Kartki na drzwiach

fot. Bartłomiej Jurecki

Co jakiś czas słyszymy o raportach dotyczących czytelnictwa w Polsce i wiemy z nich doskonale, że najprawdopodobniej nigdy (lub przynajmniej w szybkim czasie) nie staniemy się pod względem czytelnictwa drugą Islandią. I szczerze mówiąc, nie jestem tym osobiście jakoś mocno poruszona, a moje polonistyczne serce nie krwawi. Nie krwawi, ponieważ książka książce nie jest równa. Czy ktoś, kto przeczyta w ciągu roku kilkadziesiąt książek z zakresu rozwoju osobistego, thrillerów erotycznych czy powieści, których wydawca nie zainwestował w jakiegokolwiek redaktora, naprawdę ma jakąś przewagę nad tym, kto przeczytał w ciągu roku dziesięć książek, ale za to ambitnych i ważnych dla literatury? Myślę, że niekoniecznie.
Dodatkowo, choć widzę płynące z tego zagrożenia społeczne, każdy ma przecież prawo nie być ani erudytą, ani interesującym partnerem do rozmowy, mieć wąskie horyzonty i nie mieć w domu ani jednej książki na półce.
Istnieje jednak pewien specyficzny wycinek literatury stosowanej, który z jakiegoś kompletnie niezrozumiałego mi powodu jest dla większości z nas wręcz niezauważalny – to wszelkiego typu kartki na drzwiach. I poziom czytelnictwa tychże uważam za realny powód do załamywania rąk i wołania o pomstę do nieba.
Takie (często wcale niemałych rozmiarów) kartki wywieszone na drzwiach sklepów lub wszelkich lokali użytkowych pomagają nam zrozumieć otaczającą nas rzeczywistość, w krótkim czasie przyswoić maksymalną liczbę informacji (np. od której do której godziny lokal usługowy, przed którym stoimy, jest czynny) i uniknąć konieczności zapytania bliźniego o to, czego nie wiemy. Wydawałoby się, że to same plusy. Dodatkowo tekst na takiej kartce jest prosty, jednoznaczny, oprócz liter zawiera też przeważnie cyfry, więc nie wymaga od czytelnika talentu interpretatorskiego lub dużych nakładów intelektualnych.
I choć na drzwiach nie wiszą zazwyczaj epopeje, pewnym niewiarygodnym zjawiskiem jest dla mnie cała rzesza ludzi, którzy patrząc na drzwi, nie widzą informacji, która:

a) na nich wisi

b) jest im w danej chwili potrzebna.

Sama pracuję w szeroko pojętych usługach. Moje biuro ma na drzwiach  tabliczkę z prostą informacją o godzinach, w których jest czynne. Oczywiście ani nie przychodzę do pracy na godzinę otwarcia biura dla klientów, ani nie wychodzę z niej dokładnie wtedy, kiedy biuro staje się dla nich zamknięte, więc wielokrotnie udaje mi się być świadkiem (choć nienaocznym) takiej oto sytuacji sprzed zamkniętych drzwi, za którymi siedzę: kilka osób przed drzwiami z kartką, szarpanie za klamkę, mocniejsze szarpanie za klamkę, dialog:

– Ej, co jest?
– No nie wiem właśnie.
– Zamknięte?
– Już zamknięte? A nie dłużej?
– Nie wiem. A nie, czekaj! Tu coś jest na drzwiach!
– A co jest?
– Że do 18.00 czynne.
– A która jest?
– 18.10, ale może pani tam jeszcze jest! – szarpanie, szarpanie, szarpanie.
Kurtyna.

Jak więc widać, nawet w tego typu tekstach przydaje się tzw. czytanie ze zrozumieniem, gdyż z komunikatu:

Biuro czynne
poniedziałek – niedziela 9.00 – 18.00

– przykład jednej z miliona takich samych kartek na drzwiach

nie wynika wcale, że biuro będzie czynne dłużej, „jeżeli pani tam jeszcze jest”, tylko że jest zamykane dla interesantów o godzinie 18.00 (= od 18.01 nie jest już czynne).
W osiedlowym dyskoncie też jestem ciągle w awangardzie, wchodząc do niego WEJŚCIEM (drzwi charakteryzujące się wielkim napisem WEJŚCIE), a wychodząc WYJŚCIEM (analogicznie). A przecież w przypadku wjeżdżania niewłaściwymi drzwiami z wózkiem na zakupy, można już stanowić zagrożenie.
Tak że nie miejmy kompleksów, że nie czytamy książek lub czytamy ich mało. Skoncentrujmy się na drzwiach i prostych formach literackich na nich zawartych. Reszta przyjdzie sama, stopniowo. Taką mam przynajmniej, odrobinę już nadwątloną, nadzieję…

14 thoughts on “Kartki na drzwiach”

  1. Zgadza się czasami warto doczytać. Ale może to bezczelność ludzi którzy uważają że dla nich należy się wiecej(w tym przypadku czyjegoś czasu)

    Liked by 1 person

    1. Obstawiałabym jednak bezmyślność. W niektórych przypadkach być może brak czasu i chwilową dezorientację. Oczywiście są też osoby starsze, które niedowidzą, ale nie o nich tutaj piszę. I paradoksalnie one stanowią niecały procent przypadków, z którymi się na co dzień stykam. Być może głównym problemem jest tu brak koncentracji i włączenia myślenia do procesu czytania, bo jak już kartka jest zauważona i nawet przeczytana, to umiejętność wyciągnięcia z niej wniosków jest naprawdę dramatycznie niska.

      Liked by 1 person

      1. Jak zawsze, trzeba zacząć od edukacji na etapie szkoły podstawowej. Więcej matematyki, logiki, przedmiotów, które będą uczyły samodzielnego myślenia i wyciągania wniosków 🙂

        Liked by 2 people

Leave a reply to damian9876 Cancel reply