JesienNa dziewczyna

fot. Jan Lewandowski

Proszę Państwa, dziś oficjalnie zaczęła się kalendarzowa jesień, czego nie sposób nie uczcić okolicznościowym wpisem! 🍁🍁🍁🍂🍂🍂

Jeszcze kilka lat temu naprawdę bardzo lubiłam lato, spędzając je na ogół na greckim Thassos, w kusych strojach pośród ludzi, nago – na dzikich plażach. Słońce cudownie wszystkich rozleniwiało, poważne problemy nie istniały, blade przez większość roku nogi wreszcie zaczynały się znacząco odróżniać od szpitalnej ściany, jednym słowem – raj! Choć nie odnajduję się jakoś szczególnie w temperaturze 40°C w cieniu, możliwość spędzania większości czasu w nieziemsko przejrzystej chłodnej wodzie, a potem w zwiewnej kreacji zajadania najświeższych owoców morza, popijania ich białym winem i upajania się swoim lekkim wstawieniem (no, to raczej sporadycznie), zawsze uważałam za wyjątkowo pociągającą.

fot. Jan Lewandowski
fot. Jan Lewandowski

Nieszczęście w szczęściu było jednak takie, że po latach coraz to bardziej specyficznych pracodawców stawianych przez los na mojej zawodowej drodze, o których można byłoby napisać powieść kryminalną w kilku tomach, poznałam w końcu jednego uczciwego i sprawiedliwego w nieznanej mi wtedy branży turystycznej i zapragnęłam, by stał się właśnie moim pracodawcą. Haczyk polegał jednak na tym, że praca miała mnie absorbować m.in. przez całe wakacje. Szybko więc lato stało się dla mnie czymś między małą Brytanią w lipcu (charakterystyką lipca w Zakopanem jest średnio 31 deszczowych dni) a walką o przeżycie upałów w służbowym uniformie, z przerwami na wypakowanie ze schowka na kilka dni zimowej kurtki i włączenie na ten czas pieców w sierpniu. Proszę mnie źle nie zrozumieć – praca i uczciwość pracodawcy była warta wszelkich poświęceń, jednak z biegiem czasu po prostu przestałam lato lubić (choć może polubię je z powrotem, bo nadeszła pewna znacząca zmiana w moim życiu, ale o tym kiedy indziej).
Jesień jednak to zupełnie inNa para kaloszy. Zwłaszcza w Zakopanem! Nawet ta tasyjska, zaczynająca się w Grecji troszkę wcześniej niż u nas, nie dorównuje złotej polskiej jesieni w Tatrach. Nie przemawia przeze mnie patriotyzm lokalny – przemawia przeze mnie wrażliwość na piękno.

fot. Jan Lewandowski

Ta pora roku urzekała mnie od zawsze. Nawet Warszawa, w której utknęłam na pierwsze ćwierć wieku swojego życia i w której przez ten czas nie odnalazłam niczego, co mogłabym polubić, podczas jesieni stawała się nagle jakaś taka bardziej znośna. No a w każdy pierwszy piątek po piętnastym dniu września zaczynało się prawdziwe święto muzyki współczesnej – festiwal „Warszawska Jesień”.
W czasach szkolnych jesień wyznaczała nowe rozdanie – nowe zeszyty, nowe książki, nowe postanowienia z nimi związane. Do tego dłuższe wieczory, dopiero podczas których umiem najbardziej efektywnie funkcjonować (zbyt długo utrzymujące się światło dzienne za oknem jest dla mnie zmorą lata), kubki rozgrzewających herbat z cytryną i miodem czy wyjęte z szafy (lub zdjęte ze sklepowej półki) botki czy kozaki. No a w kwestii ubraniowej, wreszcie większa liczba warstw, które trzeba na siebie zarzucić, by potem móc je z siebie zdjąć. Jest w tym coś pociągającego i bardzo lubię się tym napawać, póki nie przyjedzie zima, a wraz z nią zbiorowy gwałt na taliach, jakim są wszelkiego typu zimowe puchówki.
Poza tym podoba mi się też jakaś taka melancholia, zaduma, konsekwencja kolorystyczna otaczającej nas (nawet w miastach) przyrody. Nie lubię wiosny, którą właściwie mogłabym w całości przespać. Kojarzy mi się z katarem i psimi kupami na chodnikach wystającymi spod roztapiających się warstw brudnego śniegu, którego wszyscy mają już serdecznie dosyć. Nie wiem kto się wtedy budzi do życia, ale na pewno nie ja, a jesień jest dla mnie właśnie idealną na to porą! Jak napisał o mnie kiedyś (ponad dwadzieścia lat przed moim urodzeniem, dlatego nie wiedział, że powinno być „jesienNa” – wybaczam) największy znawca kobiecych dusz i pióra w jednej osobie – Jeremi Przybora:

fot. Jan Lewandowski

Wiosennych dziewcząt pełno
i letnich tyle ładnych.
Jesienną jestem jedną,
zimowych nie ma żadnych.
O tamte zresztą mniejsza,
gdy złoto i szkarłatnie
zabarwi jesień pejzaż
na przyjście tej ostatniej…
Jesiennej Dziewczyny,
odmiennej od innych…
dziewczyny z chryzantemami,
z chryzantemami.
Dziewczyny Jesiennej –
dziewczyny bezcennej
i nie zamiennej już na nic,
już na nic.

– Jeremi Przybora „Jesienna dziewczyna”

21 thoughts on “JesienNa dziewczyna”

  1. Jak się patrzy na taki uśmiech i na takie oczy(i pewnie całokształt) jesień musi być piękna na każdym zakątku świata.
    Racja Polska jesień jest piękna i pewnie w Tatrach to jeszcze bardziej widać i da się odczuć.

    Liked by 1 person

      1. Wiesz że Ja też, jeszcze jakoś mi do zimy nie spiesznie. skoro jesteś w Zakopane to jak Górale prognozują jesień ? słoneczna i ciepła?

        Liked by 1 person

    1. 😀 😀 😀 Za dużo spacerowałam w kwietniu ulicą Balzera 😀 Ale fakt faktem, że akurat wiosny jako takiej w Zako nie ma. Na pewno wiosnę umiem docenić w pełni np. w cudownym Poznaniu ❤

      Liked by 1 person

Leave a comment