O poruszaniu się samochodem po Thassos

Ponieważ często do mnie piszecie na facebookowym fanpage’u mojego „Przewodnika po Thassos” i najczęściej pojawiającym się pytaniem jest to o możliwość wypożyczenia samochodu na wyspie, pomyślałam, że warto temu tematowi poświęcić jeden wpis.
Moje pierwsze doświadczenia związane z samodzielnym prowadzeniem samochodu miały miejsce właśnie na Thassos. Półtora roku wcześniej dostałam prawo jazdy, ale nie mając samochodu, nie bardzo mogłam ćwiczyć swoje nowo nabyte umiejętności. Wzięłam więc kilka lekcji z instruktorem tuż przed samym wyjazdem na Thassos i podekscytowana wreszcie samodzielnie wypożyczyłam samochód!
[Ponieważ dzisiejszy wpis jest dość długi, postanowiłam zrobić mu mały spis treści, który ułatwi szybkie poruszanie się po tekście, gdyby ktoś chciał do któregoś fragmentu po przeczytaniu całości wrócić.]

Spis treści:

  1. Dokumenty potrzebne do wypożyczenia samochodu na Thassos
  2. Gdzie najtaniej wypożyczyć samochód na Thassos?
  3. Gdzie najdrożej wypożyczyć samochód na Thassos?
  4. Ubezpieczenie samochodu – fakty i mity,
    jakie usłyszymy od rezydentów biur podróży
  5. Benzyna
  6. Tylko asfaltowe drogi albo jeep
  7. Limit kilometrów
  8. W razie wypadku

1. Dokumenty potrzebne do wypożyczenia samochodu na Thassos

Do wypożyczenia samochodu na Thassos wystarczy prawo jazdy kategorii B kraju Unii Europejskiej (obywatele krajów spoza Unii, np. Serbowie, muszą mieć międzynarodowe prawo jazdy, Polacy nie mają problemów).
Drugim ważnym warunkiem jest ten, że musimy je mieć od co najmniej roku.

2. Gdzie najtaniej wypożyczyć samochód na Thassos?

Od lat niezmiennie najtańszą wypożyczalnią samochodów na Thassos jest Speedy Rent a Car. Ma dwie lokalizacje na wyspie: w Skala Potamii oraz w Limenarii. Często z niej korzystałam jeszcze jako pasażer. Samochody nie są bardzo nowe (co tłumaczy cenę), ale są bezpieczne i wystarczające na tasyjskie drogi. Całkowity koszt wypożyczenia samochodu na jeden dzień to ok. 30 €. Cena bywa niższa na samym początku i końcu sezonu oraz jeśli wypożyczamy auto na kilka dni.
Druga, którą również mogę polecić i w której wypożyczyłam samochód już jako kierowca, to Potos Car Rentals. Jest trochę droższa (choć niedużo), za to jej plusem jest dużo większa liczba lokalizacji na wyspie: Potos, Limenaria, Astris, Skala Prinos, Limenas (Thassos Town) oraz Skala Panagia (Golden Beach). Choć wszystkie wypożyczalnie działają profesjonalnie i, w razie gdyby się nam cokolwiek przydarzyło (o czym – z autopsji – za chwilę), ich pracownicy bardzo sprawnie przyjeżdżają do swoich klientów, jednak w ścisłym sezonie dobrze wziąć pod uwagę ruch na drogach. A w związku z nim większa liczba lokalizacji na wyspie oznacza szybszy przyjazd pracownika wypożyczalni na miejsce w razie naszego wypadku. Całkowity koszt wypożyczenia samochodu na jeden dzień to ok. 40 €. Cena bywa niższa na samym początku i końcu sezonu oraz jeśli wypożyczamy auto na kilka dni.
Trzecią dość tanią wypożyczalnią jest Smart Rent a Car. Nie mam z tą wypożyczalnią właściwie żadnych doświadczeń – pewna polska para, która wypożyczała tam samochód, była bardzo zadowolona. Lokalizacje Smarta to: Skala Potamia, Potos i Limenas (Thassos Town).

3. Gdzie najdrożej wypożyczyć samochód na Thassos?

Na Thassos mamy też kilka wypożyczalni znanych i dostępnych na całym świecie, więc cieszących się również jakąś renomą. Ich podstawowym minusem jest wysoka cena wypożyczenia – od 60 € wzwyż za jeden dzień.
Pierwszą z nich jest Europcar, który na Thassos ma dwie lokalizacje: w Potamii i Limenas (Thassos Town).
Druga to Avis. Ma jedną lokalizację w pobliżu Limenas (Thassos Town).
Trzecia to Hertz z również tylko jedną lokalizacją – na obrzeżach Limenas (Thassos Town).

4. Ubezpieczenie samochodu – fakty
i mity, jakie usłyszymy od rezydentów
biur podróży

Jeśli jesteśmy na zorganizowanej wycieczce, a rezydent zdoła nas namówić do wydania pieniędzy na jakąś dodatkową atrakcję, jaką jest wycieczka fakultatywna czy właśnie wypożyczenie samochodu, przeważnie wiąże się to z prowizją, jaką za to dostaje. I jest to jak najbardziej w porządku… do momentu, kiedy zaślepiony wizją pieniędzy nie zaczyna okłamywać swoich klientów. Rezydenci są oczywiście różni, a ja, jeżdżąc z małą rodzinną firmą od lat, miałam najczęściej naprawdę dobre doświadczenia. Jednak niestety byłam też świadkiem szokującego zachowania rezydentki największego polskiego przewoźnika latającego na Thassos, która namawiając klientów do skorzystania z wypożyczenia samochodu w najdroższej na wyspie wypożyczalni, posługiwała się nieprawdziwymi, wyssanymi z palca informacjami na temat systemu ubezpieczeń w wypożyczalniach tańszych (dla porównania tańsze oferowały wtedy auto za 25 € dziennie, a rekomendowana przez rezydentkę wypożyczalnia brała za wynajem auta 65 € dziennie).
Bardzo jest zatem ważne, żeby wyjeżdżając – tak naprawdę gdziekolwiek – pamiętać, że na każdej wypożyczalni spoczywa obowiązek sprzedaży ubezpieczenia samochodu. I chociaż Grecja ma rzeczywiście dość liberalne podejście do zasad, gwarantuję, że nie ma fizycznej możliwości, żeby wypożyczyć samochód bez ubezpieczenia.
Niektóre wypożyczalnie stosują pewne triki, np. podając cenę samego wypożyczenia osobno (żeby zwabić klientów), a wszystkich dodatkowych obowiązkowych opłat osobno. Nie zmienia to jednak faktu, że nikt nie wypożyczy nam samochodu bez ubezpieczenia.
Kolejnym krzywdzącym tańsze wypożyczalnie mitem jest ten, że samochody, które nam oferują, stanowią zagrożenie na drodze. Owszem, są to samochody starsze i na pewno nie takiej urody czy jakości, jak w wypożyczalniach najdroższych, ale wszystkie są regularnie zabierane na obowiązkowe przeglądy i spełniają wszelkie normy. Znam temat od podszewki, przyjaźniąc się z ludźmi, którzy w wypożyczalniach na Thassos pracują. Wiem, jak wielki nacisk kładzie się tam na bezpieczeństwo.
Oczywiście wybór wypożyczalni i budżetu, jaki na wypożyczenie przeznaczymy, zależy tylko od nas. Rozumiem, że komuś może zależeć na najwyższym standardzie, i taki właśnie dostaniemy w wypożyczalniach najdroższych. Jednak z mojego osobistego doświadczenia i rozmów z ludźmi przyjeżdżającymi na Thassos wynika wyraźnie, że bezpieczeństwo jest dla nas tak samo ważne jak przyzwoita cena. A te warunki spełniają wypożyczalnie najtańsze.

5. Benzyna

Każda wypożyczalnia ma trochę inny system – jedna wypożycza nam auto z pełnym bakiem, inna z taką ilością benzyny, która pozwoli nam dojechać tylko do najbliższej stacji benzynowej. Zasada jest jednak zawsze ta sama: oddajemy auto z taką samą ilością benzyny, z jaką je wypożyczyliśmy. Czyli samochód wypożyczony z pełnym bakiem musi wrócić do wypożyczalni z pełnym bakiem, a ten z prawie pustym – wraca z prawie pustym. Płacimy więc jedynie za benzynę, którą faktycznie zużyjemy. Ceny benzyny są oczywiście zmienne, ale z moich doświadczeń wynika, że objedziemy wyspę dookoła (jeden dzień, 100 km) za ok. 23 €.

6. Tylko asfaltowe drogi albo jeep

Kolejną bardzo ważną rzeczą, o której trzeba pamiętać przy wypożyczaniu samochodu osobowego, jest absolutny, rygorystyczny zakaz wyjeżdżania nim poza drogi asfaltowe! Chodzi o ubezpieczenie podwozia. Zostaniemy o wszystkim oczywiście poinformowani na miejscu, ale myślę, że warto o tym wiedzieć już zawczasu.
Jeśli mamy ochotę dotrzeć autem np. do Giolli (zwanej okiem Zeusa, usytuowanej między Monasterem Archanioła Michała a Astris), Marble Beach, wyższych partii Kazaviti czy w góry, konieczne będzie wypożyczenie jeepa. Do niedawna na tej liście była także miejscowość Kastro (taka też informacja widnieje w moim przewodniku), jednak została już wybudowana znakomita droga asfaltowa z Limenarii, więc do Kastro spokojnie dotrzemy już zwykłym samochodem.

7. Limit kilometrów

W większości wypożyczalni spotkamy się z tzw. limitem kilometrów. Polega on na tym, że w ciągu jednego dnia możemy w cenie wypożyczenia przejechać tylko 100 km, czyli dokładnie całą wyspę dookoła. Za każdy przekroczony kilometr naliczana jest dopłata w wysokości 0,20 – 0,25 €. W niektórych wypożyczalniach limit kilometrów znika przy wypożyczeniu na dwa dni, w innych na trzy. Ale 200 km na dwa dni to aż nadto.
Jeśli chcemy naprawdę porządnie zwiedzić wyspę bez pośpiechu i zarówno objechać ją dookoła, jak i wyruszyć w jej głąb, czyli wybrać się do Theologos czy Kastro, uważam, że najlepiej jest wypożyczyć samochód na dwa dni. Zmieścimy się w kilometrach, nie będziemy zmęczeni, no i najważniejsze – dwa dni jazdy to dwa obiady! A naprawdę odmówienie sobie koziny w Theologos jest grzechem, a przecież jeszcze pozostaje doskonałe spaghetti w Limenarii! ❤

8. W razie wypadku

Niestety tę część piszę ze swojego bogatego doświadczenia, obejmującego dwa dni, na które wypożyczyłam samochód. Przede wszystkim, w jakie byście tarapaty nie wpadli, pod żadnym pozorem nie ruszajcie samochodu, jeśli zdarzy się wam jakakolwiek, choćby najmniejsza stłuczka czy kolizja. Musicie wyjąć kluczyk ze stacyjki, zadzwonić na podany (i podkreślony) w umowie z wypożyczalnią numer (miejcie tę umowę zawsze przy sobie), wyjaśnić co się stało, i czekać do przyjazdu pracownika wypożyczalni (dlatego sugeruję przy wyborze wypożyczalni wziąć pod uwagę liczbę lokalizacji na wyspie). Wiem, że możemy być w szoku, ale bardzo ważne jest to, żeby zapamiętać, że nie wolno nam ruszać samochodu.
A jeśli chcecie się ze mnie pośmiać, to opowiem o swoich trzech momentach grozy. Pierwszy z nich był zaraz za Skala Potamią, z której kierowałam się na Aliki. Z jakiegoś powodu pomyślałam, że dam radę się zatrzymać przy punkcie widokowym po lewej stronie, co wymagało ode mnie wjechania na pas przeciwny. Zrobiło się dosyć gorąco, kiedy się dosłownie zaklinowałam w poprzek na szerokość obydwu pasów, a akurat zarówno za mną, jak i przede mną, z przeciwnej strony, nadjechały dwa auta. Jakoś sobie poradziłam, ale niedoświadczonym kierowcom nie polecam wjeżdżania na pobocza, które nie są w najbliższym sąsiedztwie naszego pasa.
Druga sytuacja tego samego dnia przydarzyła mi się w Limenas (Thassos Town), kiedy nie zauważyłam zakazu wjazdu (do dziś twierdzę, że albo go tam w ogóle nie było, albo ukrył się za krzakiem) i władowałam się pod prąd w chyba najwęższą jednokierunkową ulicę tego miasteczka. Zorientowałam się dopiero w na samym jej środku i gdyby nie niesamowity i przeuroczy Grek, który widząc rozpacz na mojej twarzy, wysiadł ze swojego samochodu i zaproponował, że wyprowadzi mój, a potem zrobił to właściwie trzema niesłychanie sprawnymi ruchami, to pewnie siedziałabym w tym samochodzie, próbując wykręcić, do dzisiaj.
No a następny dzień moich wojaży zaczęłam od pojechania do cudownej piekarni w Skala Potamii tradycyjnie po pie z szynką i serem oraz kefir i przy parkowaniu (przodem!!!) wjechałam w auto pana właściciela piekarni. Na szczęście nie jakoś bardzo mocno. Oczywiście zadzwoniłam od razu do swojej wypożyczalni, pracownik pojawił się na miejscu po pięciu minutach i wyjaśnił właścicielowi piekarni i poszkodowanego samochodu, że rysa zrobiona przeze mnie jest bardzo mała, a wszystkie pozostałe są stare, i że właściwie ta nowa doskonale wpisuje się w ten krajobraz. Zawisło nade mną niebezpieczeństwo zapłacenia 50 €, bo wina była ewidentnie moja, ale wszystko zależało od decyzji drugiej strony. Pan piekarz chwilę się zastanowił, podrapał po głowie i w końcu powiedział: „fuck it”, czyli w wolnym tłumaczeniu: „spuśćmy na to zasłonę milczenia”. Kupiłam trzy paje i zapas kefirów do końca pobytu.

Wszystkie praktyczne informacje, które podałam wyżej, zostaną wam bezpośrednio przekazane na miejscu przez pracownika wypożyczalni. Jednak po pierwsze jest ich trochę, a po drugie na miejscu zostaną przekazane w języku angielskim, więc pomyślałam, że warto mieć je spisane również po polsku 😉

Jeśli kochasz Thassos,
podoba Ci się jak piszę i nie masz jeszcze
„Przewodnika po Thassos” mojego autorstwa
– zachęcam do zakupu:

baner Przewodnika po Thassos

P.S. Stworzyłam dla was mały filmik z moich pierwszych samodzielnych samochodowych wypraw po Thassos, okraszony zaśpiewanym przeze mnie coverem greckiej piosenki „Για ενα της φιλι”, którą oryginalnie wykonuje Νικος βερτης. Film ten uświadomił mi, że być może nie byłam aż taką królową szos, za jaką się uważałam, ale jak na pierwszy raz nie było chyba najgorzej. Tak czy tak, zarówno sztukę prowadzenia samochodu, jak i śpiewania po grecku, będę jeszcze aktywnie doskonalić! 😉

P.S. 2 Sugeruję ustawienie sobie na kole zębatym jakości HD.

„Błękitne niebo i czarne oliwki” John & Christopher Humphrys

tłumaczenie: Marta
Kielczewska-Konopka

wydawnictwo: Pascal
rok wydania: 2011
oryginalny tytuł: Blue Skies
& Black Olives

Kiedy w 2006 roku słynny brytyjski dziennikarz telewizyjny i radiowy związany z BBC – John Humphrys – postanowił kupić i odremontować stary dom na Peloponezie z oszałamiającym widokiem na Morze Egejskie, by spokojnie spędzać tam swoją emeryturę, nawet nie przypuszczał, na co się porywa. Prawdopodobnie wyszedł z założenia, że skoro jego syn, Christopher Humphrys, wżenił się w grecką rodzinę i już od kilku lat mieszka na stałe w Atenach, wszelkie ewentualne kulturowe problemy zostaną szybko rozwiązane; że jak w większości cywilizowanych krajów, budowa domu jest kwestią znalezienia solidnej ekipy fachowców, ceny i czasu. Nie wziął pod uwagę jednego drobnego szczegółu – greckiej mentalności. A ta jest materiałem na osobną książkę, liczącą wiele opasłych tomów.
Tak właśnie powstało „Błękitne niebo i czarne oliwki” – zabawna, lekka, doskonale napisana (choć redakcja i tłumaczenie pozostawiają niestety wiele do życzenia) powieść ojca i syna o zderzeniu brytyjskiej elegancji, konkretności i powściągliwości z greckim nieokrzesaniem. Cudowne brytyjskie poczucie humoru Johna Humphrysa, jego przepyszny sarkazm i ironia wobec Greków, z którymi przyszło mu mieć do czynienia, połączone z lekkością stylu – będącego między młotem a kowadłem i odrobinę znużonego walijskością ojca – Christophera Humphrysa, to połączenie doskonałe.
Książka bawi do łez, ale nie jest głupkowata. Bije od niej – mimo oczywistych momentów utraty wiary – mnóstwo ciepła i miłości do Grecji, a najlepszym jej podsumowaniem są dwa pierwsze zdania wstępu:

