
fot. Valantis Nikoloudis

Podczas jednego z pobytów na Thassos postanowiłam zrobić sobie jednodniowy wypad do Salonik. Ze względu na długość podróży w jedną stronę, na samo zwiedzanie nie zostało mi zbyt dużo czasu, ale wystarczająco, by poczuć klimat tego miasta i zrozumieć, że chciałabym tu jeszcze kiedyś przyjechać na dłużej. Co mnie teraz dość bawi, pamiętam że przyjeżdżając tu ze swojej spokojnej tasyjskiej wsi, miałam wrażenie, że znalazłam się w wielkiej metropolii, zbyt głośnej i agresywnej, by wyobrazić tu sobie mieszkanie na stałe. Jednak wiele wynagrodziła wizyta w greckiej sieci fast-food Goody’s, gdzie nie dość, że dostałam absolutnie fantastyczne kalmary z przepyszną, dużą porcją sałaty, to jeszcze wszystko zostało mi podane na prawdziwym, a nie plastikowym lub papierowym talerzu wraz ze sztućcami wielorazowego użytku!
Moje późniejsze pobyty w Salonikach wiązały się z przyjazdami na Thassos poza sezonem, kiedy najprostszym rozwiązaniem był lot do tegoż miasta i dalej podróż na własną rękę dwoma autobusami i promem. Zatrzymywałam się tu na jeden, góra dwa dni, żeby jeszcze trochę pozwiedzać i dalej kierunek: Thassos.
Najdłuższy, jak do tej pory, mój pobyt w Salonikach trwał cztery pełne dni i trochę się tym miastem, muszę przyznać, zachłysnęłam. O tym, jakim to miejsce jest rajem dla miłośników damskich szpilek będę musiała przygotować odrębny wpis ❤

Thassos zawsze będzie dla mnie na pierwszym miejscu, jednak po tylu latach zaczęłam rozumieć, że prowincjonalność oprócz niewątpliwych plusów ma też niewątpliwe minusy. Jako mimo wszystko osoba dosyć prywatna, czuję pewien rodzaj niepokoju, kiedy zanim kichnę, ktoś, mówi mi „na zdrowie”. Zresztą całkiem niedawno miałam taką właśnie sytuację: przyjechałam pod koniec sezonu do jednej tasyjskiej miejscowości późnym popołudniem. Udałam się na kolację do tawerny, gdzie spotkałam tylko dwóch zaprzyjaźnionych kelnerów – klientelę w większości stanowili starsi Niemcy. Następnego ranka poszłam się przywitać ze znajomą, naiwnie myśląc, że ją swoją obecnością na wyspie zaskoczę. Nic bardziej mylnego – wiedziała już od wczoraj, że tu jestem od Greka, z którym znam się bardzo słabo (jednak po jego próbie wciągnięcia mnie kiedyś w intrygę uderzającą w biznes mojego przyjaciela, z pewnością nie nazwałabym tej znajomości fortunną) i którego w tawernie, do której poszłam, nie było oraz który… jest mieszkańcem sąsiedniej wsi.

To wszystko (plus specyficzna mentalność tych mieszkańców wyspy, którzy nigdy jej nie opuścili) kazało mi zweryfikować swoje marzenia i plany związane z zamieszkaniem na Thassos, a rosnąca fascynacja Salonikami sprawiła, że w mojej głowie zaczęły się pojawiać kolejne szalone pomysły. Ale najpierw może przeczekajmy grecki kryzys 😀
Zachęcam do lektury poniższych wpisów! 😉
WPISY:
- Jak dostać się na własną rękę z Salonik na Thassos i z powrotem
- Kiedy wszystko jest tak, jak ma być, czyli moja samotna wyprawa do Grecji cz. 1
- Kiedy wszystko jest tak jak ma być, czyli moja samotna wyprawa do Grecji cz. 2
- Jakie kosmetyki przywieźć z Grecji
- Muzeum Kultury Bizantyjskiej w Salonikach
- Moje wielkie greckie wakacje
