„Wyznania socjopatki. Życie w ukryciu” M.E. Thomas

fot. Marianna Patkowska

tłumaczenie: Małgorzata Kafel
wydawnictwo: Znak
rok wydania: 2021
oryginalny tytuł: Confessions of a Sociopath: A Life Spent Hiding in Plain Sight

Są książki, po które sami byśmy nie sięgnęli, ale trafiają jednak w nasze ręce np. w formie prezentu i mamy wtedy niepowtarzalną okazję  przekonać się, czy intuicyjna niechęć była słuszna. Dokładnie tak weszłam w posiadanie „Wyznań socjopatki”. Wybór takiego prezentu był prawdopodobnie podyktowany moją fascynacją zjawiskiem psychopatii, bo to właśnie lektury na jej temat zajmują najwięcej półek na moim książkowym regale. Oprócz tego wydawnictwo, które ją wydało, jest pewnym gwarantem jakości. I rzeczywiście – książka jest doskonale napisana i bardzo zgrabnie zredagowana. Wróćmy jednak do intuicji…
Przepiękna, intrygująca okładka na pewno przykułaby w księgarni moją uwagę. Może nawet na dłuższą chwilę. Jednak już na poziomie samego tytułu pojawia się dla mnie kilka zgrzytów.

  • Po pierwsze znienawidzone przeze mnie słowo „socjopata”. Współczesna psychologia odchodzi od nazywania tzw. łagodniejszej wersji psychopatii „socjopatią”. Psychologowie, których cenię, nie stosują tego terminu wcale, zakładając, że psychopatia jest rodzajem zaburzenia, które występuje w różnej skali nasilenia. I te najcięższe jej przypadki są co prawda najgłośniejsze (seryjni mordercy, nekrofile, kanibale), ale zdarzają się niezmiernie rzadko. Z kolei te lżejsze mogą, ale wcale nie muszą utrudniać życia zarówno samym zaburzonym, jak i ich najbliższym.

Ze względu na negatywne konotacje przedrostka „psycho-” w kulturze popularnej wolę siebie nazywać socjopatką. Może i cierpię na zaburzenie, ale nie jestem stuknięta.

– pisze autorka („Wyznania socjopatki. Życie w ukryciu” M.E. Thomas, str. 14)

Równocześnie też, nie bez manipulacji, powołuje się na książki, które akurat znam, wkładając w usta ich autorów termin „socjopatia”, choć ten w nich – w odróżnieniu do „psychopatii” – nie pada.

W tym miejscu chciałabym gorąco polecić odcinek podcastu Psychology in Seattle, w którym mój ukochany dr Kirk Honda wyjaśnia różnicę między tymi dwoma terminami: „Psychopathy vs Sociopathy”.

  • Po drugie tytuł jest rozczarowująco pretensjonalny (i to zarówno jego pierwszy „Wyznania socjopatki”, – jak i drugi – „Życie w ukryciu” – człon). Swoją topornością, przy tak dużej lekkości pióra autorki, przywodzi na myśl raczej efekt burzy mózgów tęgich głów z działu marketingu niż wysublimowany pisarski warsztat. Gdyby jednak ktoś próbował doszukać się w słowach „Wyznania socjopatki. Życie w ukryciu” choć cienia finezji czy niedopowiedzenia, na wszelki wypadek na okładce – w roli ciężkostrawnej wiśni na torcie – widnieje napis:

Jedyna KSIĄŻKA O SOCJOPATACH napisana
przez OSOBĘ ZE ZDIAGNOZOWANĄ SOCJOPATIĄ.

– na uwagę zasługuje wybór słów pisanych wersalikami

Co mnie w tym śmieszy? Właściwie wszystko, ale najbardziej chyba tabloidowe nastawienie na szukających sensacji tępych czytelników: popatrzcie sobie na prawdziwego socjopatę, którego wam pokażemy w klatce – nawet sam wam o sobie coś powie! A wszystko to ma się nijak do zawartości książki, bo choć można dyskutować, czy jest ona wartościowa czy nie – o czym za chwilę – jest z pewnością naprawdę świetnie napisana.

fot. Marianna Patkowska

O czym, dla kogo i po co powstała ta książka? To pytania, na które każdy autor powinien sobie odpowiedzieć, zanim zacznie pisać. Jako czytelnik mam wrażenie, że celem M.E. Thomas było przybliżenie zaburzenia, jakim jest psychopatia, bo dotyka ono – w swojej lekkiej formie – wcale niemałą część społeczeństwa i czy się nam to podoba, czy nie, skoro psychopatów i tak na swojej drodze raczej spotkamy, lepiej rozumieć, na czym ono polega. Jednym z podstawowych problemów ludzi jest przypisywanie innym określonych intencji (najczęściej zresztą złych), więc jeśli uświadomimy sobie, że część z nas ma bardziej elastyczne sumienie, inaczej niż my postrzega różnice między dobrem a złem, czy też nie jest naturalnie wyposażona w empatię, szybko pojmiemy, że szkoda tracić czas na analizowanie, czemu jakoś zostaliśmy przez nich potraktowani, a już – tym bardziej! – na szukanie winy w sobie. Ktoś postąpił w sposób nie mieszczący się nam w głowie, bo inaczej nie umie (nie posiada potrzebnych do tego narzędzi). Ale… tu pojawia się pewna pułapka.

