„Jak nie dać sobą manipulować; dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych” Christel Petitcollin

fot. Marianna Patkowska

tłumaczenie: Krystyna Arustowicz
wydawnictwo: Feeria
rok wydania: 2020
oryginalny tytuł: Pourquoi trop penser rend manipulable:
Protéger votre mental de l’emprise

Ostatnio mój przyjaciel śmiał się ze mnie, że w ogóle obchodzę imieniny, bo co to niby za powód do świętowania, że wraz z resztą polskich Mariann posiadam  imię? W samym założeniu byłabym skłonna się z nim zgodzić i nawet zrezygnować z traktowania drugiego czerwca w sposób szczególny, ale tylko pod warunkiem, że zamiast tego raz w roku – oprócz urodzin i Świąt Bożego Narodzenia – dostanę jakiś upominek. Tak bez okazji. Głupia nie jestem! Co więcej, nie dość, że nie jestem, to jeszcze myślę dużo za dużo (co doczekało się wśród moich znajomych cudownej nazwy mariankowanie). Jakąż więc cudowną niespodzianką był dla mnie tegoroczny imieninowy właśnie prezent… kolejna, trzecia już, część biblii dla mariankujących (inaczej nadwydajnych mentalnie) autorstwa Christel Petitcollin pod tytułem „Jak nie dać sobą manipulować”! Książka poświęcona jest ogólnie pojętej asertywności i radzeniu sobie z ludźmi, na których zagrania – jako prawopółkulowcy – jesteśmy mocniej narażeni.
(Tak, budowa tego wstępu jest przykładem na typowe dla nas – adresatów tej książki – myślenie rozgałęzione.)

fot. Marianna Patkowska

Autorka, za którą zdążyłam się już stęsknić, bezceremonialnie rozprawia się z manipulatorami, którym się zazwyczaj wydaje, że mogą bezkarnie wykorzystywać neurologiczną odmienność prawopółkulowców. Petitcollin zna ich jak zły szeląg, więc nie z nią te numery! Wzruszającą matczyną troską otacza nadwydajnych mentalnie – swoje małe życiowe nieporadki, wznosząc się na wyżyny cierpliwości, tak przy nas rzeczywiście czasem potrzebnej. (Tłumaczenie nam, po raz kolejny, że niektórzy ludzie mają po prostu złe intencje budzi w nas zawsze tak samo duże zdumienie.) Nie ma jej jednak za grosz dla manipulatorów. Ich inteligencję, wbrew powszechnej opinii, uważa za zdecydowanie przereklamowaną, a źródła chwilowo sprawowanej przez nich nad prawopółkulowcami władzy doszukuje się w niepewności siebie i nieumiejętności stawiania granic, które nadwydajnych mentalnie charakteryzują. W tej sytuacji ofiary pozostają nimi tylko do momentu, w którym nie przejrzą (w gruncie rzeczy prymitywnych) gierek swoich oprawców. Petitcollin nie ma dla manipulatorów litości, porównując ich do niesfornych dzieci uprzykrzających życie swoim rówieśnikom z czystej złośliwości. Co więcej, uważa, że umysłowo i emocjonalnie pozostali oni na poziomie dwunastolatków, podczas gdy brak wiary w siebie i podatność na słowa każdego, kto ma jej w nadmiarze sprawiają, że prawopółkulowcom bardzo trudno zrozumieć, że często przewyższają manipulatorów intelektualnie. Autorka zwraca też uwagę na to, że – jakkolwiek nie byłoby to trudne – brak wyraźnego postawienia się manipulatorowi jest swoistego rodzaju „współudziałem w zbrodni”. Ta teza budzi dużą niezgodę u większości nadwydajnych mentalnie czytelników, jednak warto stanąć ze sobą w prawdzie – złu należy się sprzeciwiać. Ale do tego trzeba je najpierw umieć nazwać po imieniu.

fot. Marianna Patkowska

P.S. A na deser łączę swój cover utworu „Grave” z repertuaru Summer Walker. Jego doskonały tekst traktuje co prawda o niezwykle przydatnej umiejętności spuszczania irytujących adoratorów na drzewo, ale w szerszym znaczeniu może stanowić też przepis na rozprawienie się z wszelkimi pozostałymi uciążliwymi bliźnimi (manipulatorów nie wyłączając). Jeśli ktoś koniecznie musi podzielić się mądrością, o którą go nie prosiliśmy, najlepiej zaproponować mu, żeby po prostu umieścił ją na naszym nagrobku. Będzie nam równie przydatna co za naszego życia, a bzdury pisane zawsze znajdą jakiś krąg odbiorców.

Przeczytaj też moje recenzje innych książek tej autorki:

 

„Jak lepiej myśleć; dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych” Christel Petitcollin

fot. Marianna Patkowska

tłumaczenie: Krystyna Arustowicz
wydawnictwo: Feeria
rok wydania: 2019
oryginalny tytuł: Je pense Mieux

Lekturą, która z pewnością odmieniła moje życie, porządkując mi raz na zawsze wiele rzeczy w głowie, była fantastyczna „Jak mniej myśleć; dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych” autorstwa mówczyni oraz trenerki w zakresie komunikacji i rozwoju osobistego, a także terapeutki – Christel Petitcollin. Dzięki niej zrozumiałam w pełni swoją inNość, a dokładnie nadwydajność mentalną, jak nazywa tę przypadłość Petitcollin, pracująca z takimi pacjentami już prawie dwie dekady. Cechuje ich „źródło dowodzenia” ukryte w prawej, a nie – jak u 85% populacji – lewej półkuli mózgowej.
Jakaż była więc moja radość, kiedy… dostałam w prezencie część drugą tej cudownej książki – „Jak lepiej myśleć; dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych”! Przyznam, że po przeczytaniu „Jak mniej myśleć” miałam dosyć mieszane uczucia. W trakcie jej lektury byłam zachwycona tym, że ktoś mnie nareszcie tak trafnie zdiagnozował, ale potem, kiedy zetknęłam się z reakcjami lewopółkulowców nazywanych przez Petitcollin normalnie myślącymi (osobiście podchodzę do tego akurat terminu ze sporą rezerwą) na mój entuzjazm, poczułam się nieco zbita z pantałyku. Dzielili się oni bowiem na ogół na dwie grupy: albo uważali się również za prawopółkulowców, którymi ewidentnie nie byli, albo kompletnie nie potrafili zrozumieć tej neurologicznej przypadłości (naszego „innego okablowania mózgu”). Grupą, która traktowała książkę poważnie, umiejąc w pełni przyswoić jej sens, było wąskie grono prawopółkulowców właśnie, a także nieliczne przypadki bardzo otwartych, wrażliwych i ciekawych świata lewopółkulowców. Kiedy wzięłam do ręki „Jak lepiej myśleć” i zaczęłam w pierwszym rozdziale czytać opinie o pierwszej części, jakie docierały w niesamowicie obszernej korespondencji do autorki (która niewielki wycinek przytoczyła, resztę streszczając), zamarłam. Znowu okazało się, że nie byłam w swojej najpierw ekscytacji, a potem zagubieniu jedyna. Dzieliliśmy to doświadczenie wspólnie. Takie odczucie kosmicznej jedności zawsze nas, prawopółkulowców, wzrusza.
O ile pierwsza część wyjaśniała samo zjawisko nadwydajności mentalnej, o tyle w drugiej autorka bierze nas (trochę czasami takie zagubione dzieci we mgle) za rękę i objaśnia krok po kroku otaczający świat. Wie, jak go widzimy, wie też, jak widzą go lewopółkulowcy. Rozumie więc doskonale, skąd biorą się wszelkie nieporozumienia między nami i radzi jak najskuteczniej ich unikać. Wraca też do ważnych zagadnień z części pierwszej, których nie zdołała w niej rozwinąć. Nie szczędzi nam swoich cudownych uszczypliwości podszytych jednak ogromną życzliwością i sympatią dla tych różnych specyficznych głupotek, które lęgną się czasami w naszych umęczonych ciągłym analizowaniem głowach. Wie, że otrzeźwi nas dopiero przeczytanie ich na głos. Jest idealną matką i terapeutką w jednym!
Lektura „Jak lepiej myśleć”, niesamowitym zrządzeniem losu, przypadła na bardzo ważny czas w moim życiu, w którym wyruszyłam najdalej od siebie, by zanurkować w sobie najgłębiej. (Była jednym z opisywanych w moim tekście spadochronów.) Pojęcie w pełni tego, że jestem nadwydajna mentalnie i że to w znacznym stopniu wpływa i będzie wpływać na moje codzienne życie, dodało mi ogromnej siły. Zrozumiałam, że to nie przypadłość, lecz prawda o mnie. (Z niej wynikały granice, które w przytaczanym wpisie postawiłam i przez złamanie których byłam zmuszona całkowicie zakończyć swoją nNiesamowitą podróż.) To otworzyło przede mną zupełnie nową perspektywę, pomogło zaakceptować się w pełni i dać się ponieść mózgowi, który oprócz nadprodukcji myśli, umie też – jak się okazało – całkiem sprawnie wykrywać w zarodku zagrożenie i od razu mnie o tym alarmować.
Jasna też dla mnie stała się nareszcie przewrotność tytułu pierwszej części „Jak mniej myśleć” – jakby z nas nie drwili lewopółkulowcy, wcale nie o to chodzi (autorce, Wszechświatowi), żebyśmy myśleli mniej (ktoś przecież musi myśleć więcej, żeby normalnie myśleć mógł ktoś)! Chodzi o zminimalizowanie wynikającego z tego zbędnego bólu dla nas samych. To my się męczymy (zadręczając się po cichu), nie wy, obserwując kosmiczną szybkość naszych umysłów, kiedy zaczynamy mówić!
Obie książki są więc właściwie o tym, jak lepiej myśleć, z tym, że tytuł pierwszej miał prawdopodobnie przyciągnąć uwagę naszą i naszych bliskich, którzy od razu rozpoznali w nim nas, a z kolei jej treść zapoznała czytelników z opisywanym zjawiskiem.

