scenariusz: Nadine Labaki, Khaled Mouzanar, Michelle Kesrouani, Jihad Hojeily
reżyseria: Nadine Labaki
gatunek: dramat
produkcja: USA, Liban
rok powstania: 2018
oryginalny tytuł: Cafarnaúm
pełny opis filmu wraz z obsadą
Liban, Bejrut. Dwunastoletni Zain pozywa swoich rodziców o to… że się urodził. Choć sam pomysł brzmi raczej jak ponury żart, im lepiej poznajemy w filmie losy chłopca oraz warunki, w jakich żyje, tym bardziej dociera do nas, że nie tylko żartem nie jest, lecz stanowi bardzo ważny głos w dyskusji o tym, czy wolno nam powoływać do życia nowego człowieka, równocześnie nie zapewniając mu podstawowych praw („papierów”, których wątek przewija się w filmie)? Czy sprowadzenie na świat pełen nędzy, głodu, przemocy, brudu i beznadziei (realia przedstawionych bohaterów) nowego istnienia jest aktem miłości czy może bezmyślnego okrucieństwa. Na pewno ciężko zadawać takie pytania w naszym kręgu kulturowym; z bardzo różnych zresztą powodów. „Kafarnaum” odsłania przed nami egzotyczny i przerażający obraz rzeczywistości, o której większość z nas wie mało. I wobec tej rzeczywistości ogarnąć nas może chyba tylko bezkresna bezsilność.
Poznajemy chłopca, który żyje w warunkach urągających ludzkiej godności z mnóstwem rodzeństwa i rodzicami, którzy nie potrafią swojej roli sprostać. Chłopca, który ciężko pracuje, ale nie może sobie pozwolić na luksus chodzenia do szkoły, choć bardzo by tego chciał. Chłopca, który choć „metrykalnie” jest jeszcze dzieckiem, ma oczy przepełnione smutkiem dojrzałego mężczyzny, który przeżył piekło. („Metrykalnie” zresztą nie wie nawet sam, ile ma lat, ponieważ metryki nigdy nie posiadał.) Zain zachowuje się trochę jak dzikie zwierzę – doskonale zna prawa, którymi rządzi się ulica, zna jej język (także ten pięści), równocześnie jest bardzo nieufny (scena, w której nieznajomy kupuje mu jedzenie, na które jego samego nie stać, niewiarygodnie plastycznie pokazuje jego zwierzęcą stronę). Pytanie czy jest to naturalna zwierzęcość, czy może zezwierzęcenie? A może w tym przypadku i w takich warunkach jest to jedno i to samo?
Jakimś ogromnym paradoksem jest to, że sensem smutnego życia Zaina staje się najpierw jego ukochana siostra Sahar, a potem przybrany brat Yonas; rzadki na zjawiskowo pięknej twarzy Zaina uśmiech wywołują zabawy z nimi, a swoją niewiarygodną dojrzałością, mądrością (rady dawane siostrze w kwestiach intymnych) i inteligencją (wszystkie aspekty opieki nad Yonasem) wprawia widza w podziw i osłupienie. Dlaczego jednak napisałam, że to paradoks? Dlatego, że walczy z rodzicami w sądzie o to, by nie rozmnażali się bez opamiętania, nie mogąc niczego swoim dzieciom zapewnić, jest niewiarygodnie świadomy tego, jak poważną decyzją jest powołanie dziecka na świat. Dorośli ludzie, którzy wykazują podobną postawę, na ogół równocześnie też stronią od odpowiedzialności za drugą osobę, nie widzą się w roli rodziców. Zain – co prawda zmuszony przez los do opieki nad Sahar, a potem nad Yonasem – nie tylko znakomicie się w roli mądrego opiekuna odnajduje, ale nawet wydaje się być naprawdę szczęśliwy tylko w niej. Choć przez większość czasu jest jak dziki kot walczący o przetrwanie, w sytuacji, w której inna osoba musi być od niego zależna, potrafi wykrzesać z siebie najpiękniejsze pokłady człowieczeństwa. To bardzo niezwykłe. Ukazane w niezwykły sposób.
Nadine Labaki oczarowała mnie już dekadę temu swoim reżyserskim debiutem, filmem „Karmel” (który recenzowałam TUTAJ), gdzie ukazywała zupełnie inny Bejrut – piękny, kolorowy, zachwycający, egzotyczny, nęcący i uwodzący. W „Kafarnaum” odwraca kamerę na gorszą część Bejrutu (co jest jakimś gigantycznym eufemizmem) i kontrast między tymi dwiema rzeczywistościami jednego miasta jest wstrząsający. Jednak oba, choć skrajnie różne, filmy łączy niespotykana wrażliwość reżyserki i jej niewiarygodna umiejętność prowadzenia poetyckiej narracji. Kiedy zarzucałam „Klerowi” i przedstawionemu w nim wyłącznie złemu, beznadziejnemu, wulgarnemu, na wskroś czarnemu i jednowymiarowemu światu jakąś nieudolność, być może źle rozplanowałam akcenty. W historii, którą opisuje „Kafarnaum” też próżno szukać jakiegoś światełka w tunelu. Za każdym razem, kiedy wydaje się, że już gorzej być nie może, film przekonuje nas, że niestety może. Jaką jednak widzę różnicę, między czarno-czarną wizją świata w „Klerze”, a tą w „Kafarnaum”? Myślę, że jest nią prawda i artyzm, które wyróżniają twórczość Nadine Labaki; wspomniana poetyckość jej narracji. Choć „Kafarnaum” to dramat, który bez silenia się czy efekciarstwa wyciska łzy, jednak w wielu momentach się też na nim uśmiechniemy (odwiedziny w więzieniu, rozmowy Zaina z udawanym Spider-Manem czy dialog w urzędzie ds. emigrantów).
Niesamowitym zabiegiem reżyserki było wystąpienie w małej, ale wyjątkowo symbolicznej roli: Nadine Labaki zagrała w „Kafarnaum” Nadine (pozostanie pod własnym imieniem elektryzuje) – adwokatkę Zaina w pozwie przeciw jego rodzicom. To posunięcie było niebywale odważne i ryzykowne, bo często opowiedzenie się po którejkolwiek ze stron, o których się opowiada w swoim filmie, znacząco obniża jego merytoryczną jakość. Tymczasem reżyserce udało się dać widzom wolność, przedstawiając temat na tyle obiektywnie, by ci sami mogli wyciągnąć swoje własne wnioski. Jako odtwórczyni roli prawniczki Zaina zasygnalizowała nie tyle, po której staje stronie, ale raczej którą stronę reprezentuje, której praw będzie bronić, a to znacznie więcej.
Sam tytuł filmu daje nam wielkie pole do interpretacji. W Nowym Testamencie jest mowa o Kafarnaum – małym rybackim miasteczku. Z niego właśnie pochodzi celnik Mateusz Lewi, który został zaproszony przez Pana Jezusa do stołu (co spotkało się ze zgorszeniem faryzeuszy), a potem stał się przecież jednym z dwunastu apostołów i przede wszystkim jednym z czterech ewangelistów! Czy widzimy w postawie Zaina i w jego walce – nie tylko zresztą o siebie – jakieś punkty styczne z historią Mateusza?
Na uwagę zasługuje też znakomita muzyka Khaleda Mouzanara – współautora scenariusza i prywatnie męża Nadine Labaki. Polecam gorąco!
P.S. Film był moim tegorocznym oskarowym faworytem, jednak po ogłoszeniu laureatów i pozbyciu się resztek złudzeń, że ta nagroda jest wciąż jeszcze tym, czym była kiedyś, odetchnęłam z ulgą, że „Kafarnaum” nie otrzymało statuetki. To zbyt artystyczny, głęboki i ważny film, nieprzystający do miałkości innych, w tym roku nagrodzonych.
ZWIASTUN:
Polecam też uwadze bardzo ciekawy i krótki wywiad na temat tego filmu z cudowną Nadine Labaki:

2 thoughts on “„Kafarnaum””