Szacuje się, że psychopaci stanowią 1 – 2% społeczeństwa; autorka twierdzi, że liczba „socjopatów” dochodzi nawet do 4%. Załóżmy, że jest ich właśnie tyle. Po drugiej stronie są osoby nadwydajne mentalnie – jest nas 15%. Autorka nazywa wszystkich nie-psychopatów „empatami”. Jeśli większość społeczeństwa stanowią „empaci”, to my – osoby wysoko wrażliwe – jesteśmy empatami do sześcianu!

I teraz wracam do pułapki. Podczas, kiedy psychopaci, w największym skrócie, cierpią na brak empatii, osoby wysoko wrażliwe są wyposażone w jej nadmiar. Szybko więc i łatwo wczuwamy się w sytuację innych, rozumiemy (nawet, jeśli nie możemy sobie tego dokładnie wyobrazić, co czasem sobie wyrzucamy), jak druga osoba ma i… usprawiedliwiamy ją zarówno przed sobą, jak i przed światem. Zanim pójdziemy na terapię i nauczymy się prawidłowo zarządzać cudownymi zasobami, jakie dostaliśmy od losu, na ogół wielokrotnie padamy ofiarą cynicznych psychopatów, którzy lgną do nas, jak ćmy do światła, bo z nami jest milion razy łatwiej niż z resztą „empatów”. Nie znam ani jednej wysoko wrażliwej osoby – siebie nie wyłączając, – która nie niesie na swoich barkach ciężkich, przemocowych doświadczeń związanych z psychopatami. Może stąd też mój bunt do nazywania ich łagodniej „socjopatami” „ze względu na negatywne konotacje przedrostka psycho- w kulturze popularnej”. Właśnie ze względu na te negatywne konotacje z premedytacją używam i będę używać słowa „psychopaci”, żeby ich napiętnować i wskazać wysoko wrażliwym braciom i siostrom.
Moja być może niespójna z tym, co napisałam wyżej, fascynacja psychopatią wynika tak naprawdę z fascynacji ludzkim mózgiem, jego budową i możliwościami. Nic mnie więc w „Wyznaniach socjopatki” nie zaskoczyło. Po lekturze znakomitej książki „Odkryj w sobie psychopatę i osiągnij sukces” Kevina Duttona i Andy’ego McNaba jest dla mnie oczywiste, że nie chciałabym trafić na stół operacyjny do chirurga, który jakimś przedziwnym zbiegiem okoliczności nie miałby rysu psychopatycznego. Podobnie jak nie wybrałabym wysoko empatycznego prawnika, gdyż ten ma być przede wszystkim skuteczny, a empatia to utrudnia.
Doskonały „Mózg psychopaty” cenionego psychiatry i neurobiologa Jamesa Fallona, który w trakcie badań dotyczących psychopatii odkrył przypadkiem, że również na nią cierpi, znakomicie pokazuje z jednej strony zagadnienie psychopatii w neurologicznym ujęciu, a z drugiej strony drogę, jaką przebywa ktoś, u kogo psychopatię zdiagnozowano. Z „Wyznaniami socjopatki” mam ten problem, że nie są dla mnie do końca wiarygodne. Autorka pisze pod pseudonimem, zmienia pewne wydarzenia tak, by nikt w książce nie rozpoznał ani samego siebie, ani jej prawdziwej tożsamości, przez co, czytając, czuję, że brak mi punktu odniesienia. Nie ufam psychopatom, bo integralną częścią ich zaburzenia jest skłonność do kłamania. Jestem już dziś w punkcie, w którym nie obchodzą mnie ani ich intencje, ani neurologiczne ograniczenia. Fakt jest faktem – kłamią. A mnie dziś szacunek do siebie samej nie pozwala tolerować kłamstwa w najbliższym otoczeniu.
Reasumując, M.E. Thomas może jest kobietą, może nie jest. Może jest prawniczką, może nie jest. Może jest psychopatką, może nie jest, choć – jeśli nie jest – z pewnością ma ogromną wiedzę o tym zaburzeniu. Jednak czy wnikliwa i trafna analiza psychopatycznego mózgu w doskonałej pierwszoosobowej narracji to wystarczający materiał na książkę? Warto ocenić samemu.

fot. Marianna Patkowska

P.S. Na deser łączę swoją ulubioną piosenkę swojego ulubionego psychopaty.

fot. Marianna Patkowska

Leave a comment