scenariusz: Maciej Pisuk,
Gabriela Łazarkiewicz-Sieczko
reżyseria: Agnieszka Holland
gatunek: dramat
produkcja: Polska, Czechy,
Francja, Belgia
rok powstania: 2023
pełny opis filmu wraz z obsadą
Prawdopodobnie pierwszy raz w życiu wyszłam z kina po seansie zalana łzami, długo nie umiejąc ich powstrzymać. Prawdopodobnie też była to jedna z najczęściej spotykanych reakcji na „Zieloną granicę”. To film wstrząsający, obnażający ogrom zła, ale też równocześnie ogrom dobra, które – w zależności od okoliczności i naszych zasobów – w sytuacjach ekstremalnych z nas wypływa. Nas – ludzi, ale o tym za chwilę.
Choć chyba nie ma osoby, która nie wiedziałaby, o czym jest ten film, czuję się w obowiązku bardzo szybkiego wyjaśnienia. „Zielona granica” opowiada o tragedii, która spotkała uchodźców z krajów dotkniętych wojną oraz nędzą (m.in. Afganistanu i Syrii). Zostali oszukani, że po przylocie na Białoruś bez problemu przekroczą polską granicę, a potem kolejne europejskie. Niestety, ich koszmar rozpoczął się w lesie, przez który białorusko-polska granica przebiega. W lesie, z którego nie mogli – i w dużej części nadal nie mogą, ta sytuacja trwa już dwa lata – się wydostać, mimo coraz trudniejszych warunków pogodowych i problemów zdrowotnych (mowa tu nie tylko o skrajnym wycieńczeniu organizmu, ale też o ciążach, porodach i poronieniach). Uwięzieni w lesie, traktowani przez polską oraz białoruską straż graniczną jak śmieci (i podrzucani co jakiś czas przez jednych drugim i na odwrót), okazali się niczym innym niż podłożoną Polsce przez Łukaszenkę (czyli per saldo zbrodniarza Putina) „ludzką bombą”. Przyjazd bardzo licznej grupy uchodźców i wynikające z tego problemy, również związane z ogromną polaryzacją społeczeństwa, destabilizuje każde państwo. Jeśli te państwa wiąże wspólnota unii, destabilizacja uderza też bezpośrednią w tę unię. Jeśli chodzi o plan Putina – polska władza obecnie jeszcze rządząca spisała się na medal. Zrobiła dokładnie to, czego chciał, pokazując Polakom, jak okrutni i bezwzględni (wykonując jej rozkazy), ale też jak dobrzy i odważni (buntując się przeciw nim) mogą być. Pokazała nam trudną prawdę o nas samych. Oczywiście zrobiła to jak zwykle bezmyślnie i przy okazji służalczo wobec Rosji, czego jej wyborcy zdają się uparcie nie dostrzegać.
Film Agnieszki Holland ma fabularną formę, ale opiera się na udokumentowanych faktach. Pokazuje historie ludzi. Zarówno uchodźców, których podróż do upragnionej Europy zamieniła się w koszmar w polskim lesie, jak i psycholożki mieszkającej w okolicy, która dołącza do pomagającej uchodźcom Grupy Granica, czy w końcu strażnika granicznego, który powoli dostrzega, że jego praca zaczyna kolidować z przyzwoitością. Siłą „Zielonej granicy” jest prawda. To film o człowieczeństwie. O tym, że w sytuacji ekstremalnej część z nas człowiekiem pozostanie, a część się człowieczeństwa wyrzeknie. Ciekawe jest też, że te same osoby, które chętnie wygłaszają autorytarne sądy, kto powinien podczas wojny walczyć, a nie uciekać, nie są zdolne do tak w sumie nie bardzo nawet heroicznego poświęcenia jak zbuntowanie się w pracy, opowiedzenie się po stronie dobra czy nawet narażenie się na kilka godzin w areszcie. Nasza – jak mawiają katolicy – „wolna wola” polega właśnie na tym, że zawsze mamy wybór. Nawet, jeśli państwo, w którym żyjemy zmienia się w państwo bezprawia i nakazuje nam zachowania nieludzkie, uwłaczające człowieczeństwu.
