamy wpływu jest taka, że w pierwszym wypadku odwrócenie oczu od zła (wyrządzanego nam) jest aktem odwagi i mądrości, a w drugim, odwrócenie oczu od zła (wyrządzanego innym i pośrednio również nam) – wyrazem tchórzostwa.
Wojna jest niewyobrażalnym złem na bardzo wielu poziomach, ale jesteśmy teraz zewsząd atakowani informacjami o niej nie dlatego, że ktoś czerpie chorą, perwersyjną przyjemność ze sprawiania nam tymi obrazami bólu. Oczywiście, że nie da się tego oglądać, nie zalewając się łzami, ale argument, że jest się na to „zbyt wrażliwym” jest w moim odczuciu szczytem bezczelności wobec tych, którzy bez względu na stopień swojej wrażliwości są właśnie atakowani. Na tych przerażających materiałach widzimy wycinek straszliwej rzeczywistości. Problemem nie jest fakt, że to widzimy, tylko że to się naprawdę dzieje.

w tylu miejscach toczą się wojny, a wszyscy się teraz tak przejęli Ukrainą… – ta reakcja mnie nieustająco zadziwia. W tym konkretnym przypadku, biorąc pod uwagę nasze położenie geograficzne, naprawdę trudno oczekiwać, że w masie (jako naród) będziemy w takim samym stopniu przejęci ciągle toczącą się wojną w Syrii, co atakiem na sąsiadującą z nami Ukrainę. Z drugiej strony, pamiętam dokładnie takie same głosy, kiedy wojna wybuchła w Syrii i oczy świata zwróciły się w jej kierunku. Pamiętam te – przyznajmy jednak, dziecinne – wyrzuty, że no tak, teraz to płaczecie, a o innych wojnach nawet nie wiecie, albo wiecie bardzo mało i nie płaczecie.
Na świecie dzieje się mnóstwo zła. Codziennie. Dzieci umierają na raka, inne tracą w wypadkach rodziców, wybuchają wojny, do władzy dochodzą fanatycy, płoną lasy, zwierzęta są okaleczane przez zwyrodnialców. Zarzut, że jest się hipokrytą, bo jedna wojna nas porusza do żywego, a nad inną łatwiej nam przejść do porządku dziennego, jest niemoralny, bo żeby w takim sensie hipokrytą nie być, musielibyśmy każdego dnia zapłakać nad co najmniej kilkoma wstrząsającymi informacjami, którymi codziennie bombardują nas media. A nasz mózg nas na ogół chroni. Jako osoba wysoko wrażliwa przeżywam wszystko mocniej. Jednak o wielu przykrych doniesieniach udaje mi się stosunkowo szybko zapomnieć.

ta wojna to początek III wojny światowej, ziszcza się właśnie najgorszy scenariusz, trzeba wykupić wszystkie potrzebne produkty i śledzić na bieżąco informacje, czekając na rychłą śmierć – strach jest jedną z bardziej oczywistych i zrozumiałych reakcji. Nie jest jednak dobrze, gdy pierwsze emocje już osłabną, nakręcać się tak radykalną, przez co z założenia nieprawdziwą narracją. Nie wiemy, co się wydarzy, więc skupmy się wyłącznie na faktach, obserwując sytuację i będąc w gotowym do weryfikacji poglądów.

to wojna z Ukrainą, więc nas nie dotyczy – niestety, jak byśmy tego nie próbowali wypierać, dotyczy.

Niezależnie jednak, jakie mamy poglądy, jakie przybieramy postawy, co jest dla nas do przyjęcia, a co właśnie nie jest, musimy sobie zdać sprawę z tego, że każdy ma prawo do swoich reakcji. Nawet tych, które uznajemy za niemoralne, do czego również mamy oczywiście pełne prawo.