fot. Marianna Patkowska

W „Jak lepiej myśleć”, mając już narzędzia, wchodzimy dużo głębiej. Fantastyczne jest w tej książce to, że w całości jest odpowiedzią autorki na wszystkie listy czytelników po lekturze pierwszej części, z których wyodrębniła powtarzające się prośby i problemy, rozkładając je teraz na czynniki pierwsze.
Gorąco wszystkim „Jak lepiej myśleć” polecam i choć oczywiście lepiej przeczytać obie części, jednak nieznajomość pierwszej nie utrudnia zrozumienia drugiej.

Przeczytaj też moje recenzje innych książek tej autorki:

„Jak mniej myśleć; dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych” Christel Petitcollin

fot. Marianna Patkowska

tłumaczenie: Krystyna Arustowicz
wydawnictwo: Feeria
rok wydania: 2019
oryginalny tytuł: Je pense trop: Comment canaliser ce mental envahissant

Półtora miesiąca temu, z okazji swoich urodzin, dostałam od przyjaciela książkę, która okazała się jednym z najlepszych prezentów, jakie otrzymałam w życiu!
Po zapoznaniu się z jej tytułem (i okładką!) czy pobieżnym przejrzeniu książki rzeczywiście moim bliskim może nasunąć się na myśl moja osoba (i że ciągle wszystko rozpamiętuję, i mielę w umyśle, i że ten leniwiec), jednak uważna lektura przerażająco trafnie rozkłada mnie na czynNiki pierwsze. Bo tak naprawdę jest to książka o mnie.
Każdy człowiek (choć w niektórych przypadkach naprawdę ciężko w to uwierzyć) posiada mózg składający się z lewej – odpowiedzialnej za logiczne myślenie i racjonalność – oraz prawej – odpowiedzialnej za emocje i uczucia – półkuli. Innymi słowy, w mózgu każdego z nas mieszka rozum (lewa półkula) i serce (prawa półkula).  Równocześnie półkula lewa dominuje u większości ludzi, a ściślej… u 80 – 85% populacji (tzw. „normalnie myślących”). Pewną neurologiczną anomalią jest, jak to ładnie nazywa autorka książki, Christel Petitcollin „inne okablowanie mózgu”, czyli dominacja półkuli prawej. Prawopółkulowcy, nieprzeciętnie zdolni, czy też nadwydajni mentalnie (takiej terminologii trzyma się Petitcollin) to osoby o niesamowicie rozwiniętej empatii, ogromnej wrażliwości (na skraju przewrażliwienia) i ponadprzeciętnie rozwiniętych wszystkich pięciu zmysłach, których mózgi pracują dzień i noc na pełnych obrotach. Z tego lakonicznego opisu może wynikać, że to dość nieskromne, że tak szybko zaliczyłam się do grona prawopółkulowców, bo przecież ich charakterystyka to właściwie same pozytywy, każdy chciałby się do niego zaliczać! Otóż w praktyce właśnie niekoniecznie. Warto pamiętać, że opisane w książce dylematy, problemy i rozterki będą dla lewopółkulowców kosmiczną abstrakcją, a prawopółkulowcy właśnie odnajdą w nich swoją codzienność. Zrozumieją też szybko neurologiczne uwarunkowania swojej dręczącej ich i mocno odczuwalnej odmienności, a czasem też jakiegoś osamotnienia.
Natręctwo myśli, hiperestezja, epizody depresyjne mimo wrodzonej radości życia, rozbudowany do granic możliwości idealizm, duża (czasem uporczywa) kreatywność, myślenie rozgałęzione, silna potrzeba pogłębionych, wręcz intymnych kontaktów z bliźnimi przy niemal całkowitym braku potrzeby podtrzymywania kontaktów powierzchownych, duży problem w adekwatnym podejściu do krytyki, którą – niezależnie od intencji nadawcy – jednoznacznie utożsamiamy ze sobą, nie zaś z naszym postępowaniem, to tylko kilka pierwszych z brzegu typowych dla prawopółkulowców cech, które równocześnie doskonale mnie charakteryzują.
