„Jak mniej się męczyć w zwyczajnym świecie; dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych” Christel Petitcollin

fot. Bożena Szuj

tłumaczenie: Łukasz Musiał
wydawnictwo: Feeria
rok wydania: 2021
oryginalny tytuł: J’ai pas les codes! Comprendre enfin le monde qui nous entoure

Dostawanie książek Christel Petitcollin o nadwydajności mentalnej (lub też wysokiej wrażliwości) z okazji imienin oraz urodzin powoli zaczęło stawać się u mnie nową świecką tradycją. Tym razem upatrzyłam sobie w księgarni tuż przed swoimi urodzinami najnowsze dzieło tej autorki zatytułowane „Jak mniej się męczyć w zwyczajnym świecie” i… po prostu zażyczyłam je sobie od Partnera.
Christel Petitcollin jest dla mnie już od kilku lat jak przyjaciółka, która najlepiej rozumie, nie ocenia i nie doradza. Z którą można od czasu do czasu usiąść wygodnie na kanapie z trunkiem alkoholowym lub niealkoholowym i porozmawiać o wszystkim. Przyjaciółka, która trochę matkuje oraz dużo lepiej ogarnia mnie rozumem (i praktyką terapeutyczną) niż ja sama. Przyjaciółka, do której mogę się przytulić i poczuć bezpiecznie; przed którą nie muszę się z niczego tłumaczyć.
Przyjaźń jest jednak zawsze pewnym wyzwaniem i prędzej czy później przychodzi moment, w którym zaczyna nas zwyczajnie irytować, że przy wszystkich swoich niezaprzeczalnych zaletach przyjaciółka kładzie swoją torebkę na naszym stole, notorycznie się spóźnia, czy woli koty od psów. Dla mnie ten moment w mojej jednostronnej relacji z Christel Petitcollin przyszedł na początku lektury książki „Jak mniej się męczyć w zwyczajnym świecie; dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych”. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że byłam w bardzo specyficznym momencie swojego życia – tuż po przemocy, której padłam ofiarą w krakowskim szpitalu, dochodziłam do siebie, koiłam nerwy i łapałam się wszystkiego, co mogło dać mi chociaż ułudę normalności i spokoju. To z pewnością wywindowało moje oczekiwania wobec tej książki. (Choć, żeby była jasność – ona nie jest, przynajmniej językowo, gorsza od pozostałych z tej serii.) Tymczasem najpierw autorka spuściła bombę w postaci informacji, że… sama również jest osobą nadwydajną mentalnie, a potem pokusiła się o kilka stwierdzeń (być może skrótów myślowych), które mnie zaniepokoiły. Ale po kolei.
Petitcollin wyjaśniła, że było dla niej oczywiste, że domyślimy się, że rozumie nas tak dobrze właśnie dlatego, że jest jedną z nas. Jednak wielu czytelników – o czym napisała w tej książce – było wręcz zdruzgotanych faktem, że i ona jest prawopółkulowcem, bo oznacza to, że nasze wyobrażenie (tak, moje też), że jakiś empatyczny neurotypowy terapeuta z czułością zajął się naturą naszych neuroatypowych mózgów legło właśnie w gruzach. Naszą neurologiczną urodą zajmujemy się wyłącznie my sami, różnice między neurotypowym a neuroatypowym światem chcemy zgłębiać tylko my, a choć wszyscy wiemy jak ważny jest dialog, otwartość i umiejętność pójścia na kompromis, w sytuacji prawopółkulowości to my musimy zrozumieć lewopółkulowy świat i nauczyć się w nim jakoś funkcjonować. On nami w najmniejszym nawet stopniu zainteresowany nie jest. (Taką przynajmniej wizję przedstawia nam autorka.) Ta informacja przy ciągłym wylizywaniu ran zadanych mi przez panią kierownik krakowskiego OLZON-u to było dla mnie trochę za dużo. Oczywiście – z właściwą dla nadwydajnych skłonnością do nadinterpretowywania faktów – szybko wyciągnęłam z tego wniosek, że jesteśmy niesłyszalni, irytujący dla bliźnich oraz musimy się godzić na całe zło, które się nam przydarza. (Wielką przesadą było towarzyszące mi wtedy przekonanie, że na opisywanym oddziale spotkałam się z „niemiłą normalnie myślącą osobą” – spotkałam się z podłym, przemocowym manipulatorem, który – jak wiemy z innej książki tej autorki – jest dla nas największym zagrożeniem.)