Ponosicie odpowiedzialność

wszystkie zdjęcia znalezione w sieci

Bardzo często w momentach krytycznych, kiedy spotykaliśmy się na ulicach polskich miast, protestując przeciw łamaniu naszych praw, słyszałam, że to nie czas na rozliczanie obywateli z tego, na kogo głosowali. Mnie ten czas wydaje się najwłaściwszy. To jak wziąć dziecko, które narozrabiało za rękę, pokazać mu przykre efekty jego działań i powiedzieć: „przypatrz się, to jest konsekwencja twoich wyborów”. Bez krzyku, kar czy kazań. Niech samo zobaczy i poczuje – znakomita metoda wychowawcza, dzięki której można osiągnąć cuda.
Obecny rząd Polski robi wszystko, żeby jeszcze bardziej ogłupić swój elektorat, uprawiając w publicznej telewizji (czyli za nasze pieniądze) ohydną propagandę, siejąc nienawiść, napuszczając na siebie ludzi i przede wszystkich szerząc nieprawdę. Wśród wielu kłamstw wpajanych wyborcom jest również to, że obecna władza jest anty-rosyjska, anty-putinowska. I choć takie z zewnątrz może sprawiać wrażenie, jednak warto się temu przyjrzeć krytycznie, zapoznając się chociażby z dorobkiem Tomasza Piątka z zakresu literatury faktu.
Kiedy przeczytałam stanowisko Związku Kompozytorów Polskich w sprawie wojny, nazywające napaść Rosji na Ukrainę „bandycką”, podpisane przez prezesa ZKP-u, zrobiło mi się niedobrze. Ten sam prezes jeszcze niecałe trzy miesiące temu, wykorzystał swoje stanowisko do ocenzurowania związkowego kolegi, wielkiego polskiego kompozytora Pawła Szymańskiego, wypełniając tym samym putinowski plan osłabienia krajów unijnych. Że bezmyślnie – co do tego nie mam wątpliwości, ale bycie marionetką w rękach proputinowskiej władzy nie zdejmuje z niego odpowiedzialności. Każda osoba oddająca w wyborach głos na partię obecnie rządzącą – proputinowską, anty-unijną – jest współwinna temu, co się dziś dzieje, mimo że całym sercem może być przeciwna tej wojnie. Choć wielu nie będzie chciało tej prawdy przyjąć, tylko osłabienie Unii Europejskiej (poprzez sukcesywne, wieloletnie osłabianie unijnych krajów od środka) otworzyło przed zbrodniarzem Vladimirem P. furtkę do rozpoczęcia wojny z Ukrainą. A ewidentnym osłabieniem państwa jest oddanie go w ręce zgrai nieobliczalnych dyletantów.
Czy ponosimy odpowiedzialność za nasze polityczne preferencje? Za naszą wrażliwość? Chyba nie. Jednak za stanie po stronie zła już tak. Do tej pory uważałam wyborców Donalda Trumpa tylko za ludzi trochę przaśnych, o dużej tolerancji na prostactwo, o trochę niższej inteligencji, z niezrozumiałych dla mnie powodów zafascynowanych tym psychopatycznym wiejskim głupkiem. Natomiast jeśli dziś, po jego publicznym wsparciu działań zbrodniarza Vladimira P., dotychczasowi zwolennicy Trumpa nie złapią się za głowę i nie przyznają, że się co do niego pomylili, nie jestem w stanie uważać ich za godnych podania ręki.
Jak w przypadku każdej przemocy, najgorsze jest przyzwolenie tłumu. Psychopatyczny morderca statystycznie występuje w przyrodzie dużo rzadziej niż ci, którzy okazali się podatni na jego manipulacje. Więc zbrodniarza Vladimira P. zostawmy na chwilę w spokoju, mając nadzieję, że jak najszybciej podzieli los Nicolae’a Ceaușescu. Zróbmy rachunek sumienia i zastanówmy się, kiedy i jaki popełniliśmy błąd.

Co możemy zrobić

wszystkie zdjęcia znalezione w sieci

Jako osoba mająca dużą łatwość wpadania w skrajności, mam przeświadczenie, że zamiast albo się zadręczać i załamywać tą sytuacją, albo udawać, że jej nie ma, najlepiej wybrać sam środek, czyli działanie. Ale żeby zacząć działać, trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie:

Co mogę zrobić?