Jedyna różnica, którą widzę między sobą a większością opisywanych przez autorkę przypadków, jest taka, że przestałam wątpić w swój intelekt i swoją wartość, choć – jak każdym prawopółkulowcem – miotają mną skrajności, więc miewam oczywiście i pod tym względem gorsze chwile. Jednak nie wątpię już (nie zawsze tak przecież było!) po pierwsze dlatego, że bardzo dużo udało mi się przepracować na terapii, a po drugie miałam niebywałą przyjemność obserwować umysły osób mających ponadprzeciętny iloraz inteligencji (150 IQ, które lokowało ich wśród zaledwie 2% populacji), co z jednej strony niesłychanie stymulowało mój mózg, a z drugiej pomogło mi też odkryć jego własną potęgę. Christel Petitcollin ostrzega jednak na ogół chętnych nadwydajnych mentalnie przed zrobieniem sobie testów IQ, gdyż są one jej zdaniem „pisane przez lewopółkulowców dla lewopółkulowców” i w przypadku osób, którymi „zawiaduje półkula prawa”, nawet jeśli są one nieprzeciętnie inteligentne, testy mogą wykazać nieadekwatne do rzeczywistości wyniki, co albo wpędzi nadwydajnych mentalnie we frustrację, albo utwierdzi ich w niesłusznym przekonaniu, że są gorsi lub głupsi niż reszta społeczeństwa.
Lektura książki, której autorka jest mówczynią i trenerką w zakresie komunikacji i rozwoju osobistego, a także terapeutką, która już od siedemnastu lat pracuje z nadwydajnymi mentalnie, uświadomiła mi również, że nietypowość mojego rodzinnego domu polegała na tym, że skupiał on nie jedną, nie dwie, ale aż trzy osoby nadwydajne mentalnie! Każde z nas było nadwydajne w odrobinę inny sposób (w sensie ja z tatą w inNy, a mama w inny), ale niewątpliwie każde z nas było prawopółkulowcem, co z pewnością mogłoby zainteresować genetyków.
Mam też przekonanie, że ludzie odbierają mnie najczęściej w dość skrajny sposób – albo obdarzając mnie pokładami niesamowitej życzliwości, wyrozumiałości i uczucia, na które zawsze wydaje mi się, że nie zasłużyłam (tak reagują na mnie wszystkie dzieci, przez co czuję się największą szczęściarą na świecie) albo wielkiej, nieskrywanej wrogości i zniecierpliwienia. Jeśli ktoś przyjmuje mnie zupełnie neutralnie, to tylko wtedy, kiedy włożę sporo pracy w to, by mnie zbyt dobrze nie poznał. Książka „Jak mniej myśleć; dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych” pomogła mi wreszcie zrozumieć, że tzw. „normalnie myślący”, czyli lewopółkulowcy, siłą rzeczy nigdy nie zrozumieją mojej potrzeby wchodzenia głębiej, tak jak i ja nigdy nie zrozumiem, jak można się zadowalać jedynie powierzchownością (w moim rozumieniu oczywiście i wg tylko moich standardów), choć i jedna, i druga optyka ma swoje plusy i nie jest gorsza czy lepsza od pozostałej. Co jednak ważniejsze, możemy się nauczyć żyć koło siebie, rozumiejąc, że nasze mózgi są po prostu inaczej skonstruowane, co samo w sobie jest przecież piękne. Najważniejsze jednak, by odróżniać przeciętnych lewopółkulowców od manipulatorów i dręczycieli, bo ci ostatni stanowią dla osób nadwydajnych mentalnie realne zagrożenie. Dobrze sobie z tego zdawać sprawę i odcinać się emocjonalnie od takich jednostek.
Pewnym olśnieniem było dla mnie przeczytanie, że jedną z lepszych metod na poskromienie rozgałęzionych myśli jest sporządzenie mapy myśli i uświadomienie sobie, że właściwie mój blog zarówno przez formę, jaką mu nadałam, jak i przez swoją klikalną strukturę jest sam w sobie rodzajem mapy myśli właśnie.
Ogromnie polecam tę lekturę zarówno tym, którym wydaje się, że ich umysł za chwilę eksploduje i że być może przybyli z odległej planety, jak i tym, którzy chcieliby mnie lepiej poznać.
A kiedy tak na nią patrzę, próbując zredukować wszystkie zbyteczne myśli, pojawia mi się jednak ta jedna, wiodąca… czy tytuł nie powinien przypadkiem brzmieć „Jak myśleć mniej”? W końcu punkt ciężkości jest tu postawiony na zbyt dużo myśli, a nie na sam proces myślenia… 😉

fot. Marianna Patkowska/Zofia Mossakowska

Przeczytaj też moje recenzje innych książek tej autorki: