„Tylko nie mów nikomu”

1. Jak powstał film?

Kilka dni temu – razem z połową Polaków (film, w niespełna tydzień od zamieszczenia go w sieci, został wyświetlony już 19,5 mln razy, a liczba ta ciągle rośnie!) – zobaczyłam wstrząsający dokument braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” (szczegółowe dane odnośnie filmu znajdziemy TUTAJ). Wszyscy to doskonale wiedzą, ale z poczucia dziennikarskiego obowiązku przypomnę tylko, że jest to film dokumentalny, poruszający temat nie tylko pedofilii w kościele, ale też całej machiny jej ukrywania przez tę instytucję. (Warto tu też podkreślić, że wbrew powszechnej opinii, prace nad nim ruszyły zanim powstał „Kler” Smarzowskiego.) Został wyprodukowany „oddolnie” – nie stoi za nim żadna stacja (co daje też do myślenia, a wnioski są raczej gorzkie…), tylko uzbierane przez ludzi, którzy zaufali braciom Sekielskim (pomysłodawcy Tomaszowi Sekielskiemu i producentowi Markowi Sekielskiemu) środki. Ludziom, którzy na początkowym etapie pracy nad „Tylko nie mów nikomu” poczuli potrzebę jego zobaczenia i wpłacali, ile mogli, na specjalnie temu poświęconych serwisach. Jest to w pewnym sensie budujące.

2. Mieszanka emocji

Wszyscy, z którymi rozmawiałam, rozłożyli sobie ten film na raty. Nie dlatego nawet, że trwa aż dwie godziny (co jest bardzo długim czasem, jak na dokument), ale dlatego, że jest niesłychanie ciężki emocjonalnie. Postanowiłam wytrzymać. I rzeczywiście obejrzałam go w jeden wieczór, jednak nie bez krótkich, ale koniecznych, przerw. Słowo, które najlepiej oddaje dominujące uczucie, towarzyszące mi zarówno w trakcie oglądania filmu, tuż po obejrzeniu, czy nawet teraz, kiedy wracam do niego myślami, uczucie nierozerwalnie z moją percepcją tego dokumentu związane, to „wkurwienie”. Przepraszam, wulgaryzmów używam rzadko, jednak to jedna z tych nielicznych sytuacji, kiedy nie da się powiedzieć inaczej. Jednak wymieszane czasem bardziej z bezradnością i bezsilnością, czasem z chęcią wymierzenia sprawiedliwości na własną rękę, a czasem z ogromnym, dojmującym smutkiem (płakałam właściwie niemal cały czas) i poczuciem krzywdy wyrządzonej ofiarom przez zdemoralizowaną do cna instytucję, która ma śmiałość odwoływać się do nauk Jezusa Chrystusa, z którymi już od dawna nie ma nic wspólnego (podkreślę, że mam na myśli instytucję jako całość, nie zaś poszczególnych duchownych).
Układając w głowie to, co chciałabym napisać, wiedziałam od razu, że będę na pewno chciała (niezależnie od tego, czy się z nim tym razem zgodzę, czy nie) wstawić filmik mojego byłego wykładowcy oraz osoby, która nauczyła mnie pisać i której zdanie zawsze bardzo szanuję, czyli pisarza i publicysty Jerzego Sosnowskiego (zapowiedział, jako początkujący vloger, że taki powstanie). Jakież jednak było moje po jego obejrzeniu zdumienie, kiedy okazało się, że… właściwie „zabrał mi” większość moich tez! Stąd czuję teraz pewnego rodzaju dyskomfort, bo nie chciałabym zostać posądzona o cytowanie tak wielkiego autorytetu i podpisywanie tego swoim nazwiskiem, a z drugiej strony… to też są moje przemyślenia. Pozostaje mieć nadzieję, że Czytelnicy mi zaufają, bo o, pełną zawsze życzliwości, reakcję Jerzego Sosnowskiego jestem spokojna.