Odradzam formułowanie tego pytania w taki sposób:

Jak mogę pomóc?

bo jestem przekonana, że w tak trudnych sytuacjach, jak ta, trzeba zdać się na tych, którzy pomagają zawodowo, żeby w ferworze dobrych chęci przypadkiem nie przyczynić się efektu odwrotnego od zamierzonego. Innymi słowy, do zrobienia jest masa rzeczy, ale sprawdźmy, co dokładnie możemy zrobić sami.
W internecie i na portalach społecznościowych znajdziemy informacje dotyczące działań w konkretnych częściach Polski (gdzie są i czego dokładnie zbiórki), jak i ogólnopolskich zbiórek pieniędzy. To, co na pewno jest potrzebne, to:

odzież/zabawki
artykuły higieniczne
butelki do karmienia dzieci
karimaty, śpiwory
żywność
krew
transport (z Ukrainy do granicy/przez ukraińską granicę – szczegółów dowiemy się na grupach dotyczących tej części Polski, w której mieszkamy)
pieniądze

Warto prześledzić wspomniane wyżej grupy, z których dowiemy się szczegółów. Odradzam działanie na własną rękę. Jeśli nie jesteśmy skomputeryzowani, zapytajmy kogoś z naszych bliskich, kto mógłby nam podać adresy punktów zbiórek wraz z informacją, co przyda się tam najbardziej.

Co jeszcze możemy zrobić

wszystkie zdjęcia znalezione w sieci

BOJKOT

Metodą, w którą mocno wierzę, jest bojkot. Bojkot oznacza życie w zgodzie z własną prawdą, co jest niesłychanie uwalniające. Jeśli uważam homofobię za coś odrażającego, a właściciel jakiejś firmy jest zadeklarowanym homofobem, nie chcę go finansowo wspierać. Choćby robił najlepsze piwo, skarpetki czy kosmetyki – nie muszę i nie chcę go w najmniejszym choćby stopniu utrzymywać. Uważam bojkot za niesłychanie elegancki sposób okazania swojej niezgody na postawy, które są nieetyczne i szalenie niebezpieczne.
To, co każdy z nas może zrobić, to bojkot rosyjskich produktów (każdy artykuł ma kod kreskowy, prefiks Rosji mieści się w przedziale od 460 do 469). Można powiedzieć, że to – w większej skali – uderzy w zwykłych Rosjan, ale to są przykre skutki złych wyborów większości społeczeństwa, za które płaci niestety całe społeczeństwo. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że wielu Rosjan protestuje przeciw działaniom zbrodniarza Vladmira P., narażając swoje życie. Aktorka Liya Akhedzhakova przelała ukraińskiej armii 10 tysięcy dolarów i opuściła Rosję, w której za „zdradę państwa” grozi jej 20 lat więzienia.

OŚMIESZENIE

Powyższe zdjęcie podobno tak rozsierdziło zbrodniarza Vladmira P., że w Rosji od 2017 roku za samo jego posiadanie można trafić do więzienia. Z pewnością zalanie nim wszelkich portali społecznościowych jest zauważalnym aktem sprzeciwu wobec dyktatury tyrana, zwłaszcza, że jego bunt jest dosyć zabawny i być może odsłania pewną słabość.

JĘZYK

Wielu badaczy języka zachęca do zrezygnowania z formy „na Ukrainie/na Ukrainę” na rzecz formy „w Ukrainie/do Ukrainy”. To pozornie niewiele, ale zmieniając język, wpływamy na rzeczywistość. Bardzo dobrze tłumaczy to w swoim facebook’owym wpisie Paulina Mikuła:

