czyli moje muzycznNe inNspiracje, a także śpiewanNie utworów własnNych i cudzych

fot. Valantis Nikoloudis
Jak już pisałam wcześniej, skończyłam szkołę muzyczną pierwszego stopnia, od piątego roku życia śpiewam, od siódmego gram na fortepianie, od ósmego piszę własne piosenki. Mam na swoim koncie cztery autorskie płyty z własną muzyką (na wszystkich występuję w roli jedynego wykonawcy) i jestem w trakcie nagrywania kolejnej – tym razem robię to po raz pierwszy poza studiem, w swojej prywatnej szafie, przejmując także kompetencje realizatora dźwięku. Żadna z moich płyt nie jest komercyjna i nigdy nie była w sprzedaży.
Pochodzę z muzycznego domu, moi rodzice skończyli muzykologię. Od trzeciego roku życia uczęszczam na Międzynarodowy Festiwal Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień”, przy którym przez wiele lat pracowali oboje (tata w Komisji Programowej, a mama w biurze festiwalowym). Najbliższa jest mi zdecydowanie muzyka elektroakustyczna, ale jestem zdania, że nie gatunek muzyczny stanowi o wielkości poszczególnych dzieł. (No, może z wyjątkiem jednego przaśnego polskiego nurtu rozrywkowego, który zawsze stanowi o poziomie niskim.)
Moje zderzenie w najmłodszych latach z muzyką współczesną, równocześnie osłuchiwanie się w szkole z muzyką dawną oraz najbardziej oczywiste zachłyśnięcie się szeroko rozumianą muzyką rozrywkową (punk rock, heavy metal, rock, pop, soul, R&B), powinno mi teoretycznie ułatwić kontakt z innymi odbiorcami muzyki, bo miałam pewnie siłą rzeczy trochę rozszerzone horyzonty. Jednak ci od rozrywki w ogóle nie kumali o co mi chodzi z tą muzyką współczesną (ile razy bym nie tłumaczyła, że to nie muzyka rozrywkowa, choć i tę się pisze współcześnie, tylko coś, jak dawna, chociaż pisana teraz – to było w ogóle dla nich nie do ogarnięcia). Z kolei ci od muzyki współczesnej, kiedy okazywało się, że mówiąc: „śpiewam” niekoniecznie mam na myśli muzykę poważną (choć z kolei nie posunęłabym się aż tak daleko, żeby zaliczyć ją do rozrywkowej), załamywali ręce i pytali:
A co na to tata?
– kompozytorzy muzyki współczesnej na wieść o tym, że tworzę i wykonuję muzykę niepoważną
Tata na to to samo, co każdy inteligentny i zdrowy emocjonalnie ojciec – wspierał mnie i cieszył się, że mam pasję, że robię swoje i że przede wszystkim znalazłam coś, co daje mi szczęście.
To wszystko było dla mnie chyba pierwszą poważną lekcją – zrozumiałam, że otworzenie się na wiele gatunków (ale też dziedzin) wcale nie gwarantuje większej łatwości w dogadaniu się z bliźnimi. Wręcz przeciwnie, bo ludzie mają skłonności do szufladek. I kiedy te szufladki trochę przetrząśniesz i okaże się, że właściwie to wcale nie były potrzebne, okazuje się, że zaraz utworzy się Zlot Miłośników Szufladek, próbujący przekonać cię do czegoś, co – jak właśnie odkryłeś – obiektywną prawdą wcale nie jest.
W tej kategorii zamierzam właśnie przetrząsnąć wszystkie szufladki i udowodnić, że piękno i wartość można znaleźć nie w nurcie, lecz pojedynczym, unikatowym utworze, choć niektóre z nich będą od nas wymagały większej uwagi, a czasem nawet aktywności intelektualnej.
Oprócz swoich muzycznych inspiracji będę się też dzielić śpiewanymi przez siebie coverami piosenek cudzych i być może kiedyś też własnymi piosenkami.
Zachęcam do lektury poniższych wpisów! 😉
WPISY:
MOJE MUZYCZNE INSPIRACJE
- Let’s dance
- Stromae – Jacques Brel muzyki tanecznej
- Keith Flint
- NPR Music Tiny Desk Concerts
- Przetworna jesień