3. Od strony warsztatowej

Wszystkie recenzje właściwie to podkreślają, więc podkreślę i ja, z całkowitym zresztą przekonaniem – przez dwie godziny oglądamy dziennikarstwo na najwyższym poziomie. Takie, które powinno być stawiane za wzór nie tylko studentom tego kierunku studiów, ale też dziennikarzom, którzy pracują w tym zawodzie już od lat. Dziennikarstwo rzetelne i bezstronne, bo dające każdej ze stron możliwość wypowiedzenia się. Użycie wytłuszczonego słowa wydaje mi się zresztą bardzo ważne, zwłaszcza w kontekście odmowy episkopatu udziału w filmie, ze względu na rzekomą „stronniczość” Tomasza Sekielskiego, co właściwie uświadamia nam, że problem zbytniego bratania się państwa z kościołem nie jest jakimś złudzeniem osób uważających, że zdrowym państwem może być tylko państwo świeckie, lecz faktem, co do którego nie mają wątpliwości także przeciwnicy laicyzacji państwa. Jakąż w końcu „stronniczością” autora dokumentu o problemie pedofilii w kościele jest fakt, że prywatnie nie sympatyzuje z partią rządzącą, o czym wszyscy przecież wiemy? Przecież stronniczość w tym wypadku byłaby pokazaniem problemu z jednej tylko strony, a Sekielski bardzo zabiega o to, by duchowni przedstawili także swoje stanowiska, wysłuchuje ich z szacunkiem i uwagą. To nie jest film o ofiarach księży pedofili, to film o pedofilii w kościele i całym jej przerażającym spektrum.
Sam poruszony temat nie budzi w nikim (zrównoważonym emocjonalnie) żadnych wątpliwości, gdzie leży – jak rzadko kiedy jednoznaczne i niekwestionowane – zło (zło ludzi, nie „diabła” czy „grzechu pierworodnego”). Wreszcie to też  dziennikarstwo  nieszukające sensacji na siłę, dziennikarstwo spokojne, co podziwiam chyba najbardziej – w nielicznych fragmentach filmu widzimy Tomasza Sekielskiego zadającego bardzo kulturalnie i grzecznie rzeczowe pytania księżom i nierzadko spotyka się on zamiast odpowiedzi ze zwykłym prostactwem:

Kurwa, chyba cholernie kościoła nie lubicie!

– żeby wziąć pierwszy z brzegu przykład wypowiedzi bezradnych, bo pytanych o konkrety, duszpasterzy

Jestem osobą spokojną, ale pewien językowy poziom interlokutora wyklucza możliwość mojej z nim rozmowy. Dlatego tak podziwiam profesjonalizm Sekielskiego, nakazujący mu skupienie się na pracy, którą jest dociekanie prawdy poprzez konieczność kontaktu także z ludźmi, z którymi w każdych innych warunkach dobrze wychowany człowiek nie chciałby mieć nic do czynienia.
W tym też sensie ciężko zarzucić filmowi antyklerykalny ton, bo wszyscy są tam traktowani równo (mają taką samą możliwość wypowiedzi, choć kościelna strona w większości ją odrzuca). Kiedy jednak słyszę zarzut, że film ten jest „atakiem na kościół”, rozumiem go jak deklarację, że „Tylko nie mów nikomu” opisuje… cały kościół. W zamyśle producentów jednak opowiada jedynie o temacie pedofilii i wypracowanych latami procedurach krycia jej przed polskim wymiarem sprawiedliwości. Wstrząsające jest usłyszeć od ludzi z kościołem mocno związanych, że nie jest to „tylko” jakaś niechlubna, czarna, ale jedna z wielu różnych kart tej instytucji, lecz zjawisko tam powszechne. Te osoby jednak wiedzą przecież lepiej.

4. Jak skonstruowany jest film?

Pewnie łatwiej będzie tym, którzy jeszcze filmu nie widzieli, zrozumieć emocje, jakie we mnie wzbudził, kiedy wyjaśnię, jaka jest jego dramaturgia. Otóż pokazuje kilka dorosłych już ofiar księży pedofili, które zdobyły się na heroiczną wręcz odwagę opowiedzenia przed kamerami o tragedii, jaka ich dotknęła przed wieloma laty (nie wszystkie pokazały swoją twarz) i… skonfrontowania się ze swoimi oprawcami. Myślę, że szczególnie ci widzowie, którzy nie mieli na studiach podstaw psychologii i nie spotkali się nigdy z ofiarami takich przestępstw, mogą być zaskoczeni tym, jak bardzo takie traumy wpływają na całe dorosłe życie osoby molestowanej lub zgwałconej w dzieciństwie. Jak bardzo to życie łamią, jak niszczą relacje z bliskimi, jak trudno jest się z tym uporać bez wieloletniej, profesjonalnej terapii (a i po niej zostaje w człowieku rysa). Jak wielki jest rozmiar takiej tragedii.
Nagrywane ukrytą kamerą spotkania ofiar z ich wieloletnimi oprawcami – dziś niedołężnymi już, mocno starszymi księżmi, są wbijające w fotel i budzą tak skrajne emocje, że nawet widzowi ciężko jest je znieść. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, co musiały czuć ofiary, decydując się na taką konfrontację. Pierwszy ksiądz, którego widzimy, rzeczywiście może wzbudzić w nas jakieś współczucie. Zdaje się mieć świadomość ogromu zła, jakiego się dopuścił. Próbuje przepraszać, jest przeszyty strachem o to, że „dosięgnie go sprawiedliwość boska”, na co spotyka się z jedyną możliwą w takiej sytuacji, ale też przejmująco przerażającą odpowiedzią: „słusznie, że się ksiądz boi”. Cała jednak dziwna, zbyt dużo powiedzieć sympatia, ale jednak jakaś empatia do niego pryska, kiedy… wyraża przekonanie, że gdyby ofiara przyszła do niego, póki był jeszcze sprawny, mógłby jej… zapłacić.
Bardzo jednak ciekawą tezę wysnuwa Jerzy Sosnowski w swoim filmiku, zwracając uwagę na to, co i mnie się nasunęło na myśl, czyli na infantylizację języka księży, kiedy poruszają tematy seksualności. Nie chodzi jedynie o jaskrawą nieudolność, tylko jakiś rodzaj narracji, być może wyniesiony z seminarium. Jerzy Sosnowski uważa, że cały film braci Sekielskich jest jednym wielkim oskarżeniem celibatu. Tak, jest to obraz wyraźnie wyłaniający się z tego dokumentu. Dodałabym jeszcze jeden, niejako wynikający z niego aspekt: to też oskarżenie braku solidnej edukacji seksualnej, dostosowanej do wieku i potrzeb, którą każdy człowiek powinien dostać na kilku kolejnych etapach swojego życia, od wieku przedszkolnego poczynając.

5. Pedofilia a czyny pedofilskie

Od lat czułam podskórnie, nie mając jednak wiedzy fachowej, że czym innym jest przypadłość pedofilii, a czym innym molestowanie (lub gwałcenie) dzieci przez dorosłych, którzy wyładowują w ten sposób swój seksualny popęd, nie mogąc zrealizować go w danym momencie (lub z powodu danej sytuacji) inaczej.  Skłonności pedofilskich po ludzku naprawdę umiem współczuć, mając jakieś głębokie poczucie, że to niebywałe szczęście, że satysfakcji seksualnej mogą dostarczyć mi żywi, dorośli i przede wszystkim ludzie. Że mogę prowadzić życie, które pozwala mi być i spełnioną w każdym aspekcie kobietą, i uczciwym obywatelem, niełamiącym prawa. Ktoś, kto urodził się z zaburzeniem, jakim jest pedofilia, jeśli nie chce nikogo krzywdzić, musi żyć z frustrującym i trudnym brakiem (a nierzadko pewnie też obrzydzeniem do siebie samego z powodu swoich niezdrowych skłonności). Taką też tezę potwierdziła występująca w filmie psycholog. Odróżniła wyraźnie skłonności pedofilskie jako zaburzenie, które uniemożliwia osiągnięcie satysfakcji seksualnej z osobą dorosłą (niekoniecznie znaczące, że pedofil jednak takich czynów będzie się dopuszczał, nie mniej powinno się odseparować go od dzieci – dla ich, ale też jego dobra) od aktów pedofilskich zastępczych. Z tego rozróżnienia właśnie można wywnioskować, że czyny pedofilskie pośród księży mogą się brać z trudnego dla wielu z nich – i w dzisiejszych czasach już niezrozumiałego – przymusowego celibatu i tego, że dzieci niestety są „łatwiejszymi ofiarami”. Łatwiej je zastraszyć, że jak komuś powiedzą, to stanie się coś złego, nie mają jeszcze świadomości istnienia swoich własnych granic i tego, że nikomu nie wolno ich przekraczać, a do tego wszystkiego małe i niedojrzałe jeszcze dziewczynki (bo ofiarami pedofilii księży nie padają przecież wyłącznie chłopcy) nie mogą zajść w ciążę. Z dorosłymi jest „więcej problemów”, a z pewnością trudniej zamknąć im usta, by dochowali tajemnicy.
Najbardziej wstrząsający w filmie wydaje mi się być jego tytuł… Każda z ofiar zawsze po tragedii słyszała od księdza te właśnie słowa: „tylko nie mów nikomu”. I… nie mówiła. Nikomu. Przez wiele, wiele lat. Płacąc za to milczenie niewyobrażalnie wysoką cenę…

6. Wzajemne „darzenie się” (choć „bez wytrysku to nie grzech”), „potrzebne dzieciom pieszczoty” i „diabeł, który czasem zbiera swoje żniwa”, prawdopodobnie jednak po prostu „przez grzech pierworodny”