Moi Drodzy,
kilka słów o tym, od czego zależy, czy mówimy „na Ukrainie”, czy „w Ukrainie”.
W skrócie chodzi o to, że mówimy „na Ukrainie”, „na Litwie”, „na Słowacji”, bo tak się przyjęło, taki jest zwyczaj językowy, taka tradycja.
Tyle że ta tradycja jest stosunkowo świeża, bo dziewiętnasto- lub dwudziestowieczna. Z analizy korpusów językowych wynika, że wcześniej częściej mówiliśmy „w Ukrainie” niż „na Ukrainie”, „w Litwie” niż „na Litwie”, „w Węgrzech” niż „na Węgrzech”.
Warto zaznaczyć, że w przeszłości zaczęliśmy łączyć „na” z nazwami państw historycznie traktowanych jak niesamodzielne terytoria, peryferyjne w stosunku do Polski.
Dla niektórych jest to wystarczający powód, by przy tym pozostać.
Dla mnie jest to główny powód, by wrócić do dawnej łączliwości.
Zwłaszcza teraz.
Ktoś powie, że to bzdury i wstyd, że się dziś tym zajmuję, ale uważam, że język ma znaczenie i wpływa na rzeczywistość. Mówiąc „w Ukrainie”, „do Ukrainy”, podkreślamy, że jest to państwo niepodległe, niezależne, samodzielne.
Wiem, że to wsparcie symboliczne, ale według mnie symboliczne gesty też są potrzebne.
Dlatego ja będę używać przyimków „w” i „do”, mówiąc i pisząc o Ukrainie.
Zachęcam do tego każdego z Was!
A jeśli ktoś obawia się, że to nowomowa i pogwałcenie gramatyki języka polskiego, uspokajam!
Nic z tych rzeczy.
Chodzi jedynie o zwyczaj językowy, a zwyczaje – jak powszechnie wiadomo – można zmienić.
Wszystko zależy od nas.
Źródło, z którego skorzystałam:

SPRAWDZANIE ŹRÓDEŁ

Pamiętajmy, że toczy się wojna informacyjna mająca na celu wprowadzenie opinii publicznej w błąd. Dlatego ważniejsze niż kiedykolwiek jest dziś weryfikowanie źródeł, z których korzystamy. W mediach społecznościowych zaglądajmy na profile dziennikarzy, do których mamy zaufanie.

NIERADYKALIZOWANIE SIĘ

Jednym z wielu okropnych konsekwencji wojny jest dostrzeganie w drugim człowieku wroga. Bojkot, o którym pisałam, powinien być dla zasady, ale nie na złość Ruskom. Trudno zachować spokój, kiedy widzi się zdjęcie dziesięcioletniej dziewczynki rozstrzelanej przez rosyjskich żołnierzy. Jednak trzeba próbować i pokazywać naszą postawą, po której stronie jest dobro, opowiadając się zawsze za nim.

Cenzura utworu Pawła Szymańskiego – epilog

fot. Anna Jordan-Szymańska

Ponieważ już od dwóch dni opisuję skandal związany z cenzurą utworu it’s fine, isn’t it? Pawła Szymańskiego na III Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej Eufonie, czas dziś na epilog – umieszczam drugie oświadczenie kompozytora, które dostałam drogą mailową dzisiaj rano. Jest ono odpowiedzią na teksty, które komentowałam wczoraj.

Kto nie zna sprawy, zachęcam do zapoznania się po kolei z wpisami:

Polecam uważne przyjrzenie się językowi i obydwu oświadczeń Pawła Szymańskiego (pierwsze zacytowałam TUTAJ), i organizatorów festiwalu. Zwróćmy też uwagę na to, że Lech Dzierżanowski używa asekuranckiego sformułowania „prominentny polityk”, a Paweł Szymański nazywa Jarosława Kaczyńskiego Jarosławem Kaczyńskim. W oświadczeniach organizatorów powtarzane jest też, jak mantra, stwierdzenie, że to nie jest cenzura, mimo że wszystkie ich mętne wyjaśnienia temu jednak przeczą. Na zarzuty dotyczące cenzury w komentarzach w mediach społecznościowych, Polskie Centrum Informacji Muzycznej wrzuca cytaty z zamieszczanego wcześniej oświadczenia Lecha Dzierżanowskiego, bo nie umie obronić swojego stanowiska.
Dziś wygrała prawda, a jedyne, co my możemy zrobić, to bojkotować festiwal Eufonie, do czego serdecznie namawiam, oraz zrobić wszystko, by niekompetentni ludzie przestali piastować odpowiedzialne stanowiska opłacane z pieniędzy podatników.