Rozmiar obrzydliwej nagonki na Agnieszkę Holland, kradzież filmu i pokazanie jego fragmentów w reżimowych mediach w celu zmanipulowania (i tak już systematycznie ogłupianych) widzów świadczy jedynie o tym, że putinowska propaganda ma się w naszym kraju świetnie. A jeśli chodzi o „opluwanie munduru” straży granicznej, cóż… Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że za odmówienie wykonania polecenia grożą bardzo poważne konsekwencje. Równocześnie wiem też, że cała zbuntowana załoga (czy też, bądźmy realistami, jej większość) jest dla kapitana gigantycznym problemem. Kiedy słyszę pytanie, „co ci biedni chłopcy mają robić, kiedy rozkazy przychodzą z góry, a oni mają przecież rodziny”, myślę, że przestać się mazać i zachować się przyzwoicie. W najgorszym razie stracą pracę. Ludzie uwięzieni w lesie tracą zdrowie, ale też życie.
Czy film jest „antypolski”? To zależy od tego, jak Polskę zdefiniujemy. (Swoją drogą, jeśli miałby być „antypolski”, musiałby też być „antybiałoruski”, a nikt go tak nie nazywa.) Holland ucieka od etykietek. Ten film nie jest o Polakach, Białorusinach, Afgańczykach, Syryjczykach. Nie jest też o katolikach, muzułmanach czy Żydach. To film o ludziach. Bardzo różnych ludziach, ale granica podziału między nimi nie przebiega między terytoriami ich ojczyzn. Widzimy ludzi niezwykle kulturalnych, grzecznych, miłych, widzimy ludzi dobrych, walecznych, odważnych, w końcu widzimy ludzi z kompletnych intelektualnych nizin, ludzi prymitywnych i prostackich, ale też widzimy ludzi prostych, w których dokonują się zmiany; których rusza sumienie. I wiemy też, że to jedynie wycinek rzeczywistości, jakoś jednak ukazujący złożoność całej trudnej sytuacji. Jeśli już jednak koniecznie rozpatrywać „Zieloną granicę” w kontekście naszego kraju (a zachowanie straży granicznej jest jedną z najbardziej haniebnych kart w naszej historii), myślę, że wyłaniają się z niej dwie Polski. Jedna: nowoczesna, empatyczna, odważna, waleczna, ludzka i przyzwoita. Druga: zaściankowa, pozamykana, prymitywna, zacofana i zakompleksiona. Jeśli ktoś po obejrzeniu tego filmu (choć standardem stało się wypowiadanie się o filmach, których się nie widziało) nazywa go „antypolskim”, oznacza to, że wierzy w tę drugą Polskę, której ja nie chcę z nim tworzyć. Ale to już nie jest przecież wina Agnieszki Holland. Sama, będąc Polką, oczywiście podczas oglądania tego filmu robiłam rachunek sumienia i biłam się w piersi za polskie grzechy. Jednak film jest o człowieczeństwie. O tym, że dzieli nas wyłącznie to, czy będziemy ludzcy, czy bezwzględnie nieludzcy. Fenomenalnym zabiegiem jest początkowy najazd kamery na las w kolorze, a dopiero niedługo później zmiana obrazu na czarno-biały. Taki zresztą pozostaje do końca filmu. Wszyscy jesteśmy równi bez względu na kolor i jakąkolwiek grupową (narodową, rasową, religijną) przynależność. I z tego punktu podejmujemy decyzje przyzwoite albo wykluczające nas poza nawias przyzwoitości.
Jeśli podoba Ci się, jak piszę, i chcesz mnie docenić,
kliknij w poniższą ikonkę i postaw mi, proszę, wirtualną kawę ![]()
