„Miód dla dakini”

scenariusz: Dechen Roder
reżyseria: Dechen Roder
gatunek: kryminał
produkcja: Bhutan
rok powstania: 2016
oryginalny tytuł: Honeygiver Among the Dogs
pełny opis filmu wraz z obsadą

Wybierając się na ten film, nie do końca nawet miałam świadomość, na co dokładnie idę. Ktoś zaprosił mnie w ostatnim momencie, ja wiedziałam tylko, że pokaz odbywa się w ramach cyklu, do którego mam zaufanie*, ale nie zdążyłam nawet doczytać żadnego opisu. I dobrze, bo akurat azjatyckie kino tego dnia nie byłoby prawdopodobnie rozrywką mojego pierwszego wyboru. A nawet jeśli zaintrygowałaby mnie wzmianka o tym, że to kryminał, także pewnie moje oczekiwania okazałyby się rozbieżne z tym, co miałam ogromną przyjemność przeżyć podczas seansu. A miałam przyjemność doświadczyć kina zupełnie innego od wszystkiego, co do tej pory widziałam; kina nieoczywistego, przepełnionego magią, głębią, bardzo mi bliską buddyjską duchowością i czystym pięknem.

Dakini – w buddyzmie tybetańskim istota personifikująca żeńskie aspekty oświecenia. W tantrze personifikuje żeńską energię seksualną stanowiącą archetyp stworzenia.

Wikipedia

Fabuła nie jest bardzo zawiła, ale naprawdę – choć akcję trudno nazwać specjalnie wartką – wciąga i trzyma widza w napięciu. Małomówny, skupiony na swojej pracy, racjonalny i niespecjalnie z natury wylewny detektyw Kinley przyjeżdża do bhutańskiej wioski prowadzić śledztwo w sprawie tajemniczego zaginięcia przeoryszy żeńskiego klasztoru położonego w niesamowitych, niewymownie urokliwych, spowitych mgłą lasach. Sprawa od początku wydaje się dziwna, a mieszkańcy wioski jednoznacznie wskazują jako winną intrygującą Choden, która nie pochodzi stąd, mieszka sama i jest przez tutejsze zabobonne społeczeństwo uważana za diabła. Niewrażliwy na przesądy Kinley próbuje dociec prawdy, wyruszając za Choden w wędrówkę, która w pewnym momencie okazuje się wędrówką również wgłąb siebie samego.
Niewiarygodna lekkość, przenikanie się rzeczywistości i fikcji, jak również racjonalnych działań i magii dostrzeganej w pewnym porządku świata przez osoby mocno uduchowione są w tym filmie otulone tą niesamowitą mgłą, leniwą zielenią i niewymuszonym naturalnym pięknem krajobrazów. Nic, co widzimy, nie jest oczywiste, prawie wszystko jest intuicyjne – gra z naszą wrażliwością.
Nie sposób nie wspomnieć też o rewelacyjnej, poruszającej muzyce, którą „Miód dla dakini” uświetnił Tashi Dorji. Gorąco wszystkim ten film polecam!

ZWIASTUN:

*P.S. Miałam ogromną przyjemność zobaczyć ten film w ramach doskonałego i bardzo dla naszego miasta ważnego cyklu „Kino, którego szukasz” – pokazy odbywają się zawsze w jeden czwartek miesiąca w Kinie Sokół. Jeśli jesteście akurat w Zakopanem i macie ochotę na rozrywkę bardziej wymagającą, niż ta, która sama o sobie daje głośno znać, bardzo gorąco zachęcam do zapoznania się z ofertą tego cyklu (wystarczy kliknąć w poniższy baner lub TUTAJ) i polubienia tej strony, żeby być na bieżąco – naprawdę zawsze trafiają się perły!
A jeśli akurat terminowo nie uda się Wam wpasować w żaden seans z tej serii, zachęcam do odwiedzenia studyjnego Kina Miejsce w tym samym budynku (zawsze interesujący repertuar znajdziemy TUTAJ).


baner Kino, którego szukasz

„Bliskość”

scenariusz: Kantemir Bałagow,
Anton Yarush

reżyseria: Kantemir Bałagow
gatunek: dramat
produkcja: Rosja
rok powstania: 2017
oryginalny tytuł: Tesnota
pełny opis filmu wraz z obsadą

Fabuła „Bliskości” rozgrywa się w kaukaskiej części Rosji. Główną bohaterką jest intrygująca Ila (w tej roli fenomenalna Darya Zhovnar), wywodząca się z ortodoksyjnej żydowskiej społeczności. Kiedy po opuszczeniu rodzinnej uroczystości ukochany brat Ili zostaje wraz ze swoją narzeczoną porwany dla okupu przez Kabardyjczyków, zaczyna się dramat rodzin uprowadzonych i seria trudnych wyborów. Film jednak w moim odczuciu nie jest o tych wyborach, ale o kontrze między jednostką a grupą lub też – jak nazywa to matka Ili – „plemieniem”.
Ila jest nietuzinkową postacią, dziewczyną dziką, nieokrzesaną, namiętną, nietypową. Pracuje z ojcem w warsztacie samochodowym, szaleńczo kocha Kabardyjczyka. W mniejszości narodowej, z której się wywodzi, tak mocno przesiąkniętej patriarchatem i o tak mocno zarysowanych granicach, nie może poczuć się dobrze i bezpiecznie. Nie może zaznać bliskości (w swoim własnym rozumieniu tego słowa), której tak bardzo potrzebuje. Wepchnięta przez Bałagowa w ciasny kadr, każdym swoim gestem walczy o wolność i zaznaczenie swojej indywidualności.
Nasuwa mi się też pytanie, na ile wsparcie naszej społeczności i rodziny – tak bardzo w mniejszościach przecież ważne – jest wsparciem w pełnym tego słowa rozumieniu. Na ile z pozycji grupy w ogóle da się rozwiązać problemy jednostki, które trzeba rozpatrywać indywidualnie? Czy się da? Czy może perspektywa grupy i silne poczucie czasem źle pojętej lojalności zaburza umiejętność dostrzeżenia czegoś dużo istotniejszego? Na te pytania wydaje się odpowiadać bardzo złożona i na swój sposób tragiczna postać matki Ili.
„Bliskość” jest filmem niezwykle poruszającym. Serwowane widzom sceny nie zawsze są wygodne, nie zawsze są zrozumiałe; również dla krytyków, jak wstrząsające nagrania, na których czeczeńscy terroryści torturują i mordują rosyjskich żołnierzy, oglądane przez Ilę i środowisko jej chłopaka – Kabardyjczyka. W moim odczuciu – choć jak większość widzów odwracałam z przerażeniem głowę, wiedząc, że bardzo nie chcę w tym uczestniczyć – była w tym jakaś prawda, więc wartość nadrzędna, osnuta jednak przez Bałagowa delikatną siatką artyzmu. Życie przecież nie zawsze jest wygodne i zrozumiałe.
Bardzo podoba mi się w „Bliskości” jej wielowymiarowość i wymykanie się łatwemu zaszufladkowaniu, a z drugiej strony ogromna poetyka. Film na długo pozostaje w pamięci.

ZWIASTUN: