O zachowaniu się w ruchu pieszym

fot. Jan Lewandowski

Bardzo często, idąc ulicą, mam wrażenie, że to, co jest dla mnie oczywiste i wynikające z logiki, nie jest już tak oczywiste dla współuczestniczących ze mną w ruchu pieszym. Istnieje zatem prawdopodobieństwo, że jedna ze stron używa logiki alternatywnej. Postanowiłam przelać swoje bolączki na papier – być może nie tylko ja to wszystko zauważam.

1. Cała szerokość chodnika

Wąski chodnik; zima, więc jeszcze węższy, bo po obu jego stronach zaspy po pas, a na skrawku środka warstwa lodu, ewentualnie lodu przykrytego zdradzieckim śniegiem. Spieszycie się. Idziecie ostrożnie, ale żwawym krokiem. A przed wami wyrasta: rodzina wielodzietna, której wszyscy członkowie pięciu pokoleń muszą koniecznie iść w jednym szeregu i obowiązkowo trzymać się za ręce, zakochana para z siedmioma innymi zaprzyjaźnionymi zakochanymi parami – także w szeregu, także za ręce, jeden niegroźny starszy człowiek z psem… na smyczy… mającej zasięg na kilometr… z czego pies właśnie korzysta. (W innych warunkach nawet by mnie wzruszyła – umiarkowanie, ale by mnie wzruszyła – ta czułość bliźnich wobec bliźnich oraz braci mniejszych, ale jednak tu jest ulica, a ulica to ulica!)
Czy tylko mnie wydaje się dziwne to, że chodnik ma szerokość, na oko, około dwóch metrów, a ci wszyscy ludzie idący przed nami, których nie sposób wyminąć, zajmują wszerz jakieś dziesięć metrów, a mimo wszystko jakoś się tam mieszczą?
Znacie taką sytuację? Ja się w niej znajduję każdego dnia, wracając z pracy.
(Nawiasem mówiąc, niezwykle podziwiam konsekwencję władz Zakopanego, z jaką od lat nieodśnieżana i nieodladzana jest jedna z głównych ulic tego miasta.)

2. Tempo niespieszne

Punkt drugi ściśle łączy się z punktem pierwszym, bo te niewymijalne kolumnady oczywiście mają jeszcze swoje własne tempa, na ogół mocno rozbieżne z waszym, lecz prawie zawsze skłaniające się ku tempu niespiesznemu. Kiedy już z daleka widzę, że będzie problem (bo z pracy wracam raczej krokiem gazeli, niesiona wrażeniami dnia pełnego spotkań z tym specyficznym darem niebios, jakim są klienci), nie zatrzymując się, sygnalizuję swoim głosem, że idę. Moje pierwsze „przepraszam” jest w miarę możliwości głośne i donośne, acz uprzejme. W okolicach piątego czy szóstego, muszę zmusić się do czegoś, za czym ani za bardzo nie przepadam, ani czego nie do końca umiem, czyli do krzyku. I tu pojawia się (wreszcie jakakolwiek!) reakcja kolumnady, która, oburzona, zwraca mi uwagę, że „przecież nie muszę krzyczeć”. Właśnie problem w tym, że muszę.
Już od dawna uważam, że chodniki powinny być podzielone na pasy i jeden z tych pasów powinien być pasem szybkiego ruchu. Byłoby łatwiej, o ile oczywiście współuczestnicy ruchu pieszego zechcieli by się do tego zastosować.

3. Przechodnie z cygaretą

Mamy XXI wiek, zatruwa nas jeden z najgroźniejszych morderców naszych czasów – smog, papierosy nie wyszły z mody już chyba tylko w Grecji i niektórych krajach ściany wschodniej, jeszcze nie tak dawno temu na ulicach paliły jedynie kobiety wykonujące najstarszy zawód świata, a jednak zawsze na współczesnej polskiej ulicy znajdzie się ktoś, kto akurat nie może się wstrzymać z zapaleniem do momentu, aż będzie sam. Oczywiście idzie przed wami. Oczywiście:

a) zajmuje cały chodnik, idąc z rodziną powoli (swoją drogą nigdy nie przestaną mnie zdumiewać ludzie, którzy palą przy swoich dzieciach)

b) idzie sam, ale na tyle szybko, że nie sposób go sprawnie wyminąć, choć równocześnie na tyle wolno, żeby ciągle na nas wydmuchiwać swój tytoniowy dym.