P.S. Prasa oczywiście podchwyciła temat, zamieszczam więc linki do artykułów.

Isn’t

fot. Anna Jordan-Szymańska

Pisałam wczoraj o skandalu związanym z ocenzurowaniem najnowszego dzieła Pawła Szymańskiego na III Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej Eufonie, publikując oświadczenie kompozytora w tej sprawie.
Ponieważ haniebnego potraktowania wybitnego artysty nie udało się organizatorom festiwalu zamieść pod dywan i sprawa ujrzała światło dzienne przede wszystkim dzięki artykułowi w Gazecie Wyborczej, dziś – dwa dni po koncercie, którego dotyczy cała sprawa – postanowili odnieść się do sytuacji, prześcigając się w swoich oświadczeniach. Odważne posunięcie.
Na stronie Narodowego Centrum Kultury znajdziemy oficjalne oświadczenie rzecznika prasowego festiwalu, a pod spodem do pobrania w plikach PDF kilka kolejnych, m.in. przewodniczącego Rady Programowej Festiwalu Mieczysława Kominka oraz prezesa fundacji Piąta Esencja Lecha Dzierżanowskiego.
Co z nich wynika? O tym za chwilę.

Mylenie pistoletu zabawki z bronią i pisanie o zamyśle artystycznym cenionego i uznanego kompozytora w sposób sugerujący, że własna (dość zresztą infantylna) interpretacja jest jedyną możliwą, zmusza do refleksji nad słusznością wyboru takiego przewodniczącego Rady Programowej Eufonii. A sformułowania:

[…] jest oczywiście prowokacją polityczną i nie daje się w żaden sposób powiązać artystycznie z utworem.

czy

[…] bez partii taśmy, choć jej brak nie naruszyłby wartości artystycznej kompozycji.

są już jawnym dowodem na niekompetencje tegoż. Z jednej strony to oczywiście groteskowe i równocześnie zabawne, że Mieczysław Kominek uważa sam siebie za wyrocznię w kwestii artystycznych wartości w twórczości Pawła Szymańskiego (gdzie dokładnie są, a gdzie ich nie ma), z drugiej strony te fragmenty porażają wylewającą się z nich arogancją. Jeśli nieświadomą, tym bardziej dowodzącą niekompetencji przewodniczącego Rady Programowej.

Drugie oświadczenie, do którego chciałabym się odwołać, to „Oświadczenie Pana Lecha Dzierżanowskiego, prezesa Fundacji Piąta Esencja, która zamówiła utwór u Pawła Szymańskiego z myślą o wykonaniu na festiwalu Eufonie”, zamieszczone na stronie Polskiego Centrum Informacji Muzycznej, w całości dostępne TUTAJ.

Spuszczę zasłonę milczenia na użycie słowa „Pan” w tytule i skupię się na treści. Już pierwszy punkt wytycza cyniczną, gierkowską i przede wszystkim populistyczną linię obrony. Informacja o honorarium, jakie dostał za swój utwór Paweł Szymański, jest kompletnie niepotrzebna i niemerytoryczna. (Może nieśmiało przypomnę w tym miejscu, że kompozytor nie dostaje wynagrodzenia za wykonanie utworu, jak można byłoby w pewnym momencie lektury pomyśleć, lecz za jego napisanie, czyli swoją ciężką pracę – w tym wypadku wykonaną.) Niepotrzebna i niemerytoryczna, ale… przemyślana. To jedna z manipulacyjnych technik, mająca na celu zrażenie opinii publicznej do tego, o kim się pisze (i kto oskarżył nas wcześniej) – technika odwołuje się do naszych najgorszych instynktów, m.in. do zawiści (nie ma znaczenia, czy ktoś zarobił uczciwie, czy nie, stosunkowo mało, czy obiektywnie dużo – nie lubimy, kiedy ktoś zarabia w naszym odczuciu sporo). Mało wyrafinowana, ale sprawdzona.
Potem Pan Lech maluje nam pięknymi okrągłymi zdaniami całą historię, której nie byliśmy świadkami i której nie jesteśmy w stanie zweryfikować (przynajmniej część z nas nie jest, bo nie zapominajmy, że środowisko muzyczne jest jednak małe). Historię o zamówieniu utworu w 2019 roku, o pandemii, przez którą utwór w 2020 roku nie został wykonany, w końcu o rzekomo niedołączonych przez Pawła Szymańskiego taśmach i w końcu o tym, że kompozytor wprowadził w błąd zamawiających.
Niepokojące jest też utrzymywanie mitu o braku cenzury.

