Poczuj magię tych świąt

fot. Marianna Patkowska

W przeciwieństwie do poprzedniego roku, w tym zupełnie nie umiałam poczuć świątecznej atmosfery. Jak cieszyć się na m.in. odwiedziny Aniołka, kiedy straciło się 27 aniołków? Bez pracy, pieniędzy i nadziei, ale za to z coraz mocniej szwankującym zdrowiem, musiałam dźwignąć przygotowywania do nadchodzącego Bożego Narodzenia. Z drugiej zaś strony, jeszcze nigdy tak mocno, jak teraz, nie potrzebowałam poczuć tej świątecznej bajkowej magii, jakiej chyba po raz pierwszy tak naprawdę doświadczyłam dopiero rok temu (za sprawą dzieci właśnie). Postanowiłam więc zacząć wprowadzać się w ten klimat sama – powoli i systematycznie.
W grudniu było nawet kilka całkiem białych dni. Doskonale się wtedy sprawdziło niezawodne aromatyczne kakao z piankami Marshmallow!
Odwiedziny Mikołaja 6 grudnia też z pewnością polepszyły moje samopoczucie.

fot. Marianna Patkowska

Jak już pisałam, dostałam od niego upragnioną książkę „Zrozumieć zbrodnię”, przy której – opatulona w ciepły koc, popijając wzmiankowane kakao – oddawałam się temu najwspanialszemu relaksowi. Co prawda przygoda z tą lekturą nie trwała zbyt długo, bo przeczytałam ją niemal jednym tchem, ale na półce mam jeszcze kilka psychiatryczno-psychologiczno-filozoficznych pozycji, czekających na swój właściwy moment. U mnie okres wzmożonego czytania przypada zawsze na zimę właśnie. Udaje mi się wtedy nadrobić większość zaniedbań z pozostałej części roku.
Potem white Christmas pozostały już rzeczywiście jedynie w sferze marzeń, gdyż złudzenia o nich brutalnie rozgonił halny, koniec końców przewracając wielką zakopiańską uliczną choinkę (swoją drogą, jakież to symboliczne!). Moja od niedawna wprowadzana w życie afirmacji wdzięczności, m.in. za dach nad głową, nabrała nowego kontekstu.

fot. Marianna Patkowska

Nie ma jednak tego złego, gdyż po wszystkich swoich długich i ciężkich przeziębieniach, okna byłam w stanie umyć tylko, kiedy temperatura powietrza za nimi przekraczała 0°C, więc nic nie stało już na przeszkodzie, by te wreszcie stały się czyste. Tak wpadłam w wir szalonego sprzątania. Moje mieszkanie jest całe w drewnie, co ma swoje plusy i minusy, a w tym jeden i plus, i minus (jak śpiewał onegdaj Kaliber 44) równocześnie: mianowicie bez względu, czy się je bardzo dobrze wysprząta, czy nie, różnica… no nie jest jakaś spektakularna. Nieraz z tego korzystałam, zwłaszcza w swoich pisarskich ciągach, ale Święta to też to słynne zaharowywanie się kobiet, w którym się ponoć zatracają, więc uznałam, że właściwie czemu by nie zakasać rękawów i nie wysprzątać mieszkania tak, by móc zaprosić Perfekcyjną Panią Domu w celu zrobienia w nim testu białej rękawiczki. Co prawda mogłaby mieć obiekcje do porządku na mojej półce z książkami, gdyż nie układałam ich – jak radziła onegdaj w swoim programie – „kolorami lub wielkościami”, a… tematycznie, ale nobody’s perfect (z wyjątkiem Perfekcyjnej Pani Domu oczywiście).
Dotarcie z nasączoną detergentem ścierą we wszystkie, nawet najbardziej zapomniane przez Boga i ludzi (choć nie przez kurz) zakamarki, wypranie wszelkich możliwych szeroko pojętych tekstyliów od firanek, przez pledy, narzuty i chodniczki aż do pluszaków oraz wyszorowanie klatki schodowej sprawiło, że poczułam się lepszą osobą. Lepszą kobietą. No, może nie do końca tak było, ale tak postanowiłam to zinterpretować.
Kompletny brak śniegu został mi więc zrekompensowany przez umęczenie. I tak, czując majaczący na horyzoncie bożonarodzeniowy klimat, przyozdobiłam swoje drewniane gniazdko kolorowymi lampkami, pachnącą i dekorowaną z przyjemnością choinką, iglastymi gałęziami oraz zwisającymi z sufitu zielonymi i złotymi jemiołami.

fot. Marianna Patkowska

Kolejnym punktem wprowadzania się w świątecznNy nNastrój, było napełnienie tej mojej kolorowej, bożonarodzeniowej groty odpowiednią muzyką. Osobiście nie trawię polskich kolęd i każda konieczność obcowania z nimi jest dla mnie koszmarem (podobne emocje budzą we mnie świąteczne propozycje Mariah Carey i takiż przebój zespołu Wham), ale mam swój tradycyjny muzyczny zestaw. Zaczęłam więc od przeuroczego krążka „Cheek to Cheek” Tony’ego Bennetta i Lady Gagi, a potem wjechały już typowo świąteczne klimaty, czyli absolutny coroczny  must have – znakomita płyta „Joy to the World” King’s Singersów, a od drugiego tygodnia grudnia przesłodki trzypłytowy album It’s Christmas: The Absolutely Essential”. Na swoją kolej (przypadającą na pierwszy dzień Świąt), czeka pięciopłytowa kompilacja „100 Hits Carols & Hymns”.
W kuchni, w której mam mały radiomagnetofon jeszcze na kasety, słucham zawsze tychże. Gotowaniu farszu do pierogów i uszek z kapustą i grzybami, a także zupy mocno grzybowej na pierwszy dzień Świąt, towarzyszyły mi – również jak co roku – piosenki z 8 Days of Christmas” Destiny’s Child.
Najbardziej znienawidzoną czynność, czyli lepienie uszek i pierogów, umilałam sobie – co też stało się już moją świecką tradycją – przeglądem filmów dokumentalnych na you tube’ie o najbardziej niebezpiecznych seryjnych mordercach w historii. To w końcu czas miłosierdzia, choć nie to akurat stanowiło moją główną motywację.
A jeśli jesteśmy już przy filmach, to mogę tylko napisać, że od jakiegoś czasu nie wyobrażam sobie prawdziwych Świąt bez trzech absolutnie przeuroczych: „Wszyscy mówią: kocham cię”, „To właśnie miłość” i „Kochajmy się od święta”.
Zorientowałam się, że już oficjalnie mogę stwierdzić, że poczułam świąteczną atmosferę. Zajęło mi to w tym roku trochę więcej czasu, ale ostatecznie się udało.

 

fot. Marianna Patkowska

Istnieje co prawda przekonanie, podsycane też emitowanymi już od początku grudnia reklamami, że magię Świąt tworzą masy ludzi, z którymi je spędzimy, że to rodzinny czas, że nikt w Boże Narodzenie nie powinien być sam. To mit porównywalny chyba tylko z tym, że ślub to najważniejszy dzień w naszym życiu. W dodatku taki, który może wpędzić wiele samotnych osób, niemogących nic na swoją samotność poradzić, w straszliwe przygnębienie. Tymczasem magię nadajemy wydarzeniom my sami i nawet bycie w pojedynkę nie musi jej wcale zagłuszyć (czego najlepszym dowodem są wszystkie moje opisane wyżej przedświąteczne rytuały). Ja co prawda w tym roku naprawdę zaszalałam i zaprosiłam na Święta nie jedną – jak zazwyczaj – a… dwie osoby! Będzie więc gwarnie i tłoczno, ale też serdecznie i cudownie, bo to bliscy i ważni dla mnie ludzie. Jednak magię wskrzesiłam w sobie już wcześniej. A może tylko jej odnajdywanie w drobnych przecież rzeczach…

Wszystkim Czytelnikom – zwłaszcza spędzającym Święta samotnie – życzę dużo optymizmu i pogody ducha, najlepszej i najpiękniejszej sztuki dookoła, odnalezienia źródła nieustającej intelektualnej stymulacji i ciągłego czerpania z niego, a także szczęścia, bo jak głosił pewien kawał z brodą, spór o to, czy lepiej życzyć szczęścia czy zdrowia, rozstrzyga stwierdzenie, że jednak zdrowa, gdyż „na Titanicu wszyscy byli zdrowi”. Na wszelki wypadek, po swoich tegorocznych doświadczeniach, będę życzyć Wszystkim również zdrowia. Tego w końcu nigdy dość! 🎄🎄🎄

P.S. Na deser łączę świąteczną piosenkę, która co roku zachwyca mnie tak samo! ❄️❄️❄️

fot. Marianna Patkowska