„Gloria Bell”

scenariusz: Sebastián Lelio, Alice Johnson Boher
reżyseria: Sebastián Lelio
gatunek: dramat, komedia, romans
produkcja: USA, Chile
rok powstania: 2018
pełny opis filmu wraz z obsadą

„Glorię Bell” zobaczyłam w kinie właściwie przez przypadek i to zupełnie dosłownie. Wybrałam się do kina na inNy film, ale do repertuaru kina wkradł się błąd i tego dnia (jedynego, kiedy w natłoku zajęć akurat mogłam sobie na kino pozwolić) seans wyjątkowo został odwołany. Ponieważ już nastawiłam się na przyjemność oglądania czegoś na dużym ekranie, postanowiłam poczekać do seansu akurat granej „Glorii Bell”. Nie miałam żadnych oczekiwań, żeby nie powiedzieć, że przez pomyłkę kina byłam odrobinę – kompletnie irracjonalnie – negatywnie do tego filmu nastawiona. Szybko jednak okazało się, że zupełnie niepotrzebnie.
Obraz Lelia – wbrew kolorowemu i roztańczonemu zwiastunowi – jest niezwykle poetycki oraz smutny i na pewno skłania do refleksji. Ponad pięćdziesięcioletnia Gloria (w tej roli wspaniała Julianne Moore) jest uroczą, intrygującą i ciepłą kobietą. Kariera, przyjaciele i życzliwy kontakt zarówno z odchowanymi już dziećmi, jak i byłym mężem, nie zagłuszają krzyczącej w niej samotności. Choć ma niesamowicie pozytywne i przyjazne usposobienie i stara się korzystać z życia, socjalizując się z ludźmi w przeróżny sposób, m.in. chodząc czasem do klubów potańczyć (a taniec jest jej wielką pasją), jednak cierń samotności tkwi w niej bardzo głęboko. Pewnego dnia poznaje w takim klubie Arnolda (znakomity John Turturro) – delikatnego, wrażliwego, trochę starszego od siebie rozwodnika. Tak zaczyna się, wydawać by się mogło, naprawdę piękna historia. Oboje przy sobie rozkwitają, stają się swoimi przyjaciółmi, kompanami i kochankami. Czym jest jednak miłość? Czy w ogóle istnieje w jakimś głębszym sensie, czy jest może jakąś wypadkową przyjaźni, dobrego samopoczucia w swoim towarzystwie i fizycznego oddziaływania na siebie? A jeśli to drugie, to czy nie jest to dosyć smutne i rozczarowujące?
Film kładzie jednak nacisk na inne zagadnienie. W niezwykle subtelny sposób ukazuje, że toksyczność w związku to niekoniecznie tylko psychopatia jednego z partnerów lub jego skłonność do przemocy czy uzależnień. Toksyczności można się doszukać także w partnerze niewiarygodnie czułym, spokojnym, szczerze kochającym i szanującym drugą stronę. Nie pasuje to do żadnego stereotypu toksycznych związków, jednak wpisuje się w odwieczną mądrość, że człowiek, który nie umie postawić siebie samego na pierwszym miejscu i jasno zakomunikować swoich granic, nigdy nie będzie potrafił stworzyć dobrej i wartościowej relacji. Relacji, w której – mając całkowity kontakt z samym sobą – będzie umiał dać drugiej osobie najwięcej dobra bez równoczesnego obciążania jej.
Zdumiewająca jest też puenta filmu. Zdumiewająca i równocześnie smutna. Bo kiedy szczęście znajdujemy dopiero w sobie i tylko tam, czy miłość – jeśli istnieje – jest nam w ogóle potrzebna?

ZWIASTUN:

4 thoughts on “„Gloria Bell””

Leave a reply to 365dniwobiektywielg Cancel reply