Taśma zawiera zmultiplikowane i przetworzone elektronicznie nagranie wypowiedzi prominentnego polityka, w trakcie którego pada strzał z pistoletu, co przemilczał kompozytor w swoim oświadczeniu.

„Oświadczenie Pana Lecha Dzierżanowskiego, prezesa Fundacji Piąta Esencja, która zamówiła utwór u Pawła Szymańskiego z myślą o wykonaniu na festiwalu Eufonie”

Powiedzmy głośno, że ten „prominentny polityk” to Jarosław Kaczyński, którego cytowana wypowiedź to memiczne już przejęzyczenie z sejmowej mównicy „nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne”. Przejęzyczenie to nie jest już od dawna polityczne. Należy do kultury, do popkultury, a więc do nas wszystkich. Do otaczającego nas świata, z którego artyści współcześni na ogół czerpią. Czasem bardziej dosłownie, czasem mniej, jednak nie da się uciec od rzeczywistości, tworząc sztukę. A – co napisałam już wyżej – nazywanie pistoletu zabawki „pistoletem” jest porównywalne z zarzutem Janusza Kowalskiego wobec profesora Horbana, że ten groził mu nożem, podczas kiedy w rzeczywistości oskarżony stwierdził tylko, że „nóż mu się otwiera w kieszeni”. (Również, notabene memiczne.)
Brak cenzury oznacza pełną wolność. Nie tylko twórcy, który ma prawo nawet najbardziej abstrakcyjne swoje dzieło uważać za wszelkiego rodzaju manifest, ale również odbiorcy, który ma prawo zupełnie odciąć się od opinii twórcy i odnajdywać swoje własne sensy. To zresztą dzieje się ze sztuką na przestrzeni lat. Tymczasem fundacja i organizatorzy festiwalu przyjęli jedyną słuszną interpretację i użycia słów Kaczyńskiego, i strzału z pistoletu (w dodatku nie dając publiczności szansy interpretowania ich oddzielnie) i przypięli utworowi łatkę „politycznej prowokacji”. Pistolet zabawka przywiódł na myśl tylko broń, nikomu jednak nie przywiódł na myśl znacznie bardziej tu oczywistego pistoletu startowego. Połączenie czerni i bieli otwiera tak rozległe pole interpretacyjne, że trudno uwierzyć w istnienie tak ściśle przylegających do oczu organizatorów klapek. Czy chcę przekonać kogokolwiek, że Paweł Szymański nie napisał utworu odwołującego się do swoich politycznych przekonań? Nie chcę. Oddałam mu głos w poprzednim wpisie. Uważam jednak, że formą cenzury jest narzucenie nam wszystkim jednej płytkiej interpretacji dzieła sztuki, które ze swojej natury powinno podlegać wielu różnym.
Wszystkie oświadczenia sprowadzają się do jednego przesłania: twórcy mają pełną wolność, ale… Wszyscy wiemy, co to ale w praktyce oznacza.
Inna kwestia to moment, w którym oświadczenia się pojawiły. Był na ich przemyślenie i umieszczenie czas przed koncertem. Wystarczyłoby nawet jedno. Dziś brzmią jak histeryczna próba odzyskania dobrego imienia, choć nie bardzo jest co ratować.