Kiedy napisałam: „Otóż lejka nie wciśniesz do rury”, wydawało mi się, że aluzja jest jasna: lejek da się wcisnąć tylko do lejka. Dla jednych nie ulegało wątpliwości, że ponieważ tak dobrze was rozumiem, stanowię część rodziny nadwydajnych; dla innych absolutnie nie było to oczywiste. Kompletnie mnie to zaskoczyło. Pisaliście, że – „jak na normalnie myślącą” – odwaliłam kawał dobrej roboty. Wasze niezasłużone peany były dla mnie szalenie krępujące, ale tak naprawdę dopiero o wiele później zdałam sobie sprawę z rozmiaru szkód, jakie wyrządziłam swoim nieumyślnym oszustwem: zmyleni moją pseudoneutralnością, uwierzyliście, jak Simon, że ktoś normalnie myślący mógł w pełni was zrozumieć. Gorzej, że studiowanie waszego przypadku mogłoby być dla niego pasjonujące. Niestety, dzisiaj już wiem, że to mrzonki. Czytając tę książkę, niejeden raz będziecie mieli okazję przekonać się dlaczego.

– „Jak mniej się męczyć w zwyczajnym świecie; dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych” Christel Petitcollin, str. 16

Dziś myślę, że to bez znaczenia, czy autorka serii dobrych i niesłychanie trafnych książek o wysokiej wrażliwości sama również jest wysoko wrażliwa, czy nie. Będąc wysoko wrażliwa (prawopółkulowa, nadwydajna mentalnie), widzi więcej, głębiej, cechuje ją większa dociekliwość, empatia. Jedynym ewentualnym minusem może być opisywanie problemu od środka, więc mniejszy być może dystans. Z drugiej strony, gdyby była normalnie myśląca (lewopółkulowa), może i miałaby potrzebny dystans do tematu swojej książki, ale pewnie brak tak charakterystycznego dla prawopółkulowców analitycznego podejścia i potrzeby zagłębiania się we wszystko w nieosiągalny dla lewopółkulowców sposób skutkowałoby dużo gorszym efektem. Trzeciej możliwości (czegoś pomiędzy neurotypowością a neuroatypowością) nie ma!

🧿 O czym jest ta książka?

Najprościej rzecz ujmując, autorka rozkłada w niej na czynniki pierwsze wszystko to, czego nie wiemy o świecie, ale boimy się zapytać, bo dla większości (normalnie myślących, rzecz jasna) to oczywiste. Dowiemy się z niej więc, czym jest opowieść zbiorowa, dlaczego podczas small talku lepiej nie poruszać tematów egzystencjalnych (np. śmierci), po czym poznać, że ktoś z nami flirtuje (albo że my flirtujemy z nim), czemu normalnie myślący nie lubią prawdy za wszelką cenę (i przed czym chroni to społeczność, poza której nawias na ogół czujemy się wyrzucani), a także jak nieprawdziwą wizję naszych intencji często mają normalnie myślący. Jest to w pewnym sensie praktyczny poradnik dla prawopółkulowców jak nie zrażać do siebie ludzi i tym samym ograniczyć liczbę wykluczeń, jakich na co dzień doświadczamy. Sama w kilku momentach przyjrzałam się sobie przez pryzmat przeczytanych rozdziałów i udało mi się w krytycznych momentach ugryźć w język, co znacząco poprawiło jakość relacji, w jakie weszłam.
Bardzo poruszyły mnie słowa Petitcollin zdające się obserwacją boleśnie prawdziwą:

Aż wreszcie, przyjrzawszy się problemowi z bliska, zrozumiałam, jak dalece nadwydajny może być uciążliwy. Radośnie rozprawia o śmierci, wolności, autonomii czy sensie życia. Wytrąca rozmówców z równowagi, mówiąc nie to, co trzeba. Gardzi udawaniem, z którego normalnie myślący są tak dumni. Nigdy nie wczuwa się w klimat. Uprawia mało subtelny podryw, ale zupełnie nieświadomie. Burzy konwenanse. Uwielbia kontrowersje. Nigdy nie jest tam, gdzie się go oczekuje. Wymaga wyczerpujących odpowiedzi na wszystkie – również te prowokujące – pytania. A przede wszystkim, sądząc, że jest mądrzejszy od całej reszty, twierdzi, że potrafiłby rozwiązać każdy problem świata. Musiałam przyznać, że to dość trudne do zniesienia – nawet dla kogoś wybitnie cierpliwego!
Potem odkryłam, że osoby neurotypowe noszą w sobie pasywno-agresywny pierwiastek, który sprawia, że za fasadą ich uprzejmości kryje się wrogość – bardziej realna, niż mi się do tej pory wydawało. Fasada ta zaczyna pękać, gdy zaczynamy poruszać temat nadwydajności. Jean-Paul Brighelli mówi o prawdziwej „nienawiści wobec intelektu” i zauważa, że już w szkole podstawowej dobrzy uczniowie są systematycznie nękani.

– „Jak mniej się męczyć w zwyczajnym świecie; dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych” Christel Petitcollin, str. 196

Oczywiście widzę tu jak na dłoni swoje krakowskie przejścia. Nasuwa mi się jednak pytanie:

Czy naprawdę mamy skulić uszy po sobie i zgadzać się na wspomnianą ukrytą wrogość, albo przynajmniej przyjąć, że tę po prostu będziemy wzbudzać?

Mnie taki pomysł nie odpowiada. Alternatywą jest – tak mi przez wielu serdecznych znajomych odradzana – walka i nazywanie agresji po imieniu. Niezgoda na nią. Nawet, jeśli to walka z wiatrakami, wolę głupio walczyć niż zasilić liczne już przecież szeregi mądrych tchórzy.

🧿 Zastrzeżenia

fot. Bożena Szuj

Muszę się przyznać, że jest to pierwsza z czterech przeczytanych przeze mnie książek Christel Petitcollin z tej serii (po „Jak mniej myśleć”, „Jak lepiej myśleć”, „Jak nie dać sobą manipulować”), co do której moje uczucia są mieszane. Moje bardziej krytyczne podejście do tej pozycji może mieć przeróżne powody. Mam jednak pewność, że jednym z nich wcale nie jest zmiana tłumacza (poprzednie książki tłumaczyła Krystyna Arustowicz) – językowo nie mam do niej żadnych zastrzeżeń.

  • Po pierwsze początkowy szok wywołany wyznaniem autorki, że również jest nadwydajna mentalnie, nie opuszczał mnie przez lekturę co najmniej połowy książki, z pewnością utrudniając mi przyswajanie zawartych w niej informacji. Ściślej, nie umiałam czytać jej bez – co, znowu, charakterystyczne dla nadwydajnych – jednej natrętnej myśli. Mianowicie, że może ta cała prawopółkulowość to też szuryzm. Ludzi patrzących na świat znacznie głębiej charakteryzuje przecież doszukiwanie się sensu niemal wszędzie. Może doszukujemy się go również tam, gdzie go nie ma? Równocześnie wiem przecież każdą cząstką siebie, że – jak by tego nie nazwać – jest pewna rzeczywiście mała grupa ludzi, z którą postrzegamy rzeczy w niezwykle zbliżony sposób. Wiem też, że druzgocąca większość postrzega je w sposób dla nas z kolei nieosiągalny. Sposób, którego ani nie rozumiem, ani nie bardzo lubię. Czy faktem jest „inne okablowanie mózgu” i to, że u 80 – 85% populacji głównodowodzącą półkulą mózgową jest półkula lewa, a u nas jest to półkula prawa? Nie wiem tego. Ufam Christel Petitcollin, której nie sposób przecież odmówić imponującej wiedzy, zaangażowania w badanie wysokiej wrażliwości, ogromu przeczytanych na ten temat specjalistycznych książek i długoletniej praktyki w zawodzie terapeuty.
  • Po drugie, albo nie zwróciłam na to uwagi wcześniej, albo dopiero w tej książce pojawiały się czasem dość niepokojące uproszczenia. Zirytowała mnie na przykład opowieść o wirtualnej naturze pieniądza (str. 57). Streszczając, anegdotka opowiada o tym, jak jednym banknotem turysta zapłacił za hotel z góry, hotelarz za pranie, właściciel pralni  mechanikowi, a mechanik piekarzowi, a na końcu hotelarz musiał zwrócić nowy banknot o tym samym nominale turyście, który jednak musiał z noclegu zrezygnować.

Historia ta ma za zadanie obnażyć wirtualny aspekt pieniądza. Przypuszczam, że ekonomista z łatwością wytknąłby nieścisłości logiczne takiego myślenia, ale mam to w nosie; księgowość to nie moja działka, a poza tym uwielbiam tę historię, tak jak uwielbiam świadomość, że lis w moim ogrodzie obchodzi się bez karty kredytowej.

– „Jak mniej się męczyć w zwyczajnym świecie; dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych” Christel Petitcollin, str. 57

No ja ekonomistą nie jestem. Więcej, powiedzieć, że się na ekonomii nie znam, to nic nie powiedzieć! Jednak również z łatwością mogę wytknąć nieścisłości logiczne takiego myślenia. To, że księgowość nie jest działką autorki, widzimy, nie rozumiem jednak, czemu przytoczona opowiastka ma służyć. Mój bunt rodzi podejście „nie znam się, nie mam pojęcia, fachowcy to na pewno wytłumaczą, ale pozostanę przy swoich oderwanych od rzeczywistości bajkach, bo je lubię”, gdyż łudząco przypomina właśnie każdy szuryzm. Nieważne, że antycovidowe szczepionki są bezpieczne, przebadane i bazują na tym, co już od dawna istnieje. Nieważne, że mówią o tym do znudzenia wirusolodzy i lekarze. Hasła „spisek koncernów farmaceutycznych”, czy „eksperymenty na ludziach” dla niektórych ciągle brzmią nie dość idiotycznie, by nie powtarzać ich głośno. Parafrazując autorkę: „mam to w nosie; wirusologia to nie moja działka, a poza tym uwielbiam tę historię”. No nie. Bądźmy odpowiedzialni i tępmy głupotę w zarodku. Pani Petitcollin, przywołuję Panią do porządku!

  • W końcu po trzecie – teza postawiona w książce jest następująca: świat jest wyraźnie podzielony na prawo i lewopółkulowców. Z tym, że ci pierwsi są niedostosowanymi do twardych społecznych norm patologicznymi wrażliwcami czującymi zbyt mocno, liczącymi zaledwie niecałe 20% populacji, a ci drudzy to głupkowata większość niezainteresowana niczym, co inne od banalnych reguł, którymi się kierują. Spójrzmy na to z zewnątrz. Tak przecież nie jest. Linia podziału jest nieoczywista, nie zawsze uchwytna. Nadwydajni mogą być w swojej cudownej przypadłości (a tak naprawdę, po prostu neurologicznej urodzie) niesamowicie pogubieni, a mogą też – zwłaszcza po terapii – znakomicie w społeczeństwie funkcjonować, kiedy zrozumieją, ile mogą światu zaoferować, ale też jakie są ich ograniczenia odróżniające ich od normalnie myślącej większości. Tak samo w drugą stronę. Normalnie myślący mogą być nadwydajnymi zmęczeni i zirytowani, ale mogą się też intrygującą umiejętnością postrzegania świata nadwydajnych zwyczajnie zachwycić. (Wiem co mówię, bo mam jeden taki bardzo wyjątkowy normalnie myślący Egzemplarz w domu!) Kluczem jest tu świadomość zarówno u jednych, jak i drugich. I tu nie zgodzę się, że przytaczaną przeze mnie wyżej obserwację autorki, którą nazwałam „boleśnie prawdziwą” można uznać za reprezentatywną dla 80% (!!!) populacji. Owszem, ponieważ czujemy mocniej, każdy przejaw odrzucenia interpretujemy jak „zdanie całego świata na nasz temat”.  Jednak naprawdę potrafimy fascynować swoją zauważalną innością. Pytanie, co z tym zrobimy. Pytanie, co zrobią z tym normalnie myślący.
    Reasumując, idźmy wszyscy na dobrą terapię (oczywiście omijając krakowski OLZON szerokim łukiem)!

P.S. A na deser łączę jedną z moich ulubionych piosenek, w których charyzmatyczna Selah Sue opowiada o niełatwych relacjach ze światem.

fot. Bożena Szuj

Przeczytaj też moje recenzje innych książek tej autorki:

4 thoughts on “„Jak mniej się męczyć w zwyczajnym świecie; dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych” Christel Petitcollin”

Leave a comment