Powyższy tytuł to nie jakiś obrzydliwy, niesmaczny i nieśmieszny żart, kompletnie nie na miejscu, na który się pokusiłam z braku jakiegokolwiek wyczucia, lecz niestety cytaty z zamieszczonych w filmie wypowiedzi księży. Z jednej strony potwierdzają one oczywiście powyższą tezę o infantylizacji kościelnego języka seksu, a z drugiej każą się zastanowić, kto tym wszystkim steruje i każe dorosłym ludziom opowiadać coś tak, eufemistycznie mówiąc, niestosownego. Miłosierdzie i zrozumienie kościoła katolickiego (jako instytucji) dla grzechu, który wynika, wg Pisma Świętego, z grzechu pierworodnego ciążącego na każdym z nas,  nie obejmuje przecież osób homoseksualnych czy transpłciowych. One są przez kościelną większość piętnowane jako „zdemoralizowane”, „zboczone”, a nawet „zagrażające kościołowi” (mimo że, ze zrozumiałych przyczyn, wiele takich osób nie chce mieć z tą wrogą sobie instytucją nic wspólnego, a te które chcą, czują się z niego wykluczone). Nie słyszałam jeszcze, by ktoś, cytując oficjalne stanowisko kościoła w tej sprawie, usprawiedliwiał ich czyny „istnieniem szatana” czy „niedoskonałością każdego z nas”. Różnica jednak między, ogólnie rzecz ujmując, ruchem LGBT, a pedofilami jest taka, że urodzenie się z jakąkolwiek orientacją seksualną nie jest przestępstwem, a czyny pedofilskie już tak.
Najmocniej wzburzyły mnie słowa księdza Franciszka Cybuli (zaprzyjaźnionego z Karolem Wojtyłą – nie przekona mnie teza, że czyny te były zbyt straszne, by papież mógł w nie uwierzyćjeśli uwierzenie w prawdę, nawet najgorszą, kogoś przerasta, to można zadać sobie pytanie, czy powinien on piastować rolę papieża). Kiedy widzimy zgarbionego staruszka, który łamiącym się głosem mówi swojej ofierze sprzed wielu lat, przyznającej otwarcie, że zachowanie księdza zniszczyło całe jej życie:

To nie szło jakoś w złym kierunku, to nie było tak, że ja co, ciebie przywiązałem? […] To nigdy nie przekroczyło żadnej miary takiej […]. Myślę, że równorzędnie żeśmy się tym darzyli. Była chwilka pieszczenia i wracaliśmy do swoich spraw.

– ks. Franciszek Cybula

a potem uzmysłowimy sobie, że ten cytat (fatalny zresztą językowo) opisuje zachowanie dorosłego faceta, nakłaniającego do seksu oralnego… dwunastoleniego chłopca, ma prawo wzbierać w nas niewyobrażalna wprost agresja. Zawsze byłam przeciwniczką cieszenia się z czyjejkolwiek śmierci. Uważałam to za barbarzyństwo (nadal tak zresztą myślę). Oburzały mnie wylegające kilka lat temu na ulice rzesze Amerykanów, okazujących publicznie radość z powodu egzekucji Saddama Husajna. Po raz pierwszy jednak, kiedy podczas oglądania filmu „Tylko nie mów nikomu” dowiedziałam się, że podczas jego kręcenia ksiądz Cybula zmarł, poczułam… ulgę. Ogromną ulgę, wynikającą chyba przede wszystkim z poczucia – które również było mi do tej pory zupełnie obce – że gdyby nie umarł, miałabym ochotę wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę.

7. Arogancja władzy… kościelnej

To temat rzeka, więc odnosząc się jedynie do filmu, jestem zdruzgotana powtarzającymi się ze strony wszystkich występujących w filmie księży zarzutami wobec ofiar, że… „nie przyszły z tym wcześniej”. Ofiara nigdy nie jest winna przestępstwa, jakiego jakikolwiek zwyrodnialec się na niej dopuścił. A każdy, kto posiada podstawową psychologiczną wiedzę, ma świadomość bardzo skomplikowanych i trudnych do zrozumienia na logikę mechanizmów obronnych, które nie pozwalają się nawet przecież dorosłym ofiarom innych przestępstw (np. znęcania się psychicznego czy bicia w związku) całkowicie odciąć od swojego kata. Nie dlatego, że „lubią” w takiej sytuacji tkwić, lecz dlatego, że tak właśnie jesteśmy skonstruowani – jak powiedzą osoby wierzące – „przez Boga”. Myślę, że wierni mają prawo domagać się od swoich pasterzy i przewodników duchowych, jakimi powinni być księża, znajomości podstaw psychologii.
Z kolei  nasza władza świecka, na dłuższą wzmiankę na tym blogu nie zasługuje. Polecić mogę tu jedynie obejrzenie w całości wywiadu Tomasza Sekielskiego z profesor Moniką Płatek o cynicznych i barbarzyńskich ruchach rządu, które mają na celu stworzenie pozoru szybkiego działania na rzecz walki z pedofilią, a są czymś zgoła odwrotnym. I przerażającym.

P.S. Łączę opisywany video-vlog Jerzego Sosnowskiego:

CAŁY FILM:

3 thoughts on “„Tylko nie mów nikomu””

Leave a comment