Zastanawia mnie też – w kontekście oświadczenia Lecha Dzierżanowskiego – czy prezes fundacji zamawiającej utwór, który nie ma pojęcia o dołączonej do zamówionego utworu taśmie, przypadkiem również nie jawi się jak ktoś nieposiadający wystarczających kompetencji do piastowania swojego stanowiska.

Można oczywiście powiedzieć, że to słowo przeciw słowu. Mnie się jednak przypomina pewne zdarzenie z czasów podstawówki. Tata (czyli Józef Patkowski, na którego powoływałam się też wczoraj), w trakcie dość gorącej i nieprzyjemnej rozmowy z moją wychowawczynią, usłyszał od niej w pewnym momencie:

– Więc albo ja kłamię, albo pana córka kłamie!

– moja wychowawczyni z podstawówki

– Proszę pani… Moja córka nie kłamie, a do pani sumienia nie będę zaglądał!

– Józef Patkowski

To chyba mój jedyny komentarz do wywlekania, kto dokładnie co powiedział, kto co w mailu napisał, co wysłał, a czego nie dosłał. Pawła Szymańskiego znam od zawsze. Jest dobrym, prawym, uczciwym, a do tego niesłychanie skromnym człowiekiem. Wielkim artystą i naszym narodowym dobrem. Jeśli coś napisał w swoim oświadczeniu, to tak było. A sumienie Pana Lecha nie jest moją sprawą.

CZ. III TUTAJ

Isn’t it?

Paweł Szymański, fot. Marek Suchecki, mat. Towarzystwo im. Witolda Lutosławskiego

19 listopada rozpoczął się III Międzynarodowy Festiwal Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej Eufonie. Jednym z ważniejszych wydarzeń tego festiwalu miało być prawykonanie utworu it’s fine, isn’t it? Pawła Szymańskiego. Miało być, nie doszło jednak do skutku. Dziś, wraz z wieloma innymi zainteresowanymi dostałam oficjalne oświadczenie Kompozytora w tej sprawie, które w całości zamieszczam poniżej.

Jeszcze do niedawna nie wierzyłam, że ludzie twierdzący, że mój tata, Józef Patkowski, porównując na spotkaniu z Jaruzelskim Polskę do pustyni muzycznej – i tracąc w konsekwencji swoich słów po jakimś czasie pracę – się zagalopował, czy powiedział to nierozmyślnie, wierzą w to, co mówią. Wydawało mi się, że każdy przeciętnie odważny człowiek, zwłaszcza znający odwagę i nieprzeciętność Patkowskiego, potrafi objąć rozumem, że słowa taty były przemyślane i wypowiedziane ze świadomością konsekwencji, jakie go spotkają. (Rzeczywiście nie przewidział aż takich, ale wiedział, że jakieś będą.)
Tymczasem historia kołem się toczy, a odwaga rzeczywiście zdaje się dziś towarem deficytowym. Wspaniały, wielki polski kompozytor został przejechany walcem przez zwolenników powrotu do pustynnego krajobrazu tego kraju (na każdym zresztą, nie tylko artystycznym polu). Pytanie tylko czy stało się to pod wpływem nacisków na Radę Programową (której przewodniczącego polityczne sympatie znamy wszyscy), czy też była to jej niezależna decyzja.

Radzie Programowej III Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej Eufonie w składzie:

  • dr Mieczysław Kominek – przewodniczący Rady
  • Ewa Bogusz-Moore
  • dr hab. Beata Bolesławska-Lewandowska, prof. IS PAN
  • Oľga Smetanová
  • Marek Horodniczy
  • Aleksandra Jagiełło-Skupińska

dedykuję ten piękny cytat z doskonałego serialu „House of Cards”:

Jak wygląda twarz tchórza?
Jak tył jego głowy, gdy ucieka z pola bitwy.

– Frank Underwood, „House of Cards” rozdz. 29

P.S. Już pierwszy artykuł na ten temat pojawił się w Gazecie Wyborczej, a będzie ich z pewnością w mediach znacznie więcej.

CZ. II TUTAJ