Zaszczepiłam się!

fot. Marianna Patkowska

Niespodziewanie szybko nadszedł zarówno termin zapisów mojego rocznika na szczepienie przeciw Covid-19, jak i – od momentu zapisu – termin szczepienia. Właśnie dostałam pierwszą dawkę AstryZeneki. Czy miałam jakiekolwiek wątpliwości, czy się zaszczepić na koronawirusa? Żadnych. Czy miałam jakiekolwiek wątpliwości dotyczące tempa, w jakim powstały szczepionki i, co za tym idzie, ich skuteczności i jakości? Miałam, ponieważ – jak większości ludzi – nie posiadałam wystarczającej ani wiedzy, ani narzędzi do jej weryfikacji. Dodatkowo jesteśmy zasypywani zewsząd bardzo rozbieżnymi informacjami. Łatwo się pogubić. Łatwo przestraszyć. Warto też zdać sobie sprawę z tego, że fake newsy nie zawsze brzmią tak absurdalnie, jak koncepcja o wszczepianiu chipów przez Billa Gates’a czy pomyśle, że Ziemia jest płaska. Czasem zawierają jakieś cząstki prawdy, nieudolnie posklejane i bardzo grubymi nićmi szyte, jak np. ten o wytwarzaniu AstryZeneki z abortowanych płodów. Jednak najwięcej fake newsów jest groźnych właśnie dlatego, że brzmi prawdopodobnie i działa na zasadzie plotki powtarzanej przez wiele osób na zasadzie głuchego telefonu, co ją zniekształca – czasem wręcz nie do poznania. Strach i przed groźną chorobą, jaką jest koronawirus, i przed nieznaną szczepionką, o której krążą przedziwne legendy jest naturalny. Bardzo trudno w momencie, w którym dowiemy się, że np. znajomy znajomego zmarł po szczepionce myśleć racjonalnie i pamiętać, że poznając historię z drugiej, trzeciej czy piątej ręki, nie dysponujemy wszystkimi potrzebnymi nam do wyciągnięcia wniosków faktami (jak np. taki drobiazg, że znajomego znajomego po szczepieniu potrącił też samochód). Dobrze wziąć głęboki oddech i przyjąć z pokorą, że nawet suche fakty bez wiedzy, jak się z nimi obchodzić (lub z wiedzą niewystarczającą), na niewiele się zdadzą. Dla przykładu nic nam po wiadomości, jakie mamy ciśnienie lub jakie kraj ma PKB, jeśli nie wiemy, jakie są przyjęte normy, nawet jeśli znamy liczby i umiemy rozpoznać, która jest wyższa, a która niższa. Różnica między podanymi przykładami a kwestią szczepionek jest jednak taka, że o ile w pierwszym przypadku jest to wiedza łatwo dostępna, o tyle w drugim trzeba się zdać na specjalistów. I to niestety dla wielu jest nie do przekroczenia, bo poczucie urojonego wroga (koncernów chcących nas kupić czy Billa Gates’a czyhającego z chipami i podsłuchującego nasze rozmowy) doskonale rezonuje z naszym ego. Niby boimy się zagrożenia, ale nam to jednak schlebia, że Bill tam gdzieś siedzi i podsłuchuje, jak rozmawiamy z koleżanką o praniu firanek… po polsku. Nie jesteśmy już tylko małym, szarym zakompleksionym człowiekiem, wstydzącym się swoich braków w edukacji, który – wpatrując się z zazdrością w kolorowe magazyny – warszawskich celebrytów utożsamia z tzw. górną półką. Jesteśmy kimś, skoro biją się o nas właśnie wielkie farmaceutyczne koncerny. To jest naprawdę bardzo przykre, bo obnaża, ilu obywateli nie umie znaleźć swojej wartości w sobie. Znaleźć! Nie umie jej tam nawet poszukać.

💉 Samodzielne niemyślenie

fot. Marianna Patkowska

Żyjemy do tego w przedziwnych czasach, w których nawet człowiek bez matury może się publicznie wypowiadać na tematy epidemiologiczne. Jednak chyba jeszcze gorsze jest to, że trafia na podatny grunt – wspomnianych wyżej przestraszonych, skołowanych słuchaczy, którzy są skłonni uwierzyć w to, że jego wiedza z zakresu tej skomplikowanej i trudnej dziedziny nauki ma jakąkolwiek szanse dorównywać tej, którą specjaliści zdobywali latami na studiach (podkreślam, studiach). Czy specjaliści nigdy się nie mylą? Oczywiście, że czasem się mylą, ale to tylko dowód na to, że laicy mylą się tym bardziej i to zdecydowanie częściej (choć zaryzykowałabym w tym przypadku tezę, że zawsze).
Argumentem, który słyszę często jest ten, że trzeba myśleć samodzielnie – to niestety nie w każdym przypadku jest dobry pomysł, a w każdym razie nie na każdym polu. Najczęściej się o tym przekonywałam w gabinecie u prawnika i u lekarza. W przeważającej większości przypadków coś, coś mi się na logikę wydawało jakieś, okazywało się w świetle wiedzy prawnej i medycznej zupełnie inne. A mogła to zweryfikować jedynie osoba, która poświęciła kilka lat swojego życia na zgłębianie swojej dziedziny, w wyniku czego posiada narzędzia – rzetelną wiedzę. Myślenie samodzielne, jeśli ma dotyczyć nauki, na niewiele się zda, jeśli nie posiadamy wiedzy. Mogę zagwarantować, że choć myśleć umiem i lubię, moje samodzielne przemyślenia dotyczące któregokolwiek zagadnienia chemicznego mogłyby stanowić realne niebezpieczeństwo, gdyby ktokolwiek był na tyle szalony, żeby potraktować je poważnie. Nie posiadając wiedzy, potrzebujemy sięgnąć do źródeł oraz znaleźć autorytety, którym zaufamy. I tu niestety pojawia się kolejny problem… w pewnym sensie jest to zamknięte koło, bo wiedza również, choćby podstawowa, przydaje się do tego, żeby oddzielić źródła bezwartościowe od źródeł kompetentnych. A tu wracamy z kolei do punktu wyjścia, czyli poziomu edukacji. Sama dostawałam najwyższe oceny na swoim nauczycielskim stażu oraz byłam chwalona najbardziej za to, że uczę dzieci, jak szukać przydatnych informacji językowych w internecie na stronach, co do których rzetelności możemy mieć pewność, co uświadomiło mi, że nie jest to – jak myślałam – normą. Dorosły człowiek, nawet bez matury, powinien wiedzieć, kiedy i z jakich źródeł należy korzystać. Okazuje się niestety, że ciągle, od trzydziestu lat, nie wie.
Skąd w ludziach tak zaskakująca łatwość wierzenia w teorie nie tyle niepoparte nauką, co wręcz przez naukę już dawno temu obalone? Pierwszą oczywistą odpowiedzią wydaje się niski poziom wykształcenia i wiedzy, a co za tym idzie sięganie do nieodpowiednich źródeł. Drugą – gigantyczna, ciągle rosnąca nieufność do obcych. Wpadamy w pułapkę sprawdzania, dociekania samemu, zapominając, że nie we wszystkich dziedzinach mamy do tego kompetencje. To wszystko otoczone jest sosem małej świadomości językowej (a od języka wszystko się tak naprawdę zaczyna) i niemal zerowej znajomości logiki. Rodzą się więc nowe, koślawe redefinicje np. „opinii” czy „wolności”. Zacznijmy się od „opinii”. Często spotykam się z zarzutem, że nie szanuję opinii ludzi, którzy myślą o szczepieniach inaczej niż ja. Co do tego, że nie szanuję – pełna zgoda, ale powtarzania pseudonaukowych wyssanych z palca kocopołów, zwłaszcza kiedy są tak niebezpieczne, bo wywołują w ludziach uzasadniony lęk przed szczepieniami. Ani fakty, ani pseudofakty nie są opinią. Poza tym są przede wszystkim na ogół weryfikowalne. Wyobraźmy sobie, że ktoś nam wyznaje, że „wg jego opinii 2+2=9 i że należy tę jego opinię uszanować”. Co pomyślimy? Najpewniej, że postradał zmysły oraz że trudno oczekiwać od rozsądnego człowieka, żeby szanował nieprawdę.
Co zaś się tyczy redefinicji „wolności”… Wolność dla mnie jest wartością nadrzędną, jednak żyjąc w społeczeństwie, jednostka nigdy nie jest w pełni wolna. Nie może być. Większość z nas (taką przynajmniej, może naiwnie, mam nadzieję) nie ma problemu z tym, że zakłócanie komukolwiek zarówno ciszy nocnej, jak i spokoju w porze dziennej jest niezgodne z prawem. Nie wychodzimy na ulice pikietować w obronie swoich udręczonych sąsiadów, którym ktoś odebrał tę wolność, a raczej się cieszymy, kiedy trafimy na kulturalnych. (To też jeden z dobrych powodów, żeby nie mieszkać w zbyt dużej odległości od ludzi.) Życie pośród innych wymaga od nas zawsze pewnego dostosowania się. To, co dotyczy nas samych jest nasze, dopóki swoimi decyzjami nie zaczniemy stanowić realnego zagrożenia dla drugiego człowieka. Tupanie nóżką, wykrzywianie ust w podkówkę i pokrzykiwanie „a ja się nie zaszczepię!” jest wytłumaczalne do dwunastego, trzynastego roku życia. W dorosłym wieku to już niestety skrajna nieodpowiedzialność, której nie da się usprawiedliwić zrozumiałym strachem. Warto też pamiętać, że szczepienia zapewniają wzrost odporności w całym społeczeństwie, co jest niezwykle ważne, bo są wśród nas też osoby, które ze względów zdrowotnych nie mogą się zaszczepić – szczepiąc siebie, chronimy nie tylko siebie, ale też je.
Ale jeśli już się zaprzemy i odmówimy szczepień – bądźmy uczciwi (przynajmniej wobec samych siebie). Bądźmy też odważni. Ponieśmy wszystkie konsekwencje tej decyzji – zrezygnujmy z godnością z wszelkich przywilejów, jakie zaszczepienie się daje (nie zniżajmy się do buszowania na czarnym rynku w poszukiwaniu lewych zaświadczeń) i w razie zachorowania na Covid-19 – czego nikomu nie życzę – odmówmy leczenia. Wolność warta jest wszak najwyższej ceny, czyż nie?

