Wiosna, ach, to ty?

fot. Bożena Szuj

Pory roku działają na mnie bardziej niż bym tego chciała. Dlatego zresztą utworzyłam na blogu kategorię „Jak w porach roku Vivaldiego” – każda pora roku to trochę inNa ja, inNe moje postrzeganie świata; zmiana optyki, zmiana oczu… Brak którejś z nich potrafi mnie mocno rozchwiać. Nawet, jeśli za nią nie przepadam.

Czemu za wiosną nNie przepadam

fot. Bożena Szuj

Wiosna to zdecydowanie moja najmniej ulubiona pora roku. Kojarzy mi się przede wszystkim z wyłaniającymi się spod topniejącego śniegu psimi (oby tylko!) kupami na chodnikach. Coraz dłuższe dni przypieczętowane ostatecznie zmianą czasu z zimowego na letni oznaczają dla mnie w praktyce drastyczne skrócenie jedynej części dnia, podczas której czuję się stosunkowo bezpiecznie i spokojnie. Oczywiście milej wychodzić z pracy, kiedy nie otula nas zmrok, no a w lecie już w ogóle cudownie jest przebywać jak najdłużej poza domem, a potem chodzić na długie wieczorne spacery i obserwować piękne zachody słońca (zwłaszcza nad morzem). Jednak wiosna to nie lato. Podczas wiosny jest za ciepło na sweter, a za zimno na sukienkę. Przebywanie poza domem nie jest niczym przesadnie przyjemnym nawet, jeśli nie jest się alergikiem. Do tego wszystkiego ta wszechobecna presja by cieszyć się życiem, czy – wersja mniej wymagająca – by żyć. To bardzo wyczerpujące, kiedy trudno wykrzesać z siebie jakąkolwiek energię. Zwierzęta budzą się z zimowego snu, a ja, gdybym tylko mogła, przesypiałabym wiosnę. Chociaż oczywiście budząca się do życia przyroda jest na swój sposób piękna.

W poszukiwaniu straconej wiosny

fot. Bożena Szuj

W wiośnie na Podhalu lubię to, że prawie wcale jej nie widać. Objawia się wyższymi temperaturami i topniejącym śniegiem, a często też delikatnym, ciepłym wiatrem. Wreszcie można chodzić po mieście bez ryzyka skręcenia kostki na lodzie (Urząd Miasta Zakopane do wyższych rzeczy niż dbanie o odśnieżanie i odladzanie miasta jest stworzony). Jakimż więc rozczarowaniem był dla mnie w tym roku po tygodniu wiosny powrót zimy. Zimy, którą byłam zmęczona bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, bo w Zakopanem to niestety zima z prawdziwego zdarzenia wypełniona aż po brzegi śniegiem. Trudno zrozumieć awersję do niego, kiedy widuje się go rzadko. Kilka miesięcy w śniegu po kolana może jednak z uwielbienia zimy skutecznie wyleczyć. Wypatrywałam więc tej swojej najmniej ulubionej wiosny jak zbawienia, ale nie nadchodziła.

(Stara) Ochota na wiosnę

fot. Bożena Szuj

Święta wielkanocne spędziłam w swoim rodzinnym domu na Starej Ochocie. Od dawna mam podejrzenie, że „stara” w nazwie ma jakiś związek z tym, że jest to najbardziej geriatryczna dzielnica Warszawy. Średnia wieku jej mieszkańców to 98 lat, a kiedy umierają, na ich miejsca pojawiają się nowi… w tym samym wieku, co sprawia, że to miejsce jest w całości w jakimś sensie spowite jesienią życia. Jednak, w przeciwieństwie do Zakopanego, wiosnę widać tu na drzewach. Jest zielono. A przynajmniej bywało.
W tym roku wiosna objawiła się wyłącznie nieadekwatnością przywiezionej przeze mnie garderoby. Z jednej strony w zimowych butach (wypranych już i gotowych do schowania przed niespodziewanym powrotem zimy) oraz takiejż kurtce było mi za ciepło, ale za to w przywiezionym wiosenno-jesiennym płaszczyku na ogół było mi jednak za chłodno. Oprócz kilku deszczowych dni, zdarzyły się też co prawda dni ciepłe i całkiem słoneczne, ale mijający tydzień trudno było nazwać wiosną w pełnej krasie. Przypomniały mi się kolory zieleni wyłaniające się w trakcie ciepłych wiosennych deszczy lata temu. Pamiętam, jak patrzyłam na nie przez wielkie okna w kuchni. Przyroda wydawała się wtedy soczysta i fascynująca.

Tylko wiosny żal

fot. Bożena Szuj

W myśl banalnej prawdy, że doceniamy coś dopiero, kiedy to stracimy, nie doświadczywszy w tym roku wiosny, odczuwam pewien brak. Pięknem wiosny były dla mnie bardzo nieliczne, ale intensywne momenty zachwytu w jej trakcie. Zachwytu tym, co ulotne i nieuchwytne. Ciepły wiatr smagający znienacka policzki, poruszając przy tym jakieś odległe, miłe wspomnienie nie wiadomo czego (czasem snu). Niewiarygodne odcienie zieleni po deszczu, kolory kwiatów. Między sennością a depresją, w oczekiwaniu na upragniony mrok, chwile przemożnego i niezrozumiałego szczęścia opanowującego całe ciało. Jednym z tysiąca moich ulubionych cytatów Woody’ego Allena jest ten z filmu „Annie Hall”:

Dwie kobiety spędzają wczasy w pensjonacie. Jedna mówi: „jakie tu mają niedobre jedzenie”, a druga dodaje: „no i w dodatku takie małe porcje”. To samo myślę o życiu. Jest pełne bólu, cierpienia i nieszczęść, a na dodatek tak szybko przemija.

– „Annie Hall” Woody Allen

Myślę, że idealnie podsumowuje mój stosunek do braku wiosny w tym roku.

fot. Bożena Szuj

P.S. A na deser mój cover piosenki „Happy” Pharrella Williamsa.

Jeśli podoba Ci się, jak piszę, i chcesz mnie docenić,
kliknij w poniższą ikonkę i postaw mi, proszę, wirtualną kawę ☕️

Postaw mi kawę na buycoffee.to