4. Kark na ogonie

Tak jak nie przepadam za krajobrazem zmąconym ludźmi i dążę do tego, żeby wszystkich zostawiać jednak za swoimi plecami, tak wyjątkowo drażnią mnie osobnicy, którzy zamiast mnie wyminąć (lub powiedzieć magiczne „przepraszam”), idą za mną… milimetr. Dziwnym zbiegiem okoliczności prawie zawsze mają dresy i nie mają szyi. Dziwnym. Ale jednak zbiegiem. Wtedy na ogół staję i czekam aż przejdą. Jednak plecy to plecy – jakiś odstęp od nich musi być zachowany. Szanujmy się!

5. Ludzie, którzy stają

Idziecie swoim tempem, widzicie przed sobą innych uczestników ruchu pieszego, szacujecie ich prędkość, przewidujecie sposoby, w jakie moglibyście ich bezkolizyjnie wyminąć i wtedy – na ogół kiedy jesteście już w trakcie jakiegoś manewru – oni się nagle… zatrzymują. Bez uprzedzenia, bez sygnalizacji ustnej, bez zamachania ręką. Po prostu nagle stają na środku chodnika bez żadnego wyraźnego powodu.
Swoją drogą nigdy nie zapomnę pana, który na samym środku dosyć tłocznego parkingu na dachu Galerii Krakowskiej, gdzieś mniej więcej w połowie drogi między jednym przejściem dla pieszych a drugim, stanął, wypiął się w kierunku samochodu, w którym akurat jechałam i zaczął najspokojniej w świecie sznurować buty. Można i tak… To znaczy nie można!

6. Ludzie, którzy idą do tyłu

Tak, jest to co prawda na szczęście rzadsze zjawisko, ale się jednak niestety również zdarza. Na ogół dzieciom i osobom niezrównoważonym umysłowo, ale właściwie ciężko mi je jakoś jednoznacznie odróżnić od całokształtu współuczestników ruchu drogowego. Oczywiście nigdy nie patrzą wtedy za siebie (czyli w kierunku, w którym się właśnie, z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, udają). Idą do tyłu zupełnie na oślep. I za każdym razem są tak samo zdziwieni, kiedy na nich wchodzę. A wchodzę na nich zawsze, bo o ile przy opisywanym w punkcie piątym zatrzymaniu potrafię jeszcze wyhamować, o tyle chodzenie tyłem ma to do siebie, że jest całkowicie nieprzewidywalne. I mówię to jako w pełni świadomy zodiakalny Rak.

7. Pierwsi wychodzą

No a jak już w końcu dojdziemy do swej destynacji (np. sklepu czy tramwaju) i zetkniemy się z bardzo zaawansowanym zagadnieniem ruchu dwustronnego w zakresie wchodzenia do obiektów i wychodzenia z nich, musimy zapamiętać jedną bardzo prostą, ale bardzo ważną zasadę:

Pierwsi wychodzą!

– jedna bardzo ważna zasada ruchu dwustronnego

Innymi, być może bardziej przystępnymi, słowy:

najpierw wylazł,
potem wlazł – nigdy na odwrót!

Zasada ta ma ogromną zaletę – choć trudno w to uwierzyć, nie zmienia się w zależności od tego, czy jesteśmy wchodzącymi czy wychodzącymi. Zawsze pierwszeństwo mają ci, którzy wychodzą (z tramwaju, autobusu, pociągu, budynku, cmentarza, parku, placu zabaw, itd.). Ci, którzy wchodzą, najpierw muszą się upewnić, czy po drugiej stronie nie ostał się żaden wychodzący.
I oczywiście wzruszają mnie starsi panowie, którzy widząc, że czekam grzecznie na swoją kolej z wejściem taka nieumalowana i w bluzie z kapturem, mówią: „piękne panie przodem”, ale jednak nigdy nie miałam śmiałości złamać zasady „pierwsi wychodzą”.

Jak widać, świadome uczestnictwo w ruchu pieszym też może nastręczać problemów, ale jestem prawie pewna, że kluczem jest tu po prostu włączenie myślenia (tylko tyle i aż tyle, jak mawiał klasyk).
Na deser polecam nieśmiertelny skecz Monty Pythona „Ministerstwo głupich kroków”.

10 thoughts on “O zachowaniu się w ruchu pieszym”

Leave a reply to Mariusz Cancel reply