fot. Marianna Patkowska

Poniżej zamieszczam swój tekst informacyjny dotyczący szczepień w Zakopanem.

💉 Zakopiańskie szczepienia w pigułce

Gdzie, kiedy i jak się szczepić w Zakopanem?

Pod koniec grudnia 2020 roku Powiat Tatrzański rozpoczął przygotowania do szczepień na koronawirusa. Wbrew pierwotnym obawom zainteresowanie szczepieniami w Zakopanem jest bardzo duże i już na początku lutego w samym tylko Zakopiańskim Szpitalu podano ponad tysiąc dawek szczepionki.

Zewsząd docierają do nas różne, często sprzeczne ze sobą informacje. Niektóre, zwłaszcza nieprawdziwe, mogą budzić zrozumiały niepokój. Dr Jerzy Toczek (pediatra, neurolog, lekarz medycyny pracy oraz koordynator ds. szczepień w Szpitalu Powiatowym im. dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem) wyjaśnia:

Jako specjaliści, ludzie odpowiedzialni, rozważaliśmy już wszystkie za i przeciw – większość argumentów przemawia na korzyść szczepionek. Powszechnie uważa się, że szczepionka na koronawirusa jest dużo bardziej oczyszczona niż standardowa szczepionka przeciw grypie, co oznacza, że jest o wiele bezpieczniejsza, nie ma w niej stabilizatorów, nie jest hodowana na zarodkach jaja kurzego, w związku z czym nie ma tu przeciwwskazań jeśli chodzi o alergie. Wszyscy chcemy przerwać transmisję wirusa i zakończyć łańcuch epidemiologiczny, każdy z nas chce żyć i tworzyć swój świat na własnych warunkach […], chcemy wrócić do normalności – szczepionka daje nam taką możliwość. […] Z danych czasopiśmiennictwa światowego wiemy, że w kontekście przeciwciał samo przejście koronawirusa jest mniej skuteczne niż zaszczepienie się – mówiąc wprost oznacza to, że jakość przeciwciał ze szczepień jest lepsza, a szybkość ich opadania zdecydowanie wolniejsza.

dr Jerzy Toczek

W Zakopanem zostały uruchomione dwa punkty szczepień: w Szpitalu Powiatowym (ul. Kamieniec 10) oraz Klinice Medycznej Allmedica (ul. Chyców Potok 26). Miejsce szczepienia zależy od dostępności szczepionki. Istnieje co prawda możliwość wyboru konkretnej placówki, może się to jednak wiązać z uzyskaniem odleglejszego terminu. W obu punktach podawane są szczepionki firm Pfizer, Moderna oraz AstraZeneca. Obecnie trwa rejestracja dla osób powyżej 28. roku życia. Warto pamiętać, że choć osoby najstarsze mają pierwszeństwo, mogą się też zapisać w późniejszym terminie (wyznaczonym dla kolejnych roczników).
Jak się zarejestrować? Można to zrobić albo poprzez e-formularz na stronie internetowej, albo bezpłatną całodobową infolinię 989. Nie potrzebujemy skierowania od lekarza pierwszego kontaktu (zostanie ono wygenerowane automatycznie w momencie rejestracji).
Lekarze gorąco apelują do mieszkańców Zakopanego o to, by stawiali się na szczepieniu w wyznaczonym terminie, a w razie niemożliwości przyjścia uprzedzali o swojej nieobecności.

Kiedy zadzwoniłam na infolinię, wyznaczono mi termin w Zakopanem na 19 maja. Okazało się jednak, że jeśli zależy mi na wcześniejszym, mogę się też zaszczepić w Nowym Targu, co właśnie zrobiłam. Warto więc o wszystko zapytać, bo dla jednego priorytetem będzie termin, dla drugiego miejsce szczepienia, a jeszcze trzeciego – rodzaj szczepionki.

fot. Marianna Patkowska

P.S. Na deser łączę piosenkę, której tytuł wydaje mi się idealnie współgrać z moim dzisiejszym wpisem – pamiętajmy o konsekwencjach swoich wyborów, zwłaszcza, jeśli te konsekwencje dotyczą – jak w przypadku szczepień – nie tylko nas.

fot. Marianna Patkowska