Sądzę, że obaj z Christopherem powinniśmy podziękować
(choć przez zaciśnięte zęby) wielu rozmaitym budowniczym w Grecji,
którzy w ciągu czterech ostatnich lat na wszelkie sposoby doprowadzali
nas do szału. Bez nich nie powstałaby żadna książka.

– John Humphrys „Błękitne niebo i czarne oliwki”

Brak reakcji jest reakcją… niegrzeczną

fot. Valantis Nikoloudis

1. Brak reakcji

Każdy z nas pewnie przynajmniej raz w życiu czekał na jakąś reakcję (jaka by miała nie być, choć z nadzieją, że będzie pozytywna): wysłaliśmy komuś piękny, długi list, otwierając swoje serce i duszę lub wręczyliśmy płytę z naszą muzyką, własny wiersz, obraz, artykuł na nasz temat, nasze zdjęcia, czy nawet podzieliśmy się piosenką, która nas bardzo poruszyła – podstawmy sobie cokolwiek, co będzie nam bliskie – i nie doczekaliśmy się, kolokwialnie mówiąc, ani me, ani be ze strony adresata.
Co wrażliwsi z nas się tym przejęli bardziej, co mniej wrażliwi uznali to za pewną normę, a ja dziś chciałabym udowodnić, że ani jedna z tych reakcji nie jest reakcją dobrą dla nas samych.
Po pierwsze, zastanówmy się, czym tak naprawdę jest brak reakcji. Wielu osobom wydaje się, że jest po prostu żadną reakcją, więc nie ma też żadnego znaczenia. I tu jest właśnie pies pogrzebany, gdyż brak reakcji jest reakcją i to jedną z tych najbardziej plugawych, bo jest zignorowaniem drugiej osoby i okazaniem jej braku szacunku. I nie mają tu znaczenia ani intencje, ani „co się miało na myśli” – każda dobrze wychowana osoba wie, że brak odzewu, kiedy druga strona ma prawo na niego liczyć, jest niegrzeczny.
W myśl zasady, by traktować innych tak, jak siebie samych, uważam że trzeba również od innych wymagać tak samo, jak wymagamy od siebie (co się bardziej tyczy najbliższych, niż tych, z którymi stykamy się z przymusu jedynie na niwie np. zawodowej – w drugim wypadku sugerowałabym skupienie się na oczekiwaniach jedynie od siebie).
Pewnie jest już jasne, czemu uważam, że uznanie takiego zachowania za „normę” jest kiepskim pomysłem – jeśli zależy nam na tym, żeby świat wokół nas był piękny i wartościowy, naszą normą powinny być zachowania związane z szacunkiem, a nie jego brakiem. Czemu jednak napisałam, że zbyt duże przejmowanie się tym również nie jest dla nas dobre? Dlatego, że tracimy energię, która jest cenna i którą moglibyśmy spożytkować na milion innych pięknych i ważnych rzeczy. Nie unikniemy w życiu oczywiście smutków i przykrości, a osoby wrażliwe cierpią podwójnie. Nie da się też na zawołanie przejść do porządku dziennego nad czyjąś ordynarnością, jaką jest w tym wypadku brak odzewu. Można jednak próbować wypracować w sobie dystans, dzięki któremu oprzemy się na faktach, odrzucając nasze ich interpretacje. Jeśli ktoś milczy, to faktem jest tylko to, że milczy, a także to, że jeśli nie utknął na środku pustyni lub w Alcatraz i nie jest odcięty od świata oraz zdobyczy technologii, takich jak: telefon, faks, internet czy kartka papieru i dostęp do urzędu pocztowego, to może nie milczeć. Interpretacje typu: „pewnie jest zbyt zajęty” lub „pewnie jest na mnie o coś zły” są nie fair wobec nas samych. Czemu decydujemy się poświęcać komuś, kto nas nie szanuje jeszcze więcej czasu i energii, niż te, które już mu daliśmy i które on bezczelnie zignorował? Czemu to sobie robimy?
Oczywiście różne są sytuacje, różne są relacje. Jeśli zależy nam na jakiejś  bardziej, warto uświadomić drugą stronę (choć wychowywanie osoby dorosłej to dość karkołomny pomysł), które jej zachowanie nie jest dla nas akceptowalne. Liczmy się jednak z tym, że wszystko się zmienia (o czym też pisałam w tekście „Przyjaźń bez zobowiązań”), a nasze relacje mają nam pomagać w stawaniu się lepszym człowiekiem, a nie to utrudniać. Konieczność zaakceptowania czyjegoś permanentnego lekceważenia nas, oddala nas od stawania się lepszym człowiekiem, a nie do niego przybliża.

2. Uczciwość przede wszystkim

A jeśli to my jesteśmy w sytuacji, w której ktoś obdarował nas czymś dla siebie cennym (listem, swoją twórczością, cudzą ważną dla niego twórczością, etc.), a my:

a) nie mamy w danym momencie (i do końca np. najbliższego maja) czasu i energii, by zapoznać się z tym z należytą uwagą,

b) zapoznaliśmy się z tym od razu, ale z jakiegoś powodu to nam się nie podoba albo wręcz budzi nasz sprzeciw, a nie za bardzo umiemy i chcemy powiedzieć o tym wprost?

Myślę, że kluczem jest tu, jak zawsze, uczciwość względem zarówno nas samych, jak i drugiego człowieka. Jeśli nie masz czasu – powiedz, że nie masz czasu i jak już go będziesz mieć, wtedy się odezwiesz, a potem dotrzymaj słowa. Tym samym druga osoba nie poczuje się zignorowana, a ty się wywiążesz ze swoich zobowiązań.
Jeśli okazało się, że wobec czegoś ważnego dla bliskiej ci osoby jesteś obojętny lub nastawiony negatywnie, to naprawdę znalezienie w tym chociaż trzech pozytywów lub neutralnych wartościująco cech nie jest niemożliwe. Nie trzeba wcale kłamać, by powiedzieć coś dość miłego lub neutralnego na temat czegoś, do czego jesteśmy sceptycznie nastawieni. Czy irytująca nas, a bliska sercu naszego przyjaciela, piosenka nie może być oryginalna, dobrze zrealizowana czy fajnie zaśpiewana? A książka, która nas znużyła i której w ogóle nie zrozumieliśmy nie może mieć ładnej szaty graficznej, wysmakowanego fontu lub nie może imponować swoją grubością?
A jeśli druga osoba jest nam bardzo bliska i czeka na rzeczową, konstruktywną krytykę na przykład własnej twórczości, a my nie możemy, pozostając w zgodzie z sobą, powiedzieć jej w tym wypadku niczego miłego, bądźmy merytoryczni i delikatnie wyjaśnijmy dlaczego to do nas nie trafia (oczywiście zawsze zaczynając od trzech pozytywów).

3. Dwustronność

No i ostatnia sprawa, czyli fakt, że to działa w obie strony. Jeśli ktoś nas regularnie ignoruje, warto się zastanowić, czy przypadkiem każda ze stron nie ma zupełnie innej wizji waszej relacji lub wręcz czy ta relacja w ogóle istnieje poza naszą głową. Być może nie i wtedy naprawdę nie warto zbyt dużo dawać. Czasem brak reakcji jest reakcją bardzo celową, mającą dać nam do zrozumienia, że ktoś nie chce od nas przyjąć tego wszystkiego, co chcemy mu dać. Trzeba to uszanować.

Na deser gorąco polecam obejrzenie podlinkowanego poniżej filmiku, w którym Iyanla Vanzant mówi o czerwonych lampkach, które powinny się nam zapalić w większości relacji międzyludzkich, a które często ignorujemy. Dodałabym od siebie do tej listy właśnie brak reakcji, kiedy na nią czekamy –
ding, ding, ding, ding